Imagin Clint

Bo artyście wolno wszystko. Aktualnie blokuje mnie pewnien imagin więc po prostu go ominę i będę pisać dalej. Nie pozwolę żeby jedna historia blokowała cały tok pracy.

Dla Wilcze-Oko




Na posterunek policji dwóch funkcjonariuszy wprowadziło wysoką dziewczynę. Jej śnieżnobiałe włosy poruszały się w rytm kroków. Nie wyglądała na szczególnie szczęśliwą, że znajduje się w obecnym miejscu.

- Jestem niewinna! To był przypadek! - jej żałosny głos dotarł do uszu komendanta.

Clint Barton podniósł leniwie wzrok z nad raportu. Zlustrował dziewczynę spojrzeniem i westchnął. Była może trzy lata młodsza od niego. Stanowisko komendanta objął w wieku dwudziestu ośmiu lat, dokładnie cztery miesiące temu. Jego dziadek wcisnął go tutaj na siłę. Rodzinny biznes kręcił się jak oszalały, a Clint zmuszony był stać się jego częścią.

- Co to za jedna? - zapytał od niechcenia.

- Laira Banner, proszę Pana. Dwadzieścia pięć lat, urodzona w Kansas, aktualne miejsce zamieszkania nie jest znane. - pośpiesznie poinformował go jego pomocnik.

- Co zrobiła?

Zapanowała cisza. Asystent zmieszany wpatrywał się w notatki. Dostał je w momencie, kiedy dziewczyna przekroczyła próg komisariatu. Nadal próbował zrozumieć, co się tak właściwie dzieje.

- Mówię do ciebie, Ros. Dlaczego Pani Banner jest tutaj? - ponowił pytanie zniecierpliwionym głosem Clint.

- Tak, na tylko...wie Pan, proszę Pana, to dość niecodzienne, no niezwykłe wręcz. - nerwowo przerzucił kilka kartek - Oskarżono ją o morderstwo.

Barton gwałtownie odwrócił się w stronę mężczyzny. Pytające spojrzenie ponaglało do wyjaśnień.

- Dostaliśmy wezwanie o bójce na ulicy. Kiedy przyjechaliśmy pod wskazany adres okazało się, że to niedaleko salonu fryzjerskiego. Podejrzana stała na środku jezdni z nagrzaną do dwustu stopni Celsjusza prostownicą. Uważamy, że....w każdym razie wszystko na to wskazuje....

- Wysłowisz się wreszcie?

- Tylko ona stała na nogach, proszę Pana. Wokół niej leżały rozrzucone noże, a trzy metry dalej dwóch martwych mężczyzn. - pomocnik spojrzał uważnie na swojego szefa.

Barton przetarł twarz dłonią, nie chciało mu się wierzyć, że ta dziewczyna kogokolwiek zamordowała. Tutaj była mowa o podwójnym zabójstwie, a narzędziem zbrodni miała być prostownica do włosów. Skinął na asystenta, a ten pospiesznie opuścił biuro. Skoro przywieźli ją do nich, to znaczy, że nie podejrzewają jej tak naprawdę. Przecież gdyby rzeczywiście zabiła, to już byłaby w drodze do stanowego więzienia, a nie siedziała w małej celi, w jeszcze mniejszym miasteczku. Spojrzał w jej kierunku, siedziała na łóżku i nerwowo bawiła się włosami. Jak w ogóle mogły być tak białe? Mężczyzna ponownie westchnął i spojrzał na zegarek. Zbliżał się koniec jego zmiany, ale wygląda na to, że będzie musiał zostać na noc. Była jednym więźniem, a wszyscy musieli jechać do domów. Odczekał godzinę, aż trzasnęły drzwi za ostatnim pracownikiem i wyszedł z biura. Udał się pod celę Lairy Banner.

- Przysięgam, że to nie ja! - krzyknęła, kiedy tylko go zobaczyła. Próbował jej przerwać, ale bezskutecznie. - Ariana może to potwierdzić. Cały dzień byłyśmy razem. Najpierw na strzelnicy, bo wie Pan, na kapitalnie strzelam z łuku, ale to nie o tym. Potem byłyśmy na obiedzie u Stacy, skąd poszłyśmy do fryzjera. Siedziałyśmy sobie spokojnie kiedy nagle wpadło tych dwóch! Wymachiwali nożami i grozili nam!

Dziewczyna przerwała żeby złapać oddech. Komendant zauważył, że ma bardzo ładne, niebieskie oczy. Trochę tylko nie pasowały do jej włosów.

- No więc musiałam coś zrobić! - słowa Lairy wyrwały go z zamyślenia. - Wzięłam co pierwsze miałam pod ręką i trzask! - jedną ręką uderzyła w karty. - Nie chciałam go zabić. - dokończyła płaczliwym głosem.

- Panno Banner, ekhem, czyli przyznaje się Pani do jednego zabójstwa?

- Boże broń! To była tylko lokówka, odłączyła się od kontaktu, kiedy wybiegałam za nimi z lokalu. - znów zaczęła nerwowo bawić się włosami.

- To dlaczego leżeli martwi kilka metrów od Pani? - a po chwili dodał: - W raporcie piszą, że narzędziem zbrodni była prostownica.

- Bo oni gówno wiedzą, proszę Pana. Ja panu mówię!

Spędzili całą noc na wyjaśnianiu sprawy. Clint nie mógł uwierzyć, że tak paskudne zbiegi okoliczności spotkały właśnie Lairę. Z samego rana zadzwonił do swojego szefa po instrukcje, co dalej ma począć z nowym gościem. Dowiedział się, że prawdziwego mordercę już złapano, a Panią Banner należy przesłuchać. Nie powiedział ani słowa o tym, że już dawno to zrobił. Z uśmiechem odłożył na biurko wszystkie notatki, a następnie wypuścił dziewczynę. Szczęśliwa jak najszybciej opuściła celę i podziękowała policjantowi. Pomachała mu radośnie, po czym wyszła z komendy.

Clint Barton spojrzał na swoje biurko. Leżała na nim mała karteczka samoprzylepna, na której widniał numer Lairy Banner.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top