Imagin Bucky

Niektórzy gdzieś na Sylwestra wychodzą, inny oglądają Sylwester z Polsatem, ale Wy....Wy jesteście wyjatkowi! Obchodzicie Sylwester z Karou ❤ Dziękuję wszystkim, którzy są, za obecność.

Dla danava_

Białe ściany, białe drzwi, białe łóżko, białe pasy, białe ubranie, białe podłogi, biały sufit

Białe marzenia.

- Riley, kolacja. - beznamiętny właściciel głosu, równie beznamiętnego co właściciel, wsunął przez małą klapkę w drzwiach talerz z jajecznicą.

Ruda, piegowata i chuda. Jedna z trzech dziewcząt na oddziale, która mogła swobodnie przechadzać się po korytarzach. Nie korzystała z tego. Nie kiedy wiedziała, że on też może już wychodzić.

Odbijała się od ścian własnego umysłu. Wciąż go kochała, ale nie potrafiła mu wybaczyć. Wciąż myślała o tym, co jej zrobił.

Piegi wyglądały jakby ktoś zaznaczył na jej twarz, liczbą błędów.

Na pewno popełniła ich zbyt wiele. Zaufała mu, a on sprawił, że oboje wylądowali tutaj. Tysiące razy myślała już, jak się stąd wydostać. Nie chciała uciekać - szukała normalnego sposobu. Jednak po jakimś czasie zaczęła traktować szpital, jak dom. Jedyną nieprzychylną osobą w stosunku do niej, był Roman. Pracownik, który uważał się za najlepszego opiekuna, najlepszego mężczyznę i kochanka. Próbował namówić Riley na wspólną noc. Jednak dziewczyna wpadała wtedy w szał - oczywiście pozorowany.
Bezsenne noce, przerywane cichym płaczem. Jego płaczem zza ściany. Męczył się bardziej niż ona, jemu leki nie pomagały. Jeśli nie wybaczenie, to może chociaż miłosierdzie?

Odłożyła pusty talerz i wstała z łóżka. Podeszła do drzwi, uchyliła je i wyjrzała na korytarz. Nikogo nie było, Roman musiał wrócić do pokoju dla opiekunów. Na palcach podreptała przy ścianie do sąsiednich drzwi. Cicho zapukała.

- Buck, jesteś tam?

Odpowiedziało jej ciche stuknięcie. Nacisnęła klamkę i weszła do ciemnego pomieszczenia. Brak okien i wyłączone światła robiły swoje. Jednak dzięki wlewającemu się blaskowi z korytarza, dostrzegła zgarbioną postać siedzącą w rogu pokoju. Zamknęła cicho drzwi i kucnęła.

- James - syknęła. - Nadal Cię nie znoszę, ale już nie mogę słuchać tych twoich jęków.

Łamała tym swoje i jego serce. Dobrze wiedziała, że kłamie. Na czworaka podpełzła do mężczyzny, który skulił się bardziej w kącie. Wyciągnęła rękę i dotknęła jego ramienia. Napięte mięśnie przygotowane do ucieczki.
Otworzyła szerzej oczy, ale w niczym jej to nie pomogło. Przysunęła się najbliżej jak tylko mogła i zaczęła pocierać delikatnie jego ramiona. Znów musieli go pobić. Ci kretyni, znów musieli zrobić mu krzywdę. Usiadła obok niego i oparła się o ścianę.

- Chodź tutaj Barnes.

Bucky jak na zawołanie położył się na jej nogach, zwinięty w pozycji embrionalnej. Riley podniosła z ziemi koc i przykryła go nim. Znała każdy jego słaby punkt, wiedziała jak mu pomóc. Lewą ręką głaskała jego ramię, aż mięśnie całkowicie się rozluźniły. Prawą dłonią mierzwiła jego włosy powolnymi ruchami. Westchnęła i oparła tym głowy o zimną ścianę.

Nie wiedziała, ile tak siedzieli. Miała jednak wyczucie czasu i coś jej mówiło, że najwyższy czas już iść do siebie.

- Bucky wstań - szepnęła.

Mężczyzna leniwie obrócił się na plecy i spojrzał na nią spod  przymkniętych powiek. Mogła to dostrzec, bo znów włączyli światła. Oznaczało to, że ma mniej czasu niż myślała. Odgarnęła mu włosy z twarzy i przejechała paznokciem po dolnej wardze. Przygryzł ją zębami, kiedy zaczęła go swędzieć.

- Jeśli jeszcze raz, usłyszę od Ciebie, że wyglądam słodko, kiedy tak robię to nie ręczę za siebie. - warknął, podnosząc się z moich ud.

Oparł się o mnie i nachylił do mojego ucha. 

- Drzwi są bliżej niż myślisz, Romeo. - prychnęłam.

- Czekasz na swojego Romana? - przygryzł płatek mojego ucha.

- Odwal się, idioto. Mam mu powiedzieć, że może przyjść do Ciebie?

Wykrzywił twarz w grymasie zniesmaczenia. Zaśmiałam się i otworzyłam drzwi. Zanim jednak zdążyłam wyjść , zatrzasnął mi je przed nosem i przyparł mnie do ściany. Zarzuciłam mu ręce na ramiona. Jego usta delikatnie musnęły moje. Nigdy nie czuł się zbyt pewnie, kiedy mnie całował, najpierw pytał o zgodę. Bez wahania mu jej udzieliłam.

Kiedy wreszcie udało się mam od siebie oderwać, wróciłam do siebie. Gdy wychodziłam wcisnął mi do ręki małą karteczkę. Odwinęłam ją.

"Przyjdziesz jutro?"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top