Imagin Bucky
Dla lux1996
Przez pół godziny robiłam wyliczenia do tego imaginu. Doceńcie.
*dzień 1*
- Bucky, nie musisz tego robić. Zdaję sobie sprawę z tego, że to będzie okropnie nudne. Zwal to na kogoś, może Steve będzie chciał.... - Falcon właśnie pakował swój sprzęt do torby.
Avengers wrócili z misji w opuszczonej bazie Hydry. Nie znaleźli żywej duszy - sterty dokumentów, stare wynalazki i nagrania na kasetach video.
Jest rok 2160. Sto lat temu, Hydra wysłała na Księżyc jednego ze swoich agentów. Miał on za zadanie założyć tam stację szpiegowską i zawirusować systemy rządowe. Akcja powiodła się i człowiek osiadł na naturalnym satelicie Ziemi. Jednak coś poszło nie tak i po trzech latach przestali otrzymywać wiadomości od informatora. Próbowali na wszelkie sposoby skontaktować się z nim, ale nie było żadnej odpowiedzi. Po tym nieudanym eksperymencie, uznano, że trzeba zająć się większym nakładem pieniężnym do prac na rodzinnej planecie. Porzucono próby kontaktu i ratowania człowieka. Nie wysłano żadnej kapsuły ratunkowej. Nie sprawdzono nawet systemu wysłanej rakiety.
Nagrania video miały zawierać swego rodzaju relację z pobytu na Księżycu. To jedyne, czym mógł się zająć Bucky. Uważał, że na nic innego się nie przyda, więc od razu zgłosił się na ochotnika oglądania materiału.
Falcon nie potrafił tego zrozumieć. Przecież to sześćdziesiąt lat do obejrzenia. Jedno nagranie trwało godzinę i zawierało relację z jednego dnia. Ilość godzin, jaką trzeba by poświęcić na obejrzenie wszystkiego była porażająca. Postanowił nawet wyliczyć sobie, ile Barnes przesiedzi przed ekranem telewizora, jeśli rzeczywiście się tego podejmie. Przerażająca liczba czterech lat - jeśli dotrwa do końca, to Falcon postawi mu piwo. Albo cały bar.
Steve zaproponował Bucky'emu pomoc, ale ten ją odrzucił. Stwierdził, że sam wykona zadanie i chociaż raz zrobi wszystko jak trzeba. Po rozpakowaniu sprzętu po misji i opatrzeniu ran, Barnes korzystając z pomocy Wandy uruchomił pierwsze nagranie.
Na ekranie najpierw pojawiły się czarne paski, a później powoli zaczęła wyłaniać się twarz. Piękna, młoda kobieta uśmiechała się promienniedo małej kamerki. Najnowsze technologie Hydry, pozwalały na niesamowitą jakość obrazu już sto lat temu. Dzięki temu mógł dostrzec jej piwne oczy i ciemne, kręcone włosy. Dołeczki w policzkach, wydały się nagle dla Jamesa, bardzo urocze. Postać nachyliła się i poprawiła jakieś usterki przy kamerze. Obraz wyostrzył się i kobieta przemówiła.
- Em, no tak. Witam serdecznie wszystkich, którzy to oglądają. Ekhem - zakłopotana poprawiła włosy - Nazywam się Dominika Zierc i jestem agentką Hydry. Drogi zarządzie, wasz sprzęt to najpiękniejsza technika na świecie. Jestem wam ogromnie wdzięczna, że wysłaliście mnie na tę misję. Cieszę się, na okazane mi zaufanie i mam nadzieję go nie zawieść. Zacznijmy od przeglądu technicznego sprzętu i materiałów....
Przez następną godzinę opowiadała o swojej bazie i misji. Bucky wpatrywał się w tę piękną kobietę i jakby nagle przestało mu przeszkadzać, że jest agentką Hydry. Przygotował się na to - w końcu to z ich bazy pochodzą kasety. Dziewczyna dodała, że ma dwadzieścia jeden lat i urodziła się we Włoszech. Jej rodzice są pochodzenia Niemieckiego stąd nazwisko. Kiedy nagranie się skończyło, mężczyzna bez namysłu włączył następne.
*dzień 39*
Bucky piętnaście godzin dziennie oglądał nagrania Dominiki. Zachwycał się jej wiedzą, urodą i poczuciem humoru, które było tak podobne do jego. Według notatek, które znalazł przy zbiorze filmów, każdego dnia nagrywany był jednogodzinny fragment z jej życia, w którym opowiadała, co zdarzyło się danego dnia. Nagrania niezauważalne przez nikogo, dostawały się na komputery Hydry. Żaden pracownik ich nie znalazł, nikt nie wiedział, że ich agent przesyła im wiadomości. Kobieta umarła w wieku osiemdziesięciu lat, przynajmniej tak donoszą pękate teczki. Z wyliczeń Bucky'ego wychodziło, że jednak żyła rok dłużej. Czyżby przez ten rok niczego nie nagrała? Na razie nie zamierzał się niczym przejmować. Zaciekawiła go historia tej nieznajomej kobiety, chciał ją obejrzeć do końca.
Kolejne nagranie obejmowało szczegółowy opis uprawy sztucznych roślin. Produkowała z nich pożywienie. Z jej relacji wynikało, że wciąż ma kontakt z bazą na Ziemi.
*dzień 361*
- Już nie rozumiem co się dzieje! Od dłuższego czasu nie odpowiadają na moje wiadomości i wezwania. Jestem w stanie jeszcze długo tutaj przetrwać, jednak potrzebuję kontaktu z nimi. Księżyc nie jest tak jałową planetą, jak wszyscy myślą. Znalazłam tutaj jaskinię, a w niej krystalicznie czystą wodę. Ostrożności nigdy za wiele więc najpierw włożyłam kawałek materiału. Okazało się, że to nie woda, a kwas. Bardzo silny, ale bez moich specjalistycznych urządzeń nie jestem w stanie stwierdzić jaki. Pływały w nim małe rybki, przysięgam!
Jest przecudowna - pomyślał Barnes i przeciągnął palcem po ekranie. Mimo tego, że kobieta widocznie się starzała, wciąż bardzo mu się podobała. Uwielbiał ją słuchać i oglądać. Godzinami wpatrywał się w ekran. Kiedy już musiał wyjść, to tylko do łazienki i po jedzenie. Czasami jeszcze rozmawiał ze Stevem, ale i to miało już miejsce coraz rzadziej.
*rok i dwieście dni*
- Kocham ją! Nie możecie mi jej odebrać! Tylko ona mnie rozumie! - wykrzykiwał Bucky, kiedy wyciągali go siłą z pokoju. Chcieli mu odebrać miłość jego życia, jedyną kobietę, która cokolwiek dla niego znaczyła. Rozumiała jego ból i zagubienie. Rozpoznał w niej siebie i zakochał się bez pamięci w jej odwadze i wewnętrznej sile. Oglądając ją, miał wrażenie jakby cały świat zniknął. Byli tylko oni. Czasami nawet zatrzymywał obraz i mówił do niej. Mówił do swojej Dominiki. Oni teraz chcieli mu to wszystko odebrać. Zaczął się wyrywać coraz silniej, ale nagle poczuł ukłucie na karku.
Kiedy się obudził leżał znów w swoim pokoju, kasety były na swoim miejscu. Na początku myślał, że to był sen, ale nagle dostrzegł postać śpiącą na krześle przy jego łóżku. Rogers spokojnie oddychał i nawet nie drgnął, kiedy brunet prześlizgną się obok niego po kasety i odbiornik.
*dwa lata i piętnaście dni*
- Wyobrażacie to sobie?! Księżyc jest taki niesamowity! Każdego dnia myślę, że już go poznałam, a następnego okazuje się, że nadal wiem zbyt mało. Nie rozumiem jak działa mój silnik rakietowy, gdybym mogła się tego nauczyć, być może mogłabym wrócić do domu. Chociaż moi rodzice pewnie już nie żyją, to wciąż mogę spróbować odnaleźć moją siostrę. Tak bardzo tęsknię za nimi wszystkimi.
Dominika otarła łzy z twarzy. Bucky także to uczynił. Chciałby móc ją teraz przytulić, pocałować. Zmieniła całe jego życie, a nawet nigdy jej nie spotkał. Marzył o niej, mógłby oddać życie, by być razem z nią w jej czasach. Poleciał by z nią na ten pieprzony Księżyc. Jak każdego dnia, dotknął jej twarzy na ekranie i westchnął.
"Chyba się w tobie zakochałem, Dominiko."
*trzy lata i dwa dni*
- Czuję, że umieram. Ten czas już nadchodzi. Nie z głodu, samotności, czy nudy. Po prostu jestem stara! - roześmiała się wesoło - Dajecie wiarę? Całe pierdolone życie spędziłam na Księżycu.
Starsza kobieta turlała się ze śmiechu po podłodze. James śmiał się razem z nią. Kiedy zaczynał oglądać jej materiały, robił zdjęcia swoim telefonem komórkowym. Zawsze kiedy pokazywała więcej ciała, starał się to uchwycić. Później leżąc w łóżku marzył o niej, jak przesuwa swoje dłonie po jej nagim brzuchu. Nie przeszkadza jej metalowa proteza. Uwielbiała by ją - Na pewno. Później całuje ją w szyję, a ona mruczyz zadowolenia. Delikatnie rozchyla jej uda, a wtedy....
- Barnes! - głośny łomot w drzwi.- Barnes, otwieraj!
Fury bez opamiętania walił w drewno. Chwilę później rozległy się szepty.
- To już jest chyba choroba, powinien jeździć z nami na misje, a nie...
- Daj spokój, niech ogląda. Przynajmniej wszyscy wciąż żyjemy!
- Nie zapominaj, że ona jest z Hydry. Nie wiadomo co mu nakładła do głowy.
- Zamknąć się wszyscy! Ja tam wejdę i zobaczycie, wybiję mu te laskę raz na zawsze z głowy. - zdecydowanym głosem oświadczył Rogers.
Cisza.
- To wchodzisz czy nie? Muszę wiedzieć czy mogę się spuścić na podłogę, jak zawsze, czy mam biec do łazienki. - rozbawiony głos Zimowego Żołnierza przerwał milczenie.
Za drzwiami rozległy się jęki obrzydzenia. Bucky zaczął udawanie jęczeć.
- Cholera Barnes!
- Zaraz się zrzygam.
- Twój przyjaciel to kretyn.
- A może on od trzech lat ogląda porno, a nie relację z Księżyca?
- Siedź cicho, Stark.
Delikatnie pukanie do drzwi. Ktoś pociągnął za klamkę.
- Wpuść mnie, proszę.
- Możesz powtórzyć? - Barnes bawił się wyśmienicie - Usłyszałem "spuść się, proszę".
Kolejna fala obrzydzenia i czyjeś oddalające się kroki.
- Ja wam mówię, on tam siedzi i bezkarnie ogląda porno!
- Zamknij się Tony! - syknął chór głosów.
Zadowolony z siebie mężczyzna spojrzał na swoje spodnie. Rzeczywiście powinien udać się do łazienki. Co ta kobieta z nim zrobiła? Uśmiechnął się do siebie. Nagle jednak uśmiech zamienił się w grymas. Zostało mu już tak mało nagrań. Niedługo Nika umrze, a on znów zostanie sam. Bez jej kreatywności i niekonwencjonalnych pomysłów. Westchnął ciężko i usiadł na łóżku. Chwycił ze stoliczka nocnego telefon i poszedł do łazienki. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszał zanim zamkną drzwi, były słowa Rhodeya:
- Ale sami przyznajcie, ma teraz dużo lepsze poczucie humoru.
* cztery lata, ostatnie nagranie*
- Muszę się już z wami pożegnać. Dzięki moim wyliczeniom wiem, że już dzisiaj umrę. - głośny, suchy kaszel przetrwał każdą wypowiedź staruszki.
James Barnes ze łzami w oczach wpatrywał się w ekran i walczył sam ze sobą. Dotknął go obiema rękami, jakby chciał położyć komuś dłonie na ramionach. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku.
- Żegnam się zatem z wami. Muszę odejść, ale proszę, nie zapomnijcie mnie. Wy gnidy obejsrane, którzyście mnie zostawili na pewną śmierć w kosmosie.
Bucky roześmiał się przez łzy, kiedy pokazała do kamery środkowy palec.
Kobieta po raz ostatni uśmiechnęła się, a następnie obraz zgasł.
Siedział w kompletnej ciszy.
Minutę.
Godzinę.
Całą noc.
Z samego rana, chwycił za broń i wycelował w skroń. Ręka mu nawet nie zadrżała, kiedy naciskał spust. Teraz nie miał już po co żyć, do niczego się nie nadaje. Jest maszyną do zabijania i tak już pozostanie. Jego marne życie właśnie dobiega końca.
A raczej dobiegłoby, gdyby nie to, że broń nie była nabita. Chrzaniony Rogers musiał wyjąć wszystkie naboje. Barnes wstał i otworzył drzwi. Stał w nich jego najlepszy przyjaciel, który objął go i powiedział:
- Nie martw się Buck, przejdziemy przez to razem.
A Bucky mu uwierzył.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top