Imagin Bucky

Kiedy pojawią się takie o ~~~~~~~~~~~~ to proszę włączyć nutkę z mediów.


Wczoraj wypadało Halloween. Jak zwykle umówiłaś się ze znajomymi na oglądanie horrorów. Bucky poszedł z tobą, ale do tego stopnia nie znosi tego gatunku filmowego, że w trakcie jednego z nich po prostu wyszedł z pokoju. Na początku tylko spojrzałaś się na niego, ale nie wstałaś z kanapy. Za oknami panował mrok, chmury przysłoniły księżyc i nawet uliczne latarnie dawały zbyt mało światła. Zatrzymaliście na chwilę seans żeby zrobić sobie krótką przerwę na wizytę w toalecie. Podeszłaś wtedy do okien i pozasłaniałaś rolety. Nie miało dla ciebie znaczenia, że twoje mieszkanie mieści się na trzecim piętrze. Nie powinnaś oglądać horrorów i dobrze o tym wiedziałaś, a jednak nie mogłaś się oprzeć. Twoi znajomi wrócili z kolejną porcją popcornu i rozsiedli się wygodnie. Zamiast usiąść z nimi poszłaś poszukać swojego chłopaka. Barnes siedział przy stoliku w kuchni i nerwowo obracał w dłoniach kubek z gorącą herbatą. Oparłaś się o framugę drzwi wpatrywałaś w niego, dopóki nie podniósł nad ciebie wzroku znad naczynia.

- Chodź do nas, nie siedź tak tutaj. – podeszłaś do niego i położyłaś mu ręce na ramionach. Poczułaś jak cały się spiął. Już wiedziałaś, że coś jest nie tak i zaraz wybuchnie awantura. Zawsze kończyło się tak samo. Bucky nienawidził strasznych filmów, bo kojarzyły mu się z Hydrą. Wszelkiego rodzaju strachy przypominały mu jego wizje z czasów tortur. Doskonale to rozumiałaś i nigdy nie zmuszałaś go, żeby oglądał z tobą takie filmy. Dzisiaj jednak chciałaś spędzić z nim czas w gronie znajomych. Jutro wyjeżdżał na misję i jakakolwiek możliwość kontaktu ci odpowiadała. Jemu jednak najwyraźniej nie.

- Nie rozumiesz, że nie znoszę tej waszej chorej zabawy w oglądanie tych okropnych filmów? – odezwał się szorstkim głosem. – Ciągle ci powtarzam, a ty nigdy mnie nie słuchasz.

- Co jest złego w oglądaniu tych filmów? Przecież wszyscy i tak wiedzą, że to fikcja, nikt nie traktuje tego poważnie. – z pokoju dało się słyszeć krzyki przerażenia, a za chwilę śmiech.

Oparłaś się o stolik, przy którym siedział. On uparcie wpatrywał się w herbatę. Delikatnie skrobał kubek paznokciem. Drugą ręką przeczesał włosy. Dla każdej innej osoby mógł wyglądać jakby był zły. Ty jednak znałaś go już na tyle dobrze, że bez problemu zorientowałaś się, że on się po prostu boi. Nie lubi uczucia strachu, osaczenia i tego momentu oczekiwania na wyskakującą na ekran potworną twarz. Zastrzyk adrenaliny doprowadzał do niszczenia przedmiotów i niekontrolowanych zachować, dlatego unikał tego rodzaju kinematografii jak ognia.

- Jeśli chcesz to zostań i oglądaj ten chłam. Ja wychodzę, mam dosyć. – nagle wstał i musiałaś zadrzeć głowę do góry, ponieważ był od ciebie wyższy o kilkanaście centymetrów. Zielone tęczówki wpatrywały się w twoje z niepokojem. Zauważyłaś, że wstrzymywał oddech. Z głośników zaczęła dobiegać muzyka budująca napięcie. Coraz bliżej już było do finału filmu, w którym jak dobrze wiedziałaś, ginie główny bohater. Widziałaś to już kilka razy i nie musiałaś tam siedzieć żeby wiedzieć jak wszystko się zakończy. W całym domu zapanowała cisza, słychać było tylko cykanie zegara. Nagle rozległ się dziki wrzask, dołączyły do niego krzyki twoich wystraszonych znajomych i trzask pękającego kubka. Herbata roztrysnęła się wraz z odłamkami szkła po całej kuchni, na ręku chłopaka była krew. Zacisnął szczęki tak mocno, że myślałaś, że połamie sobie zęby. Wiedziałaś, jak bardzo nie lubi przyznawać się do własnych słabości. Wszędzie leżało szkło, jednak żadne z was nawet nie drgnęło. Ludzie w drugim pomieszczeniu włączyli kolejny film, chichocząc nerwowo.

- Przepraszam. – mruknął Bucky i drżącą ręką odstawił resztki naczynia do zlewu. – Nie chciałem.

Westchnęłaś tylko i uważając żeby nie wejść w szkło, podeszłaś do apteczki. Oczyściłaś ranę i założyłaś opatrunek. Trzymając w dłoniach jego rękę dopiero zauważyłaś jak mocno się trzęsie. Widziałaś go już nieustraszonego w akcji, walczącego z wrogami i mimo ran biegnącego dalej. Tym razem zdawałaś sobie sprawę, że w dalszym ciągu przerastają go wspomnienia poprzedniego życia. Zaczęłaś delikatnie kreślić malutkie kółka na wewnętrznej stronie dłoni, tak, by nie dotykać opatrzonej rany. Tkwiliście tak kilka minut, aż Bucky zauważalnie wypuścił powietrze i nieco się rozluźnił. Wreszcie n niego spojrzałaś – już nie wyglądał na tak zmartwionego. Nawet delikatnie się uśmiechnął. Przyciągnął cię do siebie i mocno przytulił. Uwielbiasz wdychać jego zapach z przymkniętymi powiekami. Nie mogliście sobie pozwolić na dłuższą chwilę takiego rozluźnienia, bo tuż za ścianą armia zombie próbowała dostać się do bunkra, w którym ukryła się grupa nastolatków. Nie oponowałaś kiedy brunet bez słowa przeszedł do przedpokoju i zaczął się ubierać. Przecież nie zmusisz go żeby został. Podałaś mu kurtkę z wieszaka i przymknęłaś drzwi prowadzące do pokoju, w którym oglądaliście filmy. Kolejne wrzaski przeniosły się echem po mieszkaniu. Pewnie zombie właśnie dostały się do uwięzionych ludzi.

- Wiem, że mieliśmy spędzić ten wieczór wspólnie, ale po prostu nie mogę. Rozumiesz, prawda? – spytał odwracając się w stronę wyjścia.

- Jasne, nie twoja wina. Raczej moja, bo przecież doskonale wiedziałam, że nie możesz oglądać takich rzeczy. Myślałam, że może... - potarłaś ramiona – Będzie inaczej?

Przez chwilę patrzyliście się na siebie w milczeniu, potem podszedł do ciebie i pocałował cię na do widzenia. Jak zawsze martwiłaś się o powodzenie misji, bałaś się o niego, ale jednocześnie wiedziałaś, że da sobie radę. Przedłużyłaś pocałunek wplatając palce w jego włosy, poczułaś, że się uśmiecha. Mruknął coś niezrozumiale i wreszcie wyszedł z twojego mieszkania. Zamknęłaś drzwi i ruszyłaś do kuchni posprzątać niebezpieczne odłamki.

Wtedy nie zdawałaś sobie jeszcze sprawy, jak beznadziejnym pomysłem było wypuszczenie go z domu.

Teraz siedząc na kanapie i analizując cały wieczór doszłaś do wniosku, że mogłaś nie umawiać się ze znajomymi, a urządzić dwa różne spotkania. Było już jednak na to za późno, Bucky dawno był już na misji, a znajomi po nocowaniu rozeszli się do domów.

Dochodziła już dwudziesta druga, a tobie wciąż nie chciało się spać. Żałowałaś, że Bucky jeszcze się do ciebie nie wprowadził. Cieszyłaś się, że nastąpi to już nie długo, ale brakowało ci chociażby jego zapachu na bluzie. Westchnęłaś i włączyłaś telewizor. Rozległ się głos reportera nadającego na żywo z jakiegoś cmentarza. Dzisiaj większość ludzi pojechała odwiedzić zmarłych – ty zrobiłaś to kilka dni wcześniej żeby uniknąć tłumów i kolejek po znicze. Przerzuciłaś kanał na stację muzyczną i poczłapałaś do kuchni przygotować herbatę. W całym mieszkaniu paliły się tylko dwa światła – jedna mała lampka w pokoju z telewizorem i druga w kuchni, na blacie. Stwierdziłaś, że wieczorem i tak nie poruszasz się w żadne inne pomieszczenia, a łazienka znajdowała się blisko salonu. No i byłaś oszczędną osobą. Nalałaś wody do czajnika i wróciłaś pod ciepły kocyk. Twój telefon poruszył się niespokojnie kiedy dostałaś wiadomość SMS.

1/11/16 22:38 KAŚKA :*

"Hej misiu, włącz program pierwszy."

Twoja najlepsza przyjaciółka lubiła napędzać ci stracha, ale tym razem miałaś nadzieję, że cos naprawdę ważnego dzieje się w telewizji. Przełączyłaś program i ujrzałaś trzy karetki pogotowia i pięć radiowozów policyjnych, zgromadzonych pod jednym z bloków na sąsiednim osiedlu. Dziennikarka z za dużą ilością botoksu w ustach, mówiła właśnie o przerażającej zbrodni jak miała miejsce na mieszkańcach tego wieżowca. Zrobiłaś trochę głośniej tylko po to, że by dowiedzieć się, że po okolicy wciąż grasuje niezłapany sprawca i obywatele proszeni są o pozostanie w domach. Skrzywiłaś się i odpisałaś koleżance żeby spadała w krzaki i przestała cię straszyć. W odpowiedzi dostałaś serduszko. Odłożyłaś telefon i zgodnie z nakazem swojego mózgu zaczęłaś chodzić wokół mieszkania i sprawdzać, czy wszystkie okna i drzwi są zamknięte. W pierwszym odruchu chciałaś zadzwonić do Barnesa, żeby przyszedł na noc. On jednak wciąż był na misji i nie wiedziałaś kiedy wróci. Wróciłaś na łóżko, kiedy nagle w całym mieszkaniu wysiadł prąd.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Co to ma być? Zdenerwowałaś się już na dostawcę energii  i miałaś dzwonić z pytaniami, kiedy zorientowałaś się, że telefon nie ma zasięgu, a jeszcze przed chwilą pisałaś SMS! Nagle coś trzasnęło w drugiej części mieszkania. Huk rozszedł się wszędzie, le nic było widać. Ciemność otoczyła cię całunem strachu, a ty nie umiałaś się z niego wydostać. Poczułaś się obserwowana, jakby ktoś stał przed tobą, opierając się leniwie o łóżko. Twoja wyobraźnia nie pomagała pozbyć się tego wrażenia, jednak kiedy ulicą przejechał samochód, a światła wdarły się przez okna do pokoju dostrzegłaś cień tuż obok siebie. Skuloną postać siedzącą w drug8im roku kanapy. Przerażona zerwałaś się na równe nogi i stojąc na łóżku straciłaś równowagę i runęłaś jak długa na plecy. Wprost na wysoką lampkę, która boleśnie wbiła ci się w plecy. Krzyknęłaś i próbowałaś wstać zza oparcia, za które wpadłaś. Telefon wypadł ci z ręki i roztrzaskał się na podłodze. Wyciągnęłaś rękę żeby chwycić się oparcia, ale w tym samym momencie dostrzegłaś skuloną ciemną postać siedzącą na krawędzi oparcie. Wyciągnęła do ciebie rękę. W całym zamieszaniu zaplątałaś się w koc i to utrudniało ci poruszanie się. Światła latarni ulicznych pozwalały mieć jednak dostęp do ujrzenia tajemniczego cienia. Przerażona skuliłaś się w rogu, chciałaś żeby zjawisko zniknęło, odeszło. Poczułaś zimny oddech na karku. Wrzasnęłaś i zerwałaś się do ucieczki, w pierwszym odruchu wyciągnęłaś przed siebie rękę, ale kiedy poczułaś coś mokrego i oślizgłego natychmiast je cofnęłaś. Z całej siły odbiłaś się z nóg i udało ci się wydostać. Potknęłaś się jednak o koc i znów naraziłaś swoje plecy na uszkodzenie. Stworzenie zeskoczyło z kanapy i powoli zaczęło zbliżać się do ciebie. Twoje oczy rozwarły się szeroko z przerażenia, adrenalina dodała ci chociaż odrobiny odwagi i porzuciłaś koc, z którego udało ci się wyjść. Chwyciłaś pierwszą rzecz jaka wpadła ci w ręce, czyli szklany wazon. Z całych sił cisnęłaś nim w przybysza i usłyszałaś cichy syk. Nie czekając co wydarzy się dalej rzuciłaś się do ucieczki. Nie wiedzieć czemu pognałaś w stronę kuchni, spróbowałaś włączyć światło, ale nadal nie działało. Nagle poczułaś ugryzienie w nogę, łzy bólu same naleciały ci do oczu. Przerażenie jakie czułaś, nie nadawało się nawet do opisania czy zdefiniowania. Upadłaś na ziemię, a chcąc ochronić ciało przed zderzeniem z twardą powierzchnią, najpierw wyciągnęłaś przed siebie ręce. Coś ostrego wryło ci się w prawą dłoń, niemal znów krzyknęłaś, kiedy ciemna postać pojawiła się w drzwiach do kuchni. Tym razem już nie kucała tylko stała wyprostowana. Przekrzywiła głowę, po twoim ciele rozlała się fala ogromnego lęku. Nie wiedziałaś co masz zrobić, czułaś się osaczona i pozbawiona woli walki. Przypomniałaś sobie jednak, że wciąż masz w zasięgu ręki stołek. Mało użyteczna broń na dłuższą metę, ale może uda ci się odwrócić tym uwagę zjawy i dotrzeć do drzwi wyjściowych. Nie przewidziałaś jednak, że krew rozmazana na ręku utrudni sprawę i mebel nie doleciał do celu. Istota zrobiła krok w twoją stronę.

- Nie zbliżaj się! - głos załamał ci się na ostatnim wyrazie. Serce biło jak oszalałe. Do uszu dotarł dźwięk syren policyjnych. Także postać odwróciła głowę i wykorzystałaś ten moment żeby otworzyć okno kuchenne i ostatkiem sił wydostać się na parapet. Wysokość trzeciego piętra była dla ciebie zabójczy, jeśli chciałaś skakać. Upadek z tej odległość od ziemi prosto na zbity beton na pewno nie zakończyłby się dobrze. Jednak jaki miałaś wybór? Natychmiast podjęłaś decyzję i oderwałaś się od ściany. Przez chwilę poczułaś ostry ból po obu stronach żeber i silne szarpnięcie w brzuchu, a potem nic. Nie zamykałaś oczu, starałaś się nie krzyczeć. Nie widziałaś jak lecisz z powodu wszechobecnej ciemności. Czemu akurat tutaj latarnie musiały przestać działać? W myślach przekazałaś Bucky'emu, jak bardzo go kochasz. Miałaś nadzieję, że otrzyma wiadomość, że da sobie radę po twojej śmierci. Ciekawe jak to wszystko wyjaśnią? Czy odnajdą potwora, czy może raczej zrzucą winę na paranoję związaną z oglądaniem horrorów i paniką publiczną spowodowaną pojawieniem się zbrodniarza? Zamiast uderzyć w twardy beton i stać się masą krwi i rozgniecionych organów, trafiłaś na coś miękkiego. Nawet nie wiesz co to było. Skoro przeżyłaś, miałaś w głowie już tylko jeden cel. Zwlekłaś się z rzeczy, która uratowała ci życie i zaczęłaś biec w stronę najbliższej budki telefonicznej. Ledwo tam dotarłaś cały czas trzymając się za brzuch, z którego ciekła lepka, gorąca ciecz. Ten stwór musiał ci to zrobić, kiedy próbował wciągnąć cię przez okno z powrotem  do mieszkania. Twój umysł próbował zrozumieć dlaczego już nie słyszysz syren policyjnych. Zewsząd otaczała cię głucha cisza i nadal przerażająca ciemność. Czyżby na całym osiedlu padł prąd? Jak w takim razie zadzwonisz do Barnesa? Odepchnęłaś od siebie te myśli i spróbowałaś jednak zadzwonić. Gdyby było choć odrobinę jaśniej, dostrzegłabyś ciemną postać stojącą w twoim oknie.

Ktoś mocno potrząsnął cię za ramię. Krzyknęłaś z bólu i nie mogłaś nabrać powietrza, dwie pomocne dłonie wręczyły ci miskę, do której natychmiast zwymiotowałaś.

- Co jej jest? Przepuście mnie!!!- poznałaś głos swojego chłopaka. Tylko co on tu robił?

- Proszę pana, proszę się natychmiast odsunąć. Jest w dobrych rękach. - spokojny, kobiecy głos przekonywał rozwścieczonego byka, że jego ukochana czerwona płachta leży w odpowiednim miejscu.

- Nic mnie to nie obchodzi! Muszę ją zobaczyć! - rozległ się krzyk i dało się usłyszeć trzask pękającego drewna. Ktoś siłą dostał się do pomieszczenia, w którym się znajdowałaś. Chwilę później zimne usta dotknęły twojego rozpalonego czoła, a znajomy zapach natychmiastowo ukoił twoje zszargane nerwy.

- Niech tu zostanie, on - nikt więcej. - głos Kapitana Ameryka nie zniósłby sprzeciwu.

Po minucie krzątaniny zrobiło się cicho. Twój oddech wreszcie się unormował. Nikt nie zadawał ci pytań, a on po prostu położył się obok ciebie i zaczął opowiadać.

- Kochanie nie martw się, już nic ci nie grozi, już nigdy więcej cię nie zostawię, przepraszam. - chciałaś coś wtrącić, ale przerwał ci delikatnym dotknięciem twoich ust palcem - Nie powinienem był zostawiać cię całkowicie samej, mogłem chociaż poprosić Steve'a żeby do ciebie zajrzał.

Ciche westchnięcie.

Ból rozsadzający czaszkę od środka.

- To Loki cię odnalazł, jego magia nam pomogła. Poczuł, że coś jest nie tak, ściągnęli mnie i chłopaków z misji. Wysłali inny zespół, na początku nikt nie wierzył bożkowi, ale sygnały były zbyt silne. Coś się stało, a kiedy Stark znalazł się nieprzytomną pod tą budką...Kiedy się o tym dowiedziałem, myślałem, że to moja wina. - chciałaś zaprzeczyć, ale nie mogłaś wydobyć z siebie głosu. Coś musiało stać się z twoimi strunami głosowymi. - Spokojnie, skarbie. Nic nie mów, już wiem, że to nie była moja. Jakieś zasmarkane dzieciaki w noc Halloween wywołały jakiegoś demona żądnego krwi. Mówili o tym w wiadomościach, może widziałaś. Na potrzeby społeczeństwa powiedzieli, ze to po prostu człowiek, morderca. Nie martw się, Loki już się go pozbył. Wszystko będzie dobrze. Doznałaś ogromnych obrażeń, jesteśmy w szpitalu. Cała ekipa pracuje nad tym żebyś miała jak najlepiej i żeby taki incydent już nigdy nie miał miejsca. Kocham Cię. - Wyrzucił to wszystko z siebie na jednym oddechu. Z wysiłkiem podniosłaś rękę i pogłaskałaś go po włosach. Bardzo delikatnie objął cię i wygodniej ułożył się za tobą na szpitalnym łóżku.

Już nigdy więcej nie chciałaś wracać do tego koszmaru. Już nigdy więcej nie obejrzałaś żadnego horroru i już nigdy więcej nie zostałaś sama na noc w domu.

Ignorowałaś także ciemną postać, która co jakiś czas kiwała ci ręką z odległego końca twojego umysłu.







I jak? Podobało się Wam? Czekam na szczerze oceny w komentarzach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top