Bucky x Reader
Bucky jest z tobą odkąd pamiętasz. Wszędzie chodzicie razem, jesteście nierozłączni. Na samym początku, byłaś bardzo nieśmiała, ale szybko przywiązałaś się do niego. Nie miałaś innych kolegów i koleżanek, o chłopaku mogłaś jedynie pomarzyć. On zawsze był przy tobie. Teraz zabiera Cię na randki, odrabia z tobą lekcje i pomaga zasnąć. Chociaż go kochasz, nigdy mu tego nie powiedziałaś. Twierdzisz, że to oczywiste. Cały ten czas spędzony razem, te wspólne wypady na spacer, do kina, a wreszcie pierwsza noc. To był jedyny moment, kiedy w jego oczach dostrzegłaś błysk. To było coś więcej niż przyjaźń. Przynajmniej z twojej strony. Pierwszy raz spotkaliście się, kiedy byliście przedszkolakami. Jesteście w tym samym wieku, wszystko odkrywacie razem. Wasze ciała i myśli już nie raz stanowiły jedność. Bez problemu zasypiasz w jego ramionach. Uwielbiasz go całować. Zupełnie jak teraz. Właśnie siedzisz na blacie w swojej kuchni, oplatając nogami jego biodra. Mimo tego, że wiesz, iż za moment wróci twoja mama, nie hamujecie się. Cała twoja rodzina ignoruje Barnesa. Każda próba rozmowy kończyła się niepowodzeniem. Unikali Twojego przyjaciela, a Ty mimo starań, nie mogłaś nic na to poradzić. Nie lubią go i dziwią się, że wciąż się z nim zadajesz. Kiedyś poszłaś z rodziną do zoo. Uparłaś się żeby Bucky poszedł z wami. Twój brat miał wtedy trzy lata, był przerażony. Nie rozumiał, dlaczego ma metalową rękę. Próbowałaś wszystko wytłumaczyć, ale wtedy rodzice odciągali go od Ciebie. Nie chcieli, żeby ich syn słuchał mrocznych historii z przeszłości. Tobie nie przeszkadzało, że był mordercą. Nie miało dla Ciebie znaczenia, że robił potworne rzeczy. Czułaś, że Ciebie nigdy nie skrzywdzi. Jednak nikt ci w to nie wierzył. Wszyscy mówili, że powinnaś od niego odejść, że zostawienie go, to najlepsze co możesz zrobić. W końcu James usłyszał jedną z takich kłótni i odszedł. Płakałaś dniami i nocami, nic nie jadłaś. Chciałaś nawet popełnić samobójstwo, ale wtedy wrócił. Odwrociłaś się do niego z bronią w ręku. Stał oparty o framugę drzwi łazienki. Nie chciałaś ubrudzić krwią dywanu. Jego przydługie włosy, które tak kochasz, związał w kucyk. Patrzył to na Ciebie, to na broń. Nie musiał nic mówić. Odłożyłaś glocka i rzuciłaś się w jego ramiona. Objęły Cię mocno, a jego usta szeptały słowa pocieszenia do Twojego ucha. Nie pytał, skąd miałaś pistolet - on nigdy o nic nie pytał. Wszystko rozumiał, bez słów czy gestów. Byłaś mu za to wdzięczna.
Kolejnym razem siedzieliście na moście, nad rzeką. Trzymaliście się za ręce. To był najcudowniejszy dzień w twoim życiu. Uciekłaś z domu z brunetem i cały dzień spędziliście razem.Nie przypominałaś sobie, aby kiedykolwiek przydarzyło Ci się coś lepszego, niż spotkanie go. Po powrocie do domu dostałaś karę. Możnaby pomyśleć, że nic gorszego niż rozłąka z Bucky'm, nie istnieje. Tym razem jednak, twoi rodzice przeszli samych siebie. Uziemili Cię na tydzień bez możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym. Zabrali laptopa, telefon, komputer i wynieśli telewizor z pokoju. Jednak twój kompan znalazł drogę do Ciebie. Każdego dnia czekał pod oknem Twojego domu. Rzucał małymi kamyczkami, a Ty, zrzucałaś mu w dół, długą linę, z garażu ojca. Znów byliście razem. Każdego dnia i każdej nocy. Wiedziałaś, że takie szczęście nie potrwa zbyt długo. Chciałaś to wykorzystać jak najlepiej. Za wszelką cenę starałaś się spędzać z nim każdą chwilę. Odcięłaś się od rodziny. Całymi dniami siedziałaś zamknięta w pokoju. Nie jadłaś, byłaś przekonana, że jeśli chodź na chwilę wyjdziesz, wpadnie twoja mama i wyrzuci Jamesa z domu. W końcu nie mogłaś już wstać z łóżka.
- Kochanie, proszę Cię. Wstawaj. Natychmiast. Nie umieraj. - błagał Bucky ze łzami w oczach. Powoli zaczęły staczać się po jego policzkach. - Nie możesz umrzeć!
Krzyczał. Nie miałaś siły go uciszyć. Chciałaś wstać, przytulić go, pocałować i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Jednak w wyniku braku jedzenia i picia, z głośnym trzaskiem spadłaś na podłogę. Na granicy jawy i utraty świadomości, usłyszałaś, jak po schodach wbiegają twoi rodzice. Barnes nadal płakał, próbował Cię podnieść. Było już za późno. Zamknęłaś oczy i osunęłaś się w ciemność.
Białe ściany. Białe podłogi. Białe sufity. Białe łóżka. Białe uniformy. Biały kaftan. Obudziłaś się w dziwnym miejscu, przypięta pasami do niewygodnego łóżka. Nie miałaś siły się szarpać. Kiedy podeszła młoda kobieta, zapewne twoja opiekunka, zdołałaś tylko wyszeptać: "Gdzie jest Bucky?".
Dziewczyna spojrzała na Ciebie ze współczuciem.
- Leki już zaczęły działać. Przykro mi, ale więcej nie spotkasz się ze swoim kolegą.
- Co to znaczy?! - adrenalina uderzyła ci do głowy. Zaczęłaś się szarpać. - Gdzie on jest?!
- Bardzo mi przykro, ale chorujesz na schizofrenię, a ten Bucky był tylko urojeniem. Wytworem Twojego chorego mózgu. - posłała ci smutny uśmiech i wyszła, zostawiając Cię sam na sam, ze świadomością, że tak naprawdę zawsze byłaś sama.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top