Bogowie rodzą się z nudy

To był nic. Nic poważnego, po prostu od kilku dni czułam się bardzo źle. Pewnie jakieś przeziębienie. Chris powiedział, że powinnam częściej się całować. I to niby pomaga? Jasne, już wierzę. Czasami ciężko mi było uwierzyć, jak bardzo można się stoczyć. Wszyscy moi przyjaciele...rodzina....I konie. A ja po prostu nie umiem tego docenić, z tak błahego powodu jakim jest brak chłopaka. Smutek prześladuje mnie całymi dniami, każdej nocy wylewam łzy, kiedy przypomniam sobie o tych wszystkich szczęśliwych parach. Dlaczego to nie mogę być ja? Siedzę ze spuszczoną głową na biologii i udaję, że czytam podręcznik. Moja wychowawczyni właśnie prowadzi nudny monolog i nawet nie zwraca uwagi na zachowanie klasy. Julia znowu się maluje, Max i Chris - uczniowie z wymiany rzucają w siebie pustą butelką, a Ola i Justyna znowu mówią o planach na najbliższy weekend. Klaudia i Oliwia podliczają pieniądze na alkohol na imprezę. Jest piątek, a ja wciąż nie mam żadnych planów. Nawet Dominika i Emilka gdzieś wychodzą, Agata i Filip wreszcie są razem i poświęca mi mniej czasu. Wzdycham i leniwie podnoszę głowę znad książki. Mogłam zabrać ze sobą jakąś gazetę. Może moje życie wcale nie jest takie złe? Może nie umiem go docenić? Czasami myślę, że po prostu muszę zapomnieć i tym chorym pragnieniu posiadania chłopaka. Moi przyjaciele mnie kochają i powinno mi to wystarczyć. To dlaczego tak nie jest?

Nagle rozlega się pukanie do drzwi. Wszyscy podrywają głowy i z ciekawością spoglądają w tamtym kierunku. Nauczycielka, Pani Żebro, wolnym krokiem podchodzi do wejścia i otwiera drzwi.

- Ah to Ty, wejdź proszę i przywitaj się.

Do sali wchodzi powoli wysoki chłopak. Jego jasne jak zboże włosy trochę zachodzą mu na czoło i przysłaniają duże, niebieskie oczy. Uśmiecha się nieśmiało i staje obok wychowawczyni.

- Słuchajcie, to jest wasz nowy kolega. Przyjmijcie go miło. - otyła kobieta siada na krześle za biurkiem i opiera na nim łokcie. - Przedstaw się.

- Hej, jestem Kevin - czy on się właśnie zarumienił? - Jestem z Vegas.

Po klasie rozszedł się pomruk podziwu. Każdy zawsze chciał poznać kogoś z drugiego końca naszego małego świata. Na tej lekcji siedziałam sama i miałam cichą nadzieję, że tak pozostanie. Kolejny chłopak, który stanie się obiektem westchnień moich drogich koleżanek. Nie będzie siadał ze mną, choćby zależało od tego moje życie. Już dosyć mam takich problemów. Jeszcze sama się w nim zakocham. Nienawidzę siebie za to, jak szybko moje serce wybiega naprzód. Przecież on dopiero wszedł do klasy. Nie znam go.

Miłość od pierwszego wejrzenia.

Nie istnieje do cholery!

A może jednak?

Nie, nie ma takiej opcji.

- Cześć, można?

Podnoszę wzrok i trafiam wprost w otchłań niebieskich odmętów oceanu. Słońce rozświetla jego twarz, wpadając przez okno klasy. Przez chwilę nie mogę wydobyć z siebie słowa. Po prostu wpatruję się w te niesamowite oczy i czekam na cud. Coś jakby...znak od losu, że tym razem się nie zawiodę.

Eris, weź się w garść.

- Jasne. - uśmiecham się i zdejmuję torbę z krzesełka.

Widzę zaskoczone spojrzenia koleżanek i kolegów. Chris porusza brwiami w moim kierunku. Rzucam mu kpiarski uśmieszek i odwracam się w drugą stronę. Reszta lekcji przebiega spokojnie, ale przecież kiedyś musi się skończyć. Dzwonek jak zawsze jest zbyt głośny i długi. Wstaję i pakuję rzeczy do torby. Chcę już wyjść, kiedy czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Odwracam się zdziwiona i znów to samo - błękit nieba.

- Nie znamy się w prawdzie, ale pomyślałem, że wyglądasz na sympatyczną dziewczynę i może mogłabyś...- Kevin podrapał się po kraku - oprowadzić mnie po szkole?

Nie zauważam nawet, że blokujemy wyjście innym uczniom.

- Eris, matko jedyna, rusz tyłek. - Michał wywraca oczami i przepycha się obok.

Nowy chłopak patrzy za nim zdziwiony. Uśmiecham się gorzko, czyżby nigdy nie widział jak traktują się ludzie? No tak, takiego złotego chłopca na pewno wszyscy muszą uwielbiać.

Zgadzam sie jednak. Nic mi to nie zaszkodzi, a może nawet uda mi się go lepiej poznać? Przestań Eris, podpuszczasz sama siebie. To tylko złudzenie, jutro zobaczysz go wśród tłumu wielbicielek. Jest dla Ciebie zbyt idealny.
Codziennie wstajesz rano z łóżka i w lustrze widzisz to samo: zbyt małe, brązowe oczy, burza ciemnych, falowanych włosów. Za małe piersi, wystający tyłek i krzywe plecy, pryszcze na twarzy, małe usta i za dużo włosów na rękach. I on miałby zwrócić na Ciebie uwagę? Co Ty sobie wyobrażasz?

- Hej, pytałem jak masz na imię? - jego aksamitny głos przerywa moje rozmyślania.

- Eris.

- Fajne imię, a możesz mi pokazać w tej szkole coś innego niż toalety?

Zdumiona podnoszę głowę. No tak, nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie zawaliła. Od dziesięciu minut stoimy pod damskimi łazienkami. Cholera.

- Przepraszam, zamyśliłam się trochę. - nerwowo poprawiam włosy i staram się na niego nie patrzeć.

Idziemy dalej, opowiadam mu wszystko co wiem, staram się nie zanudzać. W pewnym momencie wyczuwam, że coś się zmieniło. Kevin nagle stał się nerwowy, zaczął się rozglądać, automatycznie podążyłam oczami za jego spojrzeniem. Niski mężczyzna ubrany na czarno pokazał trzy palce w jego kierunku. Zatrzymałam się w miejscu i złapałam blondyna za ramię. Obrócił się w moją stronę.

- To nic takiego - powiedział, zanim zdążyłam otworzyć usta. - Kolega brata, mówi, że mam trzy godziny i muszę wracać do domu.

Kiwnął głową w kierunku postaci, a tamta odeszła nieśpiesznym krokiem. Moje serce zrobiło salto i zaczęłam się bać. Co jeśli to jakiś morderca?

- Hm, Eris, a może wyjdziemy gdzieś jutro razem?

- Ze mną? - otwieram usta nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.

Jego śmiech rozgrzewa mnie od środka. To niesamowite, jak ludzie, których nie znamy i dopiero poznajemy potrafią nami zawładnąć.

- No raczej, że z tobą. Przecież to Ty jesteś Eris, prawda?

Przymykam oczy i staram się uwierzyć we własne szczęście.

- Jasne - uśmiech rozświetla moją twarz. Wpatruję się w te jego cudowne oczy i myślę, jak bardzo chciałabym go teraz pocałować.

Czy to oznacza, że jestem łatwa? To pragnienie mojego ciała czy serce już doszczętnie zgłupiało?

Wymieniliśmy się numerami, ale zamiast się rozejść, staliśmy i wpatrywaliśmy się w siebie.

- To do jutra. - on odezwał się pierwszy. Następnie podszedł i pocałował mnie w usta.

Smakował jak cynamon.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top