Bogowie rodzą się z ciekawości
Oh tak, problem, że tak szybko idzie akcja. Sami się jednak przekonacie, że tak miało być i innego wyjścia nie było. Naprawdę, czytajcie uważnie to może zorientujecie się wcześniej.
Ciekawe. Nawet trochę przerażające. Siedziałam w domu, pod kocem i z laptopem na kolanach. Próbowałam oglądać mój ulubiony serial, ale w głowie ciągle odtwarzałam wydarzenia dzisiejszego dnia. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Zdecydowanie za szybko dałam się namówić na to wszystko, a to była dopiero pierwsza...randka? Nie wiem, czy można tak to nazwać. Ledwo pamiętam co się działo w szkole, jak prze mgłę przypominam sobie wszystkie pytania moich koleżanek. Odpowiedzi jeszcze trudniej mi odnaleźć w odmętach mojego umysłu. Na żadnej lekcji nie byłam dostatecznie uważna. Wisiałam gdzieś w przestrzeni, zawieszona pomiędzy Kevinem, a resztą swojego życia. Zdecydowanie on tu nie pasował. Był zbyt idealny, zbyt...podejrzany. Może powinnam się martwić? Tak szybkie startowanie do dziewczyn, w tym może chodzić tylko o jedno. Z drugiej strony, nie jestem przecież atrakcyjna.
Zabrał mnie dzisiaj do lasu. Na spacer, to było takie romantyczne. Ciągle zastanawiam się, dlaczego z nim poszłam. Przecież mógł mnie tam zabić. Eris, co Ty gadasz, to zwykły nastolatek. Prychnęłam i zaczęłam bawić się rąbkiem koca. W jego spojrzeniu....kryją się nierozwiązane zagadki. Łamigłówki tylko dla mnie. Zaczęłam bardziej zwracać uwagę na jego zachowanie w stosunku do innych ludzi. Było minimalistyczne, zachowujące tylko odrobinę sympatii. Ogromny dystans, jakby skupiał się tylko na mnie, ale to przecież nie możliwe. Sprawiał wrażenie buntownika, im dłużej go znałam tym bardziej obawiałam się o niego. Może miał złą sytuację w domu? Czasami jego reakcje mnie przerażały. Wyglądał jakby bał się własnego cienia. Rzadko okazywał zaniepokojenie. Dzisiaj wydarzyło się jednak coś niesamowitego. Szliśmy leśną drogą, kiedy nagle zza zakrętu wyłonił się czarny samochód. Był wielki i zdążyłam zauważyć tylko tyle, bo zbliżał się do nas z zabójczą prędkością. Kevin zareagował pierwszy. Odciągnął mnie na pobocze i przez chwilę wydawało mi się, że pokręcił głową do kierowcy. Jakby się na coś nie zgadzał, jakby dawał mu znak. Gdy go o to później zapytałam, uśmiechnął się i powiedział, że to po prostu był wyraz dezaprobaty na durnych kierowców.
Nie próbował mnie pocałować, nic z tych rzeczy. Typowy przyjacielski spacer. Zaczęłam się trochę martwić, że może po prostu wziął mnie za kogoś innego i teraz stwierdził, że jestem nudna. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale odwróciłam się do niego i powiedziałam:
- Kto pierwszy wejdzie na to drzewo - pokazałam palcem na najwyższą sosnę obok nas - Będzie miał prawo do wymyślenia drugiej osobie super niebezpiecznego zadania.
Na jego twarzy na ułamek sekundy pojawiło się zaskoczenie. Potem znów wykwitł na niej uśmieszek, który mówi "już wygrałem". Zgodził się o oczywiście wygrał, a nawet musiał mnie łapać, żebym nie spadła z tego drzewa.
Zadanie od niego było bardzo proste. Wystarczyło wejść na jakieś niższe drzewo i zerwać z niego szyszkę. Uśmiechnęłam się i zapytałam, co takie słabe zadania mi daje.
- Eris, to dopiero pierwsza część. Druga będzie trudniejsza. Napięcie trzeba stopniować.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam wspinaczkę. Przyniosłam wymagany przedmiot.
- Co teraz?
- Nic trudnego, pójdziemy dalej drogą. Na jej końcu są tory. Będziesz musiała wrzucić tę szyszkę na dach.
Otworzyłam szerzej oczy. Wrzucić szyszkę na dach jadącego pociągu? Przecież to nadal zbyt proste. Wystarczało stanąć na skarpie i dobrze się zamachnąć.
- Gdzie jest haczyk?
- A tak, zapomniałem dodać, że musisz ją wrzucić stojąc przed pociągiem. - przekrzywił głowę i patrzył na mnie spod blond włosów, opadających mu na czoło.
- Żartujesz sobie - ręce mimowlnie zaczęły mi drżeć. Teraz nie mogę stchórzyć, w końcu to był mój pomysł z tą durną grą. Co mnie podkusiło?
- Dobra, zrobię to.
Uniósł brwi, ale nic nie powiedział. Pewnie myśląc, że i tak się wycofam.
Doszliśmy do torów. Stanęłam niepewnie przy szynach i rozejrzałam się.
- Co teraz? Skąd mamy wiedzieć, kiedy pociąg będzie jechał? - nerwowo poprawiłam włosy.
- Według moich obliczeń - tu spojrzał na swój nieistniejący zegarek - Pociąg będzie tutaj za jakieś pięć minut. Możesz się wycofać jeśli się boisz, nie przewiduję żadnych ciężkich konsekwencji.
- Nie. Zrobię to i to szybko. Nawet nie zauważysz. - starałam się wyglądać na odważną, ale cała się trzęsłam. Jeśli nie zdążę uskoczyć? Zostanę przejechana przez pociąg.
Rozległ się donośny dźwięk sygnału pociągu. Szyny zaczęły się poruszać. Delikatnie wibrować. Kevin siedział na kamieniu w znaczej odległości od torów. Jego twarz chyba lekko zbladła, a może wydawało mi się przez to światło?
- Możesz jeszcze zmienić zdanie. - jego głos cichł, w miarę jak zbliżała się maszyna.
Nie odpowiedziałam, tylko zacisnęłam usta w wąską linię. Kiedy było już tak blisko, że byłam w stanie dostrzec przerażoną twarz maszynisty - rzuciłam.
I w ostatniej chwili uskoczyłam na trawę. Ciężko oddychając leżałam na plecach.
- Pewnie nawet nie słyszałaś, jak na Ciebie trąbił. To było coś, szacunek mała. - chłopak wyciągnął do mnie rękę. Wstałam z jego pomocą i zaczęłam otrzepywać się z trawy.
Teraz, gdy siedzę już sama w swoim pokoju, myślę, że coś było nie tak. Coś mi się nie zgadza. Jednak nie wiem co. Mój chory umysł wymyśla teorie spiskowe. To była po prostu nasza głupota.
Wstaję i podchodzę do lustra. Wpatruję się w odbicie i dostrzegam szramę na lewym policzku. Musiała powstać kiedy upadłam na ziemię. Nagle już wiem, co mi nie pasuje.
Skąd on wiedział, kiedy przyjedzie ten cholerny pociąg?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top