Blond księżniczka i czarny motor
Zawsze zastanawiałam się, dlaczego Elasael tyle czeka z wyborem partnera dla swojego celu. Większość jest tak oczywista, że po prostu bo rozumiem, dlaczego tyle zwleka. Odpowiada mi wtedy, że chodzi o idealne dopasowanie. O to, żeby para była perfekcyjnie dobrana. Każdy szczegół musi pasować. Chociaż to bez sensu, gdzieś musi przecież panować chaos i anarchia. Wiecie jak mam na imię? Eris - bogini niezgody. Wysyłają mnie zawsze, kiedy Elsa ma jakieś zadanie. Chcą, żebym jednak czegoś się nauczyła. Żebym była lepsza...nie do końca rozumiem co chcą osiągnąć. Nikt nie zmienia się od tak. To trzeba pracy. A ja mam to w dupie i żadnej pracy nie będzie.
Dzisiaj rano dotarło do mnie, że tak naprawdę, Elasael nie ma żadnego planu. Po prostu losowo ich dopasuje i wróci do domu. Mam swoją własną wizję całego wydarzenia.
Przystojny brunet, motocyklista, mordercze spojrzenie. Piękny blondyn, zaciekawione spojrzenie i zamiłowanie do sztuki. Jak dla mnie para idealna. Mam już dość patrzenia jak Elasael niszczy wszystko swoim "profesjonalizmem". Tylko ona mnie widzi, tylko ona mnie słyszy. Mam więc dużo swobody w działaniu. Nikt się zatem nie zdziwił, kiedy całe Stark Tower, postawił na nogi wrzask.
- Co to ma być, do cholery?!
- Stark, zamknij się i przestań krzyczeć. Jest siódma rano. - Clint zdenerwowany wyjrzał ze swojego pokoju.
- Jak mam być spokojny?! No jak? Kiedy ta kreatura podsyła mi takie...ugh. - milioner cisnął pudełkiem o podłogę.
Nie powiem, ubaw miałam całkiem niezły. Głównym założeniem Elasael, było sprawienie żeby Tony Stark i Bruce Banner zostali parą. Ja jednak widzę to zupełnie inaczej.
- Co to ma być? - Rogers podniósł z ziemi pudełko. Pojawił się w pomieszczeniu chwilę po zaspanej głowie Burtona.
Gdy dokładniej przyjrzał się zawartości prezentu, jego twarz przybrała barwę pomidora. Teraz to się dopiero zacznie! Przecież Loki i Stark to para idealna, tak samo jak Barnes i Rogers. Muszę tylko wszystko dobrze rozegrać. W drugim przypadku nie muszę wiele robić. Wystarczy uświadomić Kapitanowi jego orientację. Postawiłam przed sobą trwające siedem dni wyzwanie, cała ta ich banda znajdzie miłość swojego życia w ciągu tygodnia. Dziś mamy poniedziałek i zacznę od Starka.
- Elasael, co to ma znaczyć? - krzyki właściciela wieży niosły się po kondygnacjach budynku. Kolejne postaci pojawiały się w pokoju. Jedne bardziej zaspane, inne mniej.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - kobieta wzruszyła ramionami. Wciąż tak samo wyniosła. Co za porażka.
- W tym pudełku...nawet patrzeć na to nie mogę! - rozżalony wynalazca podszedł do baru wymachując rękami.
Natasza wzięła z rąk Kapitana owy przedmiot i wyjęła go z opakowania. Nagie zdjęcie Loki'ego i słoik miodu. Mój autorski numer.
Clint otworzył oczy bardzo szeroko i powoli podszedł do znaleziska.
- O cholera. Już chyba wiemy, z kim chce Cię wyswatać. - zachichotał i schylił się, żeby uniknąć rzuconej w jego kierunku szklanki.
- Przysięgam, nie mam z tym nic wspólnego. - Tak tak Elasael, zobaczymy jak się z tego wybronisz. Masz za swoje, próżna siostro.
- Jakoś Ci nie wierzę. - Tony zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem.
Teraz będzie już tylko lepiej. Jeśli dobrze wykonam zadanie, ojciec wreszcie mnie zauważy. Przestanie faworyzować Elasael.
- Ale słoik miodu? - Rhodes uniósł brew. - Co on ma do Loki'ego?
- Jeszcze raz powtórzę, to nie moja sprawka. - spojrzała prosto na mnie - Ale domyślam się, kto może za tym stać.
To, że się zorientowała niczego nie zmienia. Zupełnie. Teraz muszę tylko wymyślić, jak ich na siebie napchnąć. Tony i Loki - para idealna.
- Czy ktoś mi wyjaśni, co się tutaj dzieje? - wysoki, szczupły mężczyzna pojawił się obok Thora.
- Bracie, jak dobrze Cię widzieć. - blondyn próbował objąć bruneta, ale w ramionach został mu tylko zielony pył.
- Elasael. Nie spodziewałem się Ciebie w tym miejscu. - wycedził Loki.
- Nie twoja sprawa, nędzny magu. - prychnięcie, biały pył i po kobiecie ani śladu.
Zawsze taka była. Uciekała, gdy robiło się dla niej zbyt niebezpiecznie. Już ja sobie z nią poradzę.
TRZY DNI PÓŹNIEJ
- Loki, kochanie, mógłbyś mi proszę podać sól?
- Ależ oczywiście złociutki.
Drużyna Avengers siedziała przy stole. Natasza posyłała zdezorientowane spojrzenia Clintowi, który próbował nie udusić się ze śmiechu. Thor szczerzył się niesamowicie, a Rhodes, Pepper i Peter z kamiennymi minami wpatrywali się w okno. Steve siedział na przeciw Elasael i rzucał jej pytające spojrzenia.
- Coś się stało? - bogini uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie no, przecież wszystko jest w porządku.
Przecież to nigdy nie będzie tak jak trzeba. Czas to rozruszać.
Rzuciłam miską makaronu prosto w twarz Tony'ego Starka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top