🇺🇸/5. Wasza pierwsza randka
[T/I]-twoje imię
Kochani, szybka ważna lekcja motoryzacji przed randką!🚘
Żeby nikt się nie pogubił; auta terenowe typu pick-up mają z przodu kabinę pasażerską, charakterystyczny otwarty ,,bagażnik" to skrzynia ładunkowa. I w tej właśnie skrzyni oglądamy film z panem Rogersem.
Toast od nas za wasze zdrowie i za Petera, żeby nie zwariował podczas zdalnych!🥂
Enjoy🌼
----------------
-Dziś bez motoru?-uśmiechnęłaś się widząc blondyna pod twoim domem.
-Lubię zaskakiwać-blondyn puścił ci oczko, podszedł i pocałował w policzek wręczając bukiet kwiatów. Następnie otworzył ci drzwi czarnego pick-up'a-Zapraszam.
Nie byłaś zdziwiona jego zachowaniem, gdyby istniała audycja radiowa ,,Gentelmeni USA" jemu można byłoby poświęcić zdecydowanie najwięcej czasu. Jednakże bardzo ci to schlebiało i tak traktowana czułaś się niemal jak księżniczka.
Podróż autem nie była niezręczna. Przeciwnie. Rozmawialiście, kłóciliście się o głupoty i śmialiście (a raczej ty z niego, gdy widziałaś niezrozumienie na twarzy Kapitana, kiedy używałaś słów ze współczesnego slangu). Po kilkunastu minutach Rogers skręcił w jakąś polną uliczkę.
-Czyli twoje randki kończą się na wręczeniu kwiatów i zabiciu w miejscu, którego nikt nie zna?
-Nie. Na pierwszych się staram. Dopiero później planuję morderstwo-odpowiedział unosząc kącik ust.
-Nieźle, to ile randek już za tobą?
-W zasadzie ani jednej. Jesteś pierwsza-spojrzał na ciebie-i nie zamierzam tego zepsuć-powiedział poważnie.
Po twoim ciele mimowolnie przeszedł dreszcz, bo zdecydowany Steve to seksowny Steve.
Gdy dojechaliście, Rogers wysiadł i okrążył auto, by pomóc ci z niego wysiąść. I mogłaś przysiąc, że to co zobaczyłaś, było ostatnim czego spodziewałaś po samym Kapitanie Ameryce.
Na polanie stał rozkładany ekran do wyświetlania filmów. Gdy znów spojrzałaś na Steve'a dostrzegłaś, że mężczyzna wyjmuje z auta kosz i koce.
-No dobra, ile nad tym myślałeś?-uniosłaś brew, udając niewruszoną by się podroczyć, ale uśmiech i tak cisnął ci się na usta. Byłaś oczarowana tym, jak Rogers się postarał i bardzo ci to imponowało.
Steve odpowiedział ci tylko uśmiechem, jednym ruchem opuścił klapę skrzyni ładunkowej. Wskoczył na pakę i zostawił tam koce i jak się domyślałaś przekąski. Sam spojrzał na ciebie z góry i wystawił rękę w twoją stronę.
-[T/I], twoja kolej-znów się uśmiechnął.
Ugh, czy on musiał szczerzyć się cały czas? Albo nie zauważał, że cię tym dekoncentruje, albo doskonale zdawał sobie z tego sprawę i specjalnie się droczył.
Złapałaś za jego dużą dłoń i wspięłaś się na skrzynię ładunkową. Spojrzałaś na wyścielony kocami i poduszkami bagażnik, a przyjemne ciepło rozlało się w okolicach serca. Czyli pamiętał, kiedy mówiłaś mu, że gdy leżysz i cokolwiek oglądasz okropnie marzniesz.
-Napijesz się czegoś? Mam wino, mrożoną herbatę i... mrożoną herbatę- Steve wyglądał na lekko zestresowanego. Może i w aucie nie było po nim widać, ale teraz dostrzegałaś wyraźnie, że przejmował się waszą randką tak bardzo, jak ty. Nie wiedzieć czemu, wydało ci się to niezwykle urocze.
-Może być herbata, Steve. Co oglądamy?
-Skąd wiesz, że będziemy cokolwiek oglądać?
-Po pierwsze ten ekran nie stoi tu dla ozdoby, po drugie nie ciągnąłbyś mnie tu na wycieczkę krajoznawczą.
-No dobra, ostatnio mówiłaś, że muszę dużo nadrobić. I wspominałaś, że Footloose, to klasyk kina.
Po raz kolejny tego dnia mężczyzna zapunktował, szanowałaś facetów, którzy słuchali tego, co kobieta ma do powiedzenia.
Z drugiej strony nie powinno cię to dziwić.
Umówiłaś się z najbardziej pożądananym gentelmenem Ameryki.
Pięć minut i dwie kłótnie o smak popcornu później usiadłaś wygodnie wsparta na poduszkach z uśmiechem na ustach. Wygrałaś, a Steve obrażony na cały świat usiadł obok ciebie i włączył film.
Pierwsze pięć minut ze skupieniem wpatrywałaś się w ekran. Potem zobaczyłaś, że Rogers przez ten czas nawet nie drgnął.
Lekko szturchnęłaś go ramieniem, ale nie zareagował. Powtórzyłaś ruch i odwróciłaś wzrok, by dalej oglądać film. Minęła chwila, a poczułaś, że ktoś cię popchnął. Oddałaś mu, nawet na niego nie patrząc. Pierwszy kwadrans minął wam na szturchaniu się co chwila. Starałaś się zachować obojętny wyraz twarzy, ale uśmiech już cisnął ci się na usta.
Nagle Steve zatrzymał film. Odwróciłaś głowę w jego stronę.
-Co jest?-i w tym momencie dostałaś w twarz poduszką.
Na chwilę cię sparaliżowało, ale tylko na chwilę.
-Nie zrobiłeś tego, Rogers.-powiedziałaś dziwnie spokojnym tonem, hardo patrząc mu w oczy.
Steve odwzajemnił twoje spojrzenie. A ty śmiało mogłaś stwierdzić, że mieć tak piękne oczy jak on to grzech.
-Ależ zrobiłem. Co ciekawe, wcale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia.
-Masz świadomość, że właśnie rozpocząłeś wojnę?-powiedziałaś wciąż patrząc mu w oczy.
-W takim razie będzie to jedyna wojna, w której wzięcie udziału sprawi mi przyjemność.
Mimo tego, że wasza rozmowa była o czymś tak błahym jak poduszki, atmosferę między wami można było ciąć nożem. Zarejestrowałaś, że Steve był bliżej ciebie niż wcześniej. I wtedy wyczułaś, że to idealny moment.
Na pocałunek.
Nie. Na atak. I pierwsza strzeliłaś Rogersa poduszką w twarz.
Szok, jaki malował się na jego twarz, był nie do podrobienia. Wybuchłaś śmiechem i druga poduszka odbiła się od umięśnionego torsu blondyna.
Rzeczony blondyn szybko odzyskał rezon. A potem poduszki były już wszędzie. Kilka minut później opadliście plecami na rozłożone koce i zaczęliście kalkulować straty.
Zgubiłaś wsuwkę, pogniotłaś sukienkę, a twoje włosy przypominały fryzurę stracha na wróble.
Steve nadal szukał zegarka, który gdzieś mu spadł. Włosy miał trochę rozwalone, ale i tak wyglądał bardzo dobrze.
Czy on kiedykolwiek nie wyglądał dobrze?
-----
Film kończyliście w wyjątkowo wygodnej pozycji. Rogers obejmował cię ramieniem, a ty opierałaś głowę na jego piersi. Nie odczuwałaś dyskomfortu, przeciwnie czułaś się bardzo dobrze. Mężczyźnie także zdawało się to wcale nie przeszkadzać. Siedział rozluźniony od czasu do czasu podając ci torbę z popcornem.
Gdy skończyła się finałowa scena i pojawiły się napisy, Rogers zeskoczył i sprawnie złożył ekran. Ty w tym czasie dokopałaś się do zapasów Steve'a i pozwoliłaś sobie otworzyć czekoladę i wyjąć truskawki.
Blondyn wrócił, a gdy spojrzał na ciebie tylko uniósł brew.
-Postanowiłaś obsłużyć się sama?
-Przyjechałeś tu, żeby bawić się kelnera?
Steve tylko przewrócił oczami i przybrał na twarz popisowy uśmiech.
-Skoro już je zabrałaś, to chociaż się podziel.
----
Mijała kolejna godzina, ale wcale nie miałaś ochoty wracać. Kapitan okazał się świetnym partnerem rozmowy. Poruszaliście tematy od muzyki, przez jego pracę, po historię Brooklynu te 80 lat temu. W międzyczasie któreś oberwało poduszką, ale nie przeszkadzało wam to.
Czas leciał jednak nieubłaganie. A ty zaczęłaś porządnie marznąć. I nie pomagała ci ani marynarka Steve'a, ani trzeci koc. Postanowiliście się powoli zbierać. Wcześniej nawet nie zwróciłaś uwagi, że słońce już zaszło. I to był twój błąd. Wzięłaś ostatnią kostkę czekolady. I już miałaś schodzić ze skrzyni ładunkowej, gdy uświadomiłaś sobie, że nie widzisz nawet ile dzieli auto od ziemi.
Do tego Rogersa wcięło. Na domiar złego wcale go nie słyszałaś. No serio? Teraz?
-Steve?
-[T/I], co się dzieje?
-Gdzie jesteś?
-Przy aucie, co się stało?
-Pomożesz mi zejść?
-Niezależna kobieta prosi mnie o pomoc? Co to za święto? Czekaj, zapiszę w kalendarzu.
-Rogers, nie żartuj, bo ci to nie wychodzi.-mruknęłaś-pomożesz mi wreszcie?
Blondyn chwilę później wrócił do ciebie i wystawił obie dłonie.
-Chodź, złapię cię.-kojący ton głosu, sprawił, że przestałaś odczuwać jakikolwiek niepokój.
Zrobiłaś powoli krok, a w zasadzie pół bo źle wymierzyłaś kroki i poleciałaś do przodu. I pewnie zaliczyłabyś dość bolesny upadek, gdy nie męskie ramiona, które szczelnie cię objęły. I uratowały przez rozwalonym kolanem.
Gdy Rogers powoli postawił cię na własnych nogach i spojrzał na ciebie z góry.
Uniósł twój podbródek i uważnie przyjrzał się twojej twarzy, jak gdyby chciać sprawdzić, czy nic ci nie jest.
-Dzięki, Steve-szepnęłaś nadal obserwując baczny wzrok mężczyzny.
-Wiesz przecież, że nie masz za co. Ja tylko...-nie dałaś mu dokończyć i zamknęłaś mu usta pocałunkiem. Sam Rogers najpierw wydawał się lekko zszokowany, ale całkiem szybko odzyskał rezon. Odwzajemnił twój pocałunek. Jedną dłoń umieścił na twojej talii i przyciągnął cię bliżej. Kciukiem drugiej dłoni niespesznie gładził twój policzek.
I trzeba było to przyznać; całował obłędnie.
Po kilku sekundach lekko odsunęłaś głowę, nadal jednak stykaliście się czołami głęboko oddychając.
-Całkiem smaczna ta czekolada-szepnął i przygryzł wargę, potem sięgnął ręką za ciebie. Zdjął kosz i odszedł w stronę części pasażerskiej.
Ty nadal stałaś przy bagażniku myślami wracając do waszego pocałunku.
Tak, to zdecydowanie była udana randka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top