🦅/2. Wasze pierwsze spotkanie
[T/I]-twoje imię
-Morgan chyba sobie teraz żartujesz. Nie zostawiaj mnie tu, zaraz przyjdą te dzieci, a ja nie poradzę sobie sama.
- [T/I] przestań dramatyzować. Wychodzę na chwilę. Co może się stać w ciągu dwudziestu minut?
-Pogadaj z kimś, kto mi pomoże. Nie zostanę tu sama. Proszę...
-Ty naprawdę przesadzasz-wywrócił oczami- zadzwonię do Sama, ale stawiasz pizzę. Albo dwie.
Szybko pokiwałaś głową, zgadzając się na jego warunki. Byłaś gotowa poświęcić nawet wypłatę.
Pracowałaś przy ściance wspinaczkowej. O ile z zabezpieczeniami i sprzętem nie miałaś problemów, o tyle sama perspektywa wspinaczki sprawiała ich mnóstwo.
To Morgan wolał balansować na wysokości, ty wybierałaś stabilny ląd. On śmiał się, że latał, ty śmiałaś się z niego. Kochany starszy brat.
Który teraz cię opuścił, bo postanowił zagadać do jakieś ładnej brunetki.
Minęło parę minut, a ty zdałaś sobie sprawę, że lada moment przyjdą tu dzieci, które zostały zaproszone z tytułu urodzin jedenastoletniej Nadine. A ty wciąż czekałaś na niejakiego Sama.
Słyszałaś już śmiechy dzieci. Już chciałaś dzwonić do Morgana, gdy ktoś dotknął twojego ramienia. Odetchnęłaś z ulgą i odwróciłaś do mężczyzny.
I tu cię mówiąc łagodnie wryło. Spodziewałaś się Sama chudego instruktora wspinaczki, a nie Sama Wilsona, jednego z legendarnych Avengers!
Mężczyzna uśmiechnął się lekko:
-Ty musisz być [T/I]. Miło mi. Jestem Sam Wilson.
-Um ja... Tak mi też jest miło. Nie wiedziałam, że Morgan ma takie znajomości.
-Jestem moim dobrym kumplem, który potrzebował pomocy.
-Umiesz się wspinać?
-Od małego to lubiłem.-byłaś już zdecydowanie spokojniejsza.- Gdzie jest ta grupa?-zapytał.
-Będą tu lada chwila-ręką wskazałaś drzwi.-Chodź po uprząż i resztę sprzętu.
Stanęłaś obok ścianki i zaczęłaś zdejmować z uchwytów wszystkie elementy uprzęży, które pasowały rozmiarem dorosłemu mężczyźnie.
Bardzo przystojnemu mężczyźnie.
Pięć minut później obok was była już grupa kilkunastu dzieci, czekających, żeby wejść na ściankę.
Uwaga gości skupiona była na waszej dwójce. Sam zaczął:
-Cześć dzieciaki, jestem Sam, a to [T/I]-tu wskazał na ciebie dłonią-jesteśmy tu by...
-By świętować, wszystkiego najlepszego Nadine-uśmiechnęłaś się do dziewczynki w koronie i dałaś jej różowy balon.-Zanim jednak zaczniemy zabawę na ściance, musimy poznać kilka podstawowych zasad.
O zachowaniu podczas wspinaczki opowiedział Sam. Byłaś w szoku, jak dobrze uzupełnialiście swoje zdania. Jakbyście znali się zdecydowanie dłużej niż kilka minut.
Dzieciom zabawa sprawiała wiele frajdy, wam w zasadzie też. Było dużo śmiechu, szczególnie, gdy na głowie Sama zawitała papierowa korona księżniczki.
Godzinę później Nadine i jej goście opuścili salę. Wy razem uporządkowaliście sprzęt.
-Sam chciałam ci bardzo podziękować, bez ciebie napewno nie dałabym rady.
Mężczyzna zdjął koronę i z głowy i nałożył ją tobie.
-To był zaszczyt pomóc pani, wasza wysokość-roześmiał się, bawiąc też ciebie.- Jeśli będziesz potrzebować pomocy, po prostu zadzwoń- w twojej dłoni znalazła się karteczka z numerem telefonu.
Gdy Sam wyszedł, ty zamknęłaś hangar i zadzwoniłaś do brata.
-Dwadzieścia minut? Morgan, zacznij nosić zegarek!
-Ależ po co te nerwy? Chciałem do was dołączyć, ale dobrze poradziliście sobie beze mnie. Spodobał ci się Sam, siostrzyczko?
-Nie odpowiadam na takie pytania!
-A ja i tak wiem swoje, pamiętaj, żeby zajechać do pizzerii, młoda!
Rozbawiona wywróciłaś oczami i się rozłączyłaś. Zapisałaś numer Sama powtarzając sobie, że to tylko na wszelki wypadek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top