🧟/2. Wasze pierwsze spotkanie
[T/I]-twoje imię
-Cholera, czemu tak długo- niezadowolona mruczałaś pod nosem.
Jeśli można by było stworzyć listę rzeczy, których nie lubiłaś w ścisłej czołówce znalazłby się brak punktualności.
A twoi potencjalni klienci właśnie się spóźniali. I to o dobre pół godziny. Czekałaś na rodzinę Cooperów, która chciała zatrudnić cię do opieki nad dwójką pięcioletnich dzieci.
Po kolejnych trzydziestu minutach uznałaś, że dalsze czekanie nie ma sensu. Przebrałaś się w luźną koszulę, której nie chciało ci się nawet zapinać. Na nogi wciągnęłaś krótkie dresowe spodenki. Z szafki wyjęłaś butelkę wina i napełniłaś kieliszek. Tak przygotowana wyjęłaś z torebki kolejną zdobycz. Wino i dobry romans były naprawdę świetnym zakończeniem dnia pełnego dziecięcych pisków i chichotu.
Już miałaś otwierać książkę, gdy przerwał ci dzwonek do drzwi. Domyślałaś się, że w progu zawita lada moment Elisa Cooper. Nieco zdziwił się więc widok mężczyzny w średnim wieku, który kurczowo trzymał się futryny drzwi i łapczywie łapał powietrze. Może to astmatyk i powinnaś wezwać pomoc?
-Bardzo przepraszam, ale spodziewałam się chyba kogoś innego, może pomylił pan mieszkania?
-Nie...Ja...Eli...-widziałaś, że mężczyzna nie jest w stanie wykrztusić z siebie nawet słowa.
Chwyciłaś go pod rękę i posadziłaś przy wyspie kuchennej. Do szklanki nalałaś wody z lodem i cytryną i podsunęłaś mężczyźnie pod nos.
Dopiero po dwóch kolejnych szklankach był w stanie powiedzieć cokolwiek.
-Bardzo panią przepraszam. Jestem tu w zastępstwie za siostrę, którą w drodze zatrzymał korek spowodowany wypadkiem. Nie zadzwoniła, bo nie miała pani wizytówki w aucie. Znała tylko adres.
-Rozumiem, ale muszę wiedzieć? Skąd pan biegł? Z sąsiedniego stanu? Stany to raczej kraj z rozwiniętą linią komunikacji. Nikt nie kazał panu brać udziału w maratonie.
Podczas przesłuchania nieco dziwnego, ale jednak przystojnego faceta nie zwróciłaś uwagi, że twoja koszula nadal jest rozpięta, a ty paradujesz w czarnym koronkowym staniku przed obcym człowiekiem. Pospiesznie zapięłaś guziki, a wzrok brata Elisy szybko przeskoczył z delkoltu na twoją zarumienioną twarz.
-Po pierwsze nie z innego stanu, a innej dzielnicy. I po drugie nie pan, a Bruce. Bruce Banner. Mimo dziwnych okoliczności bardzo mi miło...-tu urwał, a ty sama postanowiłaś się przestawić.
-[T/I]. Fakt, mimo dziwnych okoliczności mnie również jest miło.-lekko się uśmiechnęłaś rozbawiona irracjonalnością wydarzeń.
Bruce spędził u ciebie jeszcze godzinę. Opowiedział o Kelsey i Ashley dziewczynkach, których miałaś pilnować. Poruszał także inne tematy, a wasza rozmowa toczyła się bardzo płynnie. Czułaś się bardzo komfortowo w towarzystwie Bruce'a, którego ramię było luźno zarzucone na oparciu kanapy w miejscu, gdzie siedziałaś. Zaproponowałaś mu także lampkę wina, ale grzecznie odmówił tłumacząc, że w pracy czeka go jeszcze wiele obowiązków.
Odprowadziłaś go do drzwi i pożegnałaś delikatnym pocałunkiem w policzek. Bruce nerwowo się uśmiechnął i opuścił mieszkanie. Twoim zdaniem było to urocze, widać było, że nie ma zbyt wielkiego doświadczenia z kobietami.
Po odprowadzeniu Bannera wzrokiem zamknęłaś drzwi. Wróciłaś na kanapę i chwyciłaś kieliszek i chwilę zastanawiałaś czy zacząć książkę.
Po chwili odłożyłaś ją do szafki.
Po co czytać o czyimś romansie skoro można mieć swój własny?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top