🧟/19. Przepraszam.

[T/I]-twoje imię

-Jak on się czuje?
-Wraca do sił-doktor Cho spojrzała na pomieszczenie, w którym do aparatury leżał podpięty Bruce Banner.-Zasłabł dwie godziny temu. Jest już po kroplówce i w miarę ogarnia, co się dzieje. Możesz do niego iść, [T/I].

Uśmiechnęłaś się do kobiety z wdzięcznością. A potem przestąpiłaś próg sali i mimika twojej twarzy zmieniła się diametralnie.
Byłaś zła. Wściekła. Jak można doprowadzić się do stanu, w którym mdlejesz z przemęczenia? Wtedy trzeba zapytać Bannera. Wie z autopsji. Kiedy zadzwoniła Cho modliłaś się, żeby nic mu nie było. Nie widziałaś jak facet z siedmioma doktoratami może być tak skrajnie nieodpowiedzialny.

Bruce leżał przytomny w przestronnej sali. Był podpięty do kroplówki wzmacniającej i kreślił coś na ekranie dotykowym.

-Bruce?
-[T/I]?-mężczyzna ożywił się i poprawił na łóżku.-Co ty tu robisz?
-W teorii się nie rozstaliśmy, więc przyszłam zobaczyć, co u ciebie. Jak się czujesz?
-Jest okej, kończę kroplówkę i wracam do pracy-miałaś ochotę uderzyć do w szczepionkę. Mocno.
-Bruce, nigdzie nie idziesz. Jeśli będzie trzeba wrócę do mieszkania i zacznę cię pilnować. Ty wcale o siebie nie dbasz!-byłaś na skraju wytrzymania i ciężko odetchnęłaś widząc poczucie winy malujące się na jego twarzy.
-Ja... Chciałem jakoś zapomnieć, o tym, jak okropnie cię potraktowałem. Praca pozwalała zatracić myśli, ale jeśli kończy się to z ten sposób, to nie wiem, co robić.  Jest mi tak bardzo głupio i tak bardzo przepraszam. Jeśli możesz... Wróć do domu, [T/I].

Dopiero teraz wiedziałaś, jak wyniszczyła go praca i badania. Miał już w oczach iskierki czystej energii zamiast naturalnego, ludzkiego blasku. Zgasł. Nie uważał na siebie, nie dbał, nie pilnował.

-To, że się zgadzam, broń Boże nie znaczy, że wszystko ci wybaczyłam, kretynie. Trzeba doprowadzić cię do porządku, zanim się zamęczysz-wstałaś, dałaś mu buziaka w głowę i wyszłaś.

Na korytarzu czekała doktor Cho w towarzystwie Starka. Zmęczona opadłaś na krzesło i zamknęłaś oczy. Stres całego dnia właśnie z ciebie schodził i miałaś już dosyć.  W twojej dłoni wylądował kubek z kawą. Uśmiechnęłaś się z wdzięcznością do Tonego i upiłaś pierwszy łyk.

-Jeszcze raz odwali taki numer, to go tu zostawię. Macie moje słowo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top