🕷️/19. Przepraszam.
[T/I]-twoje imię.
Pakowałaś się do czarnej walizki w swoim pokoju w domu Tonego. Twoje oczy były zaczerwienione od płaczu. Dokładnie dwie godziny temu Peter opuścił twoje życie. Postanowiłaś, że najlepszym rozwiązaniem będzie powrót do domu. Do LA, do rodziców. Po chwili ktoś zapukał w białe drzwi.
- Proszę - pociągnęłaś nosem
- Hej - mruknął Tony - Czyli wracasz do domu?
- Jak widać.
Stark podszedł do ciebie i delikatnie cię objął. To był chyba pierwszy raz kiedy to zrobił. Odwzajemniłaś jego przytulasa, a jego bliskość spowodowała, że znowu po twoich policzkach popłynęły łzy.
- Nie płacz już.
- Do cholery Tony, on mnie tak po prostu zostawił. - krzyknęłaś odsuwając się od niego
- Po pierwsze nie przeklinaj, po drugie nie krzycz - Jezu chyba Steve mi się udziela - mruknął do siebie
Wróciłaś do pakowania się. Wszystkie koszulki, spodnie i skarpetki lądowały w walizce.
- Jeśli rzeczywiście chcesz wyjechać nie będę cię tu trzymał na siłę. - pogłaskał cię po głowie - Happy zawiezie cię na lotnisko.
- Dziękuję - delikatnie się uśmiechnęłaś - Ty wiesz gdzie on jest prawda?
- Możliwe - podrapał się po karku - Lepiej się pakuj
Po trzech godzinach siedziałaś już w prywatnym samolocie lecącym do LA. Kiedy z niego wysiadłaś, stanęłaś na schodach i rozejrzałaś się. Założyłaś okulary przeciwsłoneczne i uśmiechnęłaś się do siebie.
- Witaj Los Angeles - mruknęłaś z kpiarskim uśmiechem
4 lata później
Siedziałaś przy stole w jadalni. Miałaś dość sporo rzeczy do zrobienia, studia nie były takie fajne jak myślałaś. Dorosłość zresztą też, miałaś w końcu 21 lat. Na dodatek twój ojciec dał ci staż w swojej firmie architektonicznej. No normalnie żyć nie umierać. Obok twojego laptopa wylądowała mrożona kawa.
- Dziękuję Mary - uśmiechnęłaś się do gosposi.
- Nie patrz tyle w ten ekran bo ci oczy wypadną - zaśmiała się i pocałowała cię w głowę
Mary zajmowała się tobą od zawsze. Rodziców wiecznie nie było w domu. Jednak nie przeszkadzało ci to, nie przepadałaś za nimi. Jednak urocza staruszka zawsze miała miejsce w twoim sercu. To właśnie ona codziennie robiła ci najlepsze jedzenie na złamane serce.
Usłyszałaś dzwonek do drzwi. Nie ruszyłaś się z miejsca myśląc, że Mary otworzy drzwi. Jednak usłyszałaś jej krzyk z ogrodu.
- Otwórz drzwi [T/I].
Wstałaś i rozprostowałaś kręgosłup. Wygładziłaś swoje kremowe spodnie i zdjełaś nitkę z czarnego topu. Kiedy zmierzałaś w kierunku drzwi, twoje szpilki głośno stukały o posadzkę. Pociągnęłaś za klamkę i otworzyłaś szeroko drzwi. Widok, który ujrzałaś delikatnie cię zdziwił.
- Peter? - zmarszczyłaś brwi, ale zaraz po chwili uśmiechnęłaś się delikatnie - Co ty tu robisz?
- Hej - wydawał się troszkę zagubiony- Myślę, że musimy porozmawiać.
Ręką zaprosiłaś go do środka i zamknęłaś za nim drzwi. Poszłaś przodem, kierując wasze kroki do przestronnego salonu. Usiadłaś na kanapie i to samo uczynił Peter.
- Zaprosiłaś kolegę? - podeszła do was Mary - Może zrobię wam coś do jedzenia, wyglądasz na głodnego chłopcze.
Peter głośno się zaśmiał i poprosił jedynie o coś do picia. Kiedy zostaliście sami, zwróciłaś się w jego kierunku.
- A więc co cię tu sprowadza?
- Zmieniłaś się - zignorował twoje pytanie
- Tak jak i ty. - spojrzałaś na jeszcze bardziej umięśnionego Parkera, jego włosy były jeszcze gęstsze, a żyły na przedramionach jakby bardziej widoczne. Był bardziej męski, to nie był już ten nastolatek z Brooklynu co kiedyś.
- Tak, może trochę - uśmiechnął się - W końcu minęły cztery lata.
Twój uśmiech delikatnie się zmniejszył. Kiedy Peter wyszedł z twojego pokoju wróciłaś do domu. Przez pół roku cierpiała i płakałaś, złudnie czekając, że on wróci. Nie stało się to jednak. Na początku było ciężko, ale z czasem się z tym pogodziłaś i żyłaś dalej. Poszłaś nawet na kilka randek, ale partnerzy nie byli dość interesujący.
- Chciałem cię przeprosić - z letargu wyrwał cię głos Petera i jego ręce na twoich.
Spojrzałaś na jego ręce, tak ciepłe jak zapamiętałaś. Wzięłaś głęboki wdech i spojrzałaś w jego oczy ze smutnym uśmiechem.
- Rozumiem i przyjmuje twoje przeprosiny, ale ja już się z tym pogodziłam. Pogodziłam się z tym, że cię nie ma. I nie chce znowu cierpieć.
- Pozwól mi wyjaśnić. - nie odezwałaś się więc kontynuował - Musiałem cię wtedy zostawić żeby cię nie stracić. Nie mogłem pozwolić, że przez to że jestem kim jestem ktoś może zrobić ci krzywdę. Nie wiedziałem, że tak długo nie będzie mnie w twoim życiu [T/I]. Nie cofnę czasu, ale chce naprawić to co zepsułem. Nie mogłem spać, bo cały czas o tobie pamiętałem. Byłaś moją słabością i zawsze nią będziesz.
Twoje oczy zaszły mgłą, przez łzy nie mogłaś zbyt wiele zobaczyć. Choć gdzieś tam głęboko tlił się żal do Petera to rozumiałaś go. Brunet przysunął się do ciebie i mocno cię objął. Podałaś się temu i również do niego przyległaś. Łzy spływały po twoich policzkach i wsiąkły w białą koszulkę Petera. Pierwszy raz od tych czterech lat poczułaś ulgę.
- Może zaczniemy od nowa? - odsunęłaś się od niego.
- Jestem za - uśmiechnął się i wyciągnął do ciebie dłoń - Jestem Peter, Peter Parker
- [T/I], [T/I] Harrison*- uścisnełaś ją
Wtedy Mary przyniosła wam lemoniadę z listkiem świeżej mięty. Wzięliście szklanki w swoje dłonie i stuknęliście się tak, że szkło zadzwoniło.
- Masz ochotę na coś mocniejszego? - zapytałaś
- Myślałem, że nie zaproponujesz.
Podeszliście do baryku i wybraliście najbardziej odpowiadający wam alkohol. Mieliście zamiar świętować waszą pełnoletniość. W końcu nie spędziliście razem wejścia w dorosłość. W końcu macie po 21 lat. Ten toast może oznaczać zupełnie nowy początek.
* Jesteś siostrzenicą Starka, ale nazwisko masz po swoim ojcu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top