🇺🇸/19. Przepraszam.

[T/I]-twoje imię

-Aniołku, to do ciebie-mruknął Mark i podał słuchawkę służbowego telefonu.
-Znowu? Powiedz, że mnie nie ma. Dentysta czy coś.
-Ale ty nie możesz być wiecznie u dentysty! Ile można? Będziesz mieć więcej plomb niż zębów!
-Trudno-wzruszyłaś ramionami-powiedz mu, że jestem na antenie i nie mogę odebrać.

Mimo, że oficjalnie niczego nie skończyliście i wykazywaliście jakąś troskę o drugą osobę nie umieliście się spotkać i porozmawiać.
Minęły trzy tygodnie, a ty jak na razie chciałaś się odciąć i dać czas i sobie i jemu.
Tyle, że Steve już wszystko sobie przemyślał i w ciągu trzech ostatnich dni zadzwonił niezliczoną ilość razy. Nie odebrałaś.
-------
-Dzięki za telefon, Rachel. Dużo zdrowia i wszystkiego dobrego na nowej drodze życia!-zakończyłaś połączenie i spojrzałaś na pulpit.-Z kim mam przyjemność?
-Z największym idiotą, jakiego znała ziemia.

Serce stanęło w miejscu, a dłonie zaczęły drżeć. Gardło zacisnęło ci się do tego stopnia, że nie mogłaś wydusić słowa.
Trzasnęły drzwi studia. Mark szybko wyciszył mikrofon i włączył coś od 5SOS.

-Aniołku, popatrz na mnie-z trudem skupiłaś wzrok na mężczyźnie.-Dokończę za ciebie, ale ty masz załatwić inną sprawę do końca. Albo go pocałuj albo z nim skończ. Tyle, że kochasz go zbyt bardzo, żeby zerwać. Pogadaj z nim, [T/I].
Kiwnęłaś głową, a Mark pocałował cię w czoło i podał telefon z przychodzącym połączeniem. Rogers.
Zabrałaś telefon i torbę i szybko wyszłaś ze studia. Szef zza szyby tylko kiwnął głową i uniósł dwa kciuki. Ten gest dał ci wystarczająco dużo otuchy i odwagi, że odebrać telefon.
-Słucham?-głos z twoich ust brzmiał dziwnie obco.
-Hej, ja... Chciałem porozmawiać i...-niepewny głos Steva dotarł do twoich uszu i spowodował delikatny uśmiech.
-Więc mów-zachęciłaś.
-Tak przez telefon?-blondynowi odpowiedziała cisza, więc kontyował-Okej, w takim razie... Cholera to trudne...

Podczas, gdy Steve próbował złożyć ładne składne zdanie zabrałaś z szatni płaszcz i zmieniłaś buty przytrzymując telefon ramieniem.

-Zacznę od tego, że cholernie mi głupio i chciałem przeprosić. Bardzo. Wiem, że nawaliłem. Nie chcę cię stracić, [T/I]. Jesteś dla mnie zbyt ważna ja...

-Steve, dobrze wiesz, że też jesteś dla mnie ważny, ale musimy wyjaśnić to wszystko. Oboje. Bo ja też nawaliłam. Nie chcę tego kończyć, Steve. Wiem, że związki to często wyzwania i kłótnie, ale jestem gotowa to znieść. Byle nie sama.

Z tymi słowami przemierzałaś korytarz wschodniego skrzydła studia i dotarłaś do klatki schodowej.

-Czyli możemy wrócić do tego było wcześniej?
-Tak. Znaczy...okej-zbiegałaś ze schodów z uśmiechem na twarzy.
-Okej-powórzył cicho Steve.

W głowie brzmiał głos Marka. Kochasz go.
Walić. Raz kozie śmierć.

-Steve, jest coś jeszcze-zaczęłaś.
-Coś się stało? Poznałaś kogoś?-zapytał wyraźnie zawiedziony.
-Nie!Ja... Steve-głos ci się już łamał-kocham cię.

Odpowiedziała ci cisza i dźwięk przerywanego połączenia.

Wyszłaś z budynku. Parking był niemal pusty. Nie licząc połyskującego w słońcu motocykla. Przytknęłaś dłoń do ust, by nie rozpłakać się od nadmiaru emocji, które się w tobie kłębiły.

-Ja ciebie też kocham, słońce. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo.

Odwróciłaś się w stronę głosu. Stał tam. W nieśmiertelnej skórzanej kurtce i bukietem róż w lewej dłoni.
Pokręciłaś głową i przestałaś kontrolować emocje i uczucia. Oczy zalśniły ci łzami i uśmiechnęłaś się tak szeroko, jak to było tylko możliwe.
Steve powoli podszedł w twoją stronę, a ty odruchowo rzuciłaś się mu na szyję. Blondyn objął cię ramionami w talii i złożył długi pocałunek na głowie.

-Tęskniłem.
-Ja też.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top