🦅/16. Wasza kłótnia

[T/I]-twoje imię

*Kłótnia odbywa się po całej akcji z Civil War.
------
Obudziły cię szmery i kroki w korytarzu.

Przetarłaś oczy, by rozbudzić zaspany wzrok. Wilson zapinał właśnie bluzę.

 -Sam, gdzie ty idziesz?
 -Do pracy, skarbie. Śpij, jest wcześnie-odpowiedział z korytarza.
 -Nigdy nie masz wolnego?
 -Nigdy go nie potrzebowałem.
 -Może akurat dziś będziesz potrzebował!-krzyknęłaś wciąż leżąc w łóżku. Momentalnie usłyszałaś kroki mężczyzny.
 -Po co mam brać wolne, [T/I]?-zapytał unosząc brew. Jednak w jednej chwili zmienił ton i dodał-jesteś chora?
 -Nie jestem chora. W zasadzie czuję się cudownie. Ale do szczęścia potrzeba jeszcze dwóch rzeczy. Po pierwsze nie dostałam buziaka na dzień dobry-uśmichnęłaś się szeroko, obserwując jak mężczyzna nachyla się w twoją stronę.

Przyciągnęłaś go jednym ruchem do ciebie i pocałowałaś.

Wiedziałaś, że robisz źle, ale nie widziałaś co innego mogło go przekonać do zostania w domu. Jednak po akcji z Barnesem i podziale Avengers uświadomiłaś sobie ile ryzykuje Sam. I przestała ci się podobać miłość do superbohatera. Mógł sobie ratować świat i przyjaciół, ale ty chciałaś Wilsona żywego i w jednym kawałku. Każdy kolejny dzień zaczynałaś z wątpliwościami, czy nic mu się dziś nie stanie.

Kochałaś go niewyobrażalnie mocno. Ale bałaś się o niego trzy razy bardziej. To było niezdrowe.

Pocałunek przerwał mężczyzna. Widziałaś, że niechętnie. 

 -Naprawdę muszę iść, dokończymy jak wrócę-pożegnał cię długim buziakiem w czoło i wyszedł z sypialni.

 Wstałaś za nim i skierowałaś się w stronę korytarza.

 -Sam, zaczekaj-zaczęłaś niezwykle pewnie, mężczyzna przerwał szukanie butów-myślałam, że zostaniesz ze mną... Naprawdę nie chcę dziś siedzieć sama i jestem pewna, że świetnie spożytkowali byśmy ten czas. Chcę, żebyś został.

 Mężczyzna wbił w ciebie ostre spojrzenie.

 -Co zrobiłaś? Prowokowałaś od rana tylko, żebym został? Mam obowiązki. Ty jesteś na ściance, ja szkolę się i pracuję! Po co się w to mieszasz? Nie zrezygnuję dla ciebie z pracy!

 -Sam, za każdym razem, gdy wychodzisz nie wiem czy wrócisz! Jedna akcja i nagle szuka się cały rząd! Mam dość takiego życia, w którym tyle ryzykujesz. Kocham cię, dlatego świadomość, że mogę cię stracić tak cholernie boli, Sam-łzy napłynęły ci do oczu. Przestałaś czuć cokolwiek. Powiedziałaś wszystko, co tkwiło w tobie od dawna. Czułaś się... pusta. Pusta i wyprana z uczuć. -Jeśli tak to ma dalej wyglądać to ja odpadam.

 -I tak nie wziąłbym tego wolnego. Nawet dla ciebie, [T/I].

Mieszkanie wypełniła błoga cisza, którą już po chwili wypełniłaś krzykiem i trzaskiem tłuczonej szklanki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top