🏹/16. Wasza kłótnia

[T/I]-twoje imię

Nie chcemy w żaden sposób atakować Laury i jej decyzji. Przestawiamy nieco zmieniony wizerunek tylko i wyłącznie na potrzeby opowiadania!

 ------

 Ostatni raz spojrzałaś w lustro i poprawiłaś matową szminkę na ustach. Wyglądałaś w porządku. 
 Skierowałaś się do kuchni i uważając, by nie pognieść sukienki opadłaś na wysokie krzesło barowe.

 Czekałaś na jeden telefon.

 Miałaś wyjść dziś z Clintem na wieczór. To był ostatni dzień, gdy w kinie grali film, który od dawna chciałaś zobaczyć. Tyle, że dochodziła dziewiętnasta, a on nie dzwonił.
Podobnie było przez kolejne dwie godziny.
 W tym czasie zdążyłaś zmienić wyjściowe ubrania na dresy i bluzę oraz usiąść w fotelu z kieliszkiem wina. Włączyłaś telewizor i naprawdę chciałaś skupić się na fabule, ale Barton skutecznie ci to uniemożliwiał całkowicie pochłaniając twoje myśli. Czułaś się źle. Byłaś zawiedziona, planowałaś wyjście już dłuższy czas.

Ale Barton nie raczył się pojawić i wszystko poszło się pieprzyć.

 Nie miałaś pojęcia, czy coś mu się stało, czy coś wypadło w pracy albo miał wyjątkowo ważne polecenia służbowe.
 Mógł chociaż zadzwonić. 
 Nie odebrał żadnego z czterech połączeń ani nie odpisał na SMSa. Pozostawało ci tylko czekać.

  Twoje chaotycznie myśli przerwał dzwonek do drzwi.

 Clint stał w drzwiach. Miał spięte ramiona, zacisnął szczękę i nerwowo składał ręce w pięści.
 Cudownie, czyli wie, że nawalił.

-Cześć-nie silił się nawet na uśmiech.
-Hej.
-Mogę wejść?

 Otworzyłaś szerzej drzwi i nieznacznie odsunęłaś od drzwi, by go przepuścić.

 Mężczyzna wszedł, zdjął marynarkę i dopiero wtedy na ciebie spojrzał. W oczach nie miał tych nieśmiertelnych iskierek radości. Taskował cię pustym spojrzeniem dopóki nie zapytał.

 -Pogadamy?

 Ruszyłaś do salonu nie oglądając się za siebie. Widziałaś, że mężczyzna idzie za tobą.
 ----

 -Więc? Co cię zatrzymało?-siedzieliście po dwóch stronach kanapy trochę jak pary podczas terapii. W innych okolicznościach by cię to bawiło, ale teraz nie miałaś ochoty na żarty. 
 -Jesteś zła?
 -Clint, zapytałam pierwsza.
 -Będziesz zła-mężczyzna upił łyk wina i spojrzał na ciebie. Wydawał się dziwnie pewny, że jego słowa ci się nie spodobają. Zaczęłaś się nieco stresować. 
 -Może. Ale chcę znać prawdę, więc bądź łaskaw powiedzieć co zajęło ci tyle czasu.
 -Byłem z Laurą i dzieciakami.

 Drgnęłaś. Temat rodziny Bartona był ostatnio nieco drażliwy. Clint często wyrywał się z domu, gdy oboje wróciliście z pracy jechał do nich. Początkowo starałaś się to w całości akceptować, ale było ci coraz trudniej. Nie chciałaś robić mu wyrzutów, był przecież ojcem i miał swoje obowiązki względem Nathaniela, Lili i Coopera. Ale prawda była taka, że też chciałaś spędzić z nim trochę czasu. Ostatnio częściej go nie było niż był. 

 -Spędzają u ciebie weekendy, Clint. Dziś środa.
 -Laura prosiła o pomoc, bo miała problem z autem. Odebraliśmy dzieciaki.

Wiedziałaś, że było coś jeszcze. Odbiór Lili i Coopera ze szkoły nie mógł trwać dwie godziny.

 -I?-zapytałaś cicho.
 -A potem jakoś tak wyszło, że zostaliśmy na mieście. Zjedliśmy, dzieciaki się pobawiły-Barton pochylił głowę w dół i dodał cicho-cały wieczór spędziłem z nimi.
 -Nie mogłeś powiedzieć od razu?
 -Co by to zmieniło?
 -No nie wiem. Może nie zamartwiała bym się cały wieczór, gdzie jesteś-słowa głęboko przesiąknięte sarkazmem głucho odbijały się od ścian mieszkania. 

Clint wstał.

 -Od początku wiedziałaś, że mam dzieci. Są nieodłączną częścią mojego życia.
 -Nigdy cię przez to nie oceniałam. Chciałam po prostu spędzić z tobą jeden pieprzony wieczór!-słowa przybrał na sile.

Również wstałaś. 

 -Uważasz, że nie mam czasu? Do cholery, [T/I]! Myślisz, że łatwo jest łączyć rodzinę i nowy związek?
 -Nigdy tak nie powiedziałam, ale prawda jest taka, że nie ma cię coraz częściej. Nie nie dzielisz czasu między mnie, a rodzinę. Nie umiesz! Non stop siedzisz tam!
-Czyli sądzisz, że mam dla ciebie rezygnować ze wszystkiego? Egoistyczne, nie sądzisz?-Clint niemal syczał z wściekłości.

 Nie odpowiedziałaś. Nie wiedziałaś co. Nigdy nie kazałaś mu rezygnować, ale jak widać kłótnia podsycała wszystkie niewyjaśnione wcześniej wątki.

 -Też często kłóciłem się z Laurą. Prawie zawsze o pracę. Ale wiesz co? Nigdy nie kazała mi rezygnować! Była obok i mogłem na nią liczyć!
 -To może po prostu idź do Laury, skoro jest lepsza pod tyloma względami!

 Odpowiedziało ci trzaśnięcie drzwiami. 

Wróciłaś po wino. W jednej chwili zrezygnowałaś z kieliszka i pociągnęłaś solidny łyk z butelki. Opadłaś na fotel, tracąc jakiekolwiek siły.

 Słone łzy nie pasowały do wina.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top