Scena po napisach 2


~~~

- Norman! Norman! Normanie Osbornie, wracaj mi tu zaraz! - krzyczała zdenerwowana i przerażona matka, patrząc jak jej pierworodny, ośmioletni syn wraz z sześcioletnią córką Parkerów włazi po drabince na dach bloku. Liz Osborn wbiegła szybko na schody pożarowe. Przez myśl przemknęło jej, że już nigdy nie zostawi dziecka u Mary Jane. Przeskakiwała kolejne stopnie, licząc w głowie z ilu mniej więcej metrów spadłby chłopiec, gdyby się pośliznął.

Dzieci chichotały tylko i gramoliły się coraz wyżej. Kasztanowowłosa May szeptała coś cicho do ucha przyjaciela. Wtedy dzieci jak jeden mąż naraz z piskami radości skoczyły z drabinki. W piersi Liz zamarło serce.

Ale w następnej sekundzie z okna wyskoczył nie kto inny jak Peter Benjamin Parker, a z dachu zleciał na swej deseczce jej mąż. Uśmiechnięci od ucha do ucha mężczyźni, którzy w owej chwili zachowywali się tak niepoważnie jak mali chłopcy podlecieli do swoich pociech i bezpiecznie sprowadzili je na ziemię.

- Zabiję tego... tego... Nie powiem kogo! - usłyszała przy swoim uchu Liz. Mary Jane stała obok, ściskając dłonie w pięści. W tej sprawie się zgadzały. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, po czym zbiegły razem na dół. I tak Liz odnalazła w końcu drugą przyjaciółkę.

~~~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top