high school au, pt.2 - hawksilver
au - sequel do "high school au - stony", czyli clint, który unika pietro
poboczne: stony, thorbruce (wspomniane), sambucky (wspomniane), strangefrost (wspomniane) [lokixstephen], scarletwidow [wandaxnatahsa]
------------------------------------------------------------------------------------------------------
*osoba trzecia*
Kolejny dzień unikania Pietro. Po tym, co powiedział szesnastolatkowi w żartach Bucky, Clint unikał chłopaka jak tylko mógł. Na szczęście, chłopak był dwa lata młodszy, więc Barton'owi zostały tylko dwa miesiące unikania go. Skończy szkołę i będzie zawsze żałował swojego wyboru, ale trudno, przeżyje.
- Hej, Clint. - powiedział Tony, gdy chłopak usiadł naprzeciwko niego na stołówce.
- Hej, Tony. Gdzie zgubiłeś Steve'a? - spytał zdziwiony Barton. Odkąd Rogers i Stark zostali parą byli praktycznie nierozłączni, a zwłaszcza w szkole.
- Oh, Bucky zapomniał o rocznicy swojej i Sam'a, więc Steeb pomaga mu coś wymyśleć. - odpowiedział chłopak. - Dalej unikasz Pietro? Powinieneś z nim porozmawiać, Bucky już dawno mu powiedział, że to był żart i nigdy czegoś takiego nie robiłeś.
- Wiem, Barnes mi to powiedział, ale dalej boję się spojrzeć mu w oczy. Zresztą, może i lepiej, że go unikam. Prędzej czy później zrobiłbym z siebie przed nim błazna.
- Clint, taki twój urok. Robisz z siebie błazna i jesteś słodki.
- Tak, ale ty mnie znasz. Będziesz się śmiał i też zrobisz coś głupiego, żebym nie był jedynym błaznem. A Pietro pewnie pomyśli, że jestem jakiś chory. - westchnął Barton i dokończył jedzenie. - Ja już spadam, widzę Pietro. A tak właściwie... Gdzie Bruce?
- Nie uwierzysz. Thor go w końcu przegadał, żeby poszli na wagary.
- Co? Bruce Banner i wagary w jednym zdaniu? - zaśmiał się chłopak. - Chyba muszę sobie pogadać z Thor'em... Demoralizuje nam naszego Bruce'a. - Stark zachichotał tylko.
- Idź już, jak chcesz go unikać, bo zazwyczaj podchodzi do mnie, pamiętasz? Pomagam mu w chemii. - powiedział Tony, widząc Steve'a i Bucky'ego zmierzających w ich stronę.
- O, faktycznie. Do poźniej, Tones. - powiedział Clint. - Hej. - powiedział w pośpiechu do Barnes'a i Rogers'a.
- Dalej unika Pietro? - spytał Steve, siadając koło Stark'a, natomiast James usiadł naprzeciwko.
- Zepsułem Barton'a. I do tego Sam mnie wykastruje, bo zapomniałem o tej rocznicy. - westchnął Bucky.
- Nie przejmuj się Clint'em, ja go naprawię. - powiedział Tony. - Ale tego z Sam'em już nie naprawię. - dodał. - Ej, to moje jedzenie! - powiedział chłopak, gdy Steve ukradł mu kilka frytek.
- Głodny jestem. - powiedział Rogers z pełną buzią.
*kilka minut później, Tony pov*
Przykro mi się robi, jak patrzę na Clint'a. Na początku, owszem było to śmieszne jak stara się unikać młodszego, ale gdy Bucky powiedział Pietro, że to był żart i Barton dalej unikał nastolatka, to zacząłem się martwić. Clint od zawsze miał problem z kontaktami z ludźmi. Nawet po dołączeniu do drużyny koszykarskiej, nie odzywał się za dużo. Dopiero, gdy Barnes do niego zagadał, Barton odpowiadał. Po jakimś czasie zaczęli rozmawiać na dłuższą metę, wtedy Clint poznał Steve'a i Natashę, z którą załapał świetny kontakt, ta dwójka stworzyła taką więź niemal jaką ma ze mną i Bruce'm. Byliśmy z Banner'em szczęsliwi, gdy Clint nam powiedział, że jej ufa.
Sam'a znaliśmy jeszcze z przedszkola, więc może to przekonało Barton'a do rozmawiania z Bucky'm.
W tamtym roku do naszej szkoły dołączyły bliźniaki Maximoff. Pietro oraz jego siostra - Wanda. Pamiętam minę Clint'a, gdy nastolatek wpadł na nas. Chłopak długo nas przepraszał, ponieważ dużo osób nie traktowało jego i Wandę najlepiej. Śmiali się z ich akcentu i z tego, że nie są z USA. Dzisiaj już im nie dokucza nikt; pamiętam jak raz szliśmy korytarzem z Clint'em. Jakiś chłopak obrażał jego siostrę. Barton w pewnym momencie nie wytrzymał i rzucił się na niego, a gdyby nie to, że dałem go radę jakoś odciągnąć, to prawdopodobnie jeśli tamten typ przy odrobinie szczęścia trafiłby do szpitala. I w sumie tam trafił. Mimo tego, że Clint został zawieszony, to zaraz po jego powrocie bliźniaki podziękowały mu, a Wanda nawet go przytuliła. Wracjając, jego maślane oczy na widok Pietro czasami poprawiały mi humor. Barton wtedy tak słodko się jąkał i nie umiał składać zdań. Ja i Bruce często za niego je kończyliśmy, a z racji, że bliźniaki nie słyszały Clint'a w innym wydaniu, to po prostu myślą, że jest taki na co dzień, więc nie było to dla nich dziwne.
- Hej, Tony. - usłyszałem sokoviański akcent i spojrzałem na Pietro z uśmiechem.
- Hej, Pietro. Siadaj. - zepchnąłem mojego chłopaka na ziemię. James się tylko zaśmiał, a Steve usiadł obok niego. - To z czym dzisiaj się zmagamy?
- Mogłeś powiedzieć, żebym się przesiadł. - powiedział Steve.
- Zamknij się, Rogers. - syknąłem. - Więc? - zwróciłem się z powrotem do nastolatka.
- Uh, nie chodzi o chemię... Chodzi o Clint'a. - powiedział cichutko chłopak.
- Coś się mu stało? - spytałem spanikowany. Barton jest głupi i zrobi wszytko, aby uniknąć młodszego.
- Nie, nie, ale... Czy zrobiłem coś źle? - spytał smutny.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedziałem szybko.
- Więc czemu mnie unika? - Pietro spuścił głowę.
- To przeze mnie. - powiedział James. - Przez ten żart wstydzi się spojrzeć ci w oczy. Zresztą nie tylko tobie, twojej siostrze też.
- Ale przecież powiedziałeś mi, że to był żart. Dalej nie rozumiem, czemu on mnie unika.
- Clint ma problemy w kontaktach międzyludzkich. - powiedziałem. - W przedszkolu wyśmiewali się z niego, że ma aparat słuchowy. Sam z siebie jest nieśmiały wśród osób, których nie zna za dobrze. - dodałem.
- Wyśmiewali się z niego? - chłopak w końcu podniósł głowę i spojrzał mi w oczy.
- Mhm. Sam tego nie przyzna, ale dotknęło go to, co powiedział Bucky. Ale nie ma mu tego za złe. - uśmiechnąłem się do młodszego. - Musisz go jakoś złapać i z nim porozmawiać, nie ma innej opcji. Jest zawstydzony, ale może jak usłyszy od ciebie i twojej siostry, że rozumiecie, że to się nigdy nie stało, to może będzie lepiej.
- Okej, dziękuję, Tony. - Sokovianin uśmiechnął się do mnie. - Mam jeszcze jedno pytanie... Clint jest singlem?
- Tak. Jest sam. I bardzo cię lubi - powiedział Steve.
- Rogers! To nie nasza sprawa, Clint sam powinien to powiedzieć! - wściekłem się. - Ale jak już ten debil to powiedział, Clint cię uwielbia. Dlatego nigdy nie umiał złożyć zdań, jąkał się.
- Oh... Postraram się z nim porozmawiać jak najszybciej. - powiedział młodszy. - Do zobaczenia - powiedział, a następnie odszedł.
*po szkole, Clint pov*
Kolejny dzień unikania Pietro i Wandy zakończony sukcesem. Albo i nie.
- I co? Gdzie twój obrońca? Nawet on zauważył, że jesteście szujami i was unika. - usłyszałem ten głos. Myślałem, że jak mu raz wpieprzyłem, to da im spokój. Cholera, musiał zauważyć, że ich unikam.
- Stoi za tobą, dupku. - warknąłem, podchodząc do nich. Zauważyłem, że Wanda płacze.
- O, Barton! Chcesz mi pomóc? - ja tylko uderzyłem go w twarz. - Kurwa mać! Co ty odpierdalasz?! - nie odpowiedziałem mu, tylko się na niego rzuciłem.
- Pierwszy raz niczego cię nie nauczył?! - uderzałem w jego twarz, a on co jakiś czas mi oddawał. Wanda była w szoku, po tym jak on chciał ją skrzywdzić, więc tylko siedziała i płakała.
- Cholera, Barton, Ramirez! Przestańcie w tej chwili! - do moich uszu dotarł krzyk dyrektora. Kurwa mać, zajebiście. Znowu mnie zawiesi. - O co znowu poszło? - spytał, gdy tylko z niego zszedłem.
- Nie widzi pan? - spytałem. - Ten dupek chciał jej zrobić krzywdę. - powiedziałem, podchodząc do Wandy.
- Clint, uważaj na słownictwo. Przyjdź zaraz z Maximoff do mojego gabinetu. Ramirez, podnieś się i do mojego gabinetu. Natychmiast.
- Wanda, wszystko w porządku? - szepnąłem i dotknąłem jej kolana.
- M-mhm. Przyszedłeś w o-odpowiednim momencie. - szepnęła, powoli się uspokajając. - Dziękuję. - powiedziała cicho i przytuliła się do mnie. Objąłem ją i zacząłem ją głaskać po włosach.
- Wszystko jest w porządku. Chodź, musimy pójść do tego gabinetu. - złapałem ją za rękę.
- Poczekaj chwilkę. Muszę napisać do Pietro, żeby poczekał.
- Dobry pomysł. Napiszę do Tony'ego, żeby poczekali ze Steve'm, bo inaczej znowu wpierdolę Ramirez'owi. - powiedziałem i drugą dłonią napisaliśmy wiadomości, po czym ruszyliśmy do gabinetu.
*przed gabinetem, Wanda pov*
Siedzieliśmy z Clint'em przed gabinetem dyrektora. Trzymaliśmy się za ręce, co mnie upspokajało. Po napisaniu wiadomości do brata, nie sprawdzałam telefonu, chociaż słyszałam dużą ilość powiadomień. Jestem pewna, że Pietro się martwi, ale wytłumaczę mu to później. Wracając do obecnej sytuacji, obecność Clint'a mnie uspokajała. Jestem ciekawa, czemu unikał mnie i mojego brata, ale o to zapytam innego dnia. Póki co, jestem wdzięczna, że mi pomgół. Znowu. Barton objął mnie wolnym ramieniem, a ja się w niego wtuliłam. Zazdroszczę Tony'emu, Bruce'owi i Natashy. Musi być świetnym przyjacielem.
- Clint, jak będę musiała tam wejść, to pójdziesz ze mną? - spytałam po dłuższym momencie ciszy.
- Oczywiście, Wanda. Nie zostawię cię samej. Przepraszam, że was unikałem. Ciebie i Pietro. - szepnął starszy.
- Nie musisz przepraszać. Na pewno miałeś swoje powody.
- Długo cię zaczepiał?
- Do tej pory tylko co jakiś czas mnie wyzywał, ale ignorowałam go, bo były to tylko pojedyncze słowa. Dopiero dzisiaj chciał...
- Nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz, Wanda.
- Dziękuję. Nigdy mnie nie zaczepiał, bo nie wracałam sama, a że dzisiaj Pietro miał inną ostatnią lekcję, to mieliśmy się spotkać w autobusie.
- Ten dupek już nigdy cię nie dotknie, Wanda. Obiecuję ci. - Barton pocałował mnie w głowę.
- Clint, Wanda, wejdźcie. - usłyszeliśmy delikatny głos dyrektora. - Richard, jeszcze jutro wrócisz tu z rodzicami, jasne? - powiedział do poobijanego chłopaka.
- Mhm. - wymruczał starszy, a ja automatycznie schowałam się za ramieniem Clint'a, gdy tylko koło nas przeszedł.
*gabinet dyrektora, osoba trzecia*
- Więc, zacznijmy od ciebie, Wanda, dobrze? - spytał mężczyzna z delikatnym uśmiechem, gdy tylko usiedli. Nastolatka przytaknęła. - Wiesz może dlaczego Ramirez chciał cię skrzywdzić?
- Um, on twierdzi, że nie powinniśmy chodzić do tej szkoły. Że tu nie należymy. Ale powiedział, że nie jestem brzydka. - przyznała dziewczyna, bawiąc się palcami Barton'a, który zaczął denerwować się jeszcze bardziej. Był wściekły na siebie.
- "My"?
- Ja i mój brat.
- Przykro mi, Wanda. Wiesz, że muszę zawiadomić twoich rodziców?
- Wiem, dyrektorze Fury.
- Clint, w normalnych warunkach wsadziłbym cię do kozy do końca roku, ale z racji, że byłeś zawieszony w zeszłym roku, muszę ponownie cię zawiesić. Jeszcze gdyby nie fakt, że to był ten sam chłopak... - westchnął Nick. - Doceniam to, że znowu pomogłeś Wandzie, zresztą jak poprzednim razem. Tylko gdybyś ominął pobicie Ramirez'a byłoby lepiej. Zawieszam cię na miesiąc. Powiadomię również twoich rodziców.
- Z pełnym szacunkiem, dyrektorze Fury, ale moich rodziców nic nie obchodzi. Oprócz pieniędzy, oczywiście. Szlaban za pobicie Ramirez'a dostałem od mamy Bruce'a i taty Tony'ego.
- Niestety, zauważyłem to poprzednim razie. I tak muszę do nich zadzwonić. Oczywiście, powiadomię również pana Stark'a bądź panią Banner. Ktoś odpowiedzialny musi z tobą porozmawiać o tym, że nie powinieneś tak rozwiązywać problemów. To wszystko, dziękuję. Możecie iść do domu. - powiedział Fury.
- Do widzenia. - powiedzieli nastolatkowie, a następnie opuścili gabinet.
*Clint pov*
- Przykro mi słyszeć o tym, że twoi rodzice są obojętni. - zaczęła Wanda.
- Przyzwyczaiłem się. Ojca zastępuje mi pan Stark, a mamę pani Banner. To tylko zbliża mnie do Tony'ego i Bruce'a. Było tak od zawsze. Pamiętam, że kiedyś zaczął mi się psuć aparat. Moi starzy to zignorowali, ale tylko jak pan Stark zauważył, kupił mi nowy. Nawet nie wiesz, jak mi było głupio...
- To nie była twoja wina. Zresztą, Howard Stark ma dużo pieniędzy, więc jeśli tylko mógł pomóc swojej rodzinie - zrobił to. - uśmiechnęła się młodsza. Gdy tylko wyszliśmy z budynku, zauważyłem, że Steve ma kilka ran na twarzy. Uśmiechnąłem się, wiedząc, że też się rzucił na Ramirez'a. Rogers stał koło Tony'ego i Pietro, którzy rozmawiali.
- Dzięki, że poczekaliście. - powiedziałem do Stark'a i Steve'a, gdy tylko podeszliśmy do nich.
- Nie ma za co. Jeszcze poprawiłem jego twarz. - uśmiechnął się Steve, na co ja się zaśmiałem.
- To nie jest zabawne. Ja i Pietro ledwo go odciągnęliśmy - powiedział Tony.
- Wszystko w porządku? - usłyszałem głos Pietro na boku. Pytanie oczywiście było skierowane do Wandy. Ta tylko przytaknęła, po czym dodała, że boi się pomyśleć co by było, gdybym nie przechodził tamtędy. Wolę, żeby nie gdybała, bo będzie źle. - Dziękuję, że znów pomogłeś mojej siostrze, Clint. Mam nadzieję, że nie masz dużej kary. - uśmiechnął się do mnie młodszy, a moje nogi stały się watą.
- N-nie ma za co. T-to tylko... Tylko m-miesiąc zawieszenia. - przęknąłem ślinę.
- Miesiąc?! Coś ty mu zrobił?! - krzyknął Tony.
- Nic takiego, Fury dotarł w porę, ale to przez to, że w tamtym roku byłem zawieszony przez wysłanie go do szpitala. - powiedziałem. Wcześniej, gdy czekaliśmy aż Fury nas wezwie do gabinetu, umówiliśmy się z Wandą na korki. Nie rozumiała jednego tematu z fizyki, a to akurat umiałem. Pamiętam, jak Tony rzucił we mnie książką, bo długo tego nie rozumiałem. O dziwo po tym załapałem to szybciej. Mieliśmy to zrobić jutro po szkole, ale najwyraźniej musimy to zrobić u mnie w domu, z racji tego, że jestem zawieszony. Znowu. - Do jutra, Wanda. - powiedziałem, po czym pożegnaliśmy się z bliźniakami i poszliśmy do auta Rogers'a. - Skąd wiedziałeś, żeby mu przypieprzyć? - spytałem Steve'a.
- Połączyłem kropki. Pietro czekał na Wandę, która była u Fury'ego, a Tony dostał wiadomość od ciebie, żebyśmy poczekali, bo jesteś pod gabinetem. - odpowiedział sportowiec.
- A my cię ledwo odciągnęliśmy - dodał Tony. Widać było, że ma mu to za złe.
- Skąd masz tego siniaka na policzku, Tony? - spytałem, dopiero teraz zauważając, że ma siniaka.
- Um, jak trzymałem Ramirez'a, to przez przypadek uderzył mnie łokciem, a to tylko utrudniło Pietro trzymanie Steve'a.
- Co?! Jak tylko go zobaczę to-
- To nie zrobisz nic. To było przez przypadek, a ja nawet tego nie czuję. Zresztą, przeprosił.
- Bo Howard Stark to twój ojciec - powiedział Rogers.
- I widział, że chcesz go zabić.
- To też. Ale twój tata to główny powód.
- Cholera jasna, ma szczęście, że nie skrzywdził cię bardziej, Tony. Nikt nie będzie bił mojej rodziny. - powiedziałem naburmuszony i nie odezwałem się do końca drogi. - Dzięki za podwózkę, Rogers. - powiedziałem, gdy dotarliśmy.
*następnego dnia, Clint pov*
Wanda przybyła od razu po szkole, Natasha ją podwiozła. Po tym, jak jej to wytłumaczyłem i czekaliśmy aż Pietro, i Nat po nią przyjadą, wygłupialiśmy się oraz rozmawialiśmy. Wyznałem jej, że lubię jej brata, a ona tylko się uśmiechnęła i powiedziała, że jeśli ja, i Pietro zostalibyśmy parą, byłoby idealnie, bo w końcu lubiłaby partnera swojego bliźniaka. Po jakimś czasie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Hej, wejdź. - powiedziałem do chłopaka. - Wanda zaraz będzie. Gdzie Nat?
- Hej, powiedziała, że zaczeka w aucie. - wracając do moich wcześniejszych rozmów z Wandą, powiedziała mi, że ją i Romanoff łączy coś więcej, ale prosiła, żebym nikomu nie mówił, że same powiedzą reszcie.
- Jestem. Pietro, Clint, musicie porozmawiać. Będę czekała w aucie z Natashą. - powiedziała Maximoff, ubierając buty. - Obydwoje się lubicie. A ja chcę Clint'a w naszej rodzinie, Pietro. Kocham was - uśmiechnęła się Wanda, po czym wyszła.
- Czekaj, co- - powiedziałem, ale ta już zdążyła wyjść.
- Um... - po chwili młodszy zaczął cały czerwony. - Cz-czyli ty mnie... lubisz?
- Odkąd wpadłeś na mnie i Tony'ego na korytarzu. - wyznałem szybko, a on się uśmiechnął.
- Ty mi zaimponowałeś tym, że pomogłeś mojej siostrze... Wcześniej myślałem, że jesteś taki, jak oni są... Przepraszam, że tak myślałem - nastolatek spuścił głowę, ale ja złapałem go za podbródek i podniosłem ją lekko.
- Nie musisz przepraszać - uśmiechnąłem się do niego i musnąłem lekko jego usta. Chłopak tylko mruknął i pogłębił pocałunek. Całowaliśmy się, dopóki nie zabrakło mu tchu. - Widzimy się na urodzinach Tony'ego? - uśmiechnąłem się łobuzersko do niego.
- Mhm. - odwzajemnił uśmiech i cmoknął moje usta. - Do jutra.
- Przyjadę po ciebie, twoja siostra jedzie z Nat, z tego co mówiła. - złapałem jego dłoń, zanim wyszedł.
- Okej, do zobaczenia - szepnął, po czym puścił moją dłoń i wyszedł. Po jakimś czasie wziąłem swoją torbę z ciuchami i poszedłem do mojego auta, po czym ruszyłem do Tony'ego, aby spotkać się z nim i Bruce'm. Robiliśmy to co tydzień i wtedy zazwyczaj nocowaliśmy u Stark'a.
*rezydencja Stark, Clint pov*
Wszedłem jak najciszej i zdjąłem swoje buty. Próbowałem się przemknąć do pokoju Tony'ego, ale w połowie schodów usłyszałem głos taty Tony'ego.
- Clinton Francis Barton, myślałeś, że cię nie zauważę? - o cholera. Użył mojego pełnego imienia.
- Panie Stark, jak dzień mija?
- Stary, nie wymigasz się. Cały dzień na ciebie czekał. - usłyszałem głos Tony'ego, a po chwili dzwonek. - O, to Bruce. Pójdę po niego.
- Clint, nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać? - o dziwo, nie wyglądał na wściekłego. Ale pozory mylą.
- Uh, dyrektor Fury dzwonił?
- Zostałeś zawieszony. Na miesiąc. Znowu.
- Dyrektor powiedział chociaż, czemu to zrobiłem?
- Tak. Tylko dlatego nie jestem zły. Ale rozmawiałeś już o tym ze mną i z Rebbecą; przemoc to nie rozwiązanie. Nawet jeśli chcesz komuś pomóc.
- No wiem, ale nie widziałem innej opcji. Inaczej to nie zadziałałoby, a ja nie mogę chodzić za Wandą całymi dniami.
- Masz dobre serce, synu; ale musisz kontrolować swoje emocje.
- Wiem. To się nie powtórzy, obiecuję.
- Mam nadzieję. Czy twoi rodzice coś o tym mówili? Rozmawiali z tobą?
- Nie... Nawet o tym nie wspomnieli. - pan Stark tylko westchnął.
- Chyba znowu będę musiał z nimi porozmawiać.
- Niech pan nie traci na nich nerwów. Już mówiłem - pan i pani Banner mi wystarczycie.
- Synu, wiele razy ci mówiłem - Howard wystarczy. - uśmiechnął się pan Stark. - Miłej zabawy. - dodał, patrząc na trzech nastolatków.
- Chcesz porozmawiać o twoich rodzicach? - usłyszałem ciche pytanie ze strony Bruce'a. Spojrzałem na swoich przyjaciół. Mieli zmartwione miny, więc uśmiechnąłem się do nich.
- Nie, mam lepszą wiadomość. A, póki pamiętam. Bruce - muszę porozmawiać z Thor'em. Demoralizuje cię.
- To był pomysł Loki'ego. On i Stephen wychodzili gdzieś, więc zaproponował Thor'owi, żebyśmi z nimi poszli. A wiecie, że nie umiem odmówić Loki'emu. - my tylko się zaśmialiśmy i poszliśmy do pokoju Tony'ego.
- Więc? Co to za wiadomość? - spytał podekscytowany Tony.
- Spokojnie, Tones. Zaraz wybuchniesz - zaśmiałem się. - Ale chodzi o Pietro. Pocałowaliśmy się i jutro jadę po niego przed twoją imprezą. - uśmiechnąłem się, a Bruce i Tony krzyknęli z radości.
- W końcu! Myślałem, że nigdy tego nie zrobicie! - pisnął Stark, a po chwili obydwoje mnie przytulili.
- Zasługujesz na szczęście, Clint - uśmiechnął się Banner.
- Już jestem szczęśliwy. Odkąd was poznałem, Brucie. - powiedziałem, a reszta się zarumieniła. - O, zarumieniłem was.
- Zepsułeś moment, Barton. - powiedział Stark, po czym się zaśmialiśmy. Boże, kocham ich.
*następnego dnia, Clint pov*
Czekałem pod domem Pietro. Nat czekała na przeciwko mnie, więc zatrąbiła na mnie, a ja do niej pomachałem. Widziałem uśmiech na jej twarzy. Po jakimś czasie z domu wyszła Wanda, mówiąc, żę Pietro zaraz przyjdzie, a następnie wsiadła do auta Romanoff i odjechały. Po kilku minutach z domu wyszedł chłopak i zamknął dom na klucz. Wsiadł do mojego auta, po czym go pocałowałem.
- Hej. - szepnąłem, a on odpowiedział.
Byłem szczęśliwy, obydwoje byliśmy. A Tony dostał obiecanego drinka od Bucky'ego. Nawet więcej niż jednego.
a/n po tygodniu napisałam drugą część
szczerze, nie ma tu dużo hawksilver'a, ale taki był zamysł, że przy końcu nastolatkowie odnajdują swoją drogę, dzięki Wandzie oczywiście
pisałam też to wolniej, gdyż zbliża się koniec roku i jest straszne zamieszanie z ocenami, więc mam mniej czasu
miłego wieczoru <3
słowa: 3218
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top