One shot #4 Quicksilver
Dla elainee96 oraz KlaudiaSzkudlarek605 😉❤
No to jedziem :D Endżoj!
***
-Rhodey może byś tak ma mnie poczekał. -dotknęłam komunikatora i powiedziałam.
-Nic z tego młoda!
-Nich cię szlag!
Biegłam w stronę jednego z myśliwców S.H.I.E.L.D.
To był najszybszy sposób abym mogła dostać się do latającej Sokovii i wesprzeć Avengers. Mam nadzieję, że tata się trzyma. Wyposażona tylko w łuk i strzały, wsiadłam do odrzutowca i go odpaliłam.
-Tutaj Fate. Proszę o zgodę na start.
-Fate, masz zgodę na start. -usłyszałam w słuchawce.
Wyleciałam z hangaru Helicarriera i ruszyłam w stronę miasta. Z zawrotną prędkością minęłam War Machina i Iron Mana, zestrzeliłam parę robotów i wylądowałam na pozostałościach parkingu. Szybko wysiadłam gotowa do walki.
-Katherine? Nie miałaś zostać w domu? -zapytał się Steve.
-Jak Barton się dowie to będziesz miała szlaban do końca życia. -stwierdziła Natasza.
-Jeżeli przeżyję. -uśmiechnęłam się.
-Clint? -Cap dotknął komunikatora w uchu.- Nie, ale mamy małą pomoc. Sprowadź bliźniaków na północną część miasta i... -nie dokończył. Przerwał mu podmuch i wesoły okrzyk Scarlet Witch.
-Kate! -uścisnęła mnie.
-Wanda! -odwzajemniłam. Kątem oka spojrzałam się na Pietra i uśmiechnęłam.
-Przyleciałaś nam pomóc? -zapytała.
-Nie, zrobić wam kawę! Oczywiście, że pomóc! -wyszczerzyłam się.
-Nie chcę przerywać, ale nadciąga kolejna fala. -Wdowa spojrzała się w stronę budynków.
-No to jedziemy... -szepnęłam pod nosem i naciągnęłam cięciwę.
Strzeliłam w pierwszego lepszego. Nie byłam tak uzdolniona jak Sokół, ale nadrabiałam szybkością i liczbą strzał.
Pietro pobiegł walczyć "na froncie" tak jak Kapitan i Wdowa, ja z Wandą bardziej wspierałyśmy ich z oddali. Co nie znaczy, że nie dochodziło z nimi do kontaktu fizycznego. Gdy kilku udało się przedrzeć, osłaniałyśmy swoje plecy. Cały czas obserwowałam pole bitwy czekając, aż Clint się pojawi. W końcu nastała ta upragniona chwila.
-Poradzisz sobie chwilę sama? -zapytałam zestrzeliwując jeszcze jednego blaszaka.
-Pewnie. Leć.
Pobiegłam w stronę ojca ciągle strzelając. Gdy byłam jakieś dziesięć metrów od niego, jakaś puszka zaszła go od tyłu. Szybko wyciągnęłam strzałę, wycelowałam i strzeliłam. Udało mi się go uziemić, a jednocześnie zwrócić uwagę Bartona.
-Miałaś zostać na farmie!
-Nudziło mi się!
-Więc postanowiłaś ryzykować życie?
-Postanowiłam wam pomóc.
-Kate... może i nie jesteś moją biologiczną córką ale nie pozwolę ci zginąć!
-Ty mi? Chyba ja tobie!
Roboty przestały chwilowo nacierać, więc znów się zebraliśmy. Podczas mojej krótkiej wymiany zdań z łucznikiem dołączył do nas Thor.
-Trzymacie się? -zapytał Cap.
-Kto się trzyma ten się trzyma... -powiedziała Wanda majstrując przy ramieniu swojego brata.
-Co jest? -zapytałam.
-Nie to nic... -zaczął.
-Postrzelili go. -przerwała mu bliźniaczka.
-Daj. -powiedziałam i wzięłam jedną ze strzał.- Może trochę zaboleć. Gotowy? -spojrzałam mu w oczy a on przytaknął. Guzikiem otworzyłam szczypce i powoli wsadziłam je do dziury po kuli.
-Sssssssss... -syknął z bólu.
-W węża się bawisz czy co? -zażartowałam. Po chwili wyjęłam kulę, a rana wyglądała o wiele lepiej.
-Dzięki. -uśmiechnął się.
-Nie ma sprawy. -odwzajemniłam.
Staliśmy tak chwilę w ciszy, nie wiedząc że oczy wszystkich są w nas wlepione.
-Dobra starczy tego! -Clint wpakował się w środek.- Mamy jeszcze sporo roboty do wykonania.
Usłyszeliśmy szum. Tak brzmi Helicarrier.
-Co tak długo? -krzyknęłam do słuchawki.
-Mieliśmy gościa.
-Więc to jest Tarcza? -zapytał Pietro pełen podziwu.
-To jest coś, czym Tarcza powinna być. -odpowiedział Steve.
Ze statku zaczęły wylatywać szalupy ratunkowe.
-Wsadźcie tam tyle cywili ile się da. Jazda! -wszyscy przyjęliśmy komunikat Furego i rozeszliśmy się. Cap z Taszą na wschód, Clint z Thorem na zachód, a ja z bliźniakami Maximoff na południe.
-Pietro, sprawdź czy w tamtych budynkach ktoś nie został. -rozkazała Wanda.
Chłopak popatrzył się chwilę na mnie. Skinęłam głową i pobiegł.
-Lubi cię. -stwierdziła.
-Nie ciężko to zauważyć.
-Teren czysty. -po chwili szybkonogi był obok.
-Świetnie. -dotknęłam urządzenia w uchu.- Jak sprawy u was?
-Bądźcie jak najszybciej przy rdzeniu. -usłyszałam Tonego.
-Przyjęłam. Do rdzenia biegiem!
Pietro podniósł Wandę i pobiegł. Ruszyłam w tamtą stronę, ale po kilku sekundach znów był przy mnie.
-Mogę? -zapytał. Kiwnęłam głową i zdążyłam poczuć tylko wiatr. To były sekundy. Mgnienie oka i już staliśmy przy jakiejś skrzynce. Wszyscy. Na horyzoncie pojawił się Ultron.
-To wszystko co potrafisz? -krzyknął Gromowładny.
*mały time skip*
Natasza pobiegła za Brucem, Wanda pilnowała rdzenia, Steve z Thorem stali przy szalupach, Clint upychał wszystkich do środka, a ja z Pietrem szukaliśmy reszty niedobitków. Gdy stwierdziliśmy, że wszyscy są bezpieczni wróciliśmy do punktu zbiórki.
-To wszyscy. -złożyłam raport Kapitanowi.
-Świetnie. W takim razie...
Nie dokończył. Usłyszeliśmy strzał. Steve zasłonił mnie tarczą. Obejrzałam się. Zobaczyłam Clinta z chłopcem na rękach. Czas jakby spowolnił. Miałam ochotę tam pobiec, ale uścisk Kapitana mi to uniemożliwił. Jedyne co mogłam z siebie wydobyć to krzyk.
Samolot odleciał. Podążyłam za nim wzrokiem. To był mój myśliwiec. Ale kto... Ultron! Gdy tylko uścisk Cap'a się rozluźnił, pobiegłam w tamtą stronę. Zamiast Bartona, na ziemi leżał Pietro. Jego koszulka z niebieskiej stała się czerwona. Był podziurawiony od kul. Padłam obok. Nie oddychał, nie mrugał, nie ruszał się. Odszedł. Na zawsze. Nie zdążyłam nic mu powiedzieć.
***
Mam nadzieję, że się podobało ^^
A teraz wybaczcie, ale muszę zniszczyć Jotunheim :D
Żart... mam wywiadówkę xD
Żegnam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top