Konsekwencje

Peter przysiadł na skraju dachu jednego z wieżowców. Teoretycznie miał teraz patrolować ulice, ale nie miał na to ani siły, ani ochoty. Telefon wibrował od wiadomości, prawdopodobnie z chatu, ale nie miał najmniejszej ochoty czytać wiadomości Tonego i Bucky'ego. Po pierwsze, CapsLock bolał przy czytaniu, a po drugie sprawiało to, że młody bohater czuł się źle. Był podmiotem kłótni dwóch mężczyzn, a sam nie wiedział co wobec tego czuje. Z jednej strony cieszyłby się, gdyby w końcu miał ojca (bądź w tych przypadkach dwóch), jednak nie mógłby zostawić May, dlatego że ktoś miał kaprys go przygarnąć. 

No i była jeszcze jedna kwestia. 

Mianowicie, gdyby Peter spędzał więcej czasu w Avenger's Tower, bohaterowie dowiedzieliby się o jego problemach z życia codziennego. Była to rzecz jakiej nastolatek bał się najbardziej. By avengersi, silni bohaterowie świata, dowiedzieli się, że najmłodszy z ich kompanów wcale nie jest tak wesoły i nie ma tak kolorowego życia jak przypuszczają. 

Bo Peter wszędzie zakładał swoje maski. Musiał je zmieniać i dostosowywać.

W szkole był zwykłym nerdem i popychadłem. Kujonem przezywanym "Penis Parker".

Na ulicach miasta, był skaczącym w czerwono-niebieskim stroju, bohaterem, który pomaga ludziom na co dzień. Nie takim niedostępnym jak Kapitan Ameryka, czy Iron-man, ale przyjaznym, wiecznie gotowym pomóc Spider-manem.

Gdy przebywał w towarzystwie reszty bohaterów, był lekko nadpobudliwym, energicznym i wiecznie uśmiechniętym dzieciakiem, którego wszyscy traktują, albo z góry, albo z pobłażliwością.

W domu był najbardziej sobą, jednak i tam nie mówił May o wszystkich problemach. Wiedziała o jego pajęczej przypadłości, stresem, by nie zawieść Tonego Starka, czy o drobnych urazach jakie zdobywał podczas zadań przyjaznego pająka z sąsiedztwa. Peter jednak nie dawał jej zobaczyć ran zadawanych przez szkolnych prześladowców, objawów przemęczenia, spowodowanych wiecznym zabieganiem, które nie pozwalało mu normalnie i zdrowo odpoczywać, czy jego załamań nerwowych.

Te ostatnie najtrudniej było pająkowi ukryć, gdyż była to jedyna rzecz jakiej nigdy nie dawał poznać. Psychika Parkera była narażana, aż ostatecznie się poddała i dała sobą szargać na prawo i lewo. Peter nauczył się przybierać maskę osoby nie będącej w ten sposób atakowanej, ale w głębi czuł jak jest rozrywany. Tak jakby czarne szpony zaciskały się na jego płucach, odcinając dopływ do tlenu, i wczepiające swoje pazury, aż dotrą do serca, które zaczynało boleć i zmuszało mózg do przypominania, bądź imaginowania myśli złych, strasznych, bądź smutnych. Wtedy nadchodził najcięższy moment. Łzy napływały Parkerowi do oczu, a ten musiał się ich pozbywać tak by nikt ich nie zobaczył.

Na świecie była tylko jedna osoba, która zobaczyła go w stanie załamania.

- Tylko nie skacz z tego dachu, bo ta miazga na ziemi, nie będzie tak ładna jak ty.

- A mówiłeś, że zawsze wyglądam ładnie, nieważne jak - powiedział ze śmiechem Peter, odwracając się w stronę Lokiego.

Bożek kłamstw dowiedział się całkowicie przypadkiem o stanie człowieka-pająka. Któregoś wieczoru, gdy Peter musiał zostać na noc w wieży Loki szedł korytarzem i dosłyszał zza drzwi pokoju Parkera stłumiony szloch i niezrozumiałe słowa. Loki stanął przed drzwiami zdziwiony, nie będąc pewnym co ma zrobić. Byli z Peterem dobrymi kolegami, a może nawet przyjaciółmi, ale Loki nie pamiętał by widział chłopaka płaczącego. 

Postanowił zapukać do drzwi, jednak nie dostał odpowiedzi, a szmer nie ustępował. Gdyby chłopak miał po prostu zły dzień, prawdopodobnie udawałby, że go nie ma, albo wpuściłby Lokiego i udawał, że wszystko jest w porządku. Bóg kłamstw spróbował otworzyć drzwi, jednak te okazały się być zamknięte. Czarnowłosy poczuł jak powoli zaczyna ogarniać go coraz większy strach. Zebrał myśli i po chwili znalazł się w pokoju swojego przyjaciela.

Peter siedział skulony, opierając się o zagłowię swojego łóżka z poduszką przyciśniętą do swojej twarzy, tak że zasłaniała usta i tłumiła słowa jakie wypowiadał. Jego oczy były szeroko otwarte i spływał z nich przysłowiowy potok łez. Pajęczak miał atak paniki. 

Loki przez chwilę stał w miejscu, nie wiedząc co robić. Próbował sobie przypomnieć co Frigga robiła, gdy on przez coś takiego przechodził.

Podszedł do chłopaka i przygarnął go, przytulając do siebie tak, by ten głową przylegał do jego piersi. Jedną ręką jeździł po jego plecach, masując je. Początkowo młodszy spiął się tak, że bożek zastanawiał się, czy któreś mięśnie nie zostały przez to przerwane.

- Hej Pete, to ja, Loki. Już dobrze. Słuchaj, jestem beznadziejny w uspokajaniu, więc pomóż mi i sam spróbuj przezwyciężyć ten atak, okej? - mówił spokojnym głosem, choć w duchu aż sam przechodził atak paniki. Myślał już nad tym, by wezwać kogoś do pomocy, o lepszym doświadczeniu w pocieszaniu, taką na przykład Wandę. Nim jednak to zrobił Peter rozluźnił się i spojrzał na przyjaciela.

Później młodszy opowiedział o stresie w jakim cały czas funkcjonuje. W Lokim zawrzało, gdy usłyszał o zarywanych przez Petera nocach, przez Starka, który niekiedy mógł wezwać chłopaka nawet o piątej rano, bądź o wymykaniu się z domu o północy, by udaremnić napad na bank. Miał ochotę przyjść do szkoły swojego przyjaciela i nie zważając na nic skopać, zadźgać, zabić, wskrzesić i znowu zabić tego chuja Flasha. Chciał też pójść do Starka, by strzelić mu przynajmniej raz z liścia, za nie zważanie na Petera. Jednak chłopak go powstrzymał.

Tego wieczoru stało się coś jeszcze. Mianowicie Loki przełamał się i po raz pierwszy pocałował Petera. Od tego czasu ukrywali swój związek, jednak oboje wiedzieli, że uczucie do drugiego jest prawdziwe.

- No Pete, nieźle się porobiło na tej grupie, prawda? - zapytał Loki, siadając obok Spider-mana na skraju budynku.

- Mhm - mruknął młodszy.

Bożek objął ramieniem swojego chłopaka.

- Nie wiem, czy chcę tam dzisiaj wracać. Boję się, że któryś z nich przyjdzie do mojego pokoju i zacznie mnie atakować pytaniami, kogo wolę.

- May jest w domu? - Peter pokręcił głową. - Wiesz, może zrobimy tak. Razem zaszyjemy się w twoim domu, przynajmniej do jutra? - zaproponował.

Peter, mimo że spod maski nie był tego widać, uśmiechnął się i pokiwał głową.

***

Steve siedział w swoim pokoju w wieży i patrzył jak Bucky rzuca po nim wszystkim co wpadnie mu w ręce. Zastanawiał się, czy jak skończą mu się przedmioty do rzucania, to wyrwie sobie protezę i nią też zacznie rzucać. Nagle poczuł wibracje telefonu. Wyjął go i spostrzegł wiadomość od Strange'a. Od kiedy ich chłopacy zaczęli wojnę o względy najmłodszego bohatera, ta dwójka zacieśniła więzy przyjaźni.

Otworzył wiadomość i zobaczył Tonego, który w szale próbował się uwolnić od płaszcza magika. 

Dr. Strange

*Wysłano zdjęcie*

Inaczej się go nie uspokoi :/

A jak Bucky?

Steve zrobił ukradkiem zdjęcie metalo-rękimu, który właśnie postanowił zabrać się za krzesło z pokoju. Biedny mebel, skończył swój żywot, wylatując przez otwarte okno.

Rogers

*Wysłano zdjęcie*

Coś czuję, że zaraz ja zostanę wyrzucony z własnego pokoju

W tym momencie przyszło powiadomienie z grupy, na której cała kłótnia się zaczęła.

Wanda

Ej widział ktoś Petera?

Clint

Nie, od kiedy wyszedł na patrol, jakoś go nie zauważyłem

Natasha

Ja też

Thor

Loki też gdzieś zniknął

Steve

Myślicie, że Loki coś zrobił dzieciakowi?

Thor

Po co mój brat miałby to robić swojemu najlepszemu przyjacielowi?

Scott

Jeśli nie jedynemu

Stephen

Może po prostu wrócił do swojego mieszkania (Petera mam na myśli)

Natasha

May nie ma w domu

A wtedy przesiaduje u nas

@Tony @Bucky a wy coś wiecie

Bucky

Nie

Tony

Kłamiesz!

Pewnie ty mu coś zrobiłeś

Steve

Tony ogarnij się

Jestem cały czas z Bucky'm w jednym pokoju, więc nie ma szans, żeby to on coś zrobił

Steve przetarł oczy, załamując się postawą Starka.

- No co za wredna kur...

- Wyrażaj się Bucky - przerwał kapitan nim jego chłopak dokończył słowo.

Sam

A ty Stark nie możesz jakoś namierzyć chłopaka?

Tony

Właśnie!

Steve odetchnął z ulgą. Martwił się, że chłopaka nie uda się znaleźć, a mieli takie proste rozwiązanie.

Tony

Co jest, coś nie działa

Natasha

?

Tony

Coś jakby zakłócało sygnał

Clint

Okej, teraz zaczynam się martwić

Nagle na telefonie Kapitana pojawiła się nowa wiadomość prywatna.

Peter

Wszystko w porządku, wróciłem do siebie do mieszkania. May wraca jutro, więc raczej nie ma problemu. Przepraszam, jeśli was wystraszyłem

Steve odetchnął i napisał na grupie, że Peter dał znać co i jak.

Zbliżała się dwudziesta. Rogers wraz z Barnsem zeszli do kuchni, żeby zjeść kolację. W pomieszczeniu siedzieli Pietro, Wanda, Natasha i Tony. Steve załamał się, wiedząc co zaraz się stanie. Postanowił jednak, że będzie robił dobrą minę do złej gry. Ta jednak długo się nie utrzymała.

Pierwszy atak zaczął się, gdy Steve smarował kromkę chleba masłem.

- Wiesz, że to twoja wina, że Peter ma nas dość? - zapytał Tony?

- Ta jasne Stark. Może najpierw spojrzysz na siebie. To CIEBIE miał dosyć. Ciebie i twojego wygórowanego ego. Pewnie nawet nie zauważyłeś, że Parker ma cię dość. Pewnie jego ciotka miała na myśli, że nie pozwoli tobie i tylko tobie go adoptować. 

Tony uderzył pięścią o stół, chcąc coś odpowiedzieć, ale pierwsza zrobiła to Wanda, która prawie zadławiła się kanapką, którą jadła. 

- Dajcie już po prostu spokój - warknęła.

Wystarczyło na dwie minuty. Gdy Bucky chciał podejść do szafek, żeby nalać sobie coś do picia, Tony podstawił mu nogę. Biały wilk spektakularnie zwalił się na ziemię. Gdy się podniósł, z jego nosa leciała krew. Jego mina przedstawiła stoicki spokój, ale po sekundzie, Tony dostał protezą w sam środek twarzy. Coś trzasnęło, prawdopodobnie nos Starka.

Po krótkiej bójce dwójki dużych dzieci, Iron-man został zabrany, żeby nastawić mu nos, a Bucky wkurzony wysłuchiwał litanii o przemocy od Rogersa. 

***

Gdy dochodziła druga w nocy Steve poddał się z walką o sen. Emocje w nim za bardzo buzowały. Cicho, żeby nie obudzić śpiącego obok Bucky'ego podszedł do szafy i przebrał się w pierwsze lepsze ubrania. Wyszedł z wieży i skierował się w stronę Queens. Liczył, że jeśli zobaczy bezpiecznego Petera, sumienie da mu spokój i będzie mógł normalnie zasnąć.

Rogers nie miał jak wejść do mieszkania pajęczaka, ale okno w pokoju chłopaka, ustawione było obok rusztowania budynku. Po chwili Kapitan Ameryka zaglądał do pokoju szukając wzrokiem nastolatka. Widok jaki ujrzał metaforycznie roztopił mu serce.

Peter leżał z Lokim na łóżku w pozycji tak zwanej łyżeczki. Młodszy był skulony w kulkę, a starszy przyległ do jego pleców, otaczając ręką jego tors. Steve pomyślał o Clincie i mimo, że było to coś wbrew naturze kapitana, wyjął telefon i zrobił zdjęcie. Wracając wysłał je do Bartona. O dziwo tamten nie spał.

Kapitan Język

*wysłano zdjęcie*

Widzę, że twoje domysły były słuszne

Sokole oko

Na słodycz niebios *.*

Jakie to jest cute

Kapitan język

Przyznaję ci rację

Sokole oko

To nie zdarza się często, czas świętować

Kapitan Język

Nie przyzwyczajaj się do tego

Sokole oko

:(

Rogers zaśmiał się w duchu i wrócił do wieży

//////////////////////////////////

1703 słów

Trochę więcej o Petem z tego au, czy jak to inaczej nazwać, Spiderfrost, kłótnie Starka i Barnse, krew i Steve donoszący Bartonowi o sprawach jego statków.

Czego chcieć więcej?

Mam nadzieję, że się podobało :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top