Jak pozabijać się w pięć sekund, czyli gra w butelkę

One shot, będący uzupełnieniem imprezy u Starka

Tymi którzy zdecydowali się na grę byli: Clint, Natasha, Bucky, Steve, Wanda i Tony, którego Stephen wyrzuciła z portalu, a Wanda związała w nogach. Thor mimo, że nie upity postanowił pójść spać, a przytomni Strażnicy Galaktyki wrócili do upijania się i po chwili i oni padli. Pozostali usiedli w kręgu na dywanie i wzięli jedną z pustych butelek, leżących na ziemi. Barton zakręcił i spojrzał na swoją pierwszą ofiarę. Tony. 

- Pytanie, czy w wyzwanie? - zapytał, żeby tradycji stało się zadość.

- Od ciebie? Nie jestem głupi. Daj mi pytanie. 

Clint burknął coś zawiedziony.

- Kiedy w końcu przyznasz nam, że podoba ci się doktorek? - zapytał.

- Kiedy świnie zaczną latać  - odparł tamten.

Tony chwycił za butelkę i zakręcił. Padło na Natashę.

- Daj mi wyzwanie. Nie jestem taką cipą jak ty - powiedziała z sarkastycznym uśmiechem.

Tony skomentowałby to jakoś, ale teraz miał ważniejszą sprawę na głowie. A mianowicie, pewnego rogatego bożka, który bezczelnie spał przy jego sy... znaczy się przy Peterze. Gdyby sam spróbował zabrać chłopca, całe kółko shiperskie, rzuciłoby się na niebo z pięściami i bronią, a tak... Jeden z jego członków będzie to musiał zrobić, przez świętą zasadę wyzwania. 

- Dam ci bardzo proste, Nat - powiedział. - Masz za zadanie przenieść Parkera, tak aby go nie obudzić, do jego pokoju w wieży.

- Czekaj... Od kiedy on ma tu pokój? - zapytał Steve, którego zdziwiła ta informacji. Przecież chłopiec nie mieszkał z nimi, tylko z jego ciotką w Queens.

- Od dawna, tylko rzadko ma okazję z niego korzystać - odparła Nat. - Stark zabiję cię. Tak jak młodego łatwo bym przeniosła, bo ma mocny sen, tak Loki...

- Poza tym! - wyrwał się Clint. - Nie mogę na to pozwolić. Za bardzo rani to moje serce... takie rozdzielenie tej uroczej dwójki.

- Przykro mi Karton, ale wyzwanie to wyzwanie - powiedział Stark, tonem dającym znać, że daleko mu do poczucia winy. - Nat możemy się umówić, że jeśli Loki każe ci spadać, możesz sobie odpuścić - dodał.

Natasha podeszło do śpiącej na kanapie dwójki.  Spiderman spał z głową opartą na ramieniu boga kłamstw. Ten drugi, przykryty kocem, przyniesionym przez Parkera, położył głowę na na tej należącej do młodszego. Nat westchnęła, gdyż będąc, tak jak Barton, shiperką, bardzo bolało ją to co miała zrobić. Już wyciągała ręce po dzieciaka, gdy nagle złapała ją za nadgarstek mocna ręka, która jak się okazało,  należała do Lokiego.

- Dotknij go, a wbiję w ciebie całą moją kolekcję noży, następnie cię spalę, a na koniec zrzucę z tej wieży - powiedział cicho, powoli, nie otwierając oczu.

Nat zadowolona, że jednak nie musi zabierać Petera, wróciła do pozostałych.

- No cóż Stark. Loki jest zbyt czujny. - Uśmiechnęła się złośliwie.

- Nooo, on gryzie - zaśmiał się Clint.

Natasha wzięła butelkę. Wypadło na Buckiego.

- Daj mi wyzwanie - powiedział metaloręki, zerując kolejną butelkę alkoholu. W duchu żałował, że nie może się upić. Nawet mu tego brakowało.

- Nat - powiedział powoli Clint. Gdyby lenny face miał prawdziwą twarz, to byłaby to mina Bartona w tym momencie.

- Wiem, wiem, ale najpierw gra wstępna. - Mrugnęła do przyjaciela. Bucky już żałował, że nie wybrał pytania. - No Barnes, twoje wyzwanie to siedzieć na kolanach Steve'a do końca gdy, bądź dopóki, któreś zadanie nie każe wam tego zmienić.

Steve zrobił się cały czerwony, a Bucky posłał Natashy mordercze spojrzenie i poruszył ustami w niemym wywodzie słów. Nat była gotowa założyć się, że padło tam tyle przekleństw, że biedny Kapitan Ameryka, miałby traumę na co najmniej dwa tygodnie. Ku zadowoleniu, całego kółka shiperskiego Bucky wstał, przeszedł krótki dystans dzielący go od blondyna, po czym usiadł na jego kolanach.

- Ja chyba zaraz dostanę ataku fanboyu - wypiszczał Clint, tonem zupełnie nie pasującym do jego osoby.

- Ja już dostałam wewnętrznego - dodała Nat.

 - Dostaniecie, ale zaraz w zęby - warknął Bucky, który powoli zmieniał kolor twarzy z lekkiego zaczerwienienia, na płomienistą czerwień.

- Kręć a nie gadaj

Bucky sięgnął po butelkę, odkrywając tym samym, że próba jakiegokolwiek ruchu sprawia, że czuje się jeszcze bardziej niekomfortowo w swojej nowej pozycji. Wanda spojrzała na niego.

- Wyzwanie.

- Mówisz masz. - Rzucił w jej stronę pełną butelkę procentów. - Zeruj to. Jak się nie upijesz będę pełny podziwu, a jak to się stanie to będzie zabawnie.

Scarlett Witch spojrzała na niego, otworzyła butelkę i przystawiając ją sobie do ust wypiła duszkiem jej zawartość. Początkowo alkoholu ubywał w szybkim tempie, ale im więcej Wanda piła tym trudniej połykała dalszy trunek. W końcu gdy butelka była prawie pusta odstawiła ją od ust dysząc, po czym po prostu... padła nieprzytomna.

- Godzina zgonu - mruknął Bucky. - Coś koło drugiej w nocy.

Natasha przeciągnęła się, ziewając.

- Już druga? - Bucky przytaknął. - W takim razie ja się zmywam.

Wstała i odeszła od towarzystwa. Bucky spojrzał dookoła. Z przytomnych osób został tylko on, Steve, Tony, Clint i Stephen. Ten ostatni patrzył na całą grę z lekkiego oddalenia, pijąc którąś z kolei herbatę. Po chwili metaloręki poczuł coś uderzającego w jego plecy, a następnie oddech na karku. Domyślił się, że to Steve usnął. Po chwili zorientował się o tym Clint i szybko wyją telefon i mimo gwałtownych gestów i niemych gróźb Buckiego zrobił całą sesję zdjęć. Tony po tym jak poczuł się totalnie zdegustowany reakcją Bartona wstał i poszedł do swojej sypialni. Bucky szturchnął Steve'a, bo po pierwsze miał dość zachowania Bartona, a po drugie też chciał się już położyć. Kapitan Ameryka zaspany w ogóle nie rozumiał co się wokół niego dzieje i po prostu wstał i poszedł do swojego pokoju. W tym samym momencie Bucky wylądował na ziemi, wywołując śmiech u Bartona. Wziął Clinta za gardło po czym skierował się do korytarza wieży z drzwiami do pokoi mścicieli. Bez słowa wrzucił Clinta do jego pokoju i skierował się do swojego.

Stephen zastanawiając się wewnętrznie z kim się zadaje przeszedł przez portal wracając do sanktuarium.







Chce wam, moi drodzy, życzyć zdrowych, spokojnych i wesołych świąt Wielkanocnych :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top