8

-Dobra i teraz...- Tony przysunął swoje nowe urządzenie do siebie. Teraz dzieliło go od niego jedynie kilka centymetrów.

-To wybuchnie ci tuż przed twarzą- powiedział spokojnie Rhodes.

-Gadasz, jak skazaniec- stwierdził miliarder. Podniósł jednak wzrok i rozejrzał się po laboratorium.- Gdzie on właściwie jest?

-Wyszedł stąd jakąś godzinę temu.- James obrócił się kolejny raz na fotelu na kółkach.- I Pepper kazała mi ciebie pilnować.- Kazała mu i obiecała przy tym, że zjawi się na podwójne lekcje nauki o Tonym.- Podobno odkąd dostałeś pomocnika, wpadasz na coraz to głupsze pomysły. Zupełnie tak, jak teraz.

-Nic mi nie będzie. Więcej wiary we mnie.- Nachylił się do przodu, zmniejszając jeszcze bardziej dystans pomiędzy sobą a maszyną.- Znasz mnie od ilu lat?

-Gdzieś ośmiu.

-I ciągle we mnie nie wierzysz?- Tony sięgnął po pęsetę i zaczął łączyć ze sobą kable.

-Wierzę w ciebie, ale te osiem lat uświadomiły mi, że jesteś zdolny do naprawdę durnych rzeczy.- Wziął kilka dokumentów z biurka i zaczął je przeglądać.- Jak tam sprawa z Apple? Jakieś postępy?

-Mój wysłannik spotkał się z ich wysłannikiem i... Działy się rzeczy.- Połączył ze sobą dwa kable.- Nic ciekawego. Za to, to jest ciekawe.- Skinął głową na maszynę.- Teraz na pewno uda mi się w łamać do pokoju nauczycielskiego.

-Po co kontrujesz maszynę, do otwierania zamków w drzwiach, kiedy możesz po prostu poprosić Nataszę o przysługę, bądź kogokolwiek innego, kto potrafi się włamać do narodowych rezerw złota.

-Jestem Tony Stark, ja nie potrzebuję niczyjej pomocy. A w szczególności tych, z którzy później zażądają nierównego podziału łupów, tak bym ja dostał mniejszą część.

-Wolę cię nie pytać, co będziesz tam szukać.- Wziął jedną kartkę ze sterty „planów na przyszłość" i podszedł do Iron mana. Potem zasłonił mu nią widok.- Wolę cię zapytać, dlaczego nie pracujesz na czymś dla firmy, jak to do czytania wspomnień? W zeszłym roku, kiedy wpadłeś na pomysł, gadałeś mi o tym bez przerwy przez pięć godzin.

-Bo miałem wtedy na to fazę- odparł chłopak, próbując wyjrzeć za kartkę.- Teraz mam to na głowie.

-Jesteś właścicielem firmy. Musisz myśleć o przyszłości.- Widząc, że Tony już otwiera usta, szybko dodał- I to takiej pewniejszej, nie jak sprawa z Apple.

-Dobra! Wyślę to i resztę do moich jajogłowych.- Rhodes popatrzył na niego zmęczony.- Po coś im przecież płacę! A teraz zabieraj tę kartkę sprzed mojej twarzy!

-Tylko pamiętaj, by potem o nich powiedzieć przy oficjalnym przedstawieniu sprzętu.- Zabrał mu papier i odstawił na kupkę.- I kto ci składa te papiery? Pierwszy raz mogę wszystko znaleźć, odkąd Vision przestał to robić.

Tony mu nie odpowiedział, zajęty przecinaniem innego kabla. Przerobił jeden z zamków z tych naprawdę strzeżonych drzwi na otwieracz do innych zamków. Łączyło się to z tym że trzeba było wymontować połowę wewnętrznego oprogramowania i zamienienie go na jego własny. Ale najpierw należało się pozbyć całego systemu ochronnego. Ten oryginalnie miał zablokować drzwi i wysadzić bazę danych.

Czuł się przy tym, jakby rozbrajał coś bardziej niebezpiecznego od bomby.

Wtedy drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszli Shuri z Peterem. Oboje głośno rozmawiali.

-Skoro mi nie wierzysz, to ja go po prostu zapytam- stwierdziła księżniczka.- Możesz oczywiście jeszcze przyznać mi rację i będziesz mnie musiał przepraszać Peter.

-To go zapytaj- odparł chłopak. Brzmiał przy tym, jakby starał się wyglądać, że mu wszystko jedno, ale strasznie się przy tym denerwował.- Będzie tak, jak mówię.

-Jeszcze zobaczysz. Ej Tony, Spider-man to tak naprawdę nie ma mocy i wszystkie te swoje moce zawdzięcza jedynie kostiumowi?

Tony tak naprawdę nie był świadomy, że ta dwójka weszła do pokoju. Nawet zapomniał, że Rhodes też siedzi niedaleko niego i właśnie sprawdza, ile alkoholu jest schowanego w szufladach. Kiedy jednak usłyszał najpierw imię Parkera, a potem, że ktoś wspomniał Spider-mana, to od razu wrócił do rzeczywistości.

A następstwem tego, było połączenie ze sobą złych kabli.

-Co?- zdołał zapytać, zanim wewnątrz maszyny rozległ się huk i kłąb dymu i pyłu poleciał prosto w jego twarz. Dopiero po tym obrócił się w stronę reszty.- Co kto mówił?

-Ja mówiłem, że ci to wybuchnie przed twarzą- powiedział Rhodes.

-I w ten właśnie sposób przewidziałeś przyszłość.- Milioner wziął jakąś szmatkę i przetarł twarz.- Idź do Strange'a i mu się pochwal. Może pozwoli ci dołączyć do klubu.- Obrócił się w stronę młodszych.- Wy o coś mnie pytaliście, tak?

Peter i Shuri spojrzeli na siebie. Oboje próbowali powstrzymać się od wybuchu śmiechu. Stark, próbując bez owocnie zetrzeć pył, który go brudził od ust wzwyż , była naprawdę zabawnym widokiem. W szczególności, kiedy zamiast ścierać brudu jedynie bardziej go rozsmarywał po twarzy.

I wtedy Peter zauważył, coś za plecami milionera.

-Panie Stark, ta maszyna, co panu w twarz wybuchła, teraz się pali!

Tony obrócił się w stronę zamka, który naprawdę teraz płonął i zawołał:

-Jak?! To nie miało prawa się zapalić! Rhodes...

-Mam to.- James wyciągnął gaśnicę, odblokował i nacisnął spust. Nic jednak nie wyleciało ze środka. Rhodes nią potrząsnął.- Pusta.- Obrócił się w stronę młodych.- Przy drzwiach powinna być kolejna.

Peter obrócił się i podbiegł do drugiej gaśnicy. Shuri tymczasem została i patrzyła na ogień, spokojnie pochłaniający maszynę. Stół jednak zdawał się ognioodporny.

-Czy nie powinien się włączyć system gaśniczy?- Spojrzała na sufit.- Czemu on się nie włącza, a gaśnica jest pusta?

-To dlatego Bruce trzyma się bezpiecznej części budynku, gdzie Tony rzadko kiedy się zapuszcza. Resztę laboratorium przerobił już po swojemu- wyjaśnił żołnierz.

-Ma ktoś pianki?- Tony spojrzał na dwójkę czarnoskórych.- Bądź kiełbaski? Dawno nie robiliśmy ogniska.

-Właśnie widzę.

Peter przyszedł do nich, ciągnąc gaśnicę. Ustawił ją i nacisnął za spust. Nic się nie wydarzyło.

-Co?- Chłopak potrząsnął gaśnicą.- Jest pusta.

Rhodey spojrzał na Tony'ego.

-Masz nam coś do powiedzenia?

-Po pierwsze zwykle, jak coś się zapala mam przy sobie gościa, który zamraża dotykiem i to on rozwiązuje problem. A po drugie Friday, kiedy zużyto gaśnice?

-Pierwszą trzy twa tygodnie temu, a drugą wczoraj. Obie wykorzystała panna Shuri.

-To coś nowego- stwierdził Rhodes.

Tony i Peter posłali jej zdziwione spojrzenie.

-Komputery działają bardzo wolno, jasne?- wyjaśniła szybko dziewczyna.

-To ty spaliłaś tamte komputery?- Stark spojrzał na nią z niedowierzaniem.- Pytam z wielkim szacunkiem. Jak?! Robiłem wszystko, a one nigdy się nawet nie zadymiły!

Księżniczka spojrzała na niego zdziwiona i jednocześnie usatysfakcjonowana. Wreszcie udało jej się zrobić, coś, czego on nie dokonał. Teraz powinno być już z górki, aby mu udowodnić, że nie jest najmądrzejszy w całej szkole.

-To dość proste. Tylko trzeba mieć od groma zmiennych i wprowadzić je do maszyny w ciągu kilku sekund, po czym kazać wszystko przeliczyć komputerowi.

-To wszystko ręcznie? Ja tam mam od czegoś takiego Friday- odparł z uśmiechem Tony.

-Friday nie pomogła. Trwało to z nią nawet dłużej.

-Friday!- syknął Iron man pod nosem.

-Dlatego zrobiła specjalnie do tego zadania aplikację, którą właśnie chcę wprowadzić do systemu.- Wyciągnęła z kieszeni swojej bluzy pendrive'a. Dziewczyna ubierała się grubiej od reszty. Zupełnie jak T'Challa w pierwszym miesiącu szkoły.

-Ej ludzie. To się ciągle pali- odezwał się Peter, wskazując na zamek.

-Daj czas i się samo zgaśnie.- Rhodes do niego podszedł.- Stół się nie zapali. Bruce już o to zadbał.

-To naprawdę działa?- Parker spojrzał na niego ze zdziwieniem.- Myślałem, że to tylko plotka.

-W pierwszy piątek zrobiliśmy na tym stole ognisko i piekliśmy pianki.

Peter spojrzał na niego z szeroko otwartymi.

-Powiem MJ. Na pierwszej lekcji już bawiła się palnikiem. Teraz już rozumiem, dlaczego nikt nie powstrzymał Alex od palenia pierwszej karkówki na stole.

-Po co ta dziewczyna paliła kartkówkę?- Rhodes popatrzył na niego zdziwiony. Słyszał już co nieco o najbliższych znajomych Petera. Jednak czegoś takiego się nie spodziewał.

-Nie spodobała jej się ocena. Ej to chyba już gaście!- Peter podszedł do stołu i zafascynowany patrzyła na płomienie.

**************

Alex i Ned siedzieli w pokoju obok i patrzyli na całą sytuację przez szklane drzwi.

-A mogliśmy zostać na dworze z resztą i czytać książkę o mordercach- stwierdziła dziewczyna, wiążąc swoje nieokiełznane włosy w kok na czubku głowy.- Ej czy tam się coś pali?

-Tak- odparł chłopak.- Myślisz, że powinniśmy tak iść i im pomóc.

-Jest tam Iron man i podpułkownik Rhodes...

-On jest podpułkownikiem?- Ned spojrzał na nią zdziwiony.- Skąd ty właściwie to wiesz?

-W szkole nam mówiono. Wiesz, że Kapitan Ameryka nie ma stopnia kapitana?- Mimowolnie uśmiechnęła się, mówiąc pseudonim Steve'a.

-Ta twoja szkoła była naprawdę dziwna- ocenił chłopak.- Ten stół się nie zapali?

-Nie powinien. One wyglądają tak samo, jak stoły w mojej starej szkoły. A tamte były ognioodporne.

-Jak stół może być ognioodporny?- Ned zastukał w stół, o który się opierali.- Przecież to jest z drewna.

-Pokrytego jakąś substancją, która wytrzymuje do pewnej temperatury.

-To dlatego paliłaś tę kartkówkę.

-Ostatni raz to mówię, spaliłam ją, ponieważ była ona okropna. Do tego ocena była okropna.

-A ja ci ostatni raz mówię, czwórka to dobra ocena! Ja dostałem trzy.

Alex jedynie wzruszyła ramionami. Ludzie ciągle jej to powtarzali, ale ona ciągle czuła, że to nie wystarczy. Przez wszystkie poprzednie lata słyszała zawsze, że mogłaby dać z siebie więcej. Teraz było dziwnie, kiedy przy oddawaniu kartkówek nie usłyszała, że nie dała z siebie dostatecznie dużo.

-MJ napisała, że Rose przyprowadziła swojego kumpla- Chłopak przeczytał wiadomość z telefonu.- O Boże.

-Oni chyba już zapomnieli, że coś im się tam pali.- Rose patrzyła na z zafascynowaniem na to, co się dzieje w pokoju obok. A Shuri i Peter obiecywali, że zajmie im to jedynie kilka sekund.- A nie. Peter jednak zauważył ognisko. Coś mówiłeś?- Odwróciła się w jego stronę.

-Ty najpewniej wiesz, kim jest człowiek z metalową rękę z czerwoną gwiazdką na ramieniu?- Ned obrócił w jej stronę telefon, aby pokazać jej zdjęcie.

-James Buchanan Barnes...- Spojrzała na telefon.- Jak!? Przecież on jest Zimowym Żołnierzem! Przyjacielem Kapitana Ameryki! Jak ona zdołała go ściągnąć?!- Znów się uśmiechnęła.

Do tej pory znała wszystkich z lekcji, których im udzielało. Nauczyciel zawsze im mówił, że lepiej znać coś o tych ludziach, bo możliwie, że będą musieli w przyszłości z nimi współpracować. A lepiej obchodzi się z takimi jednostkami, kiedy się coś o nich wie. Dlatego Alex wkuwała ich historię, tak mocno, że wręcz w pewnym momencie zapomniała, że to są ciągle ludzie, wcale nie tak starsi od niej. Bardziej traktowała ich jako symbole. Postacie.

A potem wpadł na nią Steve. Kapitan Ameryka, którego postrzegała jako Amerykanina doskonałego. Nigdy niemylącego się, odważnego, złotowłosego chłopaka o niebieskich oczach. Zawsze gotowego, pomagać światu. A podczas walki nigdy nietracącego sił. Nie wspominając już o pocie, który nigdy nie zagościł na jego ciele. Prawdziwy Gary Stu.

Steve jednak był spocony i czerwony od grania w rugby. I zrobił coś, co zrobiłby każdy chłopak, który musiał złapać piłkę. Wpadł na nią. Bo był przecież człowiekiem. Równie przystojnym, jak mówiono, ale w inny sposób. Bardziej realnym.

-Nie wiem- odparł Ned.- Do końca rozumiem, jak Rose działa w społeczeństwie. Tak samo, jak Luna. Gdybym nie znał Michelle od dawna, też bym się nad tym zastanawiał.

-Ale, jak?- Alex wzięła od niego telefon i dokładnie przyjrzała się zdjęciu, szukając jakiegokolwiek znaku, że jest zrobione w fotoshopie.

-Nie wiem, ale zaczynam się o niego bać. Ja zaczynam się bać o profesjonalistę. Co ta szkoła ze mną zrobiła?

-Zawsze mogło być gorzej.- Dziewczyna wreszcie oddała mu komórkę i skinęła w stronę drzwi.- Chyba że już trzymasz broń pod poduszką?

-Nie... A ty to robisz?- Spojrzał na nią i wręcz się lekko odsunął. Alex jedynie wzruszyła ramionami i wróciła do tematu.

-Przydałoby się ich jakoś podpisać. Jak na wystawie w muzeum.

Ned spojrzał na nią, ale już bez strachu. Raczej był podekscytowany.

-Da się to załatwić.

***********

-To niemożliwe- zdecydowanie powiedział Bucky, zerkając na stronę w książce, by sprawdzić, że tam to naprawdę jest to napisane.- Nie da się zabić człowieka kciukiem.

-A próbowałeś?- zapytała go dziewczyna, która trzymała książkę. Miała na imię Michelle.

Bucky poczuł się dziwnie. Jeszcze nikt go nie pytał, czy próbował w jakichś konkretny sposób zabić człowieka. Do tej poru ludzie po prostu starali się unikać tematu jego przeszłości i doświadczenia w takich sprawach. A ta dziewczyna po prostu go zapytała. I to jeszcze z lekką kpiną w głosie.

-No nie... Wolałem nie eksperymentować. Nie miałem potrzeby eksperymentować.- Dobierał wszystkie słowa jak najdokładniej. Nie chciał, by traktowały go jak jakiegoś mordercy, mimo że wewnętrznie wiedział, że nim jest. Jednak po prostu nie chciał dopuszczać do siebie teraz tej myśli. Nie chciał się załamać. Na coś takiego miał przecież łóżko i bezsenne noce, kiedy pilnował, aby Loki sobie nic nie zrobił. Aktualnie najwidoczniej miał być tym normalnym.

-Czyli nie próbowałeś, to nie wiesz, czy można w taki sposób zabić- podsumowała Michelle, przewracając kartkę.

-A jakie to uczucie, kiedy się zabija?- zapytała angielka. Luna.

Bucky spojrzał na nią zdziwiony, że ona ciągle tam siedzi. Był pewien, że przed chwilą jej nie tam nie było. Jednak teraz, kiedy słońce wreszcie wyszło zza chmury i świeciło na nią, nie mógł zaprzeczyć, że ona jest tam. Do tego był pewien, że to pytanie było pierwsze, co ona powiedziała, w jego obecności.

I to jakie pytanie. Spojrzał prosto na Lunę i... I ona zdawała się zwyczajnie ciekawa. Co wcale nie sprawiało, że pytanie stało się bardziej normalne.

Zerknął na Rose, która spokojnie sobie ziewała. Zauważyła jednak jego spojrzenie i kiedy tylko skończyła, dodała:

-Na zadanie z dedukcji. Różni ludzie mówią o jednym wydarzeniu i trzeba zgadnąć, kto zabił. Dawaj. Przyda nam się to.

Bucky zamrugał i znów spojrzał na pozostałe dwie dziewczyny. Gdzie on wylądował?

🥥🥥🥥🥥🥥🥥🥥🥥🥥🥥🥥

Oficjalnie jestem pełna haloweenowego nastroju. W porównaniu z resztą klasy, która chciała śpiewać świąteczne piosenki. Ma ktoś do polecenia jakąś czarną komedię?  Co z tego, że mam od groma innych filmów do oglądania. Przecież nie potrzeba mi snu. Ja żyję filmami. 

A tak przy okazji, kto się piszę na obchód po mieście i na zrywanie, bądź zamalowywanie plakatów wyborczych? One są wszędzie! 

I tak przy okazji, mam nadzieję, że się podobało.

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top