6
-Posłuchaj mnie małpo... I znowu mi przerwałeś! Daj mi chociaż raz dokończyć to zdanie!- wręcz krzyczał Clint do telefonu. Chodził przy tym po całym pokoju, w ogóle nie zwracając uwagi na Bruce'a i fakt, że naukowiec właśnie pracował nad swoim projektem.
W poprzednich latach Barton też gadał z tą osobą. Jednak wtedy rozmowy były o wiele krótsze i odbywały się w lepszej atmosferze. Teraz kiedy Lucky miał złamaną łapę i Clint nie mógł go ze sobą zabrać, a z tego, co mówił, próbował, telefony składały się jedynie, z denerwowania się na drugą osobę i krzyków. Spokojniejsze momenty trafiały się naprawdę rzadko. A po ponad tygodniu Bruce miał tego już tak naprawdę dość, że za każdym razem, gdy telefon dzwonił, zaczął zakładać słuchawki i puszczał muzykę, by tylko tego nie słyszeć.
A za każdym razem, gdy Hawkeye odkładał komórkę, Clint zaczynał zachowywać się tak samo, jak zwykle. Zupełnie, jakby wszystkie krzyki, warczenie i cała reszta, w ogóle się nie wydarzyły. Czyli w obecnym stanie rzeczy, Barton wdychał do pustego legowiska psa. Chyba że przyjdzie Laura. Wtedy znów zaczyna śmieszkować.
Do tego zdawał się, jakby zapominał, że „małpa", w ogóle żyje. Kiedy Bruce go pytał, z kim rozmawia, ten jedynie wzruszał ramionami i twierdził, że to był tylko znajomy. Kolejne pytania naukowca jedynie zbywał. Odbywało się to tak często, że Banner robił to już jedynie z przyzwyczajenia.
Dlatego teraz doktor wręcz jęknął, kiedy okazało się, że przesłuchał już całą playlistę i w słuchawkach zapadła cisza. Wtedy dostał wspaniały zaszczyt, słuchania, jak jedna małpa kłóci się z drugą, o to, że nie mogą przez siebie dokończyć zdania.
I właśnie, kiedy szukał komórki, by przywrócić sobie spokój, usłyszał, jak ktoś puka do drzwi. Podszedł do nich i otworzył je, aby zobaczyć, kto ryzykuje, by dostać się do nich. Jednak, kiedy zobaczył tam Laurę, ze spokojem wpuścił ją do środka.
-Tylko od razu ostrzegam, że on znowu z nim rozmawia- powiedział, do dziewczyny, kiedy ta go mijała.
-Wiem- odparła- Słychać to chyba na całym korytarzu.
Podeszła do swojego chłopaka. Ten nawet jej nie zauważył, ciągle zajęty rozmową. Laura bez problemu wyrwała mu telefon z ręki i sama, zaczęła, spokojnie rozmawiać z osobą po drugiej stronie.
-Tak, to ja- odwróciła się i podeszła do okna- To może mi teraz wytłumaczysz, co się stało tym razem?
Clint patrzył na to z otwartymi oczami. Obrócił się w stronę Bruce'a i spojrzał na niego pytająco.
-Dopiero, co przyszła- wyjaśnił mu współlokator.
Barton nie zdołał nawet nic powiedzieć, kiedy Laura oddała mu z powrotem komórkę.
-Wszystko już załatwione- powiedziała do niego- Teraz możesz jeszcze z nim porozmawiać. Tylko nie wariujcie.
Łucznik wziął od niej telefon i odszedł w stronę jednego z kątów pokoju.
-To ty wiesz, z kim on rozmawia?- zapytał Bruce, odwracając się w stronę Laury.
-A ty nie?- zdziwiła się tamta.
-Nie powiedział mi.
-To ja nie powinnam ci mówić. To naprawdę prywatna sprawa i...
-Lucky, jak się masz?- pomiędzy nimi stanął Clint. Z telefonu dobiegło głośne szczekanie. Odsunął od siebie lekko telefon i zwrócił się do Laury- Lucky chce cię usłyszeć. Tęskni za tobą.
Dziewczyna uśmiechnęła się i wzięła od niego komórkę, po czym oboje odeszli od Bannera.
-To przecież pies- przypomniał Bruce.
Clint obrócił się w jego stronę i wskazał na niego palcem.
-Tym razem zapomnę, że to powiedziałeś, ale jeśli jeszcze raz stwierdzisz coś podobnego, to nie daruję.- Po czym obrócił się w stronę dziewczyny.
Bruce patrzył na to, nie mogąc uwierzyć, że to widzi. Sam pomysł, by gadać przez telefon z psem, był głupi. Godny Clinta. Jednak fakt, że Laura też na to poszła, był nie do uwierzenia. Uważał dziewczynę za racjonalną połówkę w ich związku. Bo przecież w każdym związku tak jest. Wystarczyło spojrzeć na Tony'ego i Pepper, Jane i Thora, czy nawet Nat i Bucky'ego. Mózg i serce.
Jednak widok ich dwójki gadającej do Lucky'ego, sprawił, że przyszła mu do głowy zupełnie inna myśl. To, co robili, było irracjonalne i może nawet głupie. Jednak, jak się na nich patrzyło, to wyglądali na szczęśliwych. Zupełnie jakby wyłączyli na chwilę wszelką logikę.
************
Bucky miał kłopot z rozmową z Nataszą. Nie to, że nie potrafił. Miał ją już całą przygotowaną i dokładnie zaplanowaną. Wymyślał i dopracowywał ją godzinami, kiedy leżał w łóżku, wpatrując się w biały sufit. Problemem tego był fakt, że nie miał jak z nią rozmawiać.
Przez cały dzień nie potrafił jej dogonić na przerwach. Zawsze, kiedy wychodził z sali, jej czerwone włosy znikały za jakimś zakrętem, a potem już nie potrafił jej wyśledzić. A na lekcjach siedziała cicho, zajęta zadaniami. Wtedy przerywała mu za każdym razem, kiedy tylko wypowiadał jakiekolwiek słowo i mówiła, żeby się skupił na lekcji. Raz się nawet zdarzyło, że nawet nie zdołał niczego powiedzieć, a ona go i tak uciszyła.
Dlatego właśnie, kiedy ją zobaczył, nie mógł się powstrzymać i od razu pobiegł w jego stronę. A dokładniej nie zobaczył jej, tylko jej włosy, jednak ich nie pomyliłby z żadnymi innymi. Tylko one miały taki odcień. Czarna Wdowa schodziła schodami i była już prawie piętro niżej, kiedy Barnes wyjrzał za barierkę.
Zawołał do niej kilka razu, jednak potem dostrzegł, że ma słuchawki w uszach. Nie było szans, że go dosłyszy.
Na początku dosłownie przeskoczył kilka pierwszych stopni. Później, jak już wpadł w ścianę, przeskakiwał tylko po dwa. Dzięki temu dość szybko ją dogonił i złapał ją za ramię, kiedy tylko znalazła się w zasięgu jego rąk.
Stał nad nią trzy stopnie wyżej i tylko dzięki temu, zdołał uniknąć jej ciosu. Prawie się przy tym wywrócił, ale było warto. W końcu go zauważyła.
-O co chodzi Bucky?- Ściągnęła słuchawki. Nawet się nie uśmiechnęła na jego widok.
-Może dzisiaj pójdziemy razem na strzelnicę i poćwiczymy. Nie byłem tam jeszcze w tym roku, a ty przecież już tam coś robiłaś. Myślałem, że mogłabyś mi pomóc z nowościami. A może potem zrobilibyśmy mały konkurs o pobicie rekordu.- Nachylił się do niej tak, że ich twarze były na równym poziomie. Znów prawie się przy tym przewrócił.
Teraz dla pewności chwycił się poręczy. Gdyby upadł, to spadłby prosto na Nataszę, a to na pewno nie pomogłoby jej w podjęciu decyzji. Nie wspominając już o tym, że wylądowaliby na schodach, a on przygniótłby ją całym swoim ciężarem.
-Tobie na pewno przydałyby się ćwiczenia- stwierdziła agentka.- Na ostatnim w-fie ledwo sobie radziłeś. Sam prawie cię pokonał.- Wreszcie się do niego uśmiechnęła.- Powinieneś podziękować Clintowi za to, że łaskawie was pokonał i ta hańba nie została nigdzie zapisana.
-Wilson nie miał ze mną żadnych szans. Dałem mu fory, żeby nie było mu smutno, że we wszystkim jest taki okropny.
-Prędzej uwierzyłabym, że Steve ci kazał- odwróciła się i ruszyła dalej- a tak się jedynie pogrążyłeś.
Bucky trzymając barierek, przeskoczył te trzy stopnie, które dzieliły jego nogi a głowę. Potem od razu podbiegł do Nataszy. Kiedy się z nią zrównał, zapytał:
-Czyli pomożesz mi?
-Bucky bardzo bym chciała, ale obiecałam Bruce'owi, że mu pomogę w bibliotece. Podobno, kiedy w zostawił w jednej książce jakieś notatki i teraz ich bardzo potrzebuje.
I znów w głowie Bucky'ego zapaliła się lampka ostrzegawcza.
-Mógłbym wam pomóc...
-Nie trzeba Bucky- przerwała mu Czarna Wdowa.- Ty lepiej idź na tę strzelnicę i poćwicz. Słyszałam, że Sam też miał taki zamiar, żeby na kolejnym w-fie całkowicie ciebie zmiażdżyć.
-Nie ma na coś takiego najmniejszych szans. Coś takiego nigdy nie wchodziło w grę. To ja jestem Zimowym Żołnierzem, a on...
-A on ćwiczy, w porównaniu do ciebie.
Doszli już na parter i teraz ruszyli spokojnie w stronę drzwi.
-Ćwiczenia mu nic nie dadzą. Nie ma żadnych szans, aby mnie pokonać- powiedział pewnie Barnes. On przecież przeżył szkolenie i rzeczy, które się wtedy nauczył, zostaną z nim do końca życia. Falcon był jednak także żołnierzem i on też przeszedł szkolenie. I wtedy, pomimo irracjonalności samej możliwości, że Wilsonowi mogłoby się to udać, Bucky zaczął wątpić w to, że jest od niego lepszy.
-Skoro tak twierdzisz- powiedziała Natasza, otwierając drzwi i wychodząc wraz z nim na dwór.- Ryzykuj. Tak naprawdę nic nie tracisz. No może z wyjątkiem sławy doskonałego snajpera. I Sam przecież nie da ci spokoju do końca życia.
Wizja tego idioty śmiejącego się z Bucky'ego była tak okropna, że chłopak zatrzymał się w pół kroku i zawyrokował:
-Idę na strzelnicę i nabiję taki wynik, że jedynie Clint będzie w stanie go pobić.
-Wyślij mi zdjęcie, jak ci się uda!- zawołała do niego Natasza, idąc dalej.
Bucky ruszył w stronę strzelnicy z desperowaniem wymalowanym na twarzy. Dopiero w połowie drogi uświadomił sobie, że Czarna Wdowa go zostawiła samego. Rozejrzał się, ale nigdzie jej nie dostrzegł. Dał się wykiwać zupełnie jak dziecko.
-Punkt dla ciebie Romanoff.
Chociaż tym razem nie zbyła go tylko zwyczajną wymówką. Znaczyło to, że czynił postępy. Następnym razem nie da się tak łatwo wykiwać. Będzie próbował do skutku. I odkryje dlaczego, Natasza nie chce się z nim widzieć.
Bo przecież nie zrobił niczego złego. Tak przynajmniej sądził. Chociaż istniała możliwość, że ciągle chodziło o tę samą sprawę z zakończenia zeszłego roku. A tego ciągle nie ogarnął. Najwyżej po prostu ją przeprosi. Nie wiedział za co, że jak się przeprosi dziewczynę i na dodatek stwierdzi się, że miała rację, prawie na pewno przebaczy. Miał nadzieję, że przynajmniej to się nie zmieniło od czasu wojny.
Tak się zamyślił, że nawet nie patrzył, gdzie idzie. Na szczęście drogę znał wręcz na pamięć, więc mimo był na prostej drodze na strzelnicę. Nie miał jednak możliwości zapamiętać rzeczy, które się zmieniają. Takie jak różne przedmioty ustawione na ziemi, w większości były to pudła, walizki i jedno pianino, krzaki, które zarosły jego skróty, zwierzęta, dziury w chodniku i ludzie.
Dlatego właśnie nie zauważył dziewczyny, dopóki się przez nią nie przewrócił. A dokładniej przewrócił o ciemną, twardą walizkę, którą postawiła na ziemi tuż koło siebie.
-Uważaj, jak chodzisz!- zawołała do leżącego na ziemie Barnesa. Po czym jeszcze wymruczała pod nosem jakieś przekleństwo, podnosząc swoją walizkę.
Bucky patrząc na nią, nie mógł uwierzyć, że był w stanie ją przegapić. Miała niebieskie włosy zawiązane w dwa warkocze. Do tego jeszcze miała na sobie poplamioną katanę bez ramion, przez co mógł dokładnie się przyjrzeć jej tatuażowi, który pokrywał jej całą jedną rękę.
Zimowy Żołnierz wstał i zaczął się otrzepywać z brudu, kiedy dziewczyna powiedziała:
-Ej ja ciebie kojarzę. Ty masz tę metalową rękę. A masz na imię...
Bucky podniósł głowę i spojrzał na nią.
-Ej to ty przeklęłaś przy Stevie!
-Taa... Jestem Rose Cambrioleur.
-Co proszę?
-Nie trafiło mi się z nazwiskiem. James!- Wskazała na niego palcem.- Jesteś James!
-James Barnes, ale i tak wszyscy mówią mi Bucky.- Spojrzał na walizkę.- Jaka broń?
-Ale jaka, jaka broń?
-W walizce. Widziałem już takie w życiu i nie oszukasz mnie, że w środku jest coś innego. Do tego stoisz przed strzelnicą.- Kiwną w stronę budynku.- Też tam idę, więc może...
-Znasz się na pistoletach?- przerwała mu Rose.
-Można tak powiedzieć- stwierdził z lekkim zapasem Barnes. Zwykle ludzie nie pytają, o coś takiego przypadkowego człowieka w biały dzień.
-To chodź.- Dziewczyna minęła go i ruszyła w stronę budynku.
Bucky patrzył, jak Rose otwiera drzwi, po czym jeszcze odwraca się w jego stronę.
-Słyszałeś, co mówiłam, czy mam powtórzyć?- Po czym weszła do środka.
Bucky rozejrzał się jeszcze naokoło. Wyglądało na to, że to jedynie dla niego cała ta sytuacja była dziwna. Po czym ruszył do środka. Przecież najwyżej Rose mogłaby próbować go zabić.
Wszedł do środka i od razu znalazł dziewczynę. Wpatrywała się w szeregi podziurawionych tarcz strzelniczych, nauszników ochronnych i manekinów, ustawionych za szybą kuloodporną.
-To starsze wersje.- Barnes podszedł do niej.- Pierwszy raz tu jesteś?
-No.- Spojrzała na niego.- Pierwszą lekcję mamy w przyszłym tygodniu.
-To pozwolą wam strzelać dopiero za miesiąc. Chodź.
Poprowadził ją do jednego z pokoików, gdzie mieściły się szafki. Na środku był stół. Rose postawiła na nim walizkę, otworzyła ją i pokazała zawartość Bucky'emu.
-Sporo tego tu masz- stwierdził chłopak, przysuwając do siebie walizkę.- Skąd ty to wszystko wzięłaś?
-Od kumpla- powiedziała lekceważąco. Zimowy Żołnierz spojrzał na nią z niedowierzaniem.- Zostawił mi walizkę na przechowanie i zapowiada się na to, że po nią nie wróci. To co dostałam?
-To jest CZ 75- wyciągnął jeden z czarnych pistoletów- kaliber 9 mm, magazynek na szesnaście nabojów. Czeski.- Położył go na stole i sięgnął po kolejny.- Walther P99, taki sam kaliber, magazynek na dwanaście. Niemiecki.- Postawił koło poprzedniego i uśmiechnął się na widok kolejnego.- Dawno już tego nie widziałem! Pistolet Makarowa. Taki sam kaliber. Magazynek na osiem naboi. Radziecki.
-Jesteś chodzącą encyklopedią- stwierdziła Rose, patrząc się na broń.
-Tylko jeżeli chodzi o uzbrojenie. Zresztą jest już większy problem. I ostatni HK USP, taki sam kaliber, a magazynek na piętnaście naboi. Też niemiecki.- Przyjrzał się ustawionym pistoletom.- Zadbany sprzęt.
-Może... Tylko nudny.
-W jakim sensie nudny?- zapytał zdziwiony Bucky. Potrafił nazwać sprzęt rożnie, ale nie nudnym.
-Chyba je pomaluję.- Dziewczyna wzięła do ręki jeden z pistoletów.
-Jak chcesz.- Bucky odszedł od stołu i ruszył do jednej z szafek. Wyciągnął z kieszeni kluczyk i włożył go do zamka. Uśmiechnął się na widok spokojnie czekającego na niego kałasznikowa. Zadowolony wziął go do ręki i powiedział- Tęskniłem stary.
-Gadasz do broni?- zapytała Rose.- To chyba nie jest normalne.
- Cambrioleur, ty jeszcze nie wiesz, co jest tutaj normalne.- Obrócił się do niej.- Jakie masz wyniki?
-W strzelaniu? Cztery butelki na dziesięć.
-Zobaczmy, co da się zrobić. Wybierz pistolet, a resztę schowaj w szafce.- Dziewczyna zrobiła, co kazał.- Pobawię się w nauczyciela.
-A co ty, jakimś znawcą jesteś?
-Młoda, strzelałem do ludzi, kiedy jeszcze ciebie na świecie nie było.
-Nie pierdol. Ile ty jesteś ode mnie starszy?
-Mogłabyś się zdziwić.
Wyszli razem z pomieszczenia, zupełnie nieświadomi, że na ławeczce przy wejściu do pokoiku siedziała dziewczyna, której czerwone włosy zakrywała czapeczka z daszkiem, a zielone oczy okulary przeciwsłoneczne. Dziewczyna zrobiła balona z gumy, po czym weszła ze strzelnicy.
☕☕☕☕☕☕☕☕☕
Hej!
Dwa tygodnie. Tyle udało mi się zrealizować mój plan. Mówi się trudno. Zobaczymy, w przyszłym roku.
A tak przy okazji ja żyję!
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
I pytanie, bo jestem nie ogarem. Czy ktoś mi może łaskawie wytłumaczyć, dlaczego ludzie chcą teraz zrobić najazd na strefę 51?
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top