27

Steve, Tony i Thor stanęli przed stosem drewna do rąbania. Stark wydał przy tym głośny jęk i znowu rzucił siekierą, która się wbiła w trawę tuż obok stopy boga piorunów. Miliarder już chciał odejść, ale Kapitan złapał go za kołnierz. 

-Musimy coś dla nich zrobić. Więc masz do wyboru to albo mycie naczyń z Brucem.- Poskutkowało i Tony z kolejnym głośnym jękiem podniósł siekierę z ziemi. 

We trójkę zabrali się do pracy. Na początku milczeli. Tony dlatego, że wyrażał tym swoje niezadowolenie. Miał nadzieję, że reszta to zrozumie. Przecież jego słowa były niczym nagroda dla ludzi. Kiedy jednak nie był zajęty gadaniem o czymkolwiek, uświadamiał sobie w jakich tarapatach się znaleźli. Właśnie dlatego w nocy starał się zagadywać Steve'a. Teraz, z oczywistych powodów, nie mógł gadać bzdur i powoli przegrywał walkę ze zmartwieniami.

Thor tymczasem ciągle był pochłonięty w rozmyślaniach o Clincie i jego bracie. Jak wcześniej starał się nie obwiniać za ich popsutą relację Lokiego. Jednak po głębokich rozmyślaniach doszedł do wniosku, że to jednak była wina młodszego brata. Żyło im się dobrze zanim Loki nie zwariował. A teraz Jane i reszta mogli być w niebezpieczeństwie nie tylko z powodu Ultrona, ale także jego adoptowanego brata. 

Steve tymczasem uświadomił sobie, że Bucky i Sam zostali w szkole. Poczuł się głupio, że z nikim już dawno nie porozmawiał, żeby w takich sytuacjach, kiedy on będzie poza zasięgiem, przypilnował chłopaków, żeby się nie pozabijali. Niestety wszyscy z jego klasy dobrowolnie się nie zgodzą. Jednak zawsze pozostawał Peter i jego znajomi. Poczuł się źle, że naprawdę rozważał możliwość wciągnięcia w to niczego nieświadomego drugoklasistę w pilnowanie jego przyjaciół. Jednak jaką miał inną opcję? A z tego, co ogarniał z otoczenia Petera wszyscy oprócz Rose się nadawali. 

Kiedy w głowie Starka pojawiła się myśl, że ten cholerny robot mógłby coś zrobić Pepper i Peterowi, miliarder nie wytrzymał. 

-Czemu my tutaj siedzimy?!- Jego nagły wybuch wystraszył pozostałą dwójkę, po czym spojrzeli na niego zaniepokojeni. Tony miał przecież przy sobie siekierę i mógł coś sobie lub im zrobić Stark obrócił się w ich stronę i znowu rzucił siekierą. Steve i Thor od razu odskoczyli, pomimo tego, że tym razem narzędzie się nie wbiło tylko upadło na trawę.- Powinniśmy zacząć działać! A nie robić wszystko, co powie nam Ultron. 

Steve spojrzał na Tony'ego zaniepokojony, po czym zerknął na Thora. Spodziewał się, że właśnie od boga piorunów pierwszy wyskoczy z takim pomysłem. Thor także był zaskoczony, że wyprzedził go Iron man. 

-Tony, wiesz przecież, że gdybyśmy tam zostali...- Rogers chciał mu jak najdelikatniej uświadomić w jakiej znajdują się sytuacji. Stark mu jednak przerwał. 

-Bo inaczej zrobi coś złego naszym bliskim- dokończył za niego.- A tak to zrobi coś złego naszym bliskim, kiedy nas nie będzie w okolicy! No po prostu sukces! Pogratulujmy sobie i może od razu wręczmy sobie nawzajem medale?! Może nawet Ultron się zjawi, żeby nam pogratulować?!

-Przyjacielu- Thor powoli do niego podszedł, odkładając po drodze siekierę. Nie chciał, by przez jakichś wypadek, coś się stało Tony'emu. Miał wrażenie, że wie, jak się czuje teraz Stark.- Rozumiem. Sam mam dość siedzenia tutaj i patrzenia na Bartonów, ale...- Nie wiedział, co dalej mógłby powiedzieć. To jego zazwyczaj uspokajano, a on raczej nie słuchał zbytnio argumentów. Thor spojrzał na Steve'a, szukając od niego jakiejkolwiek pomocy. Niestety Kapitan jedynie wzruszył ramionami.

Zaczął nawet żałować, że nie ma tu z nimi Lokiego. Ten na pewno wymyśliłby coś sensownego, co przekonałoby Starka. Bądź może to nie musi być nawet sensowne. Na szybko przypomniał sobie, jak dawniej "przekonywał" Lokiego i jak bardzo brat udoskonalił tę technikę. To mogło zadziałać. 

-Ale pomyśl, co powie Pepper, jeśli się dowie o Ultronie- wydusił. Stark podniósł na niego wzrok i to dodało gromowładnemu pewności. - Jeśli to załatwimy po cichu, będziesz mógł sam jej to powiedzieć w odpowiednim czasie.- Nie podobało mu się, żadne słowo, jakie wypowiadał. Miał wrażenie, jakby każde pozostawiało jad w jego ustach.  A on mu boleśnie przypominał, dlaczego nie chciał już więcej używać poczucia winy, jako argument.- Dlatego teraz się przyczajmy, a potem zajmiesz się tym, jak nie będziesz mieć nic tak poważnego, jak los świata, na głowie. Ja i reszta pomożemy ci z chęcią. 

Stark powoli pokiwał głową. Tak naprawdę zatrzymał się na pierwszym wypowiedzianym przez blondyna zdaniu. Reszta rozbrzmiewała, gdzieś tuż za krawędzią jego świadomości. Były niczym tło dla obrazu zawiedzionej Pepper, jaki malował mu się przed oczami. Nie znosił, kiedy tak na cokolwiek patrzyła. A jeszcze bardziej nie znosił, gdy to on był tego powodem. Ledwo wytrzymywał, jak chodziło o coś mniejszego, jak kiedy się upijał w trakcie tygodnia. Jednak Ultron był w zupełnie innej lidze. Tony coś czuł, że nawet jeśli przeżyje gniew i, co gorsza, zawód Pepper, to potem sam by z sobą skończył, przez świadomość, co wywołał. 

-Przepraszam- wymamrotał, jak tylko Thor skończył mówić i poszedł do domu Clinta. Chciał uciec od obrazu Pepper, myjąc twarz zimną wodą. 

Gromowładny przepuścił Tony'ego, czując, że miliarder nie zwróciłby uwagi na coś tak drobnego, jak patrzenie, gdzie idzie. Kiedy tylko Strak zniknął, Thor wrócił do pracy. Nie wytrzymał jednak długo, pod naporem spojrzenia Rogersa. 

-Co?- zapytał wreszcie, podnosząc na niego wzrok. 

-Poczucie winy?- Steve nie brzmiał na zadowolonego. 

Steve był niezadowolony. Od dziecka nie znosił, kiedy, zazwyczaj, rodzice wypominali dzieciom, że jeśli czegoś nie zrobią, ktoś będzie nimi rozczarowany. Miał dawniej znajomego, na którego decyzję, zawsze jego rodzice odpowiadali pytaniem, co jego babcia sobie pomyśli. Pomimo, że Steve nie miał dawniej żadnych przygód (wszystko przez to, ze Bucky jak tylko mógł odciągał go od nich, mówiąc, że "ludzie zjedzą go tam żywcem"), ale w porównaniu z tamtym chłopakiem, był niczym Indiana Jones. Steve nawet kiedyś z nim o tym rozmawiał i z tej rozmowy wyszło, że zrobiłby wszystko, gdyby właśnie nie zawód jego babci. To go tłumiło. 

-Takiego szantażu używają słabi rodzice. Tak się nie traktuje przyjaciół. 

-Zadziałało, prawda?- odpowiedział tylko Thor. Chciał wrócić do pracy i zapomnieć o tym, co się przed chwilą wydarzyło. 

-Tak własnie tłumaczą sobie słabi rodzice- Kontynuował Steve.- Kto cię w ogóle tego nauczył? 

-Może trochę ojciec- mruknął niezadowolony Thor. Wolał źle się nie wypowiadać na temat Odyna. Czuł się przy tym, jakby go zdradzał, a co za tym idzie, zdradzał Asgard.- Zrobiłem to tylko raz okej?- Skłamał i Kapitan to słyszał. 

-Thor?- Steve był już o wiele delikatniejszy niż wcześniej.- Robiłeś to więcej razy, prawda? 

Gromowładny westchnął. Spojrzał na Kapitana. Cała postawa Rogersa wskazywała na to, że ten nie ma zamiaru odpuścić. Thor czuł, że nie ma wyboru. 

-Nawet nie wiesz, jak bardzo Loki był denerwujący- mówił cicho, ale wystarczająco by Steve go usłyszał. 

-Bardziej niż teraz?- Kapitan naprawdę nie mógł się powstrzymać. Pożałował, w chwili, gdy je usłyszał. Spojrzał z lekkim strachem na Thora. Nie chciał, by ten się wkurzył. Szczególnie teraz, gdy miał siekierę. Jednak ku jego zaskoczeniu ten się roześmiał. 

-Nie... Teraz chciałby, by był tak samo denerwujący, jak dawniej.- Znów się zaśmiał, ale szybko spoważniał.- Był denerwując, jak każde dziecko. A ja nie miałem cierpliwości...

-A teraz masz?- znów mu się wymsknęło. I tym razem pożałował, kiedy Thor rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie.- Przepraszam. 

-Miałem jej jeszcze mniej- odparł Thor.- Chciałem go uczyć, tylko on nie próbował nawet ćwiczyć z czymkolwiek! Nie pasował mu ani miecz, ani topór, ani nawet włócznia! Nic! A kiedy tylko nie patrzyłem rzucał je po kątach i sam uciekał do planetarium!- Wziął kilka głębszych wdechów, kiedy uświadomił sobie, że zaczął krzyczeć.

-Loki był słabszy w walce i tacie się to nie podobało.- Mówiąc to uświadomił sobie, jak bardzo niedorzeczne było żądanie Odyna. Nikt nie posyłał dzieci w wieku Lokiego, żeby uczyły się walczyć, więc on ćwiczył ze starszymi. Fizycznie nie mógł być na równi z Sif, Fandralem, a w szczególności z Thorem.- Dopiero zaczął cokolwiek robić, kiedy mu powiedziałem, że ojciec nie chce się go wstydzić, jak przez własną nieuwagę się zrani.- Przypomniał sobie, jak wtedy na niego krzyczał.- Wiem, że to było złe, ale inaczej się nie dało. 

Steve przez chwilę był cicho. Starał sobie ułożyć w głowie wszytko, co usłyszał. 

Thor przez ten czas spuścił wzrok, po czym odłożył siekierę. 

-Muszę iść- powiedział cicho gromowładny. Wydawał się być wyprany z emocji. Przeszedł koło niego i jeszcze dodał, tym samym wymęczonym tonem.- Zanim zaczniesz osądzać, pragnąłem mu jedynie pomóc.- Po czym odszedł. 

Rogers patrzył na niego, jak zniknął w drzwiach domu. Został sam z drewnem i siekierą. Spojrzał na swoją, wcale nie tak dużą kupkę. Naprawdę nie chciało mu się teraz rąbać tego drewna samemu. Będzie trzeba do tego wrócić jutro, kiedy Tony i Thor ochłoną. Odłożył siekierę i usiadł pod jednym z drzew. 

Kapitan naprawdę nie chciał się zbytnio zastanawiać nad dzieciństwem Thora i Lokiego. To jedynie utrudniałoby mu osąd nad tym, co młodszy już zrobił. Skupił się więc na taktyce, jaką zastosował Thor. Nie była ona dobra, ale zadziałała. Jeśli więc to był jedyny raz, jak gromowładny to zrobił, Steve uznał, że o tym zapomni. 

Tymczasem z Tonym był inny problem. On chciał już walczyć. Działać. Rozumiał go. Właśnie to zaprowadziło go na front. Tylko nie mogli. Trzeba będzie Starka czymś zająć. Zanotował w myślach, żeby zapytać Barneya i Clinta, czy na farmie nie ma czegokolwiek do naprawienia. Jakiekolwiek majsterkowanie powinno zająć umysł Tony'ego chociaż na jakichś czas. 

-Steve- z rozmyśleń  wyrwał go głos Nataszy. Podniósł na nią wzrok. Stała tuż nad nim i patrzyła na kubki porąbanego drewna.- Tylko tyle? 

-Jutro wrócimy do rąbania- zapewnił, po czym czekał, aż ona cokolwiek jeszcze powie. Kiedy się jednak nie doczekał, zapytał- Chcesz coś jeszcze powiedzieć?

-Ta...- Spojrzała na niego. Coś się działo. A ona nawet nie starała się tego ukryć.- Chodź do środka. Musisz coś zobaczyć.- Odeszła, nie czekając na reakcję Steve'a. 

Ten oczywiście od razu wstał i ruszył za nią. Natasza nie starała się niczego nie ukrywać na swojej twarzy, a coś to znaczyło. Weszli do domu i Czarna Wdowa poprowadziła go do salonu. Ku jego zaskoczeniu zastał tam wszystkich. Większość siedziała przed telewizorem niczym dzieci, które mają oglądać dobranockę. Bruce, Barney i Wanda zajęli kanapę, Natasza usiadła na fotelu, Thor opierał się o ścianę, a reszta, łącznie z Tonym, zajęła dywan. W tym Clint dosłownie się tam położył. Wszyscy jednak bez wyjątku wpatrywali się w telewizor. Steve też tam spojrzał i od razu zrozumiał, o co chodzi. 

Zamiast dobranocki, czy jakiejś innej bajki oglądali wiadomości. Prezenterka mówiła o masakrze w Johannesburgu. To było smutne, uznał Steve, ale takie rzeczy mogły się wydarzyć. Wtedy jednak powiedziano, kogo się oskarża o to wszystko. Był to Hulk. 

Steve i cała reszta spojrzała na Bruce'a, który zbladł, jak ściana. To musiała być pomyłka. Naukowiec był cały czas przy nich i nie mógł był jednocześnie jako Hulk w RPA. To nawet nie mogło być pomylenie dat, ponieważ nigdy nie mieli akcji w Południowej Afryce. Steve już miał zamiar to powiedzieć, pocieszając tym Bannera i przy okazji mówiąc, ze wszystko się najpewniej za kilka godzin wyjaśni. Wtedy jednak pokazano filmik.

Został on nagrany telefonem i wszystko się trzęsło. Był jednak dostatecznie wyraźny, by pokazać chaos panujący wokół. Wszędzie był kurz i kawałki, najpewniej jakichś budynków. Wraki samochodów zajmowały ulice, a ludzie, zakurzeni i chwilami także zakrwawieni, przebiegali pomiędzy nimi. Byle jak najdalej od źródła tego wszystkiego. Którym była wielka, zielona kreatura. Bez wątpienia Hulk. 

W tym momencie Natasza wyłączyła telewizor. 

Zapadła cisza. Większość patrzyła na Bruce'a, jednak reszta miała oczy ciągle utkwione w ekranie telewizora. Zupełnie, jakby liczyli, że prezenterka się znowu pojawi i powie wszystkim, że to był tylko żart. Tak się nie wydarzyło. 

-Ruch Ultrona- odezwał się Vision, przerywając ogólne milczenie. Wszyscy spojrzeli na niego, jakby właśnie zobaczyli ducha. 

-Tylko, jak?- zapytał Clint.- Po co? 

-Aby wywołać panikę.- Tym razem wszyscy spojrzeli na Nataszę.- Ogólnoświatową  niechęć do Hulka. A co za tym idzie do Avengers. 

-Tylko, że to jest fake, co nie?- Barney rozejrzał się po wszystkich.- Bruce był cały czas tutaj i nie było przez ten czas żadnych epizodów. Z tego co wiem. 

-Oczywiście, że to fake- odparł Pietro.- Tylko, jak to zrobił?

-Mógł odciąć całe miasto od internetu i stworzyć własny teatrzyk w cyberprzestrzeni- podsunął Vision. 

-Nie doceniasz go- mruknął Tony.- On chce nas pogrążyć. Zrobił to naprawdę. 

-Ale Bruce...- zaczął Steve.

-Hologram- przerwał mu od razu Stark.- Pracujemy nad nimi ostatnio w Stark Indutries. Mógł podwędzić naszą robotę i jeszcze ją unowocześnić. 

-A to wszystko naokoło?- odezwała się Wanda.- Zwykły hologram nie mógł tego zrobić. 

-Widziałaś ile tam dymu było. Maszyny mogły się w nim ukryć, bądź mieć własne maskowanie. To one mogły się tym wszystkim zająć. 

-To co robimy?- Wszyscy od razu spojrzeli na Kapitana Amerykę. Ten przełknął ślinę i zaczął gorączkowo myśleć. 

-Vision- zwrócił się do robota- zamaskuj się na tyle ile tylko możesz i podłącz się do sieci. W ostateczności opuść ciało, bądź stąd wyleć. Poszukaj jakichkolwiek dowodów, aby oczyścić Bruce'a. Przejrzyj zdjęcia, relacje i wywiady. Wszystko. Pisz jako anonim, bądź twórz fałszywe konta. Pisz w komentarzach wszędzie, gdzie tylko o tym mówią. Sprawdź, czy mamy jakieś wsparcie od strony ludzi, czy jesteśmy przez wszystkich nienawidzeni. Spróbuj wrócić przed wieczorem.- Vision kiwnął głową.- Reszta- spojrzał na pełne nadziei spojrzania Tony'ego, rodzeństwa Maximoffów i Thora- czekamy. 

🍕🍕🍕🍕🍕🍕🍕🍕🍕🍕🍕🍕🍕🍕

Heja! 

To żyje, jakby kto się zastanawiał. Co ja mogę powiedzieć, sorry za ogólny brak rozdziałów i tyle. 

Mam nadzieje, że się podobało i postaram się wstawiać częściej, niż do tej pory (co chyba nie będzie trudne).

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top