26
-Tylko się do mnie w nocy nie zbliżaj- zaznaczył, któryś już raz z kolei Tony, szykując łóżko. A raczej dokładnie to Steve szykował łóżko, w szczególności chciał się pozbyć jednej wielkiej zmarszczyć, a Stark jedynie wszystko nadzorował, siedząc na krześle nieopodal.- Bo jeśli w jakikolwiek sposób zaburzysz mój sen, to nie ręczę za siebie i zrzucę cię z łóżka.
-Tony, ja jestem od ciebie silniejszy- powiedział zrezygnowany już Steve. Naprawdę jedyne, czego on teraz chciał, to trochę snu, a Stark wziął chyba sobie za punkt honoru, aby go jeszcze bardziej wymęczyć.
-To, co? Grozisz?- Tony przeszedł w tryb defensywny. To nie zapowiadało niczego dobrego.
-Tylko od razu mówię, że nie zdołasz mnie zrzucić z łóżka.- Steve uświadomił sobie, że teraz najwyżej bardziej się pogrąża. Mina Tony'ego to jedynie potwierdzała. Potrzebował czegoś do wygrzebania się z tej sytuacji.- Jednak nawet nie będziesz mieć powodu, żeby próbować mnie wykopać.- Spojrzał na idealnie zaścielone łóżko.- Skończone...
-Jej!- Tony skoczył na równiutko rozłożone prześcieradło, całkowicie ją marszcząc. Steve westchnął, patrząc, jak jego praca jest niszczona.
Stark wsunął się pod kołdrę i już wyglądało, że już będzie spokój, ale po chwili znowu zaczął się wiercić. W pewnym momencie wziął drugą poduszkę, tą która miała być Steve'a i położył ją na samym środku.
-Ej...- Steve wyrwał mu ją i położył na miejsce.- Jeśli chcesz budować mury, użyj do tego własnej poduszki.
-To w wojsku was nie uczono, spać na twardych deskach?- zdziwił się Stark.
-Kto ci coś takiego nagadał?- Sam się położył na drugim krańcu łóżka i przykrył się tym, co Tony nie zaciągnął na swoją stronę.
-Mój ojciec.
Steve spojrzał na niego, nie starając się nawet ukryć zaskoczenia. Wiedział, że powinien się już dawno przyzwyczaić do tego, że Howard uważał go za bohatera, jednak to się kłóciło tak bardzo, z jego wspomnieniami o ojcu Tony'ego, że po prostu nie potrafił.
-Mówił mi, że nigdy nie marudziłeś. Nawet jeśli miałeś spać na samej ziemi, bo niby oddałeś swój śpiwór komuś innemu. I takie inne bzdury.- Tony patrzył w sufit. Nie mówił więc tego, by zaspokoić ciekawość Kapitana, ale dlatego, że sam chciał.- Opowiadał mi o tym, kiedy do nich przychodziłem, gdy nie mogłem spać. Wiesz... Sposób na pozbycie się dzieciaka z własnego łóżka.
Pomiędzy nimi zapadła cisza, ciążąca Rogersowi. Steve nie wiedział, co mógłby przyjacielowi powiedzieć, a chciał cokolwiek z siebie wydusić. Czuł się w pewien sposób winny, mimo że to Howard sam z siebie wymyślił tą historię. Dlatego właśnie wydusił z siebie, pierwsze, co mu przyszło do głowy.
-Mogę cię zapewnić, że podczas wojny nie spałem na samej ziemi.- Słowa zdawały się wypchnięte z ust Kapitana.
-Tego byłem pewien, odkąd pierwszy raz cię zobaczyłem na żywo.- Tony się zaśmiał.- Wyglądałeś wtedy, jakbyś zobaczył ducha.
Rogers się nie odezwał. Prawda była taka, że kiedy pierwszy raz wszedł do pokoju w akademiku i zobaczył Tony'ego, naprawdę myślał, że przed nim stoi duch. Mógł stać na progu z dobre pięć minut i wpatrywał się w Howarda przeniesionego z jego czasów w teraźniejszość. Dopiero, gdy Stark skończył rozmawiać przez telefon, go zauważył.
-Fury musi żartować- mruknął pod nosem, chowając komórkę do kieszeni spodni. Zaraz po tym uśmiechnął się szeroko i wyciągnął w kierunku Kapitana rękę.- Najwidoczniej będziemy razem mieszkać. Tony Stark.- Steve prawie nieświadomie uścisnął mu dłoń. To nie był Howard, tylko jego syn. Już miał zamiar się przedstawić, ale Tony go uprzedził.- Nie musisz nic mówić. Wszyscy wiedzą, kim jesteś. Cały internet gada tylko o powrocie gościa z plakatów propagandowych.
-Cały internet?- zapytał niepewnie Rogers. Posiadał ogólny zarys, co to jest internet, ale ciągle nie rozumiał w jaki sposób on działał.
-Widzę, że masz sporo rzeczy do nadrobienia. Spróbuję zrobić, co w mojej mocy, żebyś szybciej załapał, ale- Tony zerknął na jeszcze jedno łóżko w pokoju- szczerzę liczę, że ten trzeci mi pomoże, bo to będzie trudne. Naprawdę trudne.
Stark miał rację. Całe nadrabianie było trudne, a w opinii Rogersa Tony niepotrzebnie to jeszcze utrudniał, ale w końcu jakoś sobie dał radę.
-Wiesz, teraz sobie uświadomiłem?- Ze wspomnień wyciągnął go głos Iron mana.
-Tony, ja chcę spać.
-Ale to będzie zabawne i jeśli ci teraz tego nie powiem, przez pół nocy, będę się śmiał pod nosem.
-Dawaj.
-Po prostu wyobraź sobie minę mojego ojca, gdyby nas teraz zobaczył. Pewnie uznałby to za jakieś świętokradztwo. Wyobraź to sobie.
-Mamy inne poczucia humoru.- Steve obrócił się.- Dobranoc.
-Wyrzuciłby nas z łóżka- Tony zaczął chichotać.- Chociaż raczej to mnie by wytargał. Nawet już słyszę, jak to samą swoją obecnością przeszkadzam, spać wielkiemu bohaterowi narodowemu.
-Nie obecnością, ale gadaniem już tak.
Tony jeszcze trochę się śmiał pod nosem, ale powoli zaczął się uspokajać, aż wreszcie zapadła cisza. Steve zamknął oczy i zaczął odpływać.
-Steve...
-O co chodzi Tony?- Obrócił się na plecy.
-Czy to nie dziwne, że Clint ma brata?
-Nie- Już miał zamiar znowu się obrócił, ale Tony kontynuował.
-Zawsze sobie wyobrażałem Clinta, jako jedynaka. Takie jedno dziecko wśród cyrkowców... Właśnie, trzeba ich wypytać, jak tam było.- Tony zamyślił się i Steve zaczął mieć nadzieję, że tamten dał sobie spokój.- Ja wiem jedynie to, co Clint sam powiedział, a tego jest naprawdę mało. Tak porównywalnie do tego, co wiem, o Wandzie i Pietrze. Tak samo jest z Nataszą. I Brucem. Oraz ja prawie niczego nie rozumiem z tego, o czym Thor opowiada. Szczerzę to ja nawet ciebie... Może ty też masz brata?
-Tony twoje główkowanie zaszło za daleko...
-Brata bliźniaka! I wy się ciągle zamienialiście i przez to...- Nie zdołał dokończyć, bo Rogers zasłonił mu twarz ręką.
-Puszczę cię, jeśli już odpuścisz. Jasne?- Czekał, aż Stark powoli kiwnął głową. Wtedy Rogers rozluźnił uścisk i powoli odsunął rękę. Nacieszył się dobrą minutą ciszy, zanim Tony znowu się uaktywnił.
-I ten twój bliźniak został złapany przez Hydrę i oni zrobili z niego Kapitana Hydrę.- Steve wyciągnął spod głowy poduszkę i zasłonił sobie nią głowę.- Ty i Barnes mieliście za zadanie go złapać lub zabić, ale nie potrafiłeś i on uciekł. Potem ty i kaczkowa twarz...
-Czemu kaczkowa twarz?
-Widziałeś jaką Barnes robi minę na strzelnicy?- Tony chyba próbował zrobić minę przypominającą kaczy dziób, czy coś takiego. Mimo wszystko Steve zrozumiał. Bucky robił coś podobnego, za każdym razem, gdy wbijali do czyjejś bazy. Stark wrócił do opowiadania, tej bezsensowniej historii.- Ty i kaczkowa twarz oficjalnie umarliście, a ten twój brat bliźniak, Steb...
-Steb? Niczego innego wymyślić nie mogłeś?
-Steb przeżył. Po wojnie mienił tożsamość i zamieszkał w Rosji. Tam stał się Kapitanem Rosją.
-Skończyłeś już?- Steve zerknął na niego z nadzieją.
-Nie. Pamiętasz, ten wymiar do którego wpadliśmy, gdy wracaliśmy z Lokim?
-Który? DC, ten drugi, czy ten smutny?
-Ten smutny. To tam Steb dostał też serum i został zamrożony, kiedy był Kapitanem Hydrą. I tam Hydra porwała tamtego Steve'a i zastąpili go Stebem. I teraz wszystko nabiera u nich sensu. Musisz teraz się jedynie przyznać, że masz bliźniaka.
-Nie mam i nigdy nie miałem bliźniaka...
-To pozostaje klon. Byle tylko u nas ciebie nie sklonowali. Nie chcę za nic w świecie użerać się z Barnesem Kapitanem.
Steve'owi przez chwilę zajęło wymyślenie czegokolwiek, żeby pasowało i jednocześnie zamykało całą rozmowę. Istniała oczywiście możliwość, że zamknie oczy i spróbuje zasnąć, jednak Rogers wolał skończyć to, co Stark zaczął, a nie uciekać przed bezsensownością wszystkiego, co powiedział Tony. W chwili, kiedy otwierał usta, ktoś otworzył drzwi do pokoju.
Tony i Steve jednocześnie się poderwali, by spojrzeć w tamtą stronę.
-Słychać was gołąbeczki nawet na górze.- Na progu stała Natasza.- Wiem, że w szkole musicie radzić sobie z obecnością Thora w pokoju, a tutaj jesteście sami i macie łóżko dla siebie, ale bądźcie ciszej podczas tej gry wstępnej, a najlepiej to przejdzie już do rzeczy.
Rogers po prostu czuł, jak się czerwieni. Nie panując nad tym, spuścił wzrok. Najchętniej zapadł się pod ziemię, bądź schował pod kołdrą, ale po prostu nie mógł. Nie zrobił tego jednak i tylko tak tkwił.
-Widzę, co tu zrobiłaś Nataszo- odezwał się Tony. Chłopak nie tyle był rozluźniony, ale także brzmiał na zadowolonego i rozbawionego.- Dobry ruch.
Czarna Wdowa uśmiechnęła się w odpowiedzi.
-Tylko jedno nie pasuje- stwierdził Stark.- Ja i Rogers? Ja jestem pewną dziesiątką, ale on to najwyżej piątka. Wyobrażasz nas sobie razem?
-Tak ci przypomnę, że próbowałeś się oświadczyć Steve'owi.
-Co? Kiedy? Ja niczego sobie nie przypominam...
-Idźcie już spać. Dopiero co udało mi się uśpić Wandę i jestem zmęczona. Jasne?
-Tak- odparł Tony, a Steve energicznie kiwną głową.
Po wyjściu dziewczyny panowała taka cisza, że oboje mogli usłyszeć jak Natasza wracała na piętro, a później zamykał drzwi do sypialni i kładła się na łóżko. Potem jeszcze doszły typowe odgłosy domów. Naprawdę wszystko tu było można usłyszeć.
-Steve, a może...- Po jakimś czasie Tony znowu się odezwał. Tym razem jednak Rogers nie uciszył go słownie. Zamiast tego wyciągnął spod głowy poduszkę i całkowicie zasłonił nią Starka. Zadziałało, jednak Steve wolał nie ryzykować, zabierając poduszkę i ją już tam pozostawił. Wolał spać bez niej, niż w ogóle nie spać.
**************
-Jest pewna sprawa- odezwał się Barney następnego ranka przy śniadaniu. Przy stole nie było dostatecznie dużo miejsc, żeby się wszyscy zmieścili, dlatego niektórzy siedzieli na podłodze i tam jedli swoje płatki.
-Tak- odezwał się Clint, jeden z siedzących na podłodze.- Niech ktoś powie temu człowiekowi- wskazał na swojego brata- żeby poszedł na studia?
-A wy nie ustaliliście, że Barney zaczyna je w przyszłym roku?- zapytała Natasza, obracając się na krześle.
-Tak miało być, ale w zeszłym miesiącu powiedział, że jednak nie- odparł młodszy Barton.
-Barney, powiedz chociaż, że powodem jest to, że kogoś sobie tu znalazłeś.- Agentka spojrzała na starszego z braci.
-Nie będziemy tu o tym teraz rozmawiać. Chodzi o to, że jutro rano jadę do miasta...
-Tu gdzieś jest miasto?!- Tony wręcz się opluł mlekiem.
-Pół godziny drogi stąd- odpowiedział mu Clint.
-Chyba, że jedzie się skrótem przez las, to wtedy jakieś dwadzieścia minut- uzupełnił Barney.- Tylko Clint boi się nim jeździć.
-Zamknij się! Ja się niczego nie boję!
-Więc jutro rano idę do pracy- starszy Barton wrócił do tematu, całkowicie ignorując zapewnienie brata- i wrócę dopiero wieczorem. Proszę nie spalcie domu, ani niczego takiego.
-Spokojnie, wszystkiego przypilnujemy- Steve rozejrzał się na resztę- a raczej ja przypilnuję. Nie chcemy sprawiać żadnych kłopotów. Jeśli coś trzeba zrobić, to my się tym zajmiemy.
-Steve, czegoś takiego się przy nim nie mówi- odezwał się Hawkeye teatralnym szeptem, zerkając jednocześnie w stronę brata. Ku jego nieszczęściu zdawało się, że Barney' owi spodobał się pomysł.
-Wiecie, nie wypada, ale przydałoby się narąbać trochę drewna. Szczególnie po dzisiejszej nocy.- Spojrzał w stronę Thora. Wiedział, że ten będzie dokładać do kominka dopóki nie zaśnie, ale nie spodziewał się, że tak długo mogło to zająć.
-To przez tych dwóch- Asgardczyk wskazał na Tony'ego i Steve'a.- Całą noc gadali.
Rogers zaczerwienił się i posłał reszcie zakłopotany uśmiech. Stark tymczasem w ogóle nie zwrócił na to uwagi i dalej jadł płatki, jakby nigdy nic.
-Zajmiemy się tym- powiedział Kapitan Ameryka. Pomimo pewności w głosie, unikał kontaktu wzrokowego.
-To super.- Barney spojrzał na młodszego brata.- Clinton, zgadnij co?- Łucznik spojrzał na niego z buzią pełną płatków.- Ćwiczyłem.
Clint połknął za jednym razem wszystko, co miał w ustach, po czym jeszcze wypił resztę mleka z miski, bez użycia łyżki i zapytał:
-Jesteś pewien Barton?
-Tak.
-To bierz łuk i zobaczymy, czy nadajesz się do czegoś więcej, niż wspinanie się po drzewach.
****************
Okazało się, że rodzeństwo Bartonów całkiem nieźle strzelało z łuków. Clint robił to perfekcyjnie, do czego już dawno przyzwyczaił resztę, jednak zaskoczeniem, dla wszystkich z wyjątkiem Nataszy, był Barney. Starszy strzelał gorzej od brata, jednak ciągle naprawdę dobrze. Mieli taką samą technikę. Gdy brali strzałę, nakładali ją na cięciwę, naciągali, celowali i wreszcie puszczali, zdawali się być tą samą osobą podzieloną na dwa ciała. Widać było, że brali lekcję u tego samego nauczyciela.
Obaj musieli robić sobie takie zawody naprawdę często. Przy ich domu rosło kilka drzew i na każdym z nich przybito tarcze strzelnicze. Po ilości dziur w nich i wyblakłych już kolorach można było orzec, że miały już swoje lata.
Większość drużyny oglądała zawody, siedząc na kocach piknikowych, w miarę blisko zawodników. Klaskali i komentowali za każdym razem, gdy tylko strzała dosięgała celu. Thor jednak jako jedyny siedział na werandzie. Nic nie mówił, tylko myślał.
Do tej pory czuł się bezpieczny, w kwestii zajmowania się rodzeństwem. Myślał przecież, że jest jedyny posiadający młodszego brata. Oczywiście były jeszcze bliźniaki, ale u nich różnica wieku wynosiła jedynie kilkanaście minut, co było prawie niczym. Oni opiekowali się sobą nawzajem, a nie mieli wyznaczonej konkretnie do tego osoby. Kogoś jak takie młodsze o kilka lat rodzeństwo.
Myślał, że był jedyny i przez to bezpieczny. Bo przecież nikt inny nie mógł mu powiedzieć, że robi coś źle, bo nie wiedzieli, jak to jest. A teraz jednak pojawił się Barney i ujawniono fakt, że Clint ma brata.
Clint na pewno wszystko powiedział bratu i Barney wie o wszystkich błędach, jakie Thor popełnił. Gromowładny przez to właśnie nie chciał być sam na sam ze starszym Bartonem. Ostatnie, czego mu było potrzebne, to wykłady, co zrobił źle, bądź próby współczucia i żalu, że Thor nie potrafi osiągnąć tego, co Barney. Nie, tego by nie zniósł. W szczególności, że tak naprawdę to Loki na siebie to wszystko sprowadził. Gdyby tylko zachowywał się normalnie, uniknąłby tego wszystkiego. Thor powtarzał to sobie wielokrotnie w myślach, mimo że coś w nim nadal nie było do tego przekonane.
Patrząc na idealne zgranie Bartonów, Thor coś czuł. Zazdrość? Radość ze szczęścia przyjaciela? Gniew na Lokiego, że zaprzepaścił im możliwość bycia takimi braćmi, jak Clint i Barney? Nie wiedział, co to dokładnie jest, ale wyraźnie czuł, że to w nim siedziało.
Z rozmyślań wyrwała go siekiera, którą ktoś wbił w trawnik tuż przed nim.
-Tony, tym się tak nie rzuca!- krzyknął Steve i Thor podniósł głowę. Trochę dalej stał Kapitan Ameryka, trzymający jeszcze dwie siekiery, a obok niego znajdował się Iron man, już bez żadnego sprzętu.- Używałeś kiedyś siekiery?!
-Nie- odparł beztrosko Stark i podszedł do wbitego w ziemię narzędzia.- Ej Thor, przez kogoś- spojrzał wymownie na Rogersa, który wymownie przewrócił oczami- mamy narąbać drewna. Chcesz dołączyć? Zawsze w trójkę łatwiej.
Gromowładny spojrzał jeszcze raz na Bartonów. Byli zbyt idealni, gdy on i Loki byli... Chaos to za mało powiedziane.
-Jasne- odpowiedział wreszcie. Wstał z werandy i podszedł do Kapitana, żeby wziąć od niego jedną z siekier. Tony tymczasem próbował wyciągnąć z ziemi własną.
👀👀👀👀👀👀👀👀👀👀👀👀👀
Hej!
Od razu z dołu przepraszam za pierwszy kawałek. Pisałam go głównie nocami po drugiej, a wtedy mój mózg zbyt dobrze nie działa, jeśli chodzi o wymyślanie coś z sensem.
I jeszcze chciałam przeprosić za taką małą ilość publikacji i wiem, że najpewniej większość ludzi ma już dość tych przerw i rzuca to. Rozumiem i w pełnie popieram.
Tak na koniec to mam nadzieję, że się podobało i do następnego.
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top