25

Clint, siedzący w fotelu pilota, obrócił się w stronę wnętrza quinjetu. Reszta drużyny zajmowała miejsca siedzące z wyjątkiem Starka, który rozłożył się z kocami i poduszkami na samym środku podłogi. Niektórzy spali, jednak większość zajmowała się czymś innym. Steve i Thor patrzyli przez przednią szybę, starając się dowiedzieć, gdzie są, Natasza słuchała z zamkniętymi oczami muzyki, a Wanda starała się czytać książkę, chociaż jej treść prawie w ogóle do niej nie docierała. Ich wszystkich przebił Tony, Bruce i Vision, wpatrujący się beznamiętnie w pustkę. Te ich spojrzenia sprawiły, że dreszcze przebiegły Bartonowi po plecach.

Hawkeye odchrząknął, zwracając wszystkich obudzonych, uwagę na siebie. Nie podziałało.

-Dolecieliśmy.- Po kilku godzinnym locie, były to słowa, na jakie z zapałem czekał Pietro, który, aż do momentu, kiedy zasnął, ciągle pytał, czy daleko jeszcze. Clint przez całą podróż nikomu, nie powiedział, gdzie lecą, ani jak długo podróż zajmie, więc na te słowa wszyscy nagle spojrzeli na niego. Wanda nawet obudziła brata, śpiącego na jej kolanach.

-Co? Jak? Daleko jeszcze?- zapytał na wpół śpiąco Maximoff.

-Jesteśmy na miejscu- odpowiedział mu spokojnie Barton.

-A to miejsce, to znaczy gdzie?

-To jest...- Clint szukał odpowiednich słów. Nie wiedział, jak to wszystko im wyjaśnić. Na szczęście na pomoc przyszła mu Natasza.

-To jest bezpieczne miejsce i się nie dopytuj.- Barton posłał jej dziękujące spojrzenie.

Clint spojrzał na wszystkich, po czym nacisnął przycisk, otwierający rampę i zawyrokował:

-Chodźcie.

Wyszli na dość zwyczajną łąkę. Trochę dalej znajdowała się szopa, a jeszcze dalej, dość zwyczajny dom. Gdyby były tu jeszcze krowy i kury, całość idealnie pasowałaby, do obrazka przedstawiającego farmę w książce dla dzieci. Świeciło słońce i było ciepło, dopóki nie zawiał wiatr.

Łucznik skierował się w stronę domu, a reszta podążyła za nim. Prawie wszyscy rozglądali się naokoło z zaciekawieniem. Wyjątkami byli, spokojnie idąca przed siebie Natasza i Steve, który wpatrywał się w Clinta, nie rozumiejąc, co się dzieje. Do tej pory Rogers traktował Bartona za podporę. Kogoś stałego i szczerego, komu mógł zaufać. Teraz jednak się okazało, że Clint przez cały czas miał przed nim sekret. Steve czuł się po prostu oszukany, ale jednocześnie uświadomił sobie, jakie to było głupie, żeby oczekiwać całkowitej szczerości od agenta.

Wreszcie dotarli do drzwi. Clint podszedł do doniczki z jakimiś roślinami, postawionej na parapecie i wyciągnął z niej klucz. Zanim włożył znalezisko do zamka, spojrzał jeszcze na swoich przyjaciół. Chciał im to wszystko teraz wytłumaczyć, ale znowu zabrakło mu słów. W ciszy otworzył drzwi.

Od razu rozległo się szczekanie i z wnętrza domu wybiegł Lucky. Rzucił się na swojego pana i z radością zaczął go lizać, machając przy tym zamaszyście ogonem.

-Wróciłem Lucky... Jestem- odpowiedział z uśmiechem Clint, po czym złapał psa za futro i uważnie mu się przyjrzał.- Mam nadzieję, że dobrze cię pilnował od ostatniego razu.

Pies sobie z tego nic nie zrobił i wyrwał się z uścisku, żeby oblizać resztę Avengers. Ci, którzy go wyminęli, weszli do środka budynku wraz z Clintem.

-Małpo wróciłem!- krzyknął Hawkeye, przekraczając próg.

Bruce otworzył szeroko oczy. Był podekscytowany możliwością poznania tożsamości tego, z kim Clint rozmawiał przez telefon.

-Clintonie Francisie Bartonie, to ty jeszcze żyjesz?!- rozległ się z wnętrza czyjś głos.

-Francis?- Stark spojrzał na Clinta z niedowierzaniem.- Masz na drugie Francis?!

Barton to zignorował i odkrzyknął:

-Tak i mam się świetnie! Mógłbyś zacząć się zachowywać i wyjść się przywitać?! Gości sprowadziłem!

-Zupę gotuję!- Na te słowa Clint się skrzywił.- Jeśli chcesz, to przyłaź do kuchni!

-Dobra, co tu się dzieje?- zapytał wreszcie Pietro, starając się jednocześnie uspokoić Lucky'ego, który uznał za punkt honoru, polizanie twarzy Quicksilvera.

Łucznik obrócił się w ich stronę.

-To jest mój dom.- Po tym, jak wypowiedział te słowa, odczuł ulgę.- Fury pomógł mi wszystko ukryć i nigdzie nie znajdziecie o nim żadnych informacji. Natasza sprawdzała- skinął w stronę agentki, która uśmiechnęła się dumnie- więc możemy się czuć tu bezpiecznie.

-A ty nie mieszkasz w Bostonie?- zapytała Wanda.

-Oficjalnie tak- odparł Clint.- Oficjalnie mieszkam tam w jakiejś kamienicy wraz z matką, którą poznaliście. Jednak prawda jest taka, że oboje moich rodziców nie żyje.- Wszyscy wytrzeszczyli oczy.

-Skoro twoja mama nie żyje, to kim ona była?- zapytał Tony, przypominając sobie kobietę, którą poznał na zebraniu.- Ona wyglądała, jak ty.

-Jedna z agentek T.A.R.C.Z.Y. która jedynie wykonywała zadanie powierzone przez Fury'ego, a przez to pomagała ukryć to miejsce. A była do mnie podobna, przez taki jeden fajny gadżet, zmieniający rysy twarzy. Mieszkam tutaj wraz z moim durnym bratem Barneyem.

-Sam jesteś durny Clinton!- Z kuchni krzyknął Barney.

-Co?!- Krzyknęli wszyscy Avengers, a najgłośniej Stark, z wyjątkiem Nataszy i Steve'a. Ten drugi wpatrywał się w łucznika z otwartą buzią.

-Nie, nie, nie, nie...- Milioner zaczął kręcić głową. Wreszcie spojrzał na Clinta i pomimo starań, żeby zachować spokój, krzyknął- Ty masz brata?! Po jego bracie- wskazał palcem na Thora, który odsunął się od nich, na tyle, ile tylko mógł- ustaliliśmy, że mówimy sobie o rodzeństwach, jeśli takie mamy i warto wspomnieć, czy przypadkiem tajemniczo, nie zaginęło na jaki czas, bądź nie ma konszachtów z kosmitami! Czy tak trudno to zrozumieć?!

-Nie mogłem wam o nim wtedy powiedzieć, bo to tajemnica. On oficjalnie nie żyje. Ale tu jesteśmy bezpieczni, więc wam o nim mówię.

-Dobra- Tony obrócił się w stronę reszty- czy ktoś teraz, w tym bezpiecznym miejscu, chce się podzielić z nami wiedzą, o tym, że ma jeszcze jakieś, możliwie niebezpieczne, rodzeństwo, o którym nic nie wiem? Możecie wspominać też to, które już nie żyje. Będę wyrozumiały.- Wszyscy milczeli.- Naprawdę nikt? Thor, patrzę na ciebie.

-Tylko on- mruknął gromowładny.

Tony uważnie się przyjrzał każdemu po kolei. Z chęcią wziąłby każdego i po kolei ich przesłuchał, licząc, że ktoś się wreszcie złamie i wyzna, że ma dawno zaginioną siostrę, brata w Tokio, czy nawet we łzach opowie historię śmierci kochanego rodzeństwa. Miał już dość nagłego zjawiania się nowych ludzi, którzy rozpychają się w jego strefie życiowej, tylko dlatego, że są spokrewnieni z kimś, kogo zna.

-Chcecie poznać mojego brata?- zapytał Clint, wpatrując się w nieruchomych Avengers.- Od razu ostrzegam, że jeśli zjecie cokolwiek, co on ugotował, to tylko na własne ryzyko.- Natasza przewróciła oczami.- No co?

-Wyolbrzymiasz- stwierdziła- nie jest aż tak źle.

-Pogadamy, jak dostaniesz niestrawności.- Łucznik razem z agentką ruszyli w kierunku kuchni. Za nim podążyła reszta, wraz z ciągle radosnym psem.

Po drodze reszta z zaciekawieniem rozglądała się po wnętrzu domu. Wszystko zdawało się, być zadziwiająco normalne, wręcz trochę nudne. Jedyną rzeczą niepasującą do zwyczajnego domu na farmie, był brak oprawionych w ramki zdjęć, powieszonych na ścianach. One po prostu były puste.

Na zdjęcia natknęli się dopiero w salonie. Tam nad kominkiem postawiono kilka oprawionych fotografii, a nad nimi na ścianie zawieszono tarczę do strzelania w rzutki.

Clint, Natasza, Bruce, Tony i Steve weszli do kuchni. Reszta została w salonie.

Pomieszczenie nie było małe, ale grupka miała już trudność w rozlokowaniu się, żeby na siebie nie wpadać. Przy oknie, naprzeciwko drzwi znajdowała się kuchenka. Na niej w różnych garnkach coś się gotowało. Z zapachów nie można było konkretnie stwierdzić, jakie to miało, być jedzenie. Przy kuchence stał odwrócony do nich plecami chłopak, mieszający drewnianą łyżką w jednym z garnków.

-A teraz przywitasz mnie należycie?- zapytał Clint, stając za plecami brata.

-Coś znowu narobił braciszku?- Barney się obrócił w stronę Hawkeye'a i Steve poczuł, że musi przetrzeć oczy, bo nie do końca wierzył w to, co widzi.

Barney mógł być z dwa lata starszy od Clinta i mieć rudo-brązowe włosy, ale poza tym wyglądali strasznie podobnie. Dopiero po chwili Steve mógł zauważyć drobne różnice, takie jak trochę inny kształt nosa, czy bardziej odstające uszy.

-Jeśli ci powiem, że zła, sztuczna inteligencja wygnała nas ze szkoły, grożąc, że jeśli tego nie zrobimy, zabije nas i naszych przyjaciół, uwierzyłbyś?

-Brzmi nieprawdopodobnie, czyli najpewniej tak się stało- ocenił starszy brat.- A teraz chodź tu.- Uścisnęli się i Bruce wewnętrznie się ucieszył, że Thor został w salonie. Kiedy bracie się odsunęli, Barney zwrócił się do Czarnej Wdowy.- Hej Natasza.

-Część Barney.

-Heja ludzie, których znam z telewizji- machnął ręką w kierunku reszty.

-Heja człowieku, o którym istnieniu nie mieliśmy pojęcia- odpowiedział mu Tony.

-Ty musisz być na pewno Iron manem- stwierdził Barney. Stark w odpowiedzi zaprezentował mu jeden ze swoich olśniewających uśmiechów.- Ciągle otwarta buzia, to najpewniej kapitan Rogers.- Steve słysząc to, wreszcie zamknął usta.- I zostaje nam Bruce, tak?

Naukowiec kiwnął od razu głową.

-To wszyscy?- Starszy Barton spojrzał na Clinta.- Zdawało mi się, że słyszałem więcej głosów.

-Reszta siedzi w salonie- odparł Hawkeye.

-To trzeba się przywitać. Nataszo, mogłabyś...

-Już się tym zajmuję- przerwała mu dziewczyna, zabierając mu drewnianą łyżkę z ręki i stając przed kuchenką.

-Ludzie jest jeszcze szansa, że to będzie zjadliwe- Clint wyszeptał w stronę członków drużyny. Tuż za nim Barney przewrócił oczami i trzepnął brata.- Ej!

-Jeśli myślisz, że ja źle gotuję, może raczyłbyś się sam, za to zabrać?

-Ja jestem bohaterem w tej rodzinie. Ratuję ludzi i świat. To nie są łatwe rzeczy. Ty w zamian zajmujesz się resztą rzeczy. Pilnujesz domu, zajmujesz się ogródkiem, gotujesz, chociaż tego musisz się jeszcze nauczyć. Zapomniałeś już o naszej niepisanej umowie?

-W jaki sposób udało ci się sprawić, że już mam cię dość?

-Taki urok młodszego rodzeństwa- powiedziała Natasza przez ramię i jednocześnie poczuła irracjonalny smutek. 

**************

-Musiałeś oddać dziewczyną własny pokój?- zapytał Barney, podając bratu dodatkową kołdrę.

W domu nie było dostatecznie dużo pokoi, żeby pomieścić ich wszystkich bez dzielenia. Dlatego, oprócz dziewczyn i Bartonów, wszyscy ciągnęli losy, gdzie mają spać. W pokoju gościnnym znajdowało się dwuosobowe łóżko, które przypadło Tony'emu i Steve'owi. Stark oczywiście od razu zaczął protestować, jednak kiedy okazało się, że jedynie Bruce był chętny do zamiany, zrezygnował. Powodem zmiany decyzji, był stan, w jakim znajdował się materac, na którym naukowiec miał spędzić najbliższe noce. Banner rozłożył się w jadalni. Salon i rozkładana kanapa trafiły do Pietra i Visiona. Istniało prawdopodobieństwo, że Maximoff zacząłby wygłaszać przemowy, co zrobi z cyborgiem, jeśli ten złamie serce jego siostrze, jednak Vision uznał, że jest w stanie na coś takiego się narazić. Tłumaczył przy tym, że tak naprawdę nie potrzebuje snu i w nocy zapada w stan uśpienia, jak komputer, tylko i wyłącznie dlatego, żeby zbytnio nie odstawać od reszty. Najgorsze jednak trafiło się Thorowi. On musiał się obejść karimatą i śpiworem, które przyjął z uśmiechem na ustach. Stwierdził, że przypominają mu się obozy, na jakie jeździł w Asgardzie. Przez to, że noce robiły się coraz zimniejsze, gromowładny rozłożył się przy rozpalonym kominku także w salonie, obiecując, że przypilnuje ognia, dopóki sam nie zaśnie. 

-Chciałem się z nimi nim podzielić, ale mnie wywaliły. Co jest kompletnie irracjonalne, ponieważ ja mam dziewczynę, Wanda ma chłopaka, a Natasza kręciła coś z Buckym, ale ostatnio ta dwójka chyba zrobiła sobie przerwę.- Clint przyjął kołdrę od Barneya i rozłożył ją na łóżku.

-Czyli Wanda wygryzła cię z babskiego wieczoru? Szkoda.

-Muszę ci przypomnieć, że ty też ze mną i Nataszą siedziałeś po nocach, jak ona przyjeżdżała?- Uśmiechnął się do niego wrednie. W odpowiedzi oberwał poduszką w twarz.- Bardzo dojrzałe.- położył się na łóżku i spojrzał na swoje dzieło. Wtedy do niego dotarło, że miał spać w jednym łóżku z bratem.- Pamiętasz, kiedy ostatnio dzieliliśmy łóżko?

Barney spojrzał na niego pytająco. Jakby chciał się upewnić, czy Clint nie żartuje. 

-Naprawdę nie pamiętam- przyznał Hawkeye. Starszy westchnął i powiedział:

-Kiedy w cyrku dostaliśmy wreszcie własną przyczepę.- Słysząc te słowa, wspomnienia wróciły do Clinta. 

Dostanie przyczepy, było czymś wielkim dla nich. Wreszcie odpowiednio się wykazali podczas rabunków i zostali częścią zespołu. Do tej pory mieszkali w nędznym namiocie i spali w hamakach, jednak z tym miał być już koniec. Przyczepa była stara i mała, i do tej pory wypełniały ją stare rzeczy reszty trupy, jednak to i tak dla pary sierot było dużo. W dzień przeprowadzki odkryli, że w środku znajdowało się tylko jedne małe łóżko. Na dostanie drugiego mogli tylko liczyć, jeśli kolejny skok się uda, ale zanim to nastąpi, musieli sobie radzić. Byli dziećmi, więc zdołali razem się zmieścić na łóżku. Przez cały miesiąc spali, co noc wtuleni w siebie nawzajem. 

-Mam nadzieję, że tym razem nie będziesz mnie przytulał przez sen.- Clint położył się na łóżku.

-Prędzej cię wykopię- zapewnił Barney.

Jednak tej nocy znów spali przytuleni, zupełnie jak za dawnych czasów. 

🎈🎈🎈🎈🎈🎈🎈🎈🎈🎈🎈🎈🎈

Hej!

Mam nadzieję, że rozdział się podobał i jednocześnie przepraszam za spóźnienie. 

Tak ogólnie to skończyłam oglądać She-rę i ja chcę jeszcze jeden sezon! Nawet jeśli mieliby przez cały sezon nic nie robić, to ja to chcę! A tak przy okazji, kocham Fałszywego Hordaka i go adoptuję.

Przepraszam idę na żałobę po She-rzę...

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top