24
Bucky przeskakiwał dwa schodki naraz, biegnąc z całych sił na piętro akademika. Ludzie na jego drodze odskakiwali od niego, byle tylko nie być przez niego staranowanym. Nie to, że Barnes, by to zrobił. Liczyła się szybkość, ale czuł się na tyle pewien, że zdołałby ich wymienić. Jednak był im za to wdzięczny. Ponieważ musiał być pierwszy. To on miał dostać się do pokoju pierwszy i wyjaśnić wszystko Steve'owi, zanim Wilson to zrobi.
Dostał się na piętro w tej samej chwili, kiedy ze schodów zbiegł Wilson.
Barnes pomyślał, że kiedy on normalnie biegł do akademika, ta podróbka ptaka, musiała tam polecieć i teraz zbiegała z dachu. Oboje wymienili się spojrzeniami, po czym zaczęli się ścigać do pokoju przyjaciela.
Gdzieś w połowie drogi, zaczęli przygniatać siebie nawzajem do ścian. Przez kilka dobrych sekund, rzucali się razem na przeciwległe ściany, po czym to zaczęło ich męczyć i skupili się na biegu. Nie trwało długo, mniej niż minuta, zanim wpadli na inny pomysł, jak sobie przeszkadzać w dotarciu do celu. Najpierw Sam, któremu Bucky blokował drogę, kopnął go w kotkę, a potem, kiedy Wilson zaczął wymijać weterana wojny światowej, Zimowy Żołnierz podstawił mu nogę. I właśnie dzięki temu Barnes złapał za klapkę pierwszy. Ledwo przy tym wykręcił i tylko dzięki temu zaczepieniu się nie wywrócił. Nacisnął nią, gotowy, aby z całym impetem wpaść do pokoju. Na jego drodze stanęły jednak zamknięte na klub, drzwi.
-Au- jęknął Bucky, kiedy jego nos zaliczył bliskie spotkanie z drewnem.
-Nawet drzwi nie potrafisz otworzyć?- zapytał Sam, stający już koło niego.
-Zamknięte są, nie widzisz?- Odsunął się i zaczął masować sobie nos. Po czym zaczął pukać w drzwi. Sam stanął koło niego, gotowy, żeby go przeskoczyć, jeśli Steve im otworzy. To się jednak nie stało, a oni stali tam niczym głupi.
-Nie ma go- stwierdził wreszcie Wilson.
-Niemożliwe- odparł Bucky.- Nie ma go nigdzie indziej, czyli musi być tutaj.- Nachylił się i zaczął grzebać przy zamku.
-Co ty wyprawiasz?!
-Najpewniej siedzi na łóżku, ze słuchawkami w uszach i rysuje, zapominając, że świat nie składa się jedynie z kartki i ołówka.
Coś kliknęło i w tej samej chwili obaj skoczyli do środka, a chwilę później wylądowali razem na podłodze. Nie było innego wyjścia. Zaczęli się bić. Dobre kilka minut zajęło im uświadomienie siebie, że są w pokoju Steve'a. Wstali i zaczęli się przekszykiwać.
-Steve, on na mnie rozlał klej!
-Ta kura wysypała na mnie pył z magnesu!
-Miałem to w ustach!
-Ciągle mam go na ręce!
-A potem posypał mnie brokatem!
-Przykleiłem się do lodówki!
-Nazwał mnie sztuką nowoczesną!
-To wpadło pomiędzy szczeliny!
Dopiero po pierwszym wybuchu, rozejrzeli się po pokoju i zrozumieli, że nikogo tam nie było.
-Co do cholery?- zapytał Bucky, rozglądając się któryś raz z kolei po pokoju. W szczególności zainteresował się porzuconym szkicownikiem i ołówkami. Tymczasem Sam za nim wyciągnął telefon i zadzwonił. Steve już im powiedział, żeby do niego nie dzwonili, żeby wykrzyczeć, co drugi zrobił, ale biegali już wszędzie i byli zmęczeni, aby ścigać się do kolejnego miejsca.
Uwagę dwójki żołnierzy przykuła dzwoniąca komórka, porzucona na biurku. Tuż koło niej leżała druga z bardziej popękaną szybką.
Chyba po raz pierwszy w życiu Bucky i Sam wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. Podeszli do biurka i wpatrywali się w telefon, dopóki nie przestał sam z siebie dzwonić. Steve'a nigdzie nie było, a jego komórka została w jego pokoju.
-Dzwonię do Clinta.- Sam zaczął wybierać numer.
-A ja do Nat... Ja do Pietra- powiedział Bucky. Nie chciał dzwonić do Nataszy, żeby sobie nie pomyślała, że nie dał sobie spokój. A on starał się odpuścić, chociaż nie potrafił. Dlatego wypowiedział pierwsze lepsze imię, jakie wpadło mu do głowy. Kiedy jednak usłyszał sygnał, uświadomił sobie, że Pietro będzie na pewno przestraszony, gdy zobaczy, że to on do niego dzwonił. Barnes dawniej mu groził, że go zabije i to nie tylko, jak go przyłapał na paleniu, a Maximoff zdawał się bać żołnierza. Bucky zaczął się nawet zastanawiać, co mógłby mu powiedzieć, żeby na początku go uspokoić, ale nie miał możliwości cokolwiek powiedzieć. Pietro po prostu nie odebrał.
Spojrzał na Wilsona, którego mina mówiła, że u niego było tak samo. Próbowali jeszcze zadzwonić do Wandy, Bruce'a i Visiona, ale wszędzie było tak samo.
Bucky już chciał zawyrokować, że zaginęli i trzeba zacząć pytać ludzi, kiedy Sam mu przeszkodził.
-Jest jeszcze jedna opcja.
-Nie- rzucił od razu Zimowy Żołnierz. Nie zadzwoni do niego. Nie chciał mieć tego zapisanego w historii telefonu.- Oni po prostu gdzieś pojechali. Może Fury ich nagle wysłał na misję. Taką super tajną. Bez telefonów.
-Nawet jeśli tak było to on i tak, by go zabrał- stwierdził Sam. Widząc jednak wahanie Barnesa, stwierdził- Skoro ty nie chcesz tego robić, to ja to zrobię...
-Za późno!- Bucky nie zdołał się powstrzymać. Po prostu wizja, że ten gołąb dowie się, gdzie się podział Steve, zamiast niego, była nie do zaakceptowania. Wybrał numer Starka i przyłożył sobie telefon do ucha.
Usłyszeli za sobą melodyjkę i obrócili się, mając nadzieję, że zobaczą Starka. Mogliby go zapytać, gdzie reszta Avengers się podziała. Na progu, zamiast Tony'ego, stał Rhodey. Chłopak trzymał w dłoni telefon przyjaciela, po czym nacisnął czerwoną komórkę.
-Tony zostawił ją u mnie dzisiaj, po tym, jak sprawdził pocztę, coś nabazgrał na kartce i wybiegł- powiedział War Machine.- Chciałem zapytać Kapitana o to, czy ma jakiekolwiek pojęcie, gdzie on się podział, ale zamiast niego, widzę tu was. Co wy robicie?
-Mamy sprawę do Steve'a- powiedział Sam.
Rhodey spojrzał na nich i jęknął.
-Znowu sobie coś zrobiliście?
-To on zaczął!- krzyknęli jednocześnie Falcon i Zimowy Żołnierz.
-Ja zacząłem?!- Nie trzeba było długo czekać, zanim rzucili się na siebie z pięściami.
-Ej!- Rhodey wskoczył między nimi i wreszcie udało mu się ich rozdzielić.- Z tego, co rozumiem Avengers, gdzieś zniknęli. W tym Steve. Dlatego musicie zacząć sami rozwiązywać swoje problemy.
-Zrobię to, jak tylko dopuścisz mnie do kurczaka!- James próbował wyminąć swojego imiennika, ale ten na to nie pozwolił.
-Dawaj emerycie! Nie wypada bić starszych, ale dla ciebie zrobię wyjątek!
-Dosyć!- Rhodey wreszcie ich od siebie odsunął.- Macie to rozwiązać, bez bicia się! Steve w końcu wróci i wtedy będziecie się przed nim tłumaczyć.
Ostatnią rzeczą, którą Bucky chciał, to słuchanie kazań Rogersa, o tym, że zachowują się jak dzieci w piaskownicy. Jednak zdawał sobie sprawę, że jeśli będzie w jednym pokoju z Wilsonem, to się skończy nim, kopiącym tyłek nielota.
Wtedy jednak przypomniał sobie o czym. Sposobie, jakim Steve starał się rozwiązać pewną sprawę w wakacje.
-Sąd!- On i Wilson wykrzyknęli jednocześnie, po czym rzucili sobie mordercze spojrzenia. Jak ten ptak mógł mieć ten sam pomysł, co on?!
-Sąd?- Rhodey spojrzał na nich uważnie.- Sąd taki, jak Steve zrobił Tony'emu i Lokiemu?
-Tak- odpowiedział Sam, a Bucky uważnie mu się przyglądał.
-A kto go zorganizuje?
-Ja!- Znowu krzyknęli jednocześnie. Po czym znowu próbowali na siebie skoczyć. Tym razem jednak walczyliby, o to, kto przygotowuje ławę przysięgłych i sędziego, a co za tym idzie, zyska poparcie. Rhodey jednak znowu ich powstrzymał.
-Ja to zrobię, słyszycie?!- Krzyknął do nich War Machine. Obaj spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Bucky nie sądził, że on nie będzie chciał się bardziej pchać w tę sprawę.-Ja to zrobię. Kiedy ma być ta rozprawa?
-W poniedziałek- odparł od razu Barnes.
-Czemu akurat w poniedziałek?
-Będzie w poniedziałek i bez dyskusji!
-Dobra...- Rhodey jeszcze bardziej odsunął ich od siebie.- Będzie w poniedziałek. Wy sobie poszukajcie adwokatów, czy coś. A teraz już sobie idźcie i nie patrzcie, o ile to tylko możliwe. Dowiem się, jeśli zaczniecie się bić, a ja dopilnuję, żeby Steve dowiedział się o wszystkim, jak tylko wróci.
Sam i Bucky jeszcze trochę starali się, przez przypadek podstawić drugiemu nogi, ale Rhodey uważnie im się przyglądał, więc jedyne, co mogli zrobić, to po przepychać się w drzwiach. War Machine wyszedł za nimi i śledził ich dalej wzrokiem, aż tamci zniknęli za rogiem. James był pewien, że tam znowu zaczęli się bić, ale już nie chciało mu się ingerować. Miał poważniejszy problem na głowie. Musiał zorganizować ludzi, a naprawdę mu się nie chciało.
Przetarł rękami oczy, zastanawiając się, co zrobiłby Tony. Stark miał talent do załatwiania nielubianych przez siebie spraw bez zbytniego zmęczenia. A organizowanie sądu przez jakieś głupoty, nie należały do rzeczy, które teraz chciał robić. Tony i reszta Avengers gdzieś zniknęli i nikt nie miał pojęcia, co się stało.
Wreszcie otworzył oczy i zobaczył idącego do swojego pokoju Petera i przez chwilę cieszył się, z rozwiązania jednego problemu.
-Ej, Peter jest pewna sprawa- zaczął i ruszył w stronę dzieciaka.
****************
-Jesteś!- krzyknęła Darcy, łapiąc Lokiego za ramię.- Nie uwierzysz, co się stało?!
-Co się stało?- zapytał zirytowany. Dopiero co wrócił ze swojego więzienia w Asgardzie do tego drugiego w Midgardzie. Jedyne, czego teraz chciał, to dostanie się do pokoju i położenie się na łóżku. A potem nie wstawać aż do śmierci.
-Thor gdzieś zniknął!- Dziewczyna rozejrzała się, zupełnie, jakby blondyn mógłby się pojawić tuż koło niej w każdej sekundzie.
-Miło.
-Reszta Avengers też. Jane nic nie wie. Laura, Pepper i Bucky również nie mają pojęcia, gdzie oni się podziali.- Kontynuowała Darcy, po czym spojrzała na niego uważnie.- Masz o tym jakiekolwiek pojęcie?
-Nie, ale est to przyjemna niespodzianka.
-Wiesz, co to znaczy? Cała dziewiątka po prostu rozpłynęła się, a my nie jesteśmy na nic przygotowani. Słyszałam, jak Maria o tym mówi. A co jeśli zostaniemy zaatakowani?
Dotarli wreszcie do drzwi pokoju Lokiego. Chłopak je otworzył i jej odpowiedział:
-To wtedy wszyscy zginiemy.- Po czym zatrzasnął przed nią drzwi. Wreszcie łóżko.
-Hej Loki- odezwał się Bucky. Siedział przy biurku i wyglądało, jakby na niego czekał. Co szczerze trochę przerażało Lokiego, który tęsknie spojrzał na łóżko.
-Czego?
-Będziesz jutro moim adwokatem w sądzie. Walczymy z Wilsonem.
"Po prostu cudownie" jęknął w myślach Loki. A wczoraj nawet myślał o tym, czy nie wstać w poniedziałek z łóżka, w szczególności, że świat był aktualnie wolny od Thora, ale teraz wiedział, że jednak spędzi kolejny dzień pod kołdrą.
************
Peter pracował nad sądem cały weekend. Najgorzej było skołować radę przysięgłych. Większość z nich było z klasy pana Starka, o którym nadal nic nie było wiadome. Udało mu się samemu i reszcie swoich przyjaciół wpisać jako przysięgłych, z pewnym wyjątkiem. Niestety jego kandydatka na sędzinę, została już wcześniej wzięta jako adwokatka, więc musiał wybierać kogoś nowego. Zrobił to, po czym uznał, że zapowiada się ciekawa rozprawa. Zostało mu jedynie dodać pozywające się strony i sędzinę.
************
Czat "Sąd" z użytkownikami Przysięgły Peter, Przysięgły Ne, Przysięgła Alex, Przysięgła MJ, Przysięgła Shuri, Przysięgły Rhodey, Przysięgły Scott, Przysięgła Darcy, Przysięgła Hope, Przysięgły T'Challa
Przysięgły Peter dodał użytkownika Michelle
Przysięgły Peter zmienił nazwę użytkownika Michelle na Adwokat MJ
Przysięgły Peter dodał użytkownika Sam Wilson
Przysięgły Peter zmienił nazwę użytkownika Sam Wilson na Pozywający W
Przysięgły Peter dodał użytkownika Loki Laufeyson
Przysięgły Peter zmienił nazwę użytkownika Loki Laufeyson na Adwokat Loki
Przysięgły Peter dotarł użytkownika Bucky Barnes
Przysięgły Peter zmienił nazwę użytkownika Bucky Barnes na Oskarżony B
Oskarżony B: Dlaczego ja jestem oskarżony, a on jest pozywający?
Pozywający W: Bo jestem lepszy i wygram
Przysięgły Peter: Uwaga wysoki sąd wchodzi
Przysięgły Peter dodał użytkownika Rose Cambrioleur
Przysięgły Peter zmienił nazwę użytkownika Rose Cambrioleur na Sędzina Rose
Sędzina Rose: Lecimy z tym koksem
Sędzina Rose: Bucky, Sam, co wyście odpierdolili tym razem?
Oskarżony B: To była jedynie samoobrona
Pozywający W: Samoobrona przed czym? To ty zacząłeś
Sędzina Rose: Czekajcie
Sędzina Rose: Ja ciągle nie znam sprawy
Sędzina Rose: Ktoś może mi wszystko powiedzieć?
Przysięgła Shuri: Bucky wylał na Sama klej, a potem brokat, po czym nazwał go sztuką nowoczesną. Sam kleił się przez cały dzień i całe ubranie trzeba było wyrzucić.
Oskarżony B: Dlaczego ja pierwszy?
Pozywający W: Bo to ty zacząłeś
Przysięgła Shuri: Sam zabrał z laboratorium pył magnetyczny i wysypał go na Bucky'ego. Aż do pozbycia się proszku Bucky przyklejał się do wszystkiego, co metalowe.
Sędzina Rose: Mam jedno pytanie
Sędzina Rose: Dlaczego mnie przy tym nie było?
Sędzina Rose: Brakuje mi ostatnio dobrej komedii
Adwokat MJ: Wysoki sądzie
Adwokat MJ: Karani nie powinni brać udziału w rozprawach sądowych
Sędzina Rose: Loki twoja odpowiedź
Adwokat Loki: Nie sprzeczam się
Adwokat Loki: Wywalcie mnie stąd
Oskarżony B: Po czyjej ty jesteś stronie?
Przysięgła Darcy: On ma wszystkich gdzieś
Adwokat Loki: To prawda
Sędzina Rose: Loki zostanie
Adwokat Loki: Czemu?
Sędzina Rose: Bo jestem kurwa wysokim sądem i robię, co chcę
Pozywający W: Użyła na tobie twojej własnej broni
Oskarżony B: Nie odzywaj się do mojego adwokata!
Pozywający W: Mamy wolność słowa
Oskarżony B: Wolność słowa, to ja ci myszojadzie zaraz wybiję przy pomocy mojej pięści
Adwokat MJ: Na załączonym obrazku jest kawałek tego, co mój klient przeżywa na co dzień
Adwokat MJ: Ciągłe groźby, wyzywanie i wykłócanie się o wszytko
Adwokat MJ: Czegoś takiego po prostu nie można wytrzymać
Oskarżony B: To bzdury
Oskarżony B: Ja tylko robię to, co on się prosi
Oskarżony B: A cały czas prosi się o dobre przywalenie
Oskarżony B: Dlatego ja go powstrzymuję przed irytowaniem innych ludzi
****************
Bucky chciał jeszcze coś napisać i nawet zaczynał, ale wtedy oberwał poduszką. Obrócił się i spojrzał na Lokiego.
-Co?
-Masz się zamknąć- odpowiedział niechętny adwokat.- Psujesz wszystko.
-Ja? To ty się nic nie odzywasz!
-Oddawaj telefon.- Wyciągnął w jego stronę rękę.
-Co?!
-Muszę cię kontrolować. Dawaj.
Bucky niechętnie oddał mu komórkę i zrobił minę zdenerwowanego pięciolatka.
**************
Adwokat Loki: Nie zwracajcie uwagi na to, co pisał Bucky
Adwokat Loki: Przeżył traumę, bycia prowokowanym przez Sama i teraz gada głupoty
Pozywający W: Prowokowania?
Adwokat Loki: Bucky przez to wszystko przeżył traumę
Adwokat Loki: Teraz nie potrafi kontrolować swój temperament, dlatego wszelkie prowokowania kończą się właśnie tak
Adwokat MJ: Bucky powinien kontrolować się i przyjmować konsekwencje swoich czynów
Adwokat MJ: Gdybyśmy puszczali w tej szkole wszystkich po przeżyciach nie przeżylibyśmy tygodnia
Adwokat MJ: A z zeznań świadków wiadomo, że to własnie Bucky wszystko zaczął
Adwokat Loki: Kłamstwa
Adwokat Loki: Wszelcy świadkowie zawsze uciekają, kiedy między Buckym a Samem coś się zaczyna dziać
Pozywający W: Uciekając, widzieli to się działo
Adwokat MJ: Pierwsza zasada ucieczki jest przecież to, by upewnić się, że nie jest się śledzonym, bądź zagrożony
Adwokat MJ: Dlatego właśnie świadkowie widzieli, co się między nimi działo
Adwokat MJ: Przez to jest pewne, że to właśnie Bucky wszystko zaczął, a mój klient się jedynie bronił
Adwokat Loki: twój klient stosował zemstę
Adwokat Loki: Co nie pasuje do biednej ofiary Bucky'ego
Sędzina Rose: Nudy
Sędzina Rose: Zróbcie coś, bo zaraz tu zasnę
Sędzina Rose: Przejdźmy do ostatecznych argumentów
Sędzina Rose: I wypuście Sama i Bucky'ego, by znowu zaczęli się przerzucać przezwiskami
Adwokat MJ: Sam to ofiara, która jedynie się broni, aby nie chodzić cały czas do Kapitana
Adwokat Loki: Bucky przeżył traumę i jest miły dla wszystkich z wyjątkiem Wilsona
Adwokat Loki: + dzieli pokój ze mną
Sędzina Rose: Nie mogę liczyć na bezsensowną kłótnię chłopaków?
Adwokat MJ: Nie
Sędzina Rose: Niech będzie
Sędzina Rose: Wszyscy wiedzą, co teraz mają robić
Sędzina Rose: Róbcie to więc i przejdźmy do ciekawszej części
Sędzina Rose: Luna szykuj popcorn
***********
-Co się dzieje?- zapytał Bucky, kiedy odzyskał telefon. Loki nie odpowiedział, jedynie nadal pisał coś na telefonie.- Co ty piszesz?
Loki nadal milczał, co sprawiło, że Barnes zaczął się denerwować.
***********
Sędzina Rose: Ława przysięgłych zdecydowała
Sędzina Rose: Uznali, że cała ta sprawa jest głupia, a wy zachowujecie się, jak dzieci
**********
Bucky zdołał jedynie przeczytać ostatnie wiadomości, po czym poczuł uderzenie w tył głowy i następnie była tylko ciemność.
Kiedy się obudził, wystarczyło mu otworzenie oczu, żeby zrozumieć, że był nieprzytomny gdzieś godzinę.
Siedział na sofie w salonie, co było dobre, bo wiedział, gdzie jest i jak się stąd wydostać, żeby załatwić Lokiego. Był jednak czymś dziwnym związanym. Spojrzał na dół i zauważył, że ma na sobie o wiele za dużą koszulkę. To jednak nie pasowało, bo czuł, jak ona była napięta. Rozejrzał się i zobaczył coś przerażającego. Koło niego był Sam i on też miał na sobie tę samą koszulkę. Byli uwięzieni.
Zimowy Żołnierz nie miał innej opcji. Zaczął krzyczeć, próbując rozerwać materiał.
Obudził tym Wilsona, który także zaczął wrzeszczeć. Ciągnęli koszulkę w różne strony, ale to jednak nic nie dało.
-Nie radzę- usłyszeli czyjś głos.
Przed nimi stanęła dziewczyna o czarnych włosach. Najpewniej jedna z przyjaciółek Petera.
-Jest ona zrobiona z materiału, z którego miał zostać uszyty kombinezon Hulka. Okazało się jednak, że po tym, jak się o mocno rozciągnie, zaczyna się drastycznie kurczyć.- Przyjrzała się im, po czym uśmiechnęła się wrednie. Na początku Bucky sądził, że ona tylko blefuje, ale chwilę później poczuł, jak materiał przysuwa go do Wilsona. Z całych sił zapierał się, aby nie zbliżyć się do Falcona.
-Skąd tyś to wzięła?- zapytał Sam.
-Wynik pracy zespołowej- odparła dziewczyna, ciągle z wrednym uśmiechem.- Mamy wtyki w laboratorium i znamy osobę, która potrafi szyć. Jeden wieczór i zrobione.
Bucky uważnie jej słuchał i nie znalazł w jej słowach kłamstwa. Znaczyło, to, że reszta planowała to od dawna. A znał tylko jedną osobę, która mogłaby wpaść na tak diabelny pomysł. Jak tylko się z tego wykaraska, na pewno zabije Lokiego.
-Ej Luna, obudzili się już?!- Za nimi rozległ się inny dziewczęcy głos.
-Tak- odpowiedziała Luna i brzmiała przy tym niesamowicie niewinnie. To zupełnie nie pasowało do tego wrednego uśmiechu.
-Kurwa, chciałam przy tym być!- Zaraz koło dziewczyny pojawiła się Rose, trzymając miskę pełną popcornu.- Jako wysoki sąd, teraz powiem wam, jaka jest wasza kara. Będziecie mili tę koszulkę na sobie, dopóki nie przestaniecie walczyć i się dogadacie. Jasne?- zapytała i włożyła sobie garść popcornu do buzi.
-Szybciej to rozerwiemy- stwierdził Sam.
-Przekażcie Lokiemu, że jest za ten pomysł martwy i już nigdy nie zobaczy swoich sztyletów.
-Ciekawa groźba- uznała Rose pomiędzy gryzami popcornu.- Tylko on spodziewał się, że będziesz mu groził i kazał przekazać, że twoja gitara jest na jego łasce.- Bucky wciągnął głośno powietrze. Cwaniak znalazł sobie dobrą zakładniczkę.- Plus to nie był jego pomysł. Tylko pomógł w realizacji. Pomysłodawczynią jest ta o to tutaj Luna Moon. -Wskazała dumnie na przyjaciółkę, która tym razem uśmiechnęła się niewinnie, po czym wzięła trochę popcornu z miski i włożyła sobie do ust.
-Będziemy po kolei was pilnować, żebyście się nie pozabijali. A na razie macie nas- kontynuowała Rose, wyciągając komórkę. Coś na niej sprawdziła, po czym prawie się zakrztusiła popcornem.- O ja pierdolę. To się Avengers wpakowali.
🧮🧮🧮🧮🧮🧮🧮🧮🧮🧮🧮
Hej!
Co wy na to, że jest już data powrotu do szkoły? Nie wiem, jak u was, ale u mnie najpewniej zapowiada się cudowny miesiąc samych sprawdzianów. O ile to się oczywiście wydarzy, w co wychowawczyni ma wątpi.
Jak tam? Bo ja skończyłam puzzle układać i zaczęłam kolejne. A jako że mam tego towaru sporo, nie spocznę dopóki cała podłoga w moim pokoju nie będzie zajęta przez pejzaże gór, miast i zwierząt.
Mam nadzieje, że rozdział się podobał i do następnego.
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top