22
Bruce był zmęczony. I to bardzo. Ultron powrócił i chłopak był pewien, że ten robot, wiedział, że oni wiedzą o jego istnieniu. Ba nawet podejrzewał, że on wie, że oni wiedzą, że on wie. Ledwo go powstrzymali ostatnim razem, a przez ten czas, jaki spędził w ukryciu, na pewno się sporo nauczył. Internet jest pełen przecież okropieństw.
Spędził całą noc na gapieniu się w sufit i zastanawianiu się, dlaczego ta cholerna maszyna nie mogła raz a dobrze zginąć. Możliwe, że któraś z jego kopi przetrwała, ale to oznaczałoby, że jednocześnie jest to ten sam Ultron, ale także inny. Z tego,co na razie wiedzieli, lubił grać w gry sieciowe. Co nie wróżyło dobrze. Jeśli podłapał niektóre zagrania, mogli mieć przerąbane.
Następnego dnia ze wszystkich sił starał się udawać spokojnego. Był jednak tak spięty, że ludzie myśleli, że zaraz zmieni się w Hulka i go unikali. Oczywiście z wyjątkiem drużyny, jednak i członkowie zdawali się, być gotowi, na nagłe pojawienie się zielonego. Z wyjątkiem Tony'ego i Visiona. Ta dwójka zachowywała się, jakby byli zupełnie w innym świecie, a spotkanie z Hulkiem nie stanowiło dla nich kłopotu. Możliwe, że tam, gdzie się psychicznie znajdowali, nie istniał ktoś taki jak Hulk.
Stark przez cały dzień starał się normalnie żartować i gadać głupoty, ale było to jakieś puste. Brakowało w tym serca. Do tego jeszcze bardziej niż zwykle nie słuchał, co się do niego mówiło. I nawet jak został już przyłapany na odlatywaniu myślami nie wiadomo gdzie. A nawet jeśli udało się go sprowadzić do tego samego wymiaru egzystencjalnego, gdzie znajdowało się jego ciało, nie chwalił się żadnymi swoimi pomysłami, ani fantazjami. Jednak zdarzały się sytuacje, że nawet Pepper nie potrafiła go ocucić. Raz podczas techniki miliarder tak się zatracił w konstruowaniu kolejnego swego wynalazku, że Thor musiał go wynieść z klasy.
Bruce zastanawiał się nawet, czy dobrą decyzją jest puszczanie Iron mana na jego dzienne niańczenie... To znaczy przesiadywanie w laboratorium z Lokim. Jednak okazało się, że to był jeden z nielicznych tematów, o których Tony rozmawiał z pełną świadomością i nie miał zamiaru zrezygnować. Mówił coś, na temat wprowadzenia swojego przymusowego pomocnika w świat Star Wars. A Gwiezdne Wojny też należały do tego nielicznego grona tematów.
Vision przez cały dzień zdawał się bardziej robotyczny. Przykładał jeszcze więcej uwagi niż zwykle jakimś drobnostką. Bruce był nawet świadkiem, jak on temperował swoje ołówki. Co jakichś czas je wyciągał i chyba mierzył rysiki spojrzeniem, a jeśli ich długość go nie satysfakcjonowała,znowu je temperował. Pod koniec tej czynności wszystkie ołówki były ostre jak igły i krótsze od dobry centymetr.
Do tego jeszcze Vision zaczął naprawdę starannie dbać o swoją nową kolekcję szklanych kulek. Mył i wycierał każdą z osobna. Była to bezsensowne dla Bruce'a, ale zdawało się przynosić mu w radość. A potem grał z Wandą. Przez dobre kilka godzin. Raz nawet Banner się do nich przyłączył, ale w większości jedynie stanowił widownie.
W pewnym momencie, gdy Vis zaczął segregować kulki i wkładać je poklei do woreczka, do naukowca podeszła Wanda.
-Martwię się o niego- powiedziała.
- O Visiona?- dopytał się Bruce. Vis może zachowywał się dziwnie, ale ciągle w granicach normy, a dziewczyna zawsze mogła mówić o swoim bracie.
-Tak. On się boi.
-Boi- nieświadomie powtórzył ostatnie jej słowo. Może to, o czym mówiła Wanda, miało jakichś sens. Do tej pory jednak nie przyszło mu do głowy, że Vision mógłby się bać. Kiedy to sobie uświadomił, poczuł się naprawdę głupio. Powinien wiedzieć, że skoro był on tak naprawdę człowiekiem, to także odczuwa wszystkie ludzkie emocje. A możliwość spotkania z kimś, kto będzie chciał go zabić, na pewno może wywołać strach.
-Chciałabym mu jakoś pomóc- kontynuowała dziewczyna.- Tylko nie wiem jak.- Spuściła głowę.- Wiesz, co jest najgorsze?- Nie czekając na odpowiedź, dodała- Ja muszę pilnować jeszcze brata. Nie czuję się przygotowana do tego.
Bruce jej nie odpowiedział. Sam nie wiedział, co miałby robić, gdyby był na jej miejscu. Sam sobie ledwo radził z Clintem. On i Pietro też sobie zbytnio nie radzili, z udawaniem, że wszystko jest dobrze. Jednak oni byli bardzo osadzeni w realnym świecie i trochę serialowym też. Odrabiając po południu lekcje, wyłączył muzykę w słuchawkach i usłyszał rozmowę tej dwójki.
-Masz sól?- zapytał wtedy Clint.
-Udało mi się zdobyć tylko kilogram- odparł Pietro.
-To idź do sklepu!
-Nie wychodzę poza mur! Tam ciągle może być Człowiek Ćma!
-Ale jak zdobędziesz sól, będziesz mógł się przed nim bronić! Do tego jesteś super szybki!
-Ale dlaczego akurat ja?
-Bo załatwienie soli, to była twoje zadanie. Ja zdobyłem benzynę i zapałki.
-Tylko dlatego, że Bucky zrobił przerwę w paleniu i ma nadmiar zapałek, a Shuri da ci wszystko, gdy ją poprosisz- oburzył się Pietro.
Bruce przez chwilę zastanawiał się nad jego słowami. Nie wiedział nic o tym, że przyjaciel Steve'a kiedykolwiek palił. Jeśli to była prawda, nie sądził, by Rogers wiedział o tym cokolwiek. Gdyby wiedział na pewno, zacząłby panikować. Banner doskonale pamiętał wykłady o szkodliwości alkoholu i wszelkich używek, jakie Kapitan potrafił dać wszystkim naokoło.
-Czekaj... James pali?!- zawołał Clint.- Ja wszystko zdobyłem od Shuri. Ona chyba myśli, że konstruuję bombę.
-Widziałem, jak palił, ale to było wtedy, gdy nie pamiętał, kim jest. I zagroził, że jeśli zaraz sobie nie pójdę, to mnie zabije.
-Steve wie?- zapytał Barton konspiracyjnym szeptem.
-Nie sądzę- odparł w ten sam sposób Pietro.
Przez chwilę zapadła cisza, aż wreszcie Hawkeye się odezwał:
-Lepiej zostawmy to pomiędzy nami.
-Pełna zgoda.
Znów zapadła cisza. Tym razem przerwał ją Pietro.
-Ja ma załatwić jakieś egzorcyzmy, czy coś...
-Skoro Człowiek Ćma okazał się prawdziwy i naprawdę zwiastował powrót... Jego powrót, to duchy i demony też mogą być prawdziwe. Googluj jakieś dobre egzorcyzmy.
-Wanda mówiła, że ta dziewczyna, z którą mieszka, ma koszulkę, na której jest narysowana pułapka na demony... Myślisz, że można ją wprowadzić w nasz plan?
-Chcesz ściągać obcych? Nawet jej nie znamy! To ta, która gdzieś zniknęła ze Strangem, czy ta, którą Bucky uczy strzelać? Nie rozróżniam przyjaciółek Alex.
-Ta od Strange'a. Sądzisz, że ta dwójka coś kręci?
-Jeśli tak, to jej współczuję. Chyba że jest równie szalona, jak on. Wtedy będziemy mieli przerąbane... Co mamy załatwione... Benzyna i zapałki są. Ty szukasz egzorcyzmów, ja sprawdzę pułapki na demony. I ciągle nie mamy soli! Idziesz do tego sklepu, czy nie?!
-Eee... Może ukradnę solniczki ze stołówki i spróbuję się włamać do kuchni?
-Cokolwiek, byle tylko było dużo soli. I może przy okazji sprawdź, z czego robią tamten gulasz.
Bruce wreszcie skończył wszystkie zadania domowe i przez chwilę patrzył się w ścianę, licząc na to, że dzięki temu, będzie mógł dalej słuchać tej dwójki i może wreszcie zrozumie logikę, według której działają. W głowie jednak pojawiła mu się wizja, że najpewniej wyglądał teraz strasznie nienaturalnie i Pietro oraz Clint od razu się połapią, że ich teraz słuchał. A jeśli to zrozumieją, od razu uświadomią sobie, że słyszał całą ich rozmowę. Dlatego obrócił się w ich stronę.
Obaj siedzieli na podłodze. Przed nimi leżały dwa kanistry benzyny, z pięć pudełek zapałek i jedno kilogramowe opakowanie soli. Pietro i Clint jednocześnie spojrzeli na niego z tak szeroko otwartymi oczami, że Bruce aż zaczął się zastanawiać, czy to w ogóle możliwe.
-Coś się dzieje?- zapytał tylko, starając się za wszelką cenę nie uśmiechnąć.
-Nie! Wszystko jest dobrze... Raczej nie dobrze, bo przecież wiesz, ale nie możemy, o tym mówić, więc jest "dobrze". Dlaczego pytasz? Coś się stało? Raczej, nie to coś, ale coś innego się stało?- Wyrzucił z siebie na jednym oddechu Clint. Pietro tymczasem trochę się przesunął, zupełnie, jakby chciał bronić ich zapasów.
-Nie... Wszystko jest dobrze, tylko... Mogę... Mogę zapytać, co to jest?- Wskazał na rzeczy leżące koło nich. Uznał, że takie pytanie zadałaby osoba, która w ogóle nie wie, o czym gadali, a za którą próbował się podawać.
-To...- Clint spojrzał na sól, benzynę i zapałki zupełnie, jakby dopiero je zauważył.
-To na projekt na dodatkową ocenę- wtrącił się Pietro.- Wiesz... Z niektórymi ocenami u nas krucho, więc... Więc postanowiliśmy coś z tym zrobić.
-Okej...- odparł Bruce i ruszył do wyjścia.- To... Jeśli wybaczycie, muszę sprawdzić... Czy Vision znów nie próbuje gotować- powiedział i nie czekając na odpowiedź, wyszedł. Naprawdę nie chciał być świadkiem, jak tamta dwójka zacznie przywoływać jakiegoś potwora z jakiegoś piekielnego kręgu. Znając jego szczęście, wszystko się im uda, a to właśnie Banner stanie się pierwszą ofiarą sprowadzonej kreatury.
Odetchnął dopiero na korytarzu, uświadomił sobie, że przez większość czasu wstrzymywał oddech. Bo przecież tam dzieliła go ściana, od wszystkich możliwych paranormalnych rzeczy i był bezpieczny. Tak przynajmniej zawsze twierdził Everett.
Rozejrzał się i oczywiście kilka najbliżej stojących osób, spojrzała na niego dziwnie. Bruce spuścił wzrok i ruszył przed siebie.
Vision możliwie nie stanowił zagrożenia pożarowego, próbował gotować tylko wtedy, kiedy był w dobrym humorze, ale ktoś inny na prawie 70% nim był. Zerknął na zegarek.
Lokiego powinno już nie być w laboratorium, a Tony na pewno tam ciągle siedział. I było naprawdę prawdopodobne, że znowu próbował stworzyć własny miecz świetlny. A ostatnio, jak próbował, skończyło się na tym, że mieli alarm przeciwpożarowy przed próbnym alarmem przeciwpożarowym. Musiał tam iść.
******************
-Tony?- Bruce wszedł do pomieszczenia, trzymając w zanadrzu gaśnice. Tak na wszelki wypadek. Rozglądał się uważnie, idąc dalej. Nigdy nie wiadomo, co mogłoby na niego naskoczyć. Wreszcie dotarł do fotela, ustawionego przed holograficznym ekranem, na którym wyświetlał się znaczek replay. Tam na chwilę przystanął.- Tony?
Fotel był pusty. Banner sprawdził to kilka razy. Już chciał zagłębiać się dalej, kiedy usłyszał jakichś jęk. Dobiegał on zza biurka. Przygotował gaśnicę i ruszył w tamtym kierunku.
-Tony?- Kiedy go zobaczył, opuścił gaśnicę i delikatnie położył ją na ziemi, po czym do niego podszedł.
Stark siedział na podłodze, oparty o biurko. W jednej ręce trzymał prawie pustą butelkę whiskey. Do tego gdzieś zgubił jeden but. Zdawało się, jakby dopiero zauważył Bruce'a, kiedy ten nachylił się nad nim. Wtedy milioner uśmiechnął się głupkowato i powiedział:
-Bruce...- Rozłożył ręce.- A wiesz, że ja cię kocham?
-A więc na tym etapie jesteś- mruknął pod nosem naukowiec.- Dobra Tony, wstawaj.- Spróbował jakoś złapać przyjaciela. Nawet udało mu się na sekundę go podnieść, ale ten mu się wyrwał i upadł na tyłek.
-Bruce, ja mówię serio... Kocham cię. Ty się mnie nie brzydzisz i w ogóle mnie... Jesteś jednym z moich najlepszych kumpli. Musisz tylko trochę po konkurować z Rhodeyem, ale jesteś na dobrej drodze do wygrania... Dołącz do mnie. Mam alkohol.- Wziął łyka z butelki, całkowicie ją opróżniając. Bruce zaraz mu ją zabrał.- Ej! Teraz to Rhodey cię prześciga.
-Tobie już wystarczy- stwierdził Banner, odkładając butelkę poza zasięg Starka. Kiedy tylko znowu się obrócił do miliardera, zauważył, że ten skądś wytrzasnął nową. Właśnie męczył się z zakrętką. Tą też mu zabrał.
-Bo się wkurzę i zmienię cię w Hulka- wymruczał Tony, kiedy zabierano mu drugą flaszkę.
-To nie do końca tak działa. Wstawaj. Zabiorę cię do pokoju...
-Nie!- wykrzyknął Stark.- Nie chcę!
-Zobaczysz, że to ci dobrze zrobi. Zaraz przyniosę ci wody i...
-Nie chcę słuchać pierdolenia Rogersa- przerwał mu Iron man.- On chyba czasami myśli, że jest moim ojcem. Ha! On mi zepsuł tatę!- Uderzył pięścią i podłogę.- Gdyby nie on, tata nie szukałby go cały czas...- Zaśmiał się, ale śmiech w pewnym momencie zmienił się w płacz.- Przez pół życia chciałem być, jak cudowny Kapitan Stany Zjednoczone.... Bo kurwa Ameryka to kontynent! A potem go nienawidziłem... Kogoś tak perfekcyjnego można tylko nienawidzić, prawda Bruce?
Bruce nie wiedział, co powiedzieć. Nie spodziewał się takiej otwartości od pijanego Tony'ego. Nie sądził, że to było spowodowane, że Stark już wszedł do szczerego etapu. Spotykał już równie upitego chłopaka wcześniej i wtedy bardziej wychwalał różne rzeczy bądź wpadał na głupie pomysły.
-Prawda Bruce?- W głosie chłopaka było słychać desperacje.
Banner spojrzał uważnie na Tony'ego i coś sobie uświadomił. Do tej pory widział Tony'ego pijącego jedynie wśród ludzi i z radości. Jeszcze nigdy nie spotkał Starka pijącego ze smutku. Aż dotąd.
-T-tak- odpowiedział wreszcie.- Nikt nie znosi Mary Sue. W żadnej wersji.
-Czasami... Czasami się zastanawiam, co by było, gdyby tata dożył odnalezienia Rogera... Może dałby mi wreszcie spokój... Może zobaczyłby, że ten... Ten przed boomer nie jest idealny. Ale nie dożył... Mama też nie dożyła... Przez Barnesa! On ją zabił! A ja mam się zachowywać jakby nigdy nic!
-Tony- Bruce usiadł koło niego- wiem, że ci ciężko i nawet nie mogę sobie wyobrazić, co czujesz, ale...
-Ble, ble, ble- przerwał mu Stark.- Coś tam Hydra... Mity greckie... Herkules i te sprawy... Wiem! Czemu wszyscy muszą, mi to ciągle powtarzać?! Ja wiem!
-Tony...
-Byłem sam!- Znów zaczął płakać.- Tata umarł... M... Mama umarła... Nawet Jarvis i jego żona już nie żyli... Zostałem sam i nie wiedziałem, co robić! Potem na jakichś czas wzięła mnie ciocia... Ciocia... Powinienem ją odwiedzić. Dzwon po samochód jadę do niej...- Chyba próbował wstać, ale jedynie położył się na podłodze.- A potem zabrał mnie Stane... Miał mnie nauczyć interesów... Musiałem mu działać na nerwy, bo chciał mnie potem zabić...
-Tony- Bruce wypowiedział imię przyjaciela delikatniej niż poprzednio. Powoli pomógł mu z powrotem usiąść. Cały czas go trzymał, na wszelki wypadek, gdyby ten znowu postanowił się położyć.- Jestem tu i nie odejdę. Jak coś, to zaraz zadzwonię po Pepper i...
-Nie! Ona wniesie o rozwód... Czy zerwie... Nie wiem. Wyszedłem już za nią? A zresztą nie zasługuję na nią... Bruce!- Bez ostrzeżenia przytulił naukowca. I wyglądało na to, że nie miał zamiaru puścić w najbliższym czasie.- Ona ma takie piękne oczy... Oczy- dodał już trochę innym tonem.- Wiesz, co? Nie wiesz, bo właśnie na to wpadłem! Gdyby człowiek potrafił zmieniać kolor... Nie. To nie to. Oczy Lokiego zmieniły kolor. Clinta też. Były niebieskie, a teraz nie są... To znaczy... Bruce!- Jego uścisk znów się nasilił i nadeszła kolejna fala płaczu. Tym razem ze złości.- Jeśli dowiem się, że Buchachan zrobił coś jeszcze, to nie wiem, czy wytrzymam. Czuję, jakbym teraz był... No na tej... Na krawędzi! A jesli coś jeszcze zrobił, to nie obchodzi mnie, czy człowiek USA ma coś do powiedzenia. Zabiję drania! Zabi...
-Ssszzz- przerwał mu Bruce. Wreszcie ochłonąwszy, po nagłym przytuleniu, odwzajemnił uścisk.- Nie będziesz musiał nikogo zabijać. Nie jesteś już sam. Masz przyjaciół, a ja jestem tu. Już...
-A Ultron...- Już nie płakał, ale głos nadal mu się łamał.
-Nie martw się nim na razie.
Tony wreszcie się rozluźnił i przestał tak mocno ściskać Bannera. Zupełnie, jakby teraz był pewien, że tamten nie ucieknie.
Bruce tymczasem zaczął się zastanawiać, co dalej należało zrobić. Będzie musiał zabrać stąd Tony'ego i najpewniej nie obejdzie się bez powiadomienia Pepper bądź Steve'a. Jednak lepiej, by było, żeby Kapitan nie usłyszał, o tym, co przed chwilą mówił Stark o jego najlepszym przyjacielu. I przy okazji Rhodey nie powinien się dowiedzieć o walce o tytuł „najlepszego przyjaciela Tony'ego".
-Bruce?- z rozmyślań wyrwał go głos milionera. Zdawał się już być o wiele bardziej spokojny.
-Tak?
-Co ty na to, by napisać o nas musical? One są całkiem popularne... Ściągnę Lina Mirindę i będzie hit!
-Oczywiście Tony. Oczywiście.
🖼🖼🖼🖼🖼🖼🖼🖼🖼🖼🖼🖼🖼🖼
Witam ludzie!
Tak od razu zaznaczę, że żyję.
Jak tam życie w kwarantannach? Bo ja tam nie mam żadnego problemu. No może fakt, że rodzice próbują mi wmówić, że mam mieć jakichś problem i wewnętrznie pragnę spotkać się z ludźmi. Tak naprawdę jedynymi problemami są takie, że:
-po pierwsze nauczycielka, która ma nas na lekcjach w dupie (ze wzajemnością) każe nam słuchać nudnych wykładów, a potem sama nie przestrzega terminu podania nam, kto ma jej wysłać notatki (a mamy na to 15 minut).
-po drugie, kiedy przymykam drzwi do pokoju, od razu zjawia się tam mój kot i zaczyna miauczeć. Trzeba jej te drzwi uchylać, żeby przestała, a potem i tak nie włazi do środka.
A tak przy okazji udało mi się skończyć czytać 5 książek i wraz z przyjacielem ze szkoły, wymyśliliśmy dalszy ciąg niedokończonej trylogii Kordiana. Ah ten Słowacki... Co on ćpał?
Nie znoszę romantyzmu, jakby kogoś to zastanawiało.
O i kończę Lalkę, pierwsza lektura od dawna, która polubiłam.
A w ogóle to Rodzina Addamsów jest na Netflixie. Jestem spełniona.
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top