2

-Alex masz rozwiązane sznurówki- powiedziała Laura, kiedy zobaczyła, w jakich trampach chodzi jej nowa współlokatorka. Poznała ją wczoraj tuż przed wejściem do pokoju. Obie próbowały otworzyć te same drzwi.

Potem wpadli jeszcze przyjaciele dziewczyny o nieposkromionych włosach i Laura odkryła, że należy do nich Peter Parker. Znała go głównie z opowiadań Clinta, a przy tym jednym spotkaniu potwierdziło się wszystko, co łucznik o nim mówił. Do tego po raz pierwszy spotkała Neda, Michelle, Shuri i tę dziewczynę z ciemnymi włosami. Pomimo wysiłku nie potrafiła przypomnieć sobie jej imienia. Do gromadki należała także Rose, która teraz szła tuż koło nich.

-Mówiłam jej to od wczoraj, a ona i tak robi swoje- odparła właśnie Rose, wymachują wesoło nowym kluczem do szafki- Ja go chyba pomaluję na złoto. Taki zwyczajny jest nudny.

Laura zabrała je do sekretariatu, aby podbić, lub w przypadku młodszych, otrzymać legitymacje. Potem jeszcze musiały podejść do gabinetu woźnego Stana, żeby odebrać klucze do szafek. Te dwie proste czynności stanowiły w pewien sposób misję integracyjną ze starszymi uczniami. Bowiem pokoje, gdzie znajdowały się te biura, nie miały żadnych tabliczek informacyjnych na drzwiach. Na mapach szkoły też próżno było ich szukać, a znajdowały się tak dziwacznych miejscach, że nikomu by do głowy nie przyszło, żeby tam zajrzeć. Nauczyciele też nie pomagali w tej sprawie. Oni poczynili sobie chyba za punkt honoru, aby za wszelką cenę skierować pytających uczniów w złe miejsca. Dlatego właśnie powstała taka tradycja, że starsze klasy brały pod opiekę nowych i pokazywały im drogę, tak samo, jak ktoś inny pokazał im ją kiedyś. Podobno jedynie Natasza Romanoffporadziła sobie w pierwszy dzień, bez niczyjej pomocy.

We trzy szły przed siebie, wybierając drogę powrotną do akademika przez boisko do wszystkiego, co się gra na trawie.

-A reszta już tam dotarła?- zapytała Laura, patrząc na Alex.

-Ned i MJ poszli zaraz po apelu z Peterem- odparła brunetka.

-Luna pisała, że idzie z dziewczyną ze swojego pokoju- dodała Rose, sprawdzając coś na telefonie- Z Wandą.

-Maximoff?- Laura spojrzała na nią.

-Tak- dziewczyna o różowych włosach schowała komórkę do kieszeni- Znasz ją?

-Mieszkałyśmy wcześniej razem- odparła starsza- Była jeszcze Sharon Carter, ale ta się wyniosła do Anglii.

-Ta była Kapitana Ameryki?

-Szybko się to roznosi.

-Carter?- zapytała Alex- Jak Peggy Carter? Ta Peggy Carter?

-Tak. Sharon jest chyba jej siostrzenicą... Coś nie tak?- Laura spojrzała na ledwie łapiącą oddech Alex.

-Zdarzało nam się to już raz i po kilku minutach wróciła do siebie- powiedziała Rose- Ona naprawdę uwielbia agentkę Carter.

-To przypomnijcie mi, żebym dała jej numer Steve'a.

-Peter już nam to obiecał.

Weszły na skraj boiska. Znajdowały się na trawniku oddzielającym murawę od ławek. Pomimo tego, że szkoła dopiero się rozpoczęła, na trawie kilka osób już rzucało do siebie piłkę. Jeden z gromadki, który musiał, nosić chyba jakichś srebrny bandaż na ręce rzucił nią naprawdę daleko. Rzuciło się w jej stronę dwóch innych chłopaków. Ten, który później wystartował, czarnoskóry o krótkich włosach, zatrzymał się tuż przy krawędzi boiska. Drugi jednak biegł tyłem i nie zauważył linii i zatrzymał się dopiero, jak na kogoś wpadł.

Nieszczęśnicą okazała się Alex, teraz leżąca rozpłaszczona na ziemi. Do tego wszystkiego, piłka, którą pierwszy chłopak rzucił, uderzyła ją prosto w głowę.

Do miejsca pobojowiska podbiegli wszyscy, którzy zajmowali się wcześniej grą. Żaden z nich nie zdołał się jednak odezwać, bo wyprzedziła ich Rose, wołając:

-Kurwa Alex wiedziałam, że s chwilami z oddychaniem masz problem, ale że nie z cholernym chodzeniem!

Wszyscy oprócz różowowłosej wstrzymali oddech. Chłopak, który wpadł na Alex, podniósł swoją blondwłosą głowę i powiedział:

-Szanuj trochę ję...

-Język!- zawołali wszyscy wokół niego, po czym wybuchli śmiechem. 

Alex i chłopak wreszcie zdołali się rozplątać i wstali z ziemi. Dziewczyna, która dokonała tego tylko dlatego, że zobaczyła w swoim polu widzenia czyjąś dłoń, cały czas patrzyła na blondyna z szeroko otwartymi oczami i lekko ustami. 

-Laura!- jakichś szatyn podbiegł do niej i ją pocałował. 

-Alex, Rose- Laura znów podeszła do dziewczyn- Poznajcie Steve'a Rogersa- wskazała na przewracających ludzi blondyna. 

Chłopak spuścił wzrok i powiedział do Alex:

-Naprawdę przepraszam. Nie widziałem cię. Wszystko dobrze?

Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko ciągle patrzyła się w jego stronę z niezmienioną miną. 

-Koło niego stoją- kontynuowała Laura- James... To znaczy Bucky- chłopak, który rzucił piłką, pomachał ręką. Ta okazała się zrobiona z metalu- Sam- to był ten, który zatrzymał się w porę i nawet pomógł wstać Alex.- Kolejny James... To znaczy Rhodey- inny czarnoskóry chłopak się uśmiechnął.- A ta tu przylepka to...

-Jej chłopak Clint Barton- przerwał jej chłopka, który przed chwilą ją całował- Hawkeye. Avenger. 

-Ja ci tak tylko przypomnę, że koło ciebie stoi Kapitan Ameryka- Rhodey nachylił się do szatyna.

-Nie psuj mi tu pierwszego wrażenia- odburknął w jego stronę chłopak Laury, która śmiała się pod nosem. 

Rose tymczasem patrzyła na to wszystko z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Kapitan Ameryka ją skarcił, lecz poza tym nie wyglądał wcale tak bohatersko. Hawkeye też nie. W ogóle żaden z obecnych tu chłopaków nie wyglądał na jakiegoś bohatera. Z wyjątkiem metaloworękiego, jednak on mógł zawdzięczać to jedynie metalowym ramieniem. Zupełnie inaczej widziała ich wszystkich w swojej wyobraźni. 

Starała się rozmawiać ze wszystkimi sama, bo Alex ciągle tkwiła w jakiegoś rodzaju transie. Steve wydawał się ciągle naburmuszony, a Bucky chyba ją poklepał po ramieniu, jednak ona się tym nie przejęła. 

************

-Naprawdę nie można tam pójść tak zwyczajnie?- zapytała Luna, idąc korytarzem akademika, wraz z Wandą- Peter nic o tym nie mówił.

-Bo o tym łatwo się zapomina, dopóki nie trzeba czegoś załatwić w sekretariacie- wyjaśniła wiedźma. Spojrzała na dziewczynę, lecz ta znowu spuściła wzrok- Co do dziwności tamtego przejścia, dowiesz się, jak tylko zobaczysz.

Szły dalej w ciszy. Wanda chyba nawet polubiła tę nową dziewczynę, jednak mogłaby się częściej odzywać. Takie ciągłe chodzenie w ciszy ją dobijało. Dlatego ciągle starała się zacząć jakieś nowe tematy, mając nadzieję, że one podtrzymają rozmowę. Luna jednak odpowiadała na wszystkie dogłębnie, ale nigdy nie wychodziła dalej.

-Zastanawiam się właśnie, czy mój brat też przypadkiem kogoś nie zaprowadza- znów podjęła próbę- On jest naprawdę szybki i równie szybko traci cierpliwość. Najpewniej wziął kogoś na barana i wraz z nim tam pobiegł. W takim wypadku nowy, tak czy siak, nie będzie wiedział, gdzie co jest.

Skręciły za róg i idealnie na Lunę ktoś wpadł. Dziewczyna prawie się przez to przewróciła, jednak Wanda przy pomocy mocy, ją przytrzymała. Czarnowłosa uniosła wysoko brwi i starała się obejrzeć, aby zobaczyć to, co ją trzymało. Starsza powoli ją uniosła i postawiła na nogi, ale puściła ją, dopiero kiedy ta stała na nich pewnie.

Tymczasem ten, który na nią wpadł okazał się wysokim i bladym chłopakiem. On się nawet nie zachwiał. Jedynie zmniejszył prędkość swojego marszu. Nawet na nie nie patrząc, rzucił:

-Patrz, gdzie leziesz midgardko- po czym zniknął za rogiem.

Wanda zacisnęła jedynie pięści. Całą swoją siłą woli powstrzymywała się, by nie złapać Lokiego czerwonymi strumieniami za kostkę, aby ten wywalił się, w jak najwspanialszy sposób, prosto na swoją twarz. Przy okazji mógłby zgubić kilka zębów.

-Co to za idiota?- zapytała Luna, marszcząc brwi. Od razu jednak je podniosła i dodała już ciszej- Powiedziałam to na głos?

-Tak, ale się nie martw- Wanda do niej podeszła- On całkowicie zasługuje na to miano.

Ruszyły dalej, jednak nawet nie zdołały dojść do kolejnej pary drzwi, ponieważ teraz na drodze stanął im wysportowany chłopak o długich blond włosach.

-Czy on...- zaczął mówić, jednak Wanda mu przerwała.

-Tak i poszedł tamtędy- wskazała na korytarz ze sobą- Thor weź, zrób z nim jakich porządek.

-Gdyby to było tylko takie proste- odparł chłopak- Na razie jednak postaram się go udusić.

-Powodzenia- starsza dziewczyna pociągnęła młodszą do ściany, pozwalając gromowładnemu swobodnie przejść.

-Co to było?- zapytała Luna, patrząc, jak kolejny asgardczyk znika za tym samym rogiem.

-Goście z Asgardu- wyjaśniła czarownica- Lepiej trzymać się od tego pierwszego z dala. Naprawdę.

-Z takim charakterem to chyba nikt nie chce z nim trzymać- stwierdziła Luna, a w jej głosie brzmiała pewność w to, co mówiła.

****************

-Wróciłem laboratorium! Wróciłem kochane!- zawołał Tony, przekraczając próg budynku.

-Musisz to robić na początku każdego roku?- zapytała go Pepper- Albo, kiedy tylko wracasz do jakiegokolwiek laboratorium?

-Nie robię tak przy każdym laboratorium- zaczął się bronić Stark- Tylko robię to, kiedy wchodzę do laboratorium, z którym czuję ciepłe wspomnienia. A to, pomimo że jest w szkole, się do tego zalicza- przeleciał wzrokiem po wyłączonych maszynach- Najpierw jednak będę musiał je wysprzątać. 

-Naprawdę musisz je kochać- stwierdziła Pepper- Ty nigdy nie sprzątasz dla nikogo. 

-Tak, ale teraz ja nie będę sprzątał dla nikogo, tylko dla samego siebie- przeszedł przez jedne szklane drzwi i ruszył do kolejnych- Bo przecież ja jedyny spędzam tu, dobrowolnie i systematycznie mój wolny... Kim ty jesteś?!

Drzwi się rozsunęły i oczom Pepper ukazało się laboratorium w pełnej swojej klasie. Jednak nie było ono puste, jak w wcześniejszych latach. Teraz na środku jakiegoś stołu, siedziała sobie ciemnoskóra dziewczyna. Radośnie machała w powietrzu nogami i sprawdzała coś na tablecie. Podniosła głowę, kiedy usłyszała krzyk Starka. Jednak zamiast coś powiedzieć, uśmiechnęła się jedynie. 

Ten uśmiech sprawił, że twarz miliardera zamarła w osłupieniu.

-To ty- powiedział, przypominając sobie dziewczynę. Była częścią grupki, która wraz z Peterem włamała się w wakacje do laboratorium- Co ty tu robisz...- zaczął szukać w odmętach pamięci jej imię, jednak to było naprawdę trudne.

W tym samym czasie drzwi za nim i Pepper się otworzyły i do pokoju wszedł T'Challa, niosąc dwa wielkie pudła. Wyminął Potts i położył swój bagaż na stosie innych pudeł, znajdujący się przy jednej ścianie. Chłopak wyprostował się i obrócił do nowej dziewczyny.

-Dobra to już wszystkie Shuri i nawet nie próbuj wplątywać mnie w ich rozpakowywanie. 

-Nawet nie zamierzałam- Shuri zeskoczyła ze stołu i podeszła do pudeł- Jeszcze byś mi wszystko rozwalił. To bardzo delikatny sprzęt- pochyliła się i zaczęła je otwierać.

-Co tu się dzieje?!- zawołał Tony na ten widok. Głównie jednak chodziło mu o to, że został potraktowany jak powietrze i ta dziewczyna nawet nie raczyła odpowiedzieć na jego pytanie. 

Dziewczyna nawet się nie odwróciła, ale za to zrobił To T'Challa. 

-A Tony to jest moja młodsza siostra Shuri- wskazał na dziewczynę.

-Tylko, co ona robi w moim laboratorium?- zapytał milioner.

-Już coś ci mówiłam na temat "twojego" laboratorium- siostra Czarnej Pantery wstała i się obróciła- Ono jest wszystkich. 

-Tylko mało kto tu przychodzi, jeśli nie ma lekcji- stwierdził Iron man- Bądź jeśli nie musi. 

-Teraz ja będę tu przychodziła- Shuri wyciągnęła z pudła srebrny, okrągły przedmiot- Więc nie będziesz już taki samotny. 

-Zobaczymy- mruknął pod nosem milioner. Wiedział z doświadczenia, że po kilku jego eksperymentach ludzie zaczynają uciekać, kiedy tylko widzą, że coś konstruuje. 

-Tony to nie będzie tak łatwe, jak zawsze- powiedział mu wakandyjski książę- Ona nie odpuszcza łatwo. Do tego kazała mi przytachać tutaj śpiwór. 

Tony dokładnie przyjrzał się dziewczynie. W tym roku też przez dwie godziny dziennie miał do dyspozycji niewolnika. Zawsze będzie mógł powiedzieć Lokiemu, by ten w jakiś normalny sposób ją wystraszył, bądź zniechęcił. 

-To jest naprawdę spory budynek- odezwała się Pepper- I jestem pewna, że każde znajdzie sobie własne miejsce. Przecież dojdzie tu jeszcze Bruce i Jane. Do tego dojdzie Darcy, która wpada tu, kiedy się nudzi. Hope mówiła mi, że też będzie tu częściej pracować, niż w zeszłym roku. Jestem pewna, że wszyscy zdołacie się bez problemu tu pomieścić, nawet się przy tym nie spotykając. 

-Oczywiście- odparł Tony. 

-Dla mnie to żaden problem- stwierdziła księżniczka, po czym wróciła do rozpakowywania. 

-Chodź Tony- Pepper pociągnęła miliardera do kolejnych drzwi- Przecież ty i tak wolisz pokój z widokiem na staw- przypomniała mu, które pomieszczenie zwykle zajmuje. Stark z lekkim oporem ruszył za nią. 

Wychodząc, usłyszał jeszcze rozmowę rodzeństwa.

-Tylko uważaj na to wszystko- powiedział T'Challa- Rodzice pozwolili ci to wszystko zabrać...

-Jeśli będę ostrożna i nie będę rzucała się zbytnio w oczy- dokończyła za niego siostra- Więcej wiary we mnie bracie. Przecież i tak wzięłam te starsze rzeczy. Do tego potrafię siedzieć cicho. Widziałeś, co ci przecież wysłałam. I dlaczego mi nie powiedziałeś?

Iron man nie usłyszał odpowiedzi Czarne Pantery. Głos chłopaka został zagłuszony przez zamykające się drzwi. Jednak to, co usłyszał wzbudziło w nim jedynie większą ciekawość. Wcześniej już wiedział, że T'Challa ukrywa coś przed nimi. Cały ten jego kostium podobno przekazywania z pokolenia na pokolenie, w ogóle nie pasował do tego, co Stark wiedział o Wakandzie. A teraz jeszcze doszła Shuri. 

Wcześniej Steve powstrzymywał go, od dowiedzenia się czegoś więcej. Twierdził przy tym, że to przecież sprawa prywatna i książę nie może udzielać niektórych informacji. Teraz jednak Kapitan nie upilnuje go, by trzymał się z dala od rodzeństwa. A z resztą jeśli nawet dokonałby tego, zostaje ciągle Loki. Temu można, by było kazać obserwować księżniczkę i raportować Tony'emu o wszystkich jej ruchach. 

Stark przyciągnął do siebie Pepper.

-A mówiłem ci już, że już niedługo skończę strój dla chłopaka?

-To będziesz musiał uważać, by on tego nie zobaczył- stwierdziła dziewczyna- Skoro to ma być niespodzianka. Czemu ty właściwie wszystko robisz przy tym kombinezonie sam?

-Wolę mieć pewność, że żadna maszyna nie zrobi jakiejś pomyłki. Do tego jest to zupełnie nowa technologia i trzeba ją przetestować w praktyce, zanim dzieciak wyskoczy w nim na miasto.  Mam już w planach zrobienie z tego zbroi i mógłbym sam to przetestować. Trzeba by było ją jednak całkowicie od nowa zaprojektować. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top