13

-Posłuchasz mnie teraz uważnie i nie będziesz więcej sprawiać mi problemów- mówiła Kate przez zaciśnięte zęby, a Rose starała się nie wybuchnąć śmiechem. Blondynka była cała mokra, chociaż to była tylko jej zasługa. Nikt jej nie prosił, aby przychodziła akurat, kiedy Shuri sprawdzała nowy system przeciw pożarowy. Chociaż widząc jej wściekłość, można było ocenić, że najwidoczniej znalazła opuszczone przez MJ zdjęcia. Oczywiście Michelle zrobiła to przez „przypadek".

Zdjęcia były zrobione kilka tygodni wcześniej, kiedy Peter chciał sprawdzić swój nowy aparat i chciał go przetestować. Skończyło się na tym, że każdy robił każdemu zdjęcia. W pewnym momencie Parker potknął się o kabel i spadł na Rose. A wynikiem tego wypadku była seria zdjęć, na których wyglądali, jakby się przytulali, chociaż naprawdę dziewczyna jedynie chciała ustać na własnych nogach i jedynie przy okazji przytrzymać chłopaka, aby nie spadł na twarz i nie połamał sobie znowu nosa.

Pomysł był Luny, a pod jej okiem wykonali go wszyscy, z wyjątkiem niewiedzącego o niczym Petera. Dzięki temu wreszcie mogli wreszcie upewnić się, czy Kate jest wariatką. Pomimo jej dziwacznych, wcześniejszych zachowań, ciągle nie byli pewni, czy na pewno jest bezpiecznie zostawiać ją samą z Peterem. Mieli już wszystko przetestowane i ciągle odkładali zrobienie tego testu. Jednak czara się przelała w chwili, kiedy wczoraj, oczywiście zupełnie przez przypadek, Kate prawie nadziała Shuri i Neda na widelec.

-Wystarczy tego- oznajmiła Michelle, kiedy wysłuchała, tego, co przydarzyło się tej dwójce.- Robimy to. Jutro po ostatniej lekcji.

-Nie ćwiczyliśmy tego w sali od chemii- przypomniał im Ned. Chociaż cały pomysł był bardzo prosty, żeby wszystko wyglądało naturalnie, trzeba było wszystko przećwiczyć. W normalnych salach lekcyjnych wychodziło im to całkiem dobrze, ale sala od chemii miała zupełnie inny kształt i tam zawsze trzeba było uważać, żeby nic nikomu nie upadło.

-Luna?- MJ zwróciła się do Moon.

Wszyscy obrócili się w stronę dziewczyna. Ta uśmiechnęła się. I to nie był taki delikatny, lekko zakłopotany uśmieszek, do którego przywykli. To był pełen diaboliczny uśmiech, którego nie powstydziłby się każdy filmowy złoczyńca.

-Wszystko da się zrobić.

-Wyglądasz, jakbyś planowała morderstwo- odezwała się Rose.- Proszę, rób to częściej.

-Ona wygląda, jak Wednesday Addams- oceniła Shuri.

-Bzdury!- stwierdził Ned.- Wednesday się nie uśmiechała.

-Właśnie się uśmiechała- sprzeciwiła się MJ.- Uśmiechnęła się z dwa razy. I wyglądała wtedy tak samo. No może miała tą sukienką z kołnierzykiem.

-A tak zapomniałem.- Chłopak spojrzał na starą przyjaciółkę.- MJ jest fanką straszenia ludzi w stylu Wednesday.

-Mnie tak przezywano.- Wszyscy obrócili się w stronę angielki.- Nazywali mnie Wednesday, myśląc, że to jakieś wyzwisko.

-Mnie po prostu nazywali dziwną- przyznała Michelle.- Chociaż sądzę, że nazwaliby mnie Wednesday, gdyby nie kolor skóry.- Spojrzała wymownie na Neda.

-Ile razy mam cię przepraszać, że cię w ogóle nie przezywałem?

-A mogłeś i mogłeś wymyślić coś fajnego.

-Przepraszam, że wam przerywam, ale wróćmy na chwilę do sprawy- odezwała się Alex.- Naprawdę chcemy to zrobić? Przecież to jest... Wredne?

-Alex, ta dziewczyna wczoraj prawie wylała na ciebie kwas- przypomniała jej Rose.- A te zdjęcia niczego nie oznaczają. Wystarczy się przyjrzeć i widać doskonale, że próbuję go tylko utrzymać. Jeśli normalnie podejdzie do Petera i z nim pogada, to wybaczamy i wszystko będzie normalnie.

-Jednak jeśli zacznie świrować, to przekazujemy to Peterowi- uściślił Ned.

-I dopiero on, stwierdza, co z tym zrobi.

Wszyscy spojrzeli na Alex, czekając na to, co powie. Dziewczyna ciągle nie wyglądała na do końca przekonaną, ale wreszcie stwierdziła:

-Dobra zróbmy to.

I zrobili.

A Kate zjawiła się w laboratorium wściekła jak nie wiadomo co. Po czym została oblana wodą, co w jedynie bardziej ją rozwścieczyło. To ją także nie powstrzymało od dorwania Rose.

-Słucham uważnie- odpowiedziała Rose.- Tylko się pospiesz. Za jakieś dwadzieścia minut jestem umówiona na korepetycje ze strzelania z niejakim Zimowym Żołnierzem. A on nie lubi, kiedy się spóźniam.- Uśmiechnęła się, pokazując przy tym wszystkie swoje zęby. To, co powiedziała, było prawdą. Po ich pierwszym spotkaniu Barnes stwierdził, że ona strzela tak okropnie, że puszczając ją bez jakiegokolwiek szkolenia, ryzykowałby życiem jej i ludzi, którzy z nią będą na jakiejkolwiek misji. Jeśli oczywiście ktoś będzie tak szalony, że da jej misję. Tylko ostatnio, kiedy Rose widziała swojego korepetytora, ten wyglądał na tak przygnębionego, że aż zaczęła się bać, czy na pewno jakiekolwiek strzelanie jest dla niego bezpieczne.

-Zostawisz Petera w spokoju. On nie potrzebuje kogoś takiego, jak ty.- wskazała jej tatuaż i włosy.- Najlepiej będzie, jeśli po prostu przestaniecie się spotykać. Zerwij tą "przyjaźń" i pozwól mu odejść. Jasne?

-Jak słońce.

-Nie lubię się powtarzać- obróciła się w stronę reszty przebywającej w pomieszczeniu- dlatego mam nadzieje, że wy też słuchaliście. Jeśli, którakolwiek z was- popatrzyła na wszystkich po kolei, a szczególnie długo zatrzymała się na MJ- też czegoś takiego spróbuje, lepiej dla niej, jeśli po prostu zniknie z życia Petera. A jeśli nie posłucha, to mogę obiecać, że kolejny „wypadek" skończy się nieszczęściem.- Zrobiła kilka kroków w stronę drzwi, ale zatrzymała się jeszcze i spojrzała na Shuri.- Gdyby nie to, że wiem, że pochodzisz z Afryki, kazałabym ci zapłacić za pralnie.- Po czym wyszła.

Na chwilę zapadła cisza. Wszyscy patrzyli to na siebie, to na drzwi. Shuri wyglądała, jakby chciała czymś strzelić w Kate. Ned tymczasem, jak otworzył usta, kiedy blondynka zaczęła mówić, nie zamknął ich do tej pory.

Pierwsza odezwała się osoba, po której się tego najmniej spodziewali.

-To teraz brakuje jej jakiegoś backstory- oceniła Luna.- Tak to mamy przeciętną "złą" dziewczynę głównego bohatera komedii romantycznej. Mamy to nagrane?

-Tak- potwierdziła Alex.

-Świetnie- znów się diabolicznie uśmiechnęła.

-Naprawdę błagam cię, uśmiechaj się tak częściej.- Rose spojrzała na zegarek.- Dobra naprawdę muszę iść. Tylko jeszcze jedna sprawa. Kiedy i jak pokazujemy to Peterowi. Mam czasami wrażenie, że on jest szczeniaczkiem zmienionym w człowieka i ja naprawdę nie chcę łamać serca szczeniaczkowi!

Znów zapadła cisza. Michelle wewnętrznie chciała pokazać Parkerowi, to nagranie, ale po prostu czuła, że nie zrobiłaby tego z odpowiednią delikatnością. Nie zniosłaby, gdyby zaczął przed nią płakać, czy coś w tym stylu. Alex za to, nie chciała mieć z tym nic wspólnego. A nawet jeśli ktoś, by ją zmusił do tego, bardziej próbowałaby wszystko wyjaśnić i pokazać w miarę dobrym świetle, zamiast powiedzieć, co konkretnie zaszło. Luna tymczasem była jedynie zaciekawiona. Na myśl, by jej nie przyszło, że to ona miałaby to zrobić. Nie. Ona chciała jedynie to obserwować i sprawdzić, czy zachowanie Parkera będzie takie, jak sobie wyobrażała. A Shuri myślała jedynie o tym, czy mogłaby nasłać T'Challę na Kate. W końcu po coś starsze rodzeństwo istniało.

-Możecie się szybciej zastanawiać?- zapytała Rose, zerkając na telefon.

-Ja to zrobię.- Wszystkie obróciły się w stronę Neda. Chłopak przełknął ślinę i powtórzył- Ja to zrobię. Peter jest moim przyjacielem od lat. Znam go lepiej niż którakolwiek z was. Dam radę.

-Okej to ja spadam.-Rose złapała walizkę z pistoletami i dosłownie wybiegła z pomieszczenia.

Luna też sprawdziła godzinę. Zbliżała się pora „drzemki" Strange'a, czyli chwili, kiedy czarodziej biegał sobie po szkole w swojej formie astralnej. W książce, którą teraz miała w plecaku, przeczytała, że jeśli udałby jej się stworzyć z cienia szkło, używając go jak okularów, mogłaby zobaczyć formy astralne. Dotychczasowe szkło, które udało jej się wytworzyć, było zamglone i miało kształt monoklu. Miała nadzieje, że to wystarczy.

-Ja też muszę iść. Do jutra.- Ostatnie zdanie zabrzmiało bardziej, jak pytanie, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.

-Jasne.

-Pa.

Nikt nie zapytał, gdzie idzie i to jej odpowiadało. Lubiła wrabiać ludzi, straszyć ich i robić żarty, ale nie lubiła kłamać. Za każdym razem, kiedy po prostu musiała skłamać, czuła, że robi to tak okropnie i nikt jej nie wierzy. I dlatego też była wdzięczna Shuri, MJ, Nedowi i Alex, za nie pytanie.

Zabrała rzeczy i wyszła.

-Jesteś pewien, że Peter to zniesie?- zapytała Alex, zerkając na Neda. 

-Peter jest ciamajdą, ale zniesie zawód miłosny- odparła Michelle.- Chociaż może lepiej dać mu pudełko czekoladek na pocieszenie.

-Czy tylko ja sądzę, że on nic do niej nie czuje?- Shuri wreszcie oprzytomniała i rozglądała się po zebranych, zastanawiając się, co się stało z Rose i Luną. 

-Peter da sobie radę- uspokoił je Ned. Wszystkie traktowały Petera, jak jakieś małe dziecko. Szkoda tylko, że nie wiedziały tego, co on wie. Chociaż może to lepiej. Najpewniej jeszcze bardziej, by panikowały, że Peter odklei się od jakiejś ściany i spadnie.- Jest twardy.

Michelle odwróciła się w jego stronę.

-Wczoraj zamknęli go znowu w szafce. Musiałam go wyciągać. 

Peter trzymał naprawdę dobrze swoją przykrywkę gapowatego, ocenił chłopak. Aż za dobrze. Będzie musiał z nim o tym pogadać. 

*****************

Natasza stanęła przed drzwiami i się przez sekundę wahała. To nie były drzwi do czyjegokolwiek pokoju, tylko do jednej z ulubionych przez Starka sal w laboratorium. Na początku chciała tak po prostu wejść, ale potem uświadomiła sobie, że przecież tam jest Tony, który najpewniej znowu robi coś strasznie głupiego. Dlatego lepiej byłoby zapukać, żeby nie zostać przez przypadek postrzeloną bądź wysadzoną. 

Na samych drzwiach ktoś przykleił kartkę z napisem "Oni się bardziej boją ciebie, niż ty ich, chociaż dla własnego bezpieczeństwa lepiej wcześniej uświadomić naukowca o swojej obecności". Znalazła swoją odpowiedź. 

Zapukała i odczekała chwilę. Usłyszała za drzwiami, jakichś hałas i kaszel. Potem drzwi się otworzyły i stanął w nich Tony. Całą twarz i górną część białej koszulki miał czarną od sadzy. Miliarder kaszlnął jeszcze kilka razy, po czym rękoma, które też były czarne, uniósł okulary ochronne na czoło, ukazując przy tym czystą skórę wokół oczu. 

-Hej Nat- powiedział i znów zakaszlał.

-Znowu coś ci wybuchło tuż przed twarzą?

-Tak.

-A to twój pomysł?- Czarna Wdowa wskazała na kartkę.

-Nie. Pewnej nocy się po prostu pojawiły. Zaprosiłbym cię do mojego królestwa, ale- wskazał za siebie- sama widzisz.

Przez jego ramię zobaczyła wnętrze pomieszczenia. Koniec stołu i ściana za nim był cały w sadzy i ciągle dymiło z podejrzanego stosu różnych części, znajdujących się w centrum brudu. Wszelkie jednak ślady sadzy kończyły się metr dalej w nienaturalny sposób. A jeszcze trochę dalej siedział, trzymając nogi na stole, Loki ze słuchawkami na uszach. 

Tony też się obrócił i ogarnął wszystko wzrokiem. 

-Z tej perspektywy... Wygląda to gorzej- ocenił, po czym zwrócił się do swojego pomocnika- nie masz zamiaru zrobić czary-mary i to wszystko posprzątać, co nie?

Loki w odpowiedzi, z pełną swoją królewską godnością, pokazał mu środkowy palec. 

-Przekażę twojej matce, jak się zachowujesz.- Tony obrócił się w stronę agentki. Nie przychodziłaby tu, gdyby to nie byłą jakaś ważna sprawa. A laboratorium w obecnym stanie nie nadawało się na poważne rozmowy.- Pójdziemy na kawę? 

-Tylko jak się umyjesz.

-Da się zrobić.- Zamknął za sobą drzwi i ruszyli korytarzem. 

-Nie boisz się zostawiać go tam samego? 

-Przechodzi dziwny okres. W kółko słucha "Bohemian rhapsody", "Show must go on", "Numb", mnóstwo innych piosenek Linkin Park i "I write sins not tragedies".... Musiał zaczarować słuchawki, bo tak głośno nie można na nich słuchać. Nawet ja doskonale wszystko słyszałem. Jedyne, o co się boję w stosunki z nim, to moja butelka wódki, którą zostawiłem w szafce.

-A ty nie trzymałeś minimum dwie butelki na sale?

-Taa... Tylko ostatnio jedną wypiłem z Pepper. Dała mi wtedy te okulary.- Wskazał na nie.

-Jeśli kiedykolwiek zerwiecie, zginiesz marnie. 

-Jestem tego świadomy.

***************

Po jakiejś godzinie, wreszcie usiedli przy stoliku.

-Dobra, dawaj- zachęcił ją Tony.

Natasza podniosła wzrok znad menu i zastanowiła się, czy na pewno chce mu to powiedzieć. Dawniej nie potrzebowała nikogo. Tylko potem zjawił się Clint i wciągnął ją w tę „rodzinę", gdzie ludzie rozmawiają z sobą o problemach. I pomimo tego, jak bardzo to okropnie brzmi, pomagało. A po rozmowie z Buckym czuła się okropnie. Miała nadzieje, że to samo przejdzie, ale nie minęło. Miała więc nadzieje, że jeśli pogada z kimś o tym, to może wreszcie przejdzie. Tak samo, jak kiedy opowiedziała Clintowi o Czerwonej Komnacie.

I najlepiej poszłaby jeszcze raz do Bartona, tylko on wyjechał na cały tydzień do domu, a ona czuła, że dłużej tego nie zniesie. A za każdym razem, kiedy widziała Barnesa, czuła się jeszcze gorzej.

Była jeszcze Wanda, ale Natasza bała się usłyszeć jej krzyki, kiedy się dowie, co agentka zrobiła.

Dlatego został Stark.

-To może inaczej- poprawił się Iron man.- Jak ci minął ostatni... Tydzień?

-A całkiem dobrze. Dostałam piątkę z tego sprawdzianu z chemii. Załatwiłam Thora w walce. Usłyszałam, że dzieciaki kombinują coś z tą dziewczyną, która kręci się wokół Petera. I... dałam kosza Bucky'emu. A ja u ciebie?

-CO ZROBIŁAŚ?!

Nie było lepiej niż to, co wyobrażała sobie z Wandą. Było tak samo bądź nawet gorzej.

-Ty na pewno przechodziłeś mutację?

-Co? Tak! Przechodziłem. Tylko, co ty zrobiłaś? Dlaczego to zrobiłaś? Po co to zrobiłaś?

-Po prostu nie potrzebuje, czegoś takiego jak związek w moim życiu.- Odparła i właśnie podeszła kelnerka.

-Mogę przyjąć zamówienie?

-Jasne. Dla mnie cappuccino, a dla niego...- zerknęła na nieprzygotowanego w ogóle Starka.- Macie jakieś danie dla dzieci?

-Deser lodowy w kształcie bałwana.

-Idealnie. Dziękuję to wszystko.- Odczekała, aż kobieta odejdzie i wróciła do rozmowy.- Dlaczego ci na tym zależy. Przecież nie znosisz Barnesa.

-Go tak, ale ja chcę, żebyś była szczęśliwa. Zniósłbym niego, gdybyś ty była z nim szczęśliwa. A teraz...- Przyjrzał się jej.- Ty nie jesteś szczęśliwa.

-To przejdzie. Po prostu on wymusza u mnie poczucie winy. To klasyczna zagrywka. Przerabiałam to, kiedy mnie szkolono.

-Powiedziałbym ci, że nie, ale coś tak czuję, że mnie nie posłuchasz. To powiem ci, że gdyby naprawdę ci na nim nie zależało, nic byś nie czuła. No może zażenowanie. Robiłem to wielokrotnie i nigdy nic nie czułem. I jestem pewien, że ty też dawniej też nic nie czułaś. A to musi coś znaczyć.

🧵🧵🧵🧵🧵🧵🧵🧵🧵🧵🧵🧵🧵

Hejo!

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. 

To tak... Wyszło Disney+ i musiałam wytłumaczyć starszej pani, która mnie podwozi, co to jest streaming. A potem tłumaczyłam Marvela. Skończyło się na tym, że to są straszne filmy, które powinny być horrorami i nie zrozumienie, dlaczego ludzie to oglądają. Wtedy się poddałam. 

Byle do świąt. 

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top