11
Bucky spakował buty do torby i pomachał sobie rękami przed twarzą. Było mu cholernie gorąco. Pod normalnym ubraniem miał na sobie specjalny kostium, w którym wyglądał oczywiście genialnie, ale on to nie Steve- nie wyjdzie w legginsach na miasto. Dlatego ubrał na to zwyczajne spodnie i jakąś koszulę. I teraz cierpiał.
Schował jeszcze ręcznik i bidon pełen wody, po czym zaczął się rozglądać, czy jeszcze coś powinien zabrać. Po zastanowieniu przeszukał jeszcze szafkę nocną i wyciągnął z niej gumkę do włosów. Broni, niby nie potrzebował, ale na wszelki wypadek wrzucił do środka pistolet. Nigdy nie wiadomo.
-Dobra- założył na ramię torbę i odwrócił się do współlokatora- wychodzę. Wrócę za jakieś kilka godzin.
Loki nie odpowiedział. W ogóle nawet na niego nie patrzył. Leżał na łóżku, zajęty rzucaniem i łapaniem w powietrzu sztyletu. Robił to już od ponad dwóch godzin, kiedy tylko wrócili do pokoju.
Bucky westchnął i podszedł do niego. Laufeyson ciągle nie reagował. Dopiero kiedy Zimowy Żołnierz złapał sztylet metalową ręką za ostrze, zawołał:
-Ej!
-Co ja ci o tym mówiłem?- Barnes wrócił do swojej szafki nocnej i schował broń do małego sejfu, który dostał na początku roku. Ludzie, chyba myśleli, że będzie tam chował jakieś prywatne, cenne dla niego przedmioty. Tak jednak nie było. Jedynymi przedmiotami, które tam trzymał, były właśnie sztylety Lokiego. Robił to od początku roku i dzięki temu odkrył, że ten cwaniak ma ich ograniczoną ilość.- Żadnego bawienia się ostrymi przedmiotami, kiedy mnie nie ma.
Nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Spojrzał w jego stronę i zobaczył, że chłopak nie ruszył się z miejsca. Tylko teraz gapił się w sufit.
-Dobra, tak jak już mówiłem, wychodzę. Apteczkę masz pod zlewem. Jak coś to dzwoń. I zabierz wreszcie ten śmietnik z parapetu. Jestem pewien, że po tygodniu ten smród już wywietrzał.
Ponad tydzień temu Bucky wrzucił do kosza kanapki na drugie śniadanie. Po kilku dniach one zaczęły gnić i wydzielać okropny smród. Potem, pomimo pozbycia się już kanapek, zapach nie zniknął, ponieważ sam śmietnik nim nasiąknął. Mogli albo to przeczekać i cierpieć, albo go umyć i też cierpieć. Dlatego postanowili przewiązać kosz sznurkiem i wystawili go na parapet. Tam siedział aż do dziś i aż błyszczał w świetle zachodzącego słońca.
-To pa- powiedział Bucky, wychodząc. Zatrzymał się jeszcze sekundę dłużej na progu, gdyby ten postanowił się jednak odezwać. Nic się jednak nie stało. Zamknął więc drzwi i wyszedł na korytarz.
Miał jeszcze szansę zrezygnować. Mógł wrócić do pokoju i udawać, że ten pomysł w ogóle nie istniał. Loki, jeśli w ogóle to zauważy, nic nie wygada.
Nie. Odrzucił od siebie wszelkie myśli tego typu i ruszył przed siebie. Ciągle było mu cholernie gorąco. Miał tylko nadzieję, że nie spoci się cały, zanim dojdzie do siłowni. Dzięki Bogu, na dworze było, o wiele chłodniej niż w akademiku i już nie bał się o przepocenie. Teraz najwyżej mógłby się zastanawiać, czy jak będzie wracać, to się przeziębi. Wolał, zamiast tego się skupić na swoim celu.
Doszedł do siłowni i od razu tuszył do przebieralni. Nikogo nie spotkał po drodze, co go bardzo ucieszyło. Szybko ściągnął z siebie wierzchnią warstwę i wepcha ją do szafki. Co go wzięło na to, by to ubierać od razu, a nie przebrać się spokojnie w siłowni? Nie był do końca pewien odpowiedzi. Możliwe, że to był strach, że ludzie zaczną się z niego śmiać, jak będzie się przebierał. Wtedy nie wiedział, że będzie jedyny. Teraz jednak był pewien. Jak będzie wracać, za wszelką cenę ściągnie z siebie ten kostium. Nawet jeśli będzie musiał użyć nożyczek, jeśli on przyklei się do jego skóry.
Wyciągnął z torby baletki i je ubrał. Dla pewności stanął na palcach i wykonał podstawowy pozycji. Tak, żeby później nie było wstydu. Na szczęście wszystko wyszło idealnie.
Związał włosy w kitkę i wziął bidon, po czym zamknął szafkę. Już miał zamiar iść do sali, kiedy zauważył lustro.
-No nie...- Podbiegł do lustra i dokładnie się przyjrzał swojemu odbiciu. Stał tam, w pustej przebieralni, ubrany w czarne getry i ciemny podkoszulek z dekoltem w serek.- Ta kitka wyszła okropnie.-Na bank nie mógł się tak pokazać. Rozpuścił włosy i pozwolił, by opadł mu na twarz. Już miał zamiar je związać z powrotem, ale wpadł mu do głowy pewien pomysł.
-Superbohaterskie pozowanie, start!- Oparł ręce na biodrach i wyprężył pierś do przodu.- Czarna Pantera- złożył ręce na piersi.- Stark- wyprostował jedną rękę, zupełnie, jakby miał zamiar strzelać z repulsora- Hulk- napiął mięśnie- i Steve- całkowicie się obrócił do lustra, tak że jego tyłek był na pierwszym planie. Obrócił przy tym jednak głowę, dobrze widzieć własne odbicie.
Ocenił się bardzo dokładni, po czym wreszcie obrócił się z powrotem do lustra. Po jakichś dwóch próbach wreszcie udało mu się zrobić wystarczająco dobrą kitkę. Potem ruszył ku schodom do piwnicy.
„Gdybym miał taki kostium, jak Steve, Rogers już dawno straciłby tytuł „Króla boskich tyłków". Pomyślał, schodząc do piwnicy. „Tylko ja potrafią sam sobie wybierać stroje."
Kiedy wreszcie dotarł na sam dół, ruszył jedynym korytarzem, który wił się pod całą siłownią. Na szczęście nie miał on żadnych odgałęzień, bo architekt, który go projektował, najpewniej pokusiłby się o stworzenie czegoś na wzór labiryntu Minotaura. Doszedł do ostatnich drzwi, wziął kilka głębokich oddechów i je otworzył. Pomieszczenie było dźwiękoszczelne i jak tylko przekroczył próg, usłyszał delikatną muzykę. Najciszej, jak tylko potrafił, zamknął za sobą drzwi i ruszył ku centrum muzyki.
Pomieszczenie było długie i kilka metrów dalej znajdował się zakręt, nadający mu kształt litery L. Rząd okien biegł po jednej stronie tuż przy suficie, a po drugiej, cała ściana była pokryta lustrami z drewnianą barierką. Gdzieniegdzie zostały postawione materace, zamiast jakichkolwiek ławek.
Bucky skręcił zza rógu i ją zobaczył.
Stała tam, trzymając się jedną ręką barierki i się rozciągała. Miała na sobie jakąś białą tuniko-sukienkę z czarnymi legginsami. Do tego jeszcze miała zajebiście czerwone baletki. Zupełnie, jak jej włosy, które były związane w kok. I go zauważyła.
Natasza nie przestała się rozciągnąć, ale patrzyła w jego stronę. Nie było możliwości odwrotu.
Bucky odstawił bidon pod ścianą, koło jej butelki i sam zaczął się rozciągać. Starał się nie zwracać na nią uwagi, chociaż to było trudne. W pewnym momencie przyłapał się na tym, że zerkał w jej stronę ponad dziesięć razy w ciągu pół minuty. Natasza tymczasem, po pierwszym przyjrzeniu się, w ogóle przestała zwracać na niego uwagę. Bądź tak dobrze udawała.
Kiedy wreszcie Barnes czuł się przygotowany, wyszedł na środek. To była ta chwila. Teraz albo się wywali i rozwali sobie twarz, albo mu się uda i chociaż trochę zaimponuje Nataszy.
Zrobił na początku dwa kroki, po czym zaczął skakać. Skok, zatrzymanie, stanie na palcach, potem całe stopy, znowu palce, kilka kroków, potem skoki, zatrzymanie, podniesienie wysoko nogi i skok w miejscu, jak ryba wyrzucona na brzeg. Zawsze ten etap kojarzył mu się z rybą. Dawniej go to rozśmieszało.
Na pierwszych zajęciach nawet się zaśmiał. A potem czuł skutki tego śmiechu na swoich plecach jeszcze przez kilka tygodni. Chociaż mogły być to miesiące. Nigdy nie był pewien, ile czasu minęło w rzeczywistości. To było naprawdę frustrujące, kiedy próbował wyjaśniać niektóre rzeczy Steve'owi.
Znowu skoczył, obrócił się, kilka kroków, znowu same palce, kolejny krok, całe stopy, obrót w miejscu, palce. Podniósł jedną rękę i spojrzał przed siebie. Prosto na stojącą tam Nataszę.
Udało mu się. Nie tylko się nie wywrócił ani nie popełnił jakichś okropnych błędów, ale również skończył w dobrym miejscu.
Ukłonił się i dopiero wtedy pozwolił sobie na uśmiech. Kiedy miał nisko głowę, usłyszał delikatne, wolne oklaski. Podniósł głowę i zobaczył, że Natasza klaszcze i się nawet lekko uśmiecha. Udało mu się.
-Nie wiedziałam, że potrafisz tańczyć- powiedziała. Przyjrzała mu się, po czym po prostu wybuchła śmiechem. Bucky stał tam jedynie z uśmiechem na twarzy. Gdyby był na jej miejscu, zareagowałby tak samo.- Przepraszam... Przepraszam- wydusiła z siebie agentka, jak tylko się uspokoiła.- Tylko Bucky Barnes, Zimowy Żołnierz, przyjaciel Rogersa, który na co dzień nasi trapery i jeansy, bądź spodnie wojskowe, stoi przede mną w legginsach i baletkach. Przeżyłam wiele, ale w to mi chyba najtrudniej uwierzyć.
-Nie mów Samowi- odparł, z ciągłym uśmiechem Bucky.- Nie da mi później żyć.- Zrobił przy tym swoją pierwszą przetestowaną superbohaterską pozę. Wyglądał w niej po prostu najlepiej.
Natasza spojrzała na niego i znowu się zaśmiała pod nosem. Potem jednak się uspokoiła.
Bucky klęknął na jedno kolano, spuścił głowę i wyciągnął w jej stronę rękę.
-Uczyni mi pani zaszczyt i zatańczy ze mną?
Czekał w tej pozie dość sporą chwilę. Miał przy tym modlił się o to, by cały ten czas zajmuje Nat podjęcie decyzji, a nie to, że dziewczyna bez słowa wyszła z sali, zostawiając go w tej durnej pozycji. Kiedy już tracił nadzieję, na powodzenie, poczuł jej dłoń we własnej.
Podniósł wzrok i spojrzał na nią.
-Tylko nadąż za mną. Nie wybaczam pomyłek- powiedziała do niego, kiedy ten zaczął się podnosić. Całkowicie jej wierzył.
-Ja nie robię pomyłek- odparł Bucky, ustawiając się na pozycji.
-Z jedną ręką cięższą od drugiej?- Ustawiła się przy nim.- Przed chwilą widziałam, jak się prawie wywracasz przy obrocie. Jak spadniesz na mnie, nie daruje.
Poczekali na początek nowego utworu i zaczęli tańczyć. Bucky na początku miał lekki problem z przystosowaniem się do Nat. Dawno nie tańczył z kimkolwiek, na kogo opinii mu zależało. Do tego Czarna Wdowa trenowała systematycznie, a on zakładał baletki dokładnie raz na ruski rok. I było to strasznie męczące. W pewnym momencie, kiedy wypuścił Romanoff i pozwolił jej się okręcić, po prostu stracił równowagę i nawet wewnętrznie chciał się położyć na podłodze i odpocząć. Zwalczył to jednak w sobie i utrzymał się w pozycji stojącej.
Kiedy tylko skończyli, Bucky odetchnął z ulgą i rzucił się na jeden z materacy. Stopy go tak bolały, że po prostu chciałby je odkręcić i gdzieś zostawić, by przestały same boleć. Martwił się nawet, czy jego palce same zaraz odpadną.
-Masz.
Usłyszał nad sobą głos agentki. Udało mu się unieść głowę i zobaczył, że przyniosła mu jego bidon. Wydał z siebie zadowolony jęk, ale nie miał siły złapać butelki.
-Zostawię ci to tutaj- dziewczyna położyła bidon na podłodze tuż koło niego- i masz dojść do siebie.
Żołnierz pokiwał lekko głową i pozwolił jej opaść z powrotem na materac. Nie wiedział, ile to trwało. Po prostu, dopóki nie poczuł, że jest w stanie znowu się poruszać. A kiedy to nastąpiło, jedynie usiadł, wziął bidon z ziemi i spojrzał przed siebie.
-Jak?- jedynie zdołał to z siebie wydusić, kiedy zobaczył, że Natasza dalej tańczyła. Zupełnie jakby, to co go wykończyło, nie było niczym wielkim. Samo patrzenie na nią sprawiało, że jego stopy zaczynały boleć mocniej, chociaż naprawdę nie sądził, że coś takiego jest możliwe.
Chciał oderwać wzrok, ale po prostu nie był w stanie. To, co robiła Natasza, było po prostu piękne. Dlatego po prostu się na nią gapił. Pił wodę małymi łykami, a kiedy wreszcie skończył, Czarna Wdowa też przestała tańczyć. Sama poszła do swoją butelkę, po czym usiadła koło niego.
Przez pewien czas w ogóle do siebie się nie odzywali. Bucky patrzył przed siebie na swoje i jej odbicie. Tymczasem dziewczyna po prostu patrzyła na własne ręce. Wreszcie jednak Natasza pierwsza się odezwała.
-To oni cię tego nauczyli, prawda?
Bucky spojrzał na nią.
-Tak- powiedział cicho.
-Po co musiałeś, umieć tańczyć?
Barnes wzruszył ramionami.
-Tak naprawdę nie wiem. Słyszałem, że mówili między sobą, że to może mi się kiedyś przydać. Chyba raz występowałem na scenie, ale to było tylko po to, by sprawdzić, czy nikt nie rozpozna, że nie jestem prawdziwym tancerzem.
-Steve wie?
-Myślisz, że powiedziałbym mu, że potrafię tańczyć balet?- zaśmiał się.- Nie uwierzyłby, bądź, co gorsza, zacząłby się martwić. A kiedy on się martwi, to po jakimś czasie, chce się wyskoczyć przez okno i gdzieś uciec. Mam przy tym wrażenie, że wtedy chciałby siedzieć ze mną w jednym pokoju przez cały dzień. Zupełnie jakby w każdej chwili miałoby mi odbić. A gdyby Sam się dowiedział, to najpierw kazałby mi tańczyć, a potem doniósłby Steve'owi.
-Jestem jedyną, która zna twoją ciemną tajemnicę... Nie wiem, czy udźwignę ten obowiązek. Sumienie mówi mi, że powinnam powiedzieć Rogersowi.
-Nie zrobisz tego- odparł Bucky. Miał nadzieję, że brzmi pewnie, chociaż zupełnie się tak nie czuł. Natasza mogła przecież zrobić wszystko. I to było w niej cudowne i jednocześnie przerażające. Uwielbiał to.
Widząc jednak zadowoloną minę Czarnej Wdowy, zrozumiał, że zabrzmiał tak, jak bardzo się niepewnie czuł.
-Zobaczymy.- Uśmiechnęła się do niego i Bucky po prostu nie mógł nie odwzajemnić uśmiechu. Jednak zaraz po tym, Natasza spoważniała. Spuściła głowę i powiedziała- To nie wyjdzie Bucky.
-Nie rozumiem, o czym mówisz- odparł Zimowy Żołnierz, mając nadzieję, że agentka mówi o czymś zupełnie innym. Może chodziło jej o jego taniec, który jednak był strasznie okropny i już nigdy nie będzie chciała z nim zatańczyć. Bądź może jednak powie Steve'owi tym właśnie, że potrafi tańczyć.
-Nie udawaj.- Podniosła głowę i spojrzała prosto na niego. Patrzyła na niego w taki zimny sposób, że aż poczuł się dziwnie.- To, co chcesz zrobić... To, żeby między nami coś zaiskrzyło. To nie wyjdzie. To nigdy nie mogło wyjść. Dlatego odpuść.
Bucky zacisnął zęby, mając nadzieję, że to, co słyszy to jedynie wstęp do czegoś innego. Najlepiej do zupełnego przeciwieństwa początku. Tylko że kolejne słowa, które opuszczały jej usta, wcale nie polepszały sytuacji.
-Nie zrozum mnie źle, jesteś świetnym gościem i należy ci się osoba, która odwzajemni twoje uczucia. Tylko że ja nie jestem tą osobą. Ja jedynie bym zniszczyła wszystko, co udało ci się osiągnąć, odkąd odzyskałeś pamięć. Nie chcę, byś marnował czas na mnie, kiedy mógłbyś szukać kogoś dla siebie. Naprawdę mi przykro, ale taka jest prawda. Przepraszam. Naprawdę przepraszam.
Wzięła swoją butelkę i wyszła z pokoju, zostawiając tam Bucky'ego. Chłopak patrzył za nią, po czym nie mógł oderwać wzroku od drzwi, za którymi zniknęła Natasza. W głowie ciągle słyszał jej słowa. Zupełnie jakby zostały nagrane i zapętlone, tak żeby ciągle to słyszał. Kilka razy otwierał usta i je zamykał, próbując coś z siebie wydusić. Wreszcie mu się to udało, ale nawet nie zdołał dokończyć tego jedynego zdania:
-Tylko принцесса ja...
Spuścił głowę, nie wiedząc, co mógłby powiedzieć dalej. Chciał cofnąć czas i złapać Nataszę w trakcie mówienia i nie pozwolić jej odejść. Chciał ją przytulić. Pocałować. Pragnął jej powiedzieć, że osiągnął to wszystko, właśnie dzięki niej.
Tylko na to wszystko było za późno. Jej już tu nie było
***********
Natasza weszła... Nie ona wbiegła do przebieralni. Ona uciekała przed tym, co zostawiła za sobą. Czuła się okropnie. Nie chciała tego robić, naprawdę. Nie chciała... najpewniej łamać mu serca. Tylko że nie znała żadnego innego sposobu, aby on przestał to robić.
Zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie i zsunęła się na ziemię, próbując uspokoić swój oddech.
-To była jedyna możliwość- powiedziała do siebie. Chciała siebie do tego przekonać.
Zniszczyła idealny moment, kiedy mogłoby do czegoś dojść, cofając jego starania o dobre kilka miesięcy. To go nie zniechęciło. Potem traktowała go jako zwykłego przyjaciela. Nie pomogło. Ostatecznie go unikała. To przyszedł do niej teraz. Pozostało jedynie całkowicie zniszczyć wszelkie nadzieje. Tak jak ją uczono.
-To była jedyna możliwość.
Tylko ona nie powinna w ogóle się przejmować tym, co czuje druga osoba. Przecież robiła to już wielokrotnie. Po zakończeniu zadania pozbywała się w taki sposób swoich tymczasowych pomocników. Teraz było inaczej.
-To była jedyna możliwość.- Przyciągnęła kolana do piersi i złapała je rękoma, po czym schowała w nich swoją twarz.
Teraz to bolało także i ją.
🎃🎃🎃🎃🎃🎃🎃
Hejo!
Mam nadzieję, że Halloween przeżyliście jakość ciekawie. Nie jak ja, którą dopadło chroniczne zmęczenie szkołą. Oraz, że we Wszystkich Świętych spotkania rodzinne były znośne.
Do tego komputer mi się zaktualizował i ja chcę to cofnąć! Wybieranie tapety zajmuje mi wieki!
Także liczę na to, że rozdział się podobał.
To chyba wszystko.
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top