1

Promienie słoneczne wpadały przez otwarte okno do jednego z licznych pokoi w akademiku. Oświetlało nogi jednego z dwóch łóżek. Właściciel tego konkretnego łoża, ciągle smacznie sobie spał i był przy tym szczęśliwy. Niestety nie wiedział, że jego współlokator miał co do tego inne plany.

Scott ustawił wcześniej budzik w telefonie na wibracje i włożył ją pod poduszkę. Dlatego, nie obudził Petera. Przyjechał wczoraj wieczorem i tak naprawdę nie zdołał się jeszcze przywitać z młodym, który wtedy już spał. Dzieciak, jak zwykle, wcześnie się kład spać, jeśli następnego dnia jest szkoła. Na co Ant-man uśmiechnął się pod nosem.

Spędził całe wakacje w domku jednorodzinnym na przedmieściach San Francisco i samo to nie było niczym interesującym. Zresztą, kto by się nie nudził, gdyby musiał siedzieć samemu w standardowym domu wraz z mamą i ojczymem, który na nieszczęście był policjantem. I to tym konkretnym policjantem, wyspecjalizowanym w łapaniu Scotta, kiedy ten gdziekolwiek się włamał. Matka miała wyśmienity gust do facetów.

Jednak na ratunek Scottowi przybyło kilka osób. Po pierwsze, za każdym razem, gdy zapowiadał się, jakich zwyczajny dzień, zjawiał się jego kumpel z poprawczaka, Luis i wyciągał go na miasto. Przy okazji próbował go wciągnąć w jakieś super bohaterskie sprawy. A kiedy tylko Lang się nie zgadzał, Luis zaczynał mu opowiadać, jakieś dziwaczne historie z jego przeszłości. Opowiadał je w taki sposób, że Ant-man niczego nie rozumiał.

Dochodziła jeszcze Hope, która mieszkała przecież w tym samym mieście. Jednak to on do niej chodził, a nie na odwrót. Za każdym razem drzwi otwierał mu doktor Pyme, z miną zmęczonego człowieka, który musi witać denerwującego dzieciaka, starającego się zostać chłopakiem jego córki. Hope jednak, w większości przypadków, nie dopuszczała go do słowa. Jeśli się decydowała na wyjście z Langiem, po prostu brała potrzebne jej rzeczy i wychodziła. Chociaż trafiło się kilka razy, że nawet zaprosiła go do środka.

I ostatnią, a zarazem najważniejszą bronią do niszczenia nudy była Cassie. Sześcioletnia, młodsza siostra Scotta postanowiła nie odstępować go na krok przez całe wakacje. I to naprawdę. Lang musiał ją powstrzymywać, by nie chodziła z nim do toalety. Jednak poza tym była wszędzie. Chodziła z nim wraz z Luisem i okazało się, że jako jedyna rozumie wszystko, co przyjaciel brata opowiada. Do tego jeszcze bardziej zachęcała go, do robienie jakichkolwiek „bardziej bohaterskich rzeczy".

Z drugiej strony stanowiła genialny powód, by wyjść z Hope do kina, bądź do wesołego miasteczka. Opieka nad młodszym, uroczym rodzeństwem okazała się naprawdę pomocna, w jego próbie rozkochania w sobie dziewczyny. Córka Pyma dostała na początku wakacji własny kombinezon i wolała się nim zajmować niż Scottem. Jednak kiedy miała możliwość zajmowania się Scottem i Cassie, wybierała to drugie.

Jeszcze wielgachną zaletą młodszej siostry, była jej zdolność do szczerej oceny mieszkań, które oglądał jej brat. Lang obiecał sobie, jeszcze przed poprawczakiem, że jak tylko będzie pełnoletni, wyprowadzi się z domu. A teraz, pomimo tego, że życie mu się nawet ułożyło, a matka wzięła wreszcie rozwód z jego ojcem, nie zamierzał zrezygnować z planów. Cassie tymczasem obiecała mu, że jeśli się wyprowadzi, ona wyniesie się z domu wraz z nim. Mama oczywiście najpierw całkowicie jej tego zabroniła, lecz po wielu szczenięcych oczkach i błaganiach, oznajmiła, że dziewczynka mogłaby spędzać weekendy z bratem w jego domu.

Cassie jednak, jak każde dziecko, budziła się strasznie wcześnie. A kiedy ona się budziła, musiała, obudzić przy tym Scotta. Przez to nauczył się kilku doskonałych sposobów, jak budzić smacznie śpiących ludzi. Do których zaliczał się teraz Peter.

Jedyne czego potrzebował to głośnik i naprawdę denerwująca piosenka. Pierwsza posiadał, a co do drugiego, Youtube był pełen takich piosenek. Postawił głośnik tuż przed Peterem i wybrał jeden z utworów, którymi był najczęściej budzony: melodię Nyan cata. Odsunął się na bezpieczną odległość i włączył ją najgłośniej, jak się tylko dało.

Reakcja była natychmiastowa. Chłopak otworzył oczy i dosłownie wyskoczył z łóżka. Przykleił się do sufitu i rozejrzał się przestraszony, szukając źródła dźwięku. Scott tymczasem zanosił się śmiechem. Zastanawiał się przy tym, czy on też tak głupio wyglądał, kiedy siostra robiła mu taki sam numer.

-Bardzo śmieszne- mruknął Peter, schodząc ze ściany i wyłączając głośnik.

-Nawet sobie nie wyobrażasz- odparł Lang, łapiąc powietrze- Cassie byłaby ze mnie dumna.

-Jak tam u niej? - zapytał chłopak, wracając do łóżka. Apel mieli dopiero na dziesiątą, co dawało mu jeszcze przynajmniej godzinę, spokojnego leżenia.

-Nauczyła się robić gwiazdę- Scott wyciągnął komórkę i zaczął szukać na niej nagrania- I nie dawała mi spokoju, dopóki tego nie nagrałem. A potem kazała przysiąc, że pokażę to ludziom w szkole- kiedy wreszcie je znalazł, wyciągnął telefon w stronę Parkera. Spider-man zobaczył najpierw dziewczynkę uśmiechającą się do kamery. Potem dziecko się obróciło i wykonało dość przeciętną gwiazdę.

-Urosła- ocenił pająk, po czym zauważył coś naprawdę dziwnego w tle- Czy tam jest wielgachna mrówka?

-Tak- odparł drugi chłopak, chowając telefon- Robi u nas za psa. Imienia jeszcze nie ma, bo Cassie nie może się zdecydować na żadne.

-A czego innego mogłem się spodziewać w domu Ant-mana- mruknął chłopak, przykrywając się kołdrą.

Scott tymczasem zajął się rozpakowywaniem i wybieraniem ubrań na apel. Hope go wczoraj uprzedzała, że jeśli się znowu ubierze w hawajską koszulę i niepasujące do niej szorty, to będzie go omijała przez cały pierwszy miesiąc. Lub dopóki ludzie zapomną, że on w ogóle istnieje. Jednak Lang nie chciał, by ludzie o nim zapomnieli. W szczególności teraz gdy po szkole kręci się mnóstwo nowych twarzy. Ant-man nie należał do popularnych i znanych bohaterów, a nie chciał się kojarzyć z jakimś wygłupem na początku roku. Potem ludzie śmialiby się tylko z niego. Przeżył już to w zeszłym roku i nie chciał powtórki.

Stanął przed lustrem z kilkoma koszulkami i zaczął wybierać między nimi. Potem zrobił to samo ze spodniami i butami. Kiedy spojrzał na końcowy strój, załamał ręce.

-Zadzwoń do Hope- usłyszał za sobą głos Petera.

-Ona na pewno śpi- stwierdził starszy chłopak.

-Ona na pewno nie śpi- wyciągnął telefon spod kołdry. Komórka zapalała się za każdym razem, kiedy przyszła jakaś nowa wiadomość, co tworzyło efekt mrugania- Żadna dziewczyna nie śpi- spojrzał na ekran i zaczął wyczytywać imiona- MJ i Rose marudzą. Alex i Shuri się ekscytują. Luna siedzi cicho, ale wszystko czyta- nacisnął coś na komórce- Wanda, Natasza, Pepper, Jane piszą, że ledwo się wyrobią, bo dopiero co przyjechały. Darcy też marudzi. Jest Hope! Ona się pyta, jak reszta się ubiera!

-Skąd ty to wszystko wiesz?- Scott spojrzał na chłopaka.

-Z pierwszymi założyliśmy grupę na wakacjach. Inne mnie dodały kiedyś do swojej grupy i do tej pory mnie tam trzymają. Czasami dają mi zadania, aby się dowiedział, co ktoś chce na urodziny. A poza tym twierdzą, że jestem uroczy. Nawet nie wiem, czemu- powiedział, po kichnął, jak mały kotek- Ile tu kurzu w powietrzu?

-Jesteś niczym Cassie- stwierdził Lang, biorąc do rąk telefon- Działasz jak magnes na dziewczyny. Przy tobie włącza im się instynkt macierzyński- przyłożył sobie komórkę do ucha- Hej, Hope pomożesz mi? Nie chcę wyglądać jak matoł w tym roku. Rozumiem, że jesteś zajęta, ale...- spojrzał w stronę pająka, drapiącego się po nosie- Peter tu jest i strasznie kicha! Nie wiem, czy może ma jakieś uczulenie. Naprawdę się o niego zaczynam martwi...

Przerwało mu pukanie do drzwi. Otworzył je i zobaczył stojącą tam Hope, która trzymała kubek herbaty.

-Hope już jeste...

-Tak Scott jestem- dziewczyna go wyminęła i podeszła do łóżka Petera- Przyniosłam ci herbatę- podała chłopakowi kubek, po czym odwróciła się w stronę Langa- A skoro już tu jestem, to pokazuj, co ty tam masz.

***************

-Dobra, więc od czego, to się zwykle zaczyna- Fury spojrzał swoim jedynym okiem na całą salę, wypełnioną uczniami.

W klasycznych szkołach dyrektor powinien wygłosić jakąś już wcześniej przygotowaną przemowę. Jednak on był Nickiem Furym i nie miał czasu na pisanie żadnej przemowy. Mógłby oczywiście raz jedną napisać, a potem czytać ją co roku, ale wolał mieć respekt wśród tej dzieciarni. Czasami miał wrażenie, że jako jedyny pojmował, do czego one są zdolne. I współczuł głupoty tym nauczycielom, którzy tego nie rozumieli. W drodze do tej sali słyszał, jak niektórzy z nich żalili się na to, co się im przydarzyło w ostatni dzień szkoły. A mogli okazać trochę szacunku tym małym knypkom.

-Mógłby pan zacząć od wystawienia nam wszystkim szóstek na dobry start!- rozległ się głos z głębszej części sali. Fury doskonale wiedział, że dochodzi on rejony, gdzie siedzą trzecie klasy. Od razu przewrócił okiem- A może bym pan tak jeszcze wywalił niektóre przedmioty z planu lekcyjnego?! I tak najlepiej, jakby pan już od razu wystawił nam oceny na koniec roku i mielibyśmy znowu wakacje?! To co, wracamy na Hawaje?!

Wokół głosu rozległy się jęki i marudzenia. Fury tymczasem oparł swoją głowę na ręce.

-No nie przesadzajcie ludziska! Fajnie było!

-Przypomnę ci kochanie, że oświadczyłeś się tam trzy razy. W tym dwóm chłopakom- rozległ się inny, dziewczęcy głos.

-Tego nie liczę, bo tego nie pamiętam. Ale reszta była genialna! To, co pan na to, panie dyrektorze? Może przy okazji uznalibyśmy, że jestem naj....

-Stark widzimy się po tym wszystkim w moim gabinecie- przerwał mu dyrektor- Jak zwykle.

-No weź pan! W pierwszy dzień!?

-Mam ci przypomnieć, przy tych wszystkich ludziach, co się wydarzyło w ostatni dzień szkoły?

-Nie panie dyrektorze Fury- odpowiedział już trochę spokojniej Tony.

-Tak właśnie myślałem. Rogers pilnuj tego szkolnego klauna przed dalszym wygadywaniem głupot.

-Ja nie jestem szkolnym klaunem!- wykrzyknął Iron man- Nie chcę kraść pracy Clinta, Quilla, Sco....- reszta dźwięków została zagłuszona przez nie wiadomo co. Przez chwilę wydawał z siebie jeszcze jakieś odgłosy, aż w końcu całkowicie zamilkł.

-Zaprawdę powiadam, taśma klejąca to najlepszy wynalazek Midgardu- rozległ się inny głos- Dobrze, że ją wzięłaś Nat- cały tamten sektor wybuchł śmiechem.

-Tak wam tylko przypomnę- znów się odezwał Fury- Że ciągle siedzicie na apelu. Więc mordy w kubeł, jeśli łaska!- od razu rozgadani trzecioklasiści zamilkli- I tak lepiej.

Nick rozejrzał się po reszcie. Czwarte klasy w większości siedziały wgapione w telefony, drugie z ciekawością się mu przyglądały, w tym połowa z wielkim zaskoczeniem, a pierwsze były po prostu przerażone. O trzecich wolał jeszcze nie myśleć. Ten wyskok Starka to był dopiero początek. Czuł, że one jeszcze przyprawią go o migrenę roku. Wreszcie odchrząknął i powiedział:

-Najpewniej czekacie na jakąś wspaniałą, długą i nudną mowę o tym, jak to nasza szkoła została założona, jakie ma tradycje i to, że jesteśmy tak naprawdę jedną wielką rodziną. Niestety was tu rozczaruję, chociaż najpewniej wszyscy się z tego powodu ucieszą, że nie doczekacie się tego. Historia szkoły jest wywieszona na wystawie w holu głównym. Tradycje poznacie od innych bądź będziecie mieli nieszczęście brać w niektórych udział. A co do rodziny, to naprawdę wielka bzdura. Nienawidźcie się, znoście się, lubcie się, albo kochajcie siebie nawzajem. Mnie tam wszystko jedno. Tylko przy tym róbcie to, co macie zrobić i nie sprawiajcie zbytnich problemów. Już nawet nie wspominam o regulaminie, bo i tak nikomu z was nie będzie się go chciało przeczytać. To wszystko, co mam do powiedzenia i jeśli nam wszystkim się poszczęści, zobaczycie mnie dopiero na zakończenie roku.

Zszedł ze sceny i zaraz potem podbiegł do niego jakichś asystent. Trzymał w dłoni telefon i zaczął szybko mówić.

-Panie dyrektorze, jest jakichś problem w Ameryce Południowej. Nie do końca rozumiem, ale chodzi chyba o jakichś artefakt w ścianie świątyni, czy coś.

-Wreszcie coś normalnego- Nick zabrał mu telefon i przyłożył go sobie do ucha- Mów szybko, nie mam całego dnia.

***************

Wanda potarła zmęczone oczy. Przysnęło jej się na apelu i ledwo zauważyła, że Tony wdał się w jakąś dyskusję z Furym. Z tego, co ogarniała, chłopak do tej pory miał zaklejone usta taśmą, a kiedy próbował się jej pozbyć, reszta go od tego powstrzymywała.

Dziewczyna ledwo ciągnęła za sobą swoje walizki. Pietro miał jej z tym pomóc, ale podobno spotkał w swoim pokoju jakąś dziewczynę. Przez telefon powiedział siostrze, że nowo poznana przedstawia się jako siostra T'Challi, więc on postanowił to wykorzystać i dowiedzieć się, jak najwięcej o wstydliwych momentów z dzieciństwa Czarnej Pantery.

Normalnie Wanda już dawno, by tam była i przepytywała ową dziewczynę wraz z bratem. Dzisiaj jednak jedyne, czego chciała to położenie się na łóżku w swoim nowym pokoju. Przez to, że Sharon postanowiła zostać w Anglii na stałe, zajmowanie przez nią i Laurę trzyosobowego pokoju nie miało już sensu. Czarownica jednak nie wylądowała jednak z wybranką Hawkeye'a w mniejszym pokoju. Ktoś postanowił, że lepiej będzie, jeśli się je rozdzieli i teraz Maximoff musiała się zmierzyć z nowym problemem w postaci nieznanej współlokatorki.

Wreszcie znalazła drzwi do odpowiedniego pokoju i weszła do środka. Rolety były pozasuwane i całe pomieszczenie znajdowało się w przyjemnym półcieniu. Rzeczy tamtej dziewczyny już tam były. Czarna otwarta walizka zajmowała jedno łóżko. Wokół niej zostały rozłożone stosy różnych książek. Wanda zerknęła na ich tytuły i od razu poczuła, że chyba polubi tamtą dziewczynę. Wiele z tych historii sama czytała i niektóre z nich naprawdę lubiła.

Położyła swoje rzeczy przy drugim łóżku i się na nim położyła. Prawie od razu zasnęła. Po trwającej dla niej sekundę chwili, która w rzeczywistości trwała jakieś trzy godziny, ocknęła się. Wreszcie dokładniej rozejrzała się po pomieszczeniu. Wyglądało klasycznie. Teraz jednak rzeczy drugiej dziewczyny zostały już schowane do szafy. Wanda ją otworzyła i ze zdziwieniem stwierdziła, że ta nowa zajęła naprawdę mało miejsca.

Dziewczyna wrócił do swoich walizek i je otworzyła. Potem na łóżku podzieliła swoje rzeczy na konkretne gatunki i znów wróciła do szafy. Po drodze zorientowała się, że w pokoju jest za ciemno, by cokolwiek widzieć.

Podeszła do okna i rozsunęła żaluzję. Teraz widziała podwórko przed wejściem do akademika. Przez chwilę przyglądała się, jak Clint buja się na jednej z gałęzi rosnącego tam drzewa. On się chyba nigdy nie nauczy.

Dziewczyna obróciła się i zamarła. Na tym drugim łóżku, pod ścianą w rogu, ktoś siedział, chociaż była całkowicie pewna, że tam nikogo przed chwilą nie było. Po pierwszym szoku Wanda przyjrzała się dokładnie tajemniczej zjawie i okazała się ona wcale nie taka straszna.

W tamtym rogu siedziała jakaś dziewczyna. Przygryzała dolną wargę, mocno przyciskając kolana do piersi. Czarne włosy miała związane na czubku głowy, ale kosmyki spadały jej na czoło. To jednak nie miało dla niej większego znaczenia, ponieważ cała jej uwaga była pochłonięta oglądaniem czegoś na laptopie, który akurat trzymała przed sobą. Wreszcie chyba zauważyła, że Wanda na nią patrzy, po nacisnęła coś na klawiaturze i wyciągnęła słuchawki z uszu, po czym podniosła głowę.

-Przepraszam, ze się tak gapię- zaczęła Wanda- Zupełnie cię nie zauważyłam.

-Spoko- odparła tamta i Maximoff miała przeczucie, jakby jej spojrzenie badało każdą część jej ciała. Szybko jednak dziewczyna spuściła głowę- Często mi się to zdarza.

Mówiła z akcentem, który Wanda znała doskonale z różnego rodzaju filmów i seriali.

-Jestem Wanda Maximoff- wyciągnęła w jej stronę dłoń- A ty przypadkiem nie pochodzisz z Anglii?

-Tak- dziewczyna wstała i uścisnęła dłoń czarownicy- Luna Moon.

📏📏📏📏📏📏📏📏📏📏📏📏📏📏📏📏

Tak oto przedstawiam wam pierwszy rozdział tak naprawdę drugiego tomu Marvel Avengers Academy.

Jest to początek (mam nadzieje) systematycznego publikowania przez te wakacje. Rozdziały będą pojawiać się w środy i niedziele. Taki przynajmniej jest plan.

Na razie mogę jedynie zapytać, czy się podobało i mieć nadzieję, że sięgnięcie do kolejnego rozdziału, kiedy tylko on zostanie opublikowany.

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top