004

14.03.2000r

Ten dzień sprawił, że moje życie wzbogaciło się o jeden szczegół. Mianowicie pokochałem koszykówkę.

Był to dzień, w którym razem z Hiroshim spacerowałem po mieście. Wcześniej nie chciałem opuszczać domu, ale zalegałem w nim już tak długo, że wyciągnięto mnie siłą. I nawet dobrze się stało.

Gdy przechodziliśmy obok wysokiej siatki odgradzającej boisko, zaciekawiony zatrzymałem się. Obserwowałem grę paru nastolatków. Wcześniej także widziałem jak dzieciaki grały w koszykówkę, ale ci różnili się od tamtych. Oni grali, jak powiedziałem to siedmioletni ja, jak profesjonaliści. Pomimo że nie było pomnie widać, byłem zafascynowany.

Przez resztę drogi powrotnej męczyłem Hiorshiego aby następnym razem zabrał mnie na boisko i nauczył grać. Niestety, pozostawał nieugięty. Mówił, że ma za dużo spraw na głowie.

Nie miałem nikogo, kto mógłby nauczyć mnie grać. A sam wyjść nie mogłem, potrzebowałem opiekuna.

Następnego dnia, zajmował się mną Sakirai. Spędzał ze mną czas, gdy miał wolną chwilę. Pełni on taką funkcję, że nie ma za wiele czasu dla rodziny.

Tego dnia on tym razem wyciągnął mnie z domu. I jakie było moje zaskoczenie, gdy zabrał mnie na boisko. Poprosił dzieciaki czy mogłyby nauczyć mnie gry. Zgodzili się. Mieli cierpliwość do moich potyczek, ale z czasem wychodziło mi lepiej. I jak zauważyłem, młodzież wtedy a dziś, była kompletnie inna.

Ojciec siedział na ławce i obserwował moją grę. Jako że byłem za niski na wsady, chłopaki podnosili mnie. Pokazywali mi różne triki, których w przyszłości nie ośmieliłem się pokazać, a wychodziły mi dobrze.

Szok nadszedł wtedy, gdy Sakurai wszedł na boisko. Dał chłopakom popalić. I gdyby nie ten dzień, pewnie nigdy bym się nie dowiedział, że mój ojciec umie grać w kosza. I od tamtej pory, gdy miał wolną chwile graliśmy razem, z wiekiem zacząłem mu dorównywać.

Wieczór zleciał nam na jego opowieściach z czasów szkolnych. Że grał w drużynie. W liceum jego skład był naprawdę potężny, a na jego czele stał Mamoru Akashi, straszny typ. Choć z jego opisu charakteru, mogłem wywnioskować, że blakł przy wyglądzie i charakterze Sakury. Raz widziałem jak ojciec z mordem w oczach kroił marchew, ale on po prostu ma takie oczy. A to że z czasem przypominałem go coraz bardziej, przykrywałem oczy grzywką, by nie wyglądały tak przerażająco.

Od czasu gdy zamieszkałem z ojcem, w moim życiu pojawiły się miłe chwile dzieciństwa, do których wracam po dziś dzień.

******************

Rok 2000, jest progres. Jeszcze jakiś +∞ i będzie git XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top