000
01.01.2012r
Po dziewiętnastu latach mojego życia zdecydowałem się spisać w tym zeszycie swoją przeszłość. Może za kilkadziesiąt lat, gdy już moje imię będzie na ustach ludzi opłakujących moją śmierć, ktoś znajdzie ten dziennik i dowie się jaką osobą był jego autor.
31 stycznia 1993 roku na świat przyszedł chłopiec. Lecz poród nie był taki, jak u reszty noworodków. Nie odbył się w szpitalu, ani w domu. Nie było opieki medycznej. Przyszedłem na świat w starej, brudnej i nieczynnej toalecie publicznej. Moją matkę znalazł jakiś facet zaniepokojony przeraźliwymi dźwiękami. Mężczyzna zobaczył kobietę siedzącą na podłodze z dzieckiem na rękach, które nadal było połączone pępowiną. Obok niej leżała strzykawka, łyżka i zapalniczka. Nie trzeba było się dłużej zastanawiać co zrobiła. Facet natychmiast zadzwonił po karetkę i w szpitalu dostałem opiekę medyczną, której potrzebowałem.
Moja matka miała osiemnaście lat, gdy zaszła w ciążę. Porzuciła edukację w gimnazjum, została wyrzucona z domu i zaczęła karierę jako kurwa. Nie zaliczyłbym jej do dziwki, spotkałem ich wiele i drogo siebie ceniły. A ona dawała dupy każdemu za jakieś grosze.
Pewnego wieczoru dawny znajomy matki odwiedził ją, sypnął sporą sumką kasy, zaruchał i odszedł. Ale poza dużą sumą pieniędzy, zostawił jeszcze coś, co przyczyniło się do mojego poczęcia.
Pomimo ciąży nie porzuciła zawodu. Gdzieś do czwartego miesiąca zarabiała, potem była na utrzymaniu ciotki. Wiem doskonale, że nie chciała mnie mieć. Nie przejmowała się się mną. Paliła, piła i ćpała, mając nadzieję, że poroni i pozbędzie się problemu. Pomimo jej licznych starań urodziłem się w pełni zdrowy.
Od porzucenia mnie w szpitalu powstrzymała ją ciotka, która choć niezbyt mnie lubiła, dała mi dom i wychowała.
Czasów dzieciństwa nie mogę nazwać szczęśliwymi. Matka na każdym kroku pokazywała mi, że ma w dupie moje istnienie, życzyła mi śmierci i wyżywała się. Oczywiście ciotka nie miała o tym pojęcia. Kłamałem mówiąc, że liczne siniaki i zadrapania mam od zabawy na dworze. Ukrywałem prawdę nie ze strachu czy wstydu. Po prostu milczałem. Zapieczętowałem swoje uczucia.
Mówi się, że dzieci nie rodzą się z nienawiścią, nie jest to do końca prawda. Inne dzieci zapewne nie mają powodów do zaznania tego uczucia. A to co mówią, gdy kolega zabierze zabawkę lub rodzic czegoś zabroni, są to niewinne, nic nieznaczące słówka. Nie to co ja. We mnie nienawiść wykiełkowała przez matkę. Nie zaznałem miłości, ani ciepła uścisku. Jedyną osobą, która odrobinę była zainteresowana moim istnieniem była ciotka.
*****************
Rozdział krótki, ale one będą miały różną długość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top