Rozdział XIV
"Mężu mój miły, ty już leżysz w grobie,A ja trwam jeszcze na świecie po tobie.Ale co żywe, umrzeć bym wolała,Bom tylko na płacz wieczny tu została"
J. Kochanowski
___________________________________________
- Co ty robisz, do cholery?! - wrzasnęłaś.
- Właśnie chciałem się ciebie o to spytać - wymruczałem, próbując wytrzeć łzy rękawem.
- Ja nie miałam zamiaru strzelić sobie kulką w łeb.
- Bo nie masz powodu.
- A ty masz?!
Zacisnąłem zęby.
Westchnęłaś i wyciągnęłaś rękę, zapewne po to, żeby pogładzić mnie po policzku.
Odskoczyłem. Twoja dłoń wydawała mi się rozpalonym żelazem.
- Aleks, to nie tak, jak myślisz.
- Powstrzymam się od komentarza.
- Domyślałam się dawno, ale wciąż to od siebie odrzucałam... Zawsze byliśmy przyjaciółmi. - Przełknęłaś ślinę. - Kochasz mnie...?
- W tej sytuacji to nie ma najmniejszego znaczenia.
- Ma... duże.
- Przykro mi, nie mam zamiaru zmieniać dla ciebie płci - warknąłem.
Wzdrygnęłaś się. Zdałem sobie sprawę, że sprawiłem ci przykrość.
- Przepraszam - westchnąłem. - Możesz już iść?
- Nie, bo się zabijesz.
Wzruszyłem ramionami.
- Jesteś moim przyjacielem.
Nie odpowiedziałem. Zacząłem gapić się na obraz za oknem. Ze zdumiewającą obojętnością zauważyłem, że po raz pierwszy w ciągu tej zimy pada śnieg.
- Jaki piękny widok - wyszeptałaś. - Już myślałam, że w tym roku będzie tylko lać deszcz.
Chyba zorientowałaś się, że nie mam zamiaru się odzywać, więc wstałaś, spojrzałaś na mnie smutno i wyszłaś. Przez drzwi.
Nie miałem siły nawet odwrócić głowy, więc mimowolnie obserwowałem, jak wychodzisz na zewnątrz szybkim krokiem. Jak wchodzisz na ulicę.
Jak wpadasz na maskę rozpędzonego samochodu, po czym lądujesz na chodniku. Jak przerażony kierowca upewnia się, że dookoła jest pusto, i jedzie dalej, mając wszystko w dupie.
Poczułem dłonie mojego Anioła Stróża na ramionach, ciągnące mnie do góry. Nawet nie zauważyłem, gdy zbiegłem po schodach i po chwili klęczałem przy Twoim nieruchomym ciele.
Wyglądałaś, jakbyś spała. Dookoła nie było krwi ani flaków.
Śnieżnobiałe płatki delikatnie spadały na Twoje rude włosy i lekko otwarte usta.
- Helena...? - wychrypiałem. - Helena.
Brak reakcji.
Potrząsnąłem Tobą i klepnąłem w policzek. Nic.
Przyłożyłem ucho do Twego serca, które nie biło. Dla pewności sprawdziłem puls.
Nie było go.
Moje Słońce zgasło.
Nie wrzeszczałem, nie płakałem i nie rozdzierałem ubrań, tylko pocałowałem Twe chłodne usta, podniosłem trzymany wciąż w dłoni pistolet i strzeliłem.
Jakąż wielką ulgę poczułem, upadając na Twą nieruchomą klatkę piersiową i umierając.
Epilog
Podwójne pogrzeby - zwłaszcza, gdy chodzi o młodych ludzi - są niezwykle przygnębiające.
Pochowano ich po sąsiedzku. Do dzisiaj nikt nie wie, co dokładnie się stało; znaleziono ich ciała leżące obok siebie. W obu młodych głowach tkwiły kule.
Specjaliści po badaniu odcisków palców na broni stwierdzili, że najpierw zastrzelił się chłopak...
...a następnie dziewczyna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top