Rozdział IV

"Czym dla ptaka są skrzydła, tym dla człowieka jest przyjaźń: wznosi go ponad proch ziemi"Z.M.Raudive

________________________________


Wybacz, że nie będę opisywał wszystkich zdarzeń w porządku chronologicznym - piszę to, co mi tylko przyjdzie na myśl, a w moich myślach bardzo trudno się połapać.

Miałem wtedy osiem lat. Wróciłem ze szkoły z wesołymi nowinami - dostałem uśmiechniętą szóstkę z dyktanda.

Gdy oznajmiłem to rodzicom, uśmiechnęli się promiennie.

- To wspaniale, synku - powiedziała mama. - Ale mamy dla ciebie jeszcze lepszą wiadomość.

Rodzice popatrzyli na siebie porozumiewawczo.

- Będziesz miał brata - oznajmił ojciec.

- Albo siostrzyczkę - zaoponowała mama.

- To zdecydowanie będzie brat.

Stałem tam i myślałem sobie, że uśmiechnięta szóstka jednak cieszy mnie bardziej.

- To dziecko siedzi w moim ciele i żyje dzięki mojemu życiu, więc mam prawo twierdzić, że mam jakieś przeczucia. - Mama zmarszczyła brwi.

Ojciec przewrócił oczami.

- Jeśli to będzie dziewczyna...

- To co? Wyrzucisz ją z domu?

- Agata. - Ojciec podniósł głos. - Nie mów do mnie takim tonem.

Mama wstała gwałtownie i wyszła z pokoju.

- Nie przejmuj się, mały - powiedział ojciec. - Baby takie są.

Rodzice uwielbiali się kłócić bez powodu.

***
Po siedmiu miesiącach mama miała już duży, bardzo duży brzuch. Miałem wrażenie, że pęknie.

A ona twierdziła, że będzie jeszcze większy.

Teraz wszyscy już byli pewni, że w owym brzuchu pływa sobie mała dziewczynka.

Ojciec na początku nie był zadowolony - ale po kilku tygodniach mu przeszło i teraz czekał na moją siostrę z równą niecierpliwością co mama.

Podczas kłótni o imię miałem wrażenie, że dom trząsł się w posadach. W końcu przyszedłem do nich i spytałem, czy sam mogę dać swoją propozycję.

Róża.

Imię miało tylko jedno, góra dwa zdrobnienia - i to urocze - a ja sam nie lubiłem swojego właśnie dlatego, że każdy mówił na mnie inaczej.

Rodzice się zgodzili.

Kończyliśmy już robić pokój. Powiem tak: Gdybym był dziewczynką, to aż bym jej pozazdrościł.

Sypialnia była urocza.

A ja z każdym dniem lubiłem moją niewidzialną siostrzyczkę coraz bardziej.
***
Zapach szpitala zawsze przyprawia mnie o mdłości. Czasem nawet silne dreszcze.

Jest okropny.

Ale musiałem się przełamać, żeby odwiedzić mamę.

Miała tylko skręconą rękę, złamaną nogę i poszorowaną twarz, ale Róży chyba musiało się zdarzyć coś gorszego, gdy - razem ze swoją przyszłą rodzicielką - wpadła na maskę samochodu jakiegoś idioty.

Wyobrażałem sobie, że wyrosły jej skrzydła i stała się niewidzialna. I że wróciła do swojego domu.

Tak właśnie powiedziała mi mama: Róży nie spodobało się na tym świecie, więc stała się aniołkiem i wróciła do domu.



***
Nikomu o tym nie mówiłem. Moi kumple nawet nie wiedzieli, że miałem mieć siostrę.

Tylko Ty wiedziałaś. I gdy napadła mnie tęsknota i smutek, i gdy myślałem, że ja też mogłem dawno, dawno temu wrócić sobie do domu, ale nie wykorzystałem okazji, przyszłaś do mnie.

Zapukałaś w szybę mojej sypialni i wlazłaś do niej przez okno. Siedzieliśmy, przytuleni. Powiedziałaś mi coś, co zapamiętam na całe życie:

- Miłość to pragnienie szczęścia drugiej osoby. Powinieneś się cieszyć, bo Róża już zawsze będzie szczęśliwa. Nigdy nie doświadczy życia na Ziemi. Też bym tak chciała.

To była świetna okazja.

- A ty? Pragniesz mojego szczęścia?

Nie odpowiedziałaś.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: