1. WSPOMNIENIA - Rozdział I



"Próżno uciec, próżno się przed miłością schronić,
Bo jako lotny nie ma pieszego dogonić?"

J.Kochanowski

_________________________________________


Na początku był Chaos.

Albo bezład i pustkowie.

Albo Wielki Wybuch.

Zależy,w jakie źródła informacji wierzymy.

Ale ja wiem, że na początku był taki jeden farciarz z całej grupy, który dostał się do celu i powstałaś Ty. Najpierw byłaś embrionem, a później małym człowiekiem - bo przecież teraz zarodek uważa się bardziej za rzecz, choć ja sam nie wyobrażam sobie, że kiedykolwiek mogłaś być rzeczą.

Gdy przyszłaś na świat, zapewne ptaki umilkły z zachwytu, a wszyscy ludzie mimowolnie wstrzymali oddech.

Bo właśnie urodziło się małe, ale jakże wspaniałe Słońce.


***


Zanim Cię poznałem, miałem kilku kumpli, których nawet na haju nie nazwałbym przyjaciółmi.

Z drugiej strony, to niemożliwe, bym w tym czasie kiedykolwiek był nahaju, bo gdy Cię poznałem, mieliśmy po pięć lat.

Dołączyłaś do naszej grupy przedszkolnej w maju, gdy wszystko było już zielone, ptaki pracowały nad nowymi melodiami, a zakochani ludzie -których od zawsze uważałem za szurniętych - przechadzali się po parkach, trzymając się za ręce.

Usiadłaś obok mnie - może właśnie dlatego, że nie miałem przyjaciół, a z kumplami pokłóciłem się o to, czy mamy budować zamek z Lego,czy bawić się w Policjantów i Złodziei.

Siedziałem zupełnie sam przy stoliku i teraz zastanawiam się, czy było to moim błogosławieństwem czy przekleństwem na resztę życia.

- Cześć - powiedziałaś.

-Witaj.

Zawsze byłem inny.

Zaczęłaś w ciszy delektować się kanapką z Nutellą. Siedzieliśmy tak dobre parę minut, aż w końcu spytałem, dlaczego nic nie mówisz.

-Przykro mi, nie rozmawiam z nieznajomymi.

-Jestem Aleksander. Aleksander Jerzy. Nie Olek.

Uśmiechnęłaś się uroczo.

- A ja Helena. Nie Hela.

Dobrze pamiętam, jak pierwszy raz w życiu moje serce zrobiło fikołka.

- Tylko się nie śmiej - dodałaś szybko.

- Z czego? - Zdziwiłem się. - Helena to piękne imię. Trochę starodawne, ale urocze.

Nie odpowiadałaś.

-Wiesz, Helena Trojańska była najpiękniejszą kobietą świata.Taki głupi chłopiec ją porwał i rozpętała się dziesięcioletnia wojna.

Nadal w milczeniu żułaś końcówkę drugiej kanapki.

Moi rodzice nigdy nie czytali mi przed snem - w ogóle mi nie czytali -więc zastąpiłem ten rytuał słuchaniem audiobooków mamy. Tak bardzo mi się spodobały, że wsłuchiwałem się w losy najróżniejszych bohaterów literackich także we dnie.

Nawet,gdy treść chwilami przynudzała.
- Kojarzysz Helenę Kurcewiczównę? - spytałem. - Tę od Sienkiewicza.

Brak reakcji.

-Ona też była ładna. I też została porwana. Też się o nią bili. - Zastanowiłem się chwilę. - Wiesz, o Heleny często się bije i często porywa.

- Mnie nikt nie porwie - mruknęłaś z niepokojem w oczach.

-Oczywiście, że nie. Będę cię bronił.

Popatrzyłem na Twoją burzę rudych włosów, na błyszczące oczy, urocze piegi na nosie i bluzę z jednorożcem.

Poczułem,jak wszystko we mnie mięknie, a niewidzialne motylki wlatują do mojego środka przez głowę - zabierając po drodze cały zdrowy rozsądek - po czym zaczynają harcować w rozmiękłym żołądku.

W związku z tym wielce romantycznym uniesieniem, z moich ust wypłynęły jedne z najromantyczniejszych słów, jakie mógłby wymyślić pięciolatek.

- Nie mam wojsk, ognia ani miecza. Nie jestem królem ani szlachcicem, inie potrafię jeździć konno. Ale będę cię chronił lepiej niż król czy szlachcic, bo żaden chory z miłości narwaniec cię nie porwie. Obiecuję.

Tylko się uśmiechnęłaś. Ale przynajmniej niepokój z Twoich oczu wyparował jak kamfora.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: