Rozdział XIII

"Gdziekolwiek zwrócę lot, tam czekać będzieGniew nieskończony, nieskończona rozpacz!Gdziekolwiek zwrócę lot, tam wszędzie piekło.Piekło jest we mnie, a na dnie otchłaniGłębsza, ziejąca czeluść się otwarła,Przy której piekło dręczące jest niebem"

J.Milton

__________________________________

Pomyślałem, że koniecznie muszę z Tobą porozmawiać. Powiedzieć to, co myślę i wyznać Ci wszystko od początku do końca.

Później planowałem wyjawić rodzicom, że zostaną dziadkami.

A na końcu z radością czekać na mojego sy... No dobrze: moje dziecko.

I powoli zapominać o Tobie.

Pójdę na studia, ewentualnie znajdę sobie dorywczą pracę. Będziemy razem wychowywać mojego sy...  dziecko. Może nawet weźmiemy ślub.

Będzie wspaniale.


***
Po niewielkich przygotowaniach ruszyłem w stronę Twojego domu.

Ostatnio zagościłem tam chyba w drugiej gimnazjum.

Dzień był taki piękny. Nie było śladu śniegu, ale na szczęście mokra breja także zniknęła. Słońce ogrzewało świat swymi promieniami.

Myślałem, jakie to smutne, że nie potrafimy już ze sobą rozmawiać tak, jak dawniej.

Obserwowałem przechodniów. W taką pogodę sporo ludzi zdecydowało się na spacer. Zakochane pary. Rodzice z dziećmi. Przyjaciele, przyjaciółki, kumple. Albo pojedyncze osoby. Takie jak ja - bez przyjaciół, bez drugiej połówki.

Najbardziej poruszył mnie widok młodej dziewczyny - nie starszej ode mnie - pchającej wózek z kilkumiesięcznym dzieckiem. Miała zmęczoną twarz i smutne oczy.

Coś podpowiadało mi, że miała podobną sytuację, co Natalia - tyle, że ojciec dziecka był trochę mniej pomocny ode mnie. Po prostu uciekł.

W połowie drogi podeszła do mnie jakaś Cyganka i zaczęła namawiać mnie do powróżenia z dłoni.

Na nic moje gadanie, że nie wierzę w takie rzeczy, nie mam pieniędzy i ochoty, a poza tym się spieszę.

- Wiem, że masz parę drobniaków, ale nie będę cię zmuszać. - Cyganka roześmiała się przerażająco. - Pomogę ci za darmo.

Złapała moją rękę i zaczęła przesuwać po niej palcem, wpatrywać się w nią i pomrukiwać.

- Twe serce z wierzchu jest skałą, ale wewnątrz pali się żywi ogień. Ogień dla niewłaściwej dziewczyny. Jeśli nie popierasz zachowania postaci Goethe'go, lepiej zawróć do domu i zapomnij o wszystkim.

Wyrwałem dłoń z jej ciemnych łap.

- Dziękuję, nie skorzystam.

Po czym ruszyłem dalej, zanim zdążyła zwinąć mi drobniaki z kieszeni.
***
Pamiętam, jak wyszedłem zza rogu.

Pamiętam, że pierwszym widokiem, jaki zastałem, byłaś Ty.

Przytulona do Magdy.

Niekoniecznie przytulona. Całowałyście się. Nie. Pożerałyście się. Tak. To dobre słowo.

Nigdy nie widziałem, żeby jakaś para tak się całowała.

Obróciłem się na pięcie i szybko zacząłem maszerować z powrotem.

Ziemia zaczęła kręcić się szybciej niż powinna. Chodnik pod mymi stopami zawirował, sprawiając, że prawie upadłem.

Wszystko widziałem w jedynie dwóch kolorach: rudym i blond.

- Aleks!

Twój głos nigdy nie był mi obojętny.

- ALEKS!

Drżenie cząsteczek powietrza, które zwykle nazywa się dźwiękiem lub głosem, wdarło się do mojego serca i potrząsnęło nim jak dziecko grzechotką.

Odwróciłem głowę. Musiałem.

Kiedyś zastanawiałem się, czy słoneczniki potrafią się buntować. Czy potrafią nie odwracać swych "głów" w stronę promieni słonecznych.

To byłoby bez sensu, szybciej by umarły.

- Kotku, co ty wyprawiasz. - Usłyszałem głos Magdy.

Helianthus annuus L.

Słonecznik.

- Aleksander.

Zacząłem biec, żeby nie słyszeć Twojego głosu.

Na wszystkich plakatach, samochodach i ludzkich twarzach wymalowane były całujące się przyjaciółki.

***


Całkiem szybko dotarłem do domu. Na szczęście, moi rodzice wyjechali.

Przez chwilę przestraszyłem się, że ojciec mógł zabrać to ze sobą, ale odrzuciłem od siebie tę myśl.

Uświadomiłem sobie, że popieram zachowanie bohatera stworzonego przez Goethe'go - chyba tak ujęła to Cyganka.

Zawsze lubiłem Wertera.

Nie musiałem długo szukać pistoletu. Ojciec nigdy nie był dobry w chowanego.

Na dodatek wszystko zostało mi podane pod nos - broń była nabita.

Podziękowałem manii prześladowczej mojego ojca.

Próbując uspokoić oddech, drżącą ręką przystawiłem lufę do boku głowy. Zamknąłem oczy, dopiero uświadamiając sobie, że wprost toną we łzach. Zacisnąłem zęby.


Przepraszam, Boże. Wyślij mnie do Piekła, jeśli chcesz. Tylko zlituj się i nie każ mi tam już nigdy oglądać Heleny.


Ach, i opiekuj się moim dzieckiem. Daj mu i Natalii zdrowie i szczęście. Najlepiej postaw na ich drodze odpowiedzialnego, kochającego chłopaka, który się nimi zaopiekuje.

Błogosław Helenie i Magdzie, żeby trafiły do Nieba.

Nie chcę się z nimi spotkać.


Okno sypialni otworzyło się z hukiem, a jakaś siła wytrąciła mi pistolet z ręki.

Upadłem z zaskoczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: