Rozdział 5
Siedziałam w swoim gabinecie i stukając moimi dość krótkimi paznokciami o blat biurka analizowałam wszystko co zaszło tak niedawno temu. Spotkałam mężczyznę, który tak naprawdę nie powinien mnie zainteresować. Nie lubiłam nawet zielonych oczu. Od kiedy pamiętam szalałam za brązowookimi brunetami. A potem ten wypadek i jak na złość te przepełnione troską, zielone oczy. Do tego bujne loki w dłuższej długości. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje i jak najszybciej pragnęłam zapomnieć o całym zdarzeniu.
Nie wspominając już o tym, że mój samochód jest właśnie u mechanika. Mam nadzieję, że nie ma większych szkód. Lubię moje auto, jest małe i nie zanieczyszcza powietrza.
Prycham.
Mam ułożone życie w całej jego okazałości. Od zdrowego jedzenia, aż po chroniący środowisko samochód. W moim życiu nie ma nawet odrobiny szaleństwa. Może przez to nie potrafię się odnaleźć? Może chociaż raz powinnam puścić wodze fantazji i zrobić coś złego? Niedozwolonego? A może nawet niebezpiecznego?
Chce mi się śmiać z samej siebie. Co się właściwie ze mną dzieje? Nigdy w życiu nie miałam myśli tego typu. Zawsze byłam raczej grzeczna i ułożona. Nie widziałam w siebie seksownej kocicy, tylko ułożoną dziewczynę z sąsiedztwa. Nawet w szkole brzydziłam się tymi wyzywająco ubranymi dziewczynami. Mój mundurek był nienagannie wyprasowany, a krawat odpowiednio prosto zawiązany. Nie mogę udawać tego, kim jest jestem.
Wykreowałam siebie i muszę teraz tym podążać. Tak naprawdę jestem nudna do cna. Jak mogę zainteresować faceta, skoro tak naprawdę nie interesuję nawet samej siebie? Uciekam w książki, w pracę tylko po to by nie stawić czoła światu i życiu. I dokąd mnie to zaprowadziło? Do staropanieństwa. Prawda jest taka, że zapewne skończę sama jak palec z kotami. Będę niczym Bidget Jones - gruba i z nałogami. Będę chodziła z w starym, brudnym i porwanym dresie. A moje włosy będą raczej nieświeże i po kołtunione.
Wzdrygam się na tę myśl. Naprawdę do tego dążę? Jestem nudziarą kreującą się na ikonę wszystkich singielek? Gdybym ja także mogła znaleźć swojego Marca Darcyego. I oh boże, najlepiej z tym głębokim, brytyjskim akcentem. Za każdym razem kiedy go słyszę, czuję jak stado dreszczy przebiega po moim kręgosłupie.
- Ziemia do Francesci! - Ktoś krzyczy. Natychmiast wyrywam się z moich otchłani podświadomości i mrugając oczami wracam do żywych. Lekko zdezorientowana i oniemiała odwracam się na krześle i jak się okazuje trafiam na rozbawioną twarz Arona.
- Czego chcesz? - Pytam zezłoszczona, przerwał mi moje małe fantazje. Podnoszę wodę i biorę łyk wody.
- Ustawiłem Cię na randkę. - Mówi z głupim uśmiechem, który momentalnie spada kiedy tylko widzi jak zaczynam dławić się wodą. Zaczynam swoją przygodę z kaszlem, który nie ustaje i nie ustaje. W końcu, kiedy tylko łapie głębszy wdech, spoglądam na niego zaszokowana.
- Co zrobiłeś? - Czy ja oszalałam? A może to on oszalał?
- Ustawiłem Cię na randkę z moim kumplem i uwaga... dziś wieczorem!
- Chyba śnisz. - Odpowiadam.
- Oh no przestań, Fran. Nie możesz do końca życia chować się przez wszystkimi facetami.
- Wcale tego nie robię. - Prycham i zakładam ręce na klatce piersiowej.
- Oczywiście. - Po jego spojrzeniem wzdycham głęboko i opadam na krzesło. Tyle z mojej małej wojowniczki.
- Kto to? - Pytam, wywracając oczami.
- To najlepszy koleś, jakiego tylko możesz mieć. - Opiera dłonie na biurku w podekscytowaniu. Kiedy tylko widzę, jak nachyla się bliżej, a jego oczy błyszczą - wiem, że się zaczyna. Układam się więc wygodnie i nic innego nie pozostaje mi niżeli skupić się na jego słowach. - Ma na imię Zayn i jest naprawdę kurewsko przystojny! - Prawie krzyczy. Mam ochotę zdzielić go po łapach, za takie słowa. - Jestem więcej niż pewien, że Ci się spodoba.
- Wiesz, że jestem koszmarna w randkowaniu. - Jęcze.
- To będzie w klubie, więc będziesz mogła trochę wypić i się rozluźnisz. A jak Ci się nie spodoba do się wmieszasz w tłum i wiejesz. Dobrze Ci to wychodzi. - Puszcza do mnie oczko, za pewne pamiętając, że zwiałam już ze wszystkich spotkań na które mnie umówił. Czasem się obawiam, ale z drugiej strony cieszę, że w końcu lista jego znajomych - singli w końcu się wyczerpie.
- Która? - Pytam pokonana.
- 20:30 - Krzyczy i niemal wybiega z mojego gabinetu przesyłając mi po drodze całusa. Uśmiecham się, co za wariat.
~*~
Mam jeszcze tylko godzinę do wyjścia, a wciąż nie wiem co powinnam ubrać. Mój gust i smak stylistyczny kończy się zaraz po spódnicach i marynarkach. Nie jestem dobra w tym całym imprezowym szaleństwie, więc nie jestem pewna także tego jak się ubrać.
Decyduję się na wąskie spodnie, koszulę spod której idealnie widać mój czarny stanik. Nie jestem pewna, czy powinnam to założyć, ale w końcu to impreza. Czas szaleństwa i ekscytacji. Jeszcze raz przeczesuję ręką włosy starając się nie wywrócić w wysokich butach, które mam na sobie. Patrzę na siebie krytycznym okiem, ale nie wydaje mi się, żebym akurat dziś miała się do czego przyczepić.
Kiedy słyszę dzwonek do drzwi niemal tracę równowagę. Czuje jak moje nogi w jednej chwili stają się jak z waty. Przecież jakoś dam radę, to kolega Arona nie może być taki zły. Biorę oddech i otwieram drzwi.
W nich widzę najprzystojniejszego faceta, jaki kiedykolwiek chodził po tej ziemi.
Można kochać kogoś bez wzajemności, dopóki jest wart uczucia. Dopóki zasługuje na miłość.
***
mam nadzieje, że postać Zayna wam nie przeszkadza, ale postanowiłam nie zmieniać całego zamysłu opowiadania :)
wiele osób na wattpadzie mnie ostatnio mocno zawiodło. i szczerze mówiąc od gorących myśli opuszczenia wattpada odwiodły mnie dwie dziewczyny, które będą bardzo dobrze wiedziały, że o nie mi chodzi. dziękuję! :*
lece na zakupy! kocham was najmocniej, buziaki :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top