Rozdział 27
Nigdy nie pomyślałabym, że mężczyzna taki jak on może wykonywać pracę taką jak ta. Nie oceniam ludzi, ponieważ zbyt często oceniano mnie. Nie patrzę krzywo, ponieważ często to ja byłam spychana na margines przez moje przekonania, wartości i światopogląd.
Jednak spotkanie Zayna właśnie w salonie masażu było niemałym zaskoczeniem. Ten na pierwszy rzut oka twardy, wytatuowany mężczyzna nie kojarzył się z delikatnymi, pobudzającymi dłońmi i eterycznymi zapachami olejków. Prędzej wzięłabym go za tatuażystę lub sprzedawcę broni.
I tak właśnie działają stereotypy. Nikt nie jest od nich wolny - nawet ja. Osoby bojące się bycia ocenianymi, także oceniają. To głęboko zakorzeniona ludzka przypadłość. Coś, co jest inne, niespotykane, różniące się od naszych standardów jest poddawane dogłębnej analizie. Zakładamy, że my nie zachowalibyśmy się w taki czy inny sposób, albo oceniamy zbyt płytko by móc dostrzec drugie dno.
Co z tego, że ma tatuaż? Życie bywa zaskakujące. Nikt nie okazuje sie być takim jakim się wydaje. Morderca także może przeprowadzać staruszki przez ulicę.
~*~
Zaskoczenie na twarzy Zayna było oczywiste. A może było tylko odbiciem szoku znajdującego się na mojej twarzy?
- Fran? - Zapytał oniemiały, a jego dłonie ześlizgnęły się z mojej skóry.
- Cześć, Zayn. - Uśmiechnęłam się. - Kogo jak kogo, ale nie spodziewałabym się tutaj akurat Ciebie. - Zaśmiałam się ciepło.
- No tak, nie wyglądam na masażystę prawda? - Podrapał się po głowie lekko zakłopotany.
- Hej. - Odezwałam się widząc jego reakcję. - To bardzo przydatna umiejętność. Każda praca jest wartościowa. A Ty dodatkowo sprawiasz kobietom niemałą przyjemność. - Uśmiechnęłam się.
- Płacą mi za to. - Odpowiedział zwyczajnie. Z mojego gardła wyrwał się rechot spowodowany dwuznacznością jego wypowiedzi w połączeniu z tym co powiedziałam ja. - Cholera, to chyba nie zabrzmiało dobrze. - Zaśmiał się i delikatna czerwień przykryła jego oproszone zarostem policzki.
- Masz ochotę wyskoczyć gdzieś na kawę? - Zapytałam.
- Jasne, za piętnaście minut mam przerwę na lunch.
- Cudownie. - Zmieniłam pozycję na wygodniejszą. - A teraz masuj. Za coś Ci płacę. - Powiedziałam na chwilę odwracając twarz w jego stronę i puściłam mu oko. Zanim ułożyłam się z powrotem kątem oka zauważyłam jego psotny uśmieszek.
Ah ten Zayn. Duże dziecko. Aron dwa.
~*~
Siedziałam z Zaynem w bardzo miłej restauracji zaraz obok jego zakładu pracy i spokojnie gawędziłam przy filiżance pysznej kawy.
Rozmawiało nam się cudownie, wydawał się być moją bratnią duszą. Prześlizgiwaliśmy się z tematu na temat nie bawiąc się w ograniczenia i otwarcie wypowiadaliśmy nasze często sprzeczne poglądy.
Wszystko szło bardzo dobrze. Do pewnego momentu.
- Słyszałem, że Harry wyjechał na chwilę do Ev. - Wspomniał, a ja zacisnęłam pod stołem dłoń w pięść. Tylko tak mogłam pozbyć się bólu napływającego do każdej komórki mojego ciała. Nie ważne ile godzin minęło. To wciąż było świeże, nadal bolało tak samo mocno.
- Tak. - Chrząknęłam. - Mówił mi o tym.
- Więc... Jak idą przygotowania? - Skupiłam się na serwetce, którą zaczęłam obracać w palcach.
- Pełną parą. - Zaśmiałam się. - To będzie piękna uroczystość.
- Mogę ci coś powiedzieć, Francesco? - Zapytał nagle po chwili ciszy.
- Pewnie. - Uśmiechnęłam się.
- Boję się, że to nie przetrwa.
- Co dokładnie? - Nachyliłam się.
- To całe małżeństwo. - Zakreślił kształt w powietrzu. - Oni są dla siebie zbyt dobrzy. Boje się, że to zacznie się walić. Może nie od razu, ale to ciągłe ustępowanie i sprawianie przyjemności kosztem siebie ich zmęczy. - Ciągnął.
- Co masz na myśli? - Zainteresowałam się.
- Ev jest zbyt zwariowana by Harry mógł dotrzymać jej kroku. Mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają... I może tak jest, ale tylko do pewnego stopnia. W pewnym momencie Evelyn nie będzie chciała się już hamować, a Harry zmęczy się udawaniem, że za nią nadąrza. Każde z nich w pewien sposób zaprzepaszcza siebie. - Spojrzał przez okno. - Jestem z boku i widzę do dokładniej. I to właśnie ja będę zbierał to co zostanie zniszczone. Nie wiem co mam robić. Cieszyć się ich teraźniejszym szczęściem czy starać się zapobiec przyszej tragedii.
- Naprawdę tak sądzisz? Że właśnie tak skończy się to wszystko? - Zapytałam, a Zayn tylko smutno pokiwał głową.
I w tym momencie przez chwilę myślałam, że może mam szansę... Że może, ale tylko może, to by się kiedyś udało. Nadzieja na nowo zagościła w moim sercu. Szkoda, że nie na długo.
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości, czy pierwsza jest ostatnią, czy ostatnia pierwszą.
***
Co tam u Was misiaczki? Wczoraj wywołałam burzę, jeśli wasze powiadomienia także wariują to przepraszam. Już będę siedziała cicho :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top