Rozdział 7

Było mi przyjemnie, kiedy się obudziłam. Czułam, iż jestem niesiona będąc delikatnie kołysaną przez umięśnione ramiona. Upajałam się zapachem, którym emanował ten mężczyzna. Był niezwykle męski, od zawsze kochałam takie zapachy. Nieświadomie przysunęłam się bliżej, przyciskając nos do jego szyi, aby zaznać więcej tej niezwykłej woni. Albo zdawało mi się, albo on drgnął. Był wrażliwy na kobiece oddziaływanie? Ja byłam podatna, całkowicie podatna. A przecież czułam jedynie zapach jego ciała. 

Czułam, że jego ramiona mnie opuszczają, kładąc moje ciało na miękkiej tkaninie. Nie chciałam, żeby odchodził. Nie teraz, nie tak. Chciałam poznać właściciela tych niebiańskich ramion i kusicielskiego zapachu. 

- Zostań. - Powiedziałam niesiona upojeniem alkoholowym. 

- Nie mogę. - Wyszeptał ochrypły głos. Czułam, jak gładzi mój policzek. A może to mi się śni? - Nie jestem tym, kim myślisz, Francesco.. - Westchnął i nie czułam już nic. Nie było ani jego zapachu, ani słów. Zostałam sama i znów zrobiło mi się przeraźliwie zimno. Marzyłam o ramionach, które mógłby utulić mnie do snu. 

Zapadłam w sen; spokojny, letargiczny odpoczynek duszy i ciała. 

Pobudka nie była tak przyjemna. Chwilę spędzone za zapomnieniu właśnie odbijały się na mnie okropnym bólem głowy i prześladującymi brakami w pamięci. Nie byłam w stanie podnieść głowy z łóżka, nie mówiąc tutaj o jakimkolwiek zebraniu myśli w jedną całość.

W chwilach takich jak ta żałowałam, że nie mam nikogo, kto mógłby się o mnie zatroszczyć. Nikogo, kto zostawiłby na mojej szafce nocnej tabletki i szklankę wody. Kto zrobiłby mi śniadanie i pocałował w czoło przed wyjściem do pracy, ze słowami abym się trzymała oraz że jestem jego małym skarbem. 

Czy nie o tym marzy każda kobieta? Te wszystkie feministki, wypierające i negujące potrzebę mężczyzny w domu, w życiu? Każda z nas tak naprawdę, podświadomie pragnie silnych męskich ramion otulających ją z ranka. Chce tych czułych pocałunków i słodkich słówek. Chce, aby nazywano ją skarbem i kochaniem. Chce zapewnień, że jest najważniejsza i jedyna. A z biegiem czasu chce również być żoną tego mężczyzny, matką jego dzieci. 

Obróciłam się na bok z westchnieniem i niemal od razu spostrzegłam upragnioną szklankę wody stojącą na szafce nocnej w towarzystwie tabletek i notatki. 

Kiedy tylko połknęłam proszki i ukoiłam obezwładniające pragnienie, postanowiłam zaspokoić swoją ciekawość. Czy to Aron mnie tutaj przetransportował? A może Zayn? Czy to możliwe, że zbłaźniłam się tak bardzo na pierwszym spotkaniu?

Widząc pochyłe, męskie pismo zadumałam się. Ale kiedy dokładnie przeanalizowałam słowa napisane na papierze zalał mnie wstyd. Byłam wypełniona palącym skrępowaniem. Czułam jak rumieniec niemal do żywego pali moje policzki. Jedyne co chciałam zrobić to schować głowę pod kołdrę i udać, że mnie nie ma. Jeszcze raz powrócić do dziecięcych lat i być przekonaną, że jeśli tylko zamknę oczy to nie będzie mnie widać.

Cześć, Fran. 

Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci to zdrobnienie. A przynajmniej nie po tym jak "uzewnętrzniłaś" się przede mną. W zdecydowanie dosłownym znaczeniu tego słowa. Wybaczyłem Ci jednak zaważając na Twój stan i bezpiecznie odholowałem do domu. Nie masz się co martwić, całą drogę spałaś jak zabita, więc nie powiedziałaś do mnie niczego niestosownego. No prawie...

Przepraszam za to, że nie zostałem kiedy mnie o to prosiłaś. W zadośćuczynieniu zostawiam tutaj tabletki, które zakładam, że rano będą rzeczą niezbędną. Mam nadzieję, że nie będziesz męczyła się zbyt mocno.

Dobrej nocy albo miłego dnia. 

Harry. 

Harry... Jedno słowo i przed oczami mam te roziskrzone, zielone tęczówki. Przyzwoitość nakazuje podziękować mu za okazaną troskę. Jest wręcz facetem idealnym; uczciwym i szczerym. Zastanawiające jest tylko mgliste wspomnienie tego, kiedy powiedział że nie jest tym kim myślę. Więc kim jest? A może powinnam zapytać wprost?

Kim jesteś Harry Stylesie?

Po śniadaniu i prowizorycznym doprowadzeniu się do stanu używalności i wyglądzie, który w założeniu miał przypominać człowieka, postanowiłam pierwszy raz użyć wizytówki, którą dostałam od tego zadziwiającego, zagadkowego mężczyzny. 

Zagryzłam wargę, kiedy tylko usłyszałam dźwięk połączenia. Uniosłam paznokcie udając, że interesuje mnie ich wygląd, denerwowałam się.

- Styles, słucham? - Kiedy słyszę jego głos, czuję jak uśmiech pojawia się na mojej twarzy.

- Um.. Harry? Tutaj Francesca. - Mówię niepewnie. 

- Oh, cześć Fran! Jak się czujesz?

- Nie najgorzej. Właściwie po to dzwonię... Chciałam Ci bardzo podziękować za to co zrobiłeś. No wiesz, mogłeś mnie zostawić gdzieś na dworcu po tym co zrobiłam. - Mówię, czując rumieniec na policzkach. Kiedy słyszę jego śmiech, pogłębia się on jeszcze bardziej. 

- Nie ma za co, naprawdę. Ale nie obrażę się jeśli zaprosisz mnie na kawę w ramach zadośćuczynienia. 

- W porządku. - Skubie wargę. - Kiedy? 

- Kiedy tylko zechcesz.. Daj mi znać, Francesco. - Mówi i rozłącza się. 

Jestem zdziwiona, zagubiona i... chyba zauroczona. 


I spróbuję. Spróbuję cie zatrzymać, z moimi rękami wokół twojego serca. Nawet jeśli miłość ma zamiar mnie zabić. Spróbuję..

 

***

brzuszki pełne? :) przede mną jeszcze tylko 2 i pół tygodnie przewdziwego hardcoru i wakacje. 24 kwietnia ostatnim dniem szkoły. może być piękniej? + jeśli ktoś widział uciekającą wenę to piszcie. to z pewnością moja... 

dziękuję za wszystkie komentarze, gwiazdki i wyświetlenia :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top