Rozdział 4
Czy wierzycie w zauroczenie od pierwszego spotkania? Ja nie wierzyłam przez bardzo długi czas. Nie wydawało mi się, żebym mogła poczuć coś zupełnie od zaraz do zwykłego przechodnia. Dlatego teraz niemal ze wszystkich sił powstrzymywałam się, aby nie spojrzeć na mojego wybawiciela. Wybawiciela, a jednocześnie oprawcę.
Kiedy jechaliśmy jego samochodem zastępczym do kawiarni, udało mi się przez chwilę, niepostrzeżenie zlustrować go wzrokiem. Jak na moje oko miał nie więcej niż 28 lat i wyglądał na niecodziennie przystojnego. Brak obrączki na jego palcu niemal kuł mnie w oczy. Czy to możliwe, że ktoś jak on nie został jeszcze zaciągnięty po ołtarz?
Szukanie odcisku ślubnego pierścienia czy choćby najmniejszego śladu bytowania kobiety w życiu mężczyzny to już moje spaczenie zawodowe. Nie trudno wpoić sobie, że partie takie jak ten mężczyzna rozchodzą się niczym ciepłe bułeczki w piekarni zaraz obok mojego mieszkania. Dlatego też uparcie wpatrywałam się w niego kątem oka zastanawiając się czy jest już zajęty.
Może nie dostałam nagłego olśnienia widząc go przy mnie, ale nie mogę nie przyznać, że jest przystojny. Ma dłuższe, kręcone włosy układające się zdecydowanie lepiej niż moje. Na chwile odwracam głowę by mój wzrok spoczął na po wywijanych końcówkach moich ciemnych włosów. Wzdycham i na powrót wracam spojrzeniem na nieznajomego. Jego oczy są obecnie lekko zmrużone przez słońce, które drażni jego tęczówki. Nie sposób jednak zapomnieć o ich kolorze. Jest to rodzaj głębokiej zieleni, rzadko spotykanej. Wręcz ciężko jego oczy nazwać prawdziwą zielenią. Tak naprawdę bowiem to skupisko tak wielu odcieni, że trudno jednoznacznie orzec ich kolor. W moim życiu znam tylko garstkę ludzi z zielonymi oczami. Może dlatego wydały mi się takie niezwykłe?
Mogłabym się także rozwodzić o jego ustach. Teraz wykrzywione są w grymasie, pewnie związanym z okropnymi korkami na ulicach. Są wąskie, pięknie różowe...
Moje rozmyślania przerywa chrząknięcie. Natychmiast spoglądam w jego oczy i czuje, jak palą mnie policzki.
- Wszystko w porządku? - Zapytał, Harry. Oh i te imię, jedyne w swoim rodzaju. Potrząsam głową, aby odgonić od siebie wszystkie te myśli, już wystarczająco się przy nim zbłaźniłam.
- Jasne. - Uśmiecham się, robię co w mojej mocy, aby to wyszło pogodnie.
- Pojedziemy do mojej ulubionej knajpki. - Mówi i mruga do mnie. Niemal schodzę, wygląda tak przystojnie. Cholera, Fran. Nie wiem co powiedzieć, więc tylko kiwam głową i tym razem odwracam ją w stronę okna nie chcąc jeszcze raz zostać przyłapaną.
Droga nie dłuży mi się już tak bardzo. Zauważyłam, że jesteśmy całkiem niedaleko od mojej agencji. To naprawdę nieźle ułatwiło mi sprawę.
- Jesteśmy na miejscu. - Mówi Harry i uśmiecha się do mnie radośnie. Odpowiadam mu tym samym.
Kiedy otwiera drzwi od swojej strony ja robię to samo i staję na chodniku pozwalając promieniom słonecznym dosięgnąć mojej skóry.
- Powinnaś pozwolić mi być dżentelmenem. - Mówi.
- A czy ja wyglądam na damę? - Śmieję się. Moja spódnica jest dziś wyjątkowo ciasna, czuję jakbym przytyła. Mam na sobie również białą koszulę wsuniętą pod materiał. Całości dopełniają moje lakierowane szpilki. Nie jestem osobą, która ubiera się w kolorowe, zwiewne ubrania. Zwykle można mnie zauważyć w eleganckim wydaniu. To nie dla tego, że lubię. Myślę, że dobrze mi w mojej skorupie; niedostępnej kobiety sukcesu.
- Raczej na bajkowy czarny charakter. - Mruga do mnie, otwierając przede mną drzwi do kawiarni.
- To nie było miłe, oni na końcu zwykle umierają. - Mówię z udawanym żalem, a Harry wybucha śmiechem. To piękny dźwięk. Niektórzy ludzie odwracają się do nas z ciekawością, a ja staram się ukryć za kurtyną włosów.
- Jesteś zabawna. - Szepcze do mnie Harry i kładzie dłoń na dole moich pleców prowadząc mnie do stolika. - Jesteś głodna? - Pyta.
- Zważywszy na to, że już nie będę miała czasu na lunch, może się na coś skuszę. - Harry kiwa głową i przywołuje kelnera.
- Dzień dobry. Co dla państwa?
- Poproszę sałatkę z kurczakiem i wodę niegazowaną. Dziękuję. - Uśmiecham się, gdy odbiera ode mnie menu. Harry unosi na mnie brew.
- Ja poproszę risotto z grzybami i również wodę. - Nadal dziwnie na mnie patrzy.
- Co takiego? - Czuję się skrępowana.
- Jesteś z tych kobiet, które są na diecie przez połowę swojego życia? - Sugeruje z uśmiechem.
- Po prostu zdrowo się odżywiam. Kiedy ty na starość będziesz miał brzuszek i drugi podbródek, ja będę emanować witalnością.- Odpowiadam. Harry parska.
- Jasne, Francesca. To się z pewnością wydarzy. - Wywraca oczami i kręci na mnie głową z udawaną naganą. Ten człowiek jest jednocześnie zabawny i denerwujący.
~*~
Całe nasze spotkanie, nie licząc feralnej stłuczki przebiegło nader przyjemnie. Z chęcią bym to powtórzyła, ale skoro Harry nie wyszedł z inicjatywą to znaczy, że widocznie tylko ja zostałam oczarowana. Z ostatnim uśmiechem odwracam się by dojść do agencji.
- Francesca! - Słyszę krzyk Harrego. Odwracam się zdziwiona i widzę jak do mnie podbiega.
- Gdybyś jeszcze miała ochotę się spotkać, to zadzwoń. - Mówi i daje mi swoją wizytówkę. Patrzę na niego zaskoczona, ale on już jest w drodze powrotnej do samochodu. Uśmiecham się do siebie i kierują w dół ulicy.
Nie można zmusić serca by wybierało rozsądnie. Samo podejmuje decyzje.
****
pisałam ten rozdział trzy razy i do teraz mi się nie podoba. nie wszystko może być cudowne. wiem, że 3/4 z Was pomyśli że Fran jest już zakochana na śmierć, ale proszę.... dajcie jej trochę czasu. Musicie mi zaufać, że postaram się nie zrobić z tego chały (tak, ja wiem że to ciężkie do uwierzenia) :D
co sądzicie o nowej okładce? :) która lepsza? :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top