Rozdział 3

Po dopięciu wszystkiego z Evelyn, po wysłuchaniu jej propozycji i spisaniu pomysłów jadę z powrotem do agencji. Potrzebuje co najmniej kilka dni, aby pomyśleć nad koncepcją całego wydarzenia i jego przebiegiem. To nie tak, że dobre pomysły przychodzą do nas z nikąd. Aby wszystko się udało potrzeba czegoś więcej niż tylko wstępnego pomysłu. Potrzeba dobrego planu, świadomości jak wykonać wszystko, jak zmieścić się w terminie, jak pozałatwiać wszystkie potrzebne dokumenty i postawić na nogi każdą pracującą z nami instytucje.

Ślub, który ma być niezapomnianym dniem Twojego życia to tak naprawdę nie jest tylko praca jednej osoby. Składa się na to mnóstwo czynników. Ludzie myślą, że to ja robię wszystko sama, bo tak naprawdę widzą się tylko ze mną. To ja streszczam im przebieg przygotowań i informuję o postępach. Ale tak naprawdę to ja sama robię najmniej.

Bo kim byłabym bez Dana z kwiaciarni, który za dobrą kawę i kawałek sernika odkłada nam największe i najzdrowsze kwiaty?

Kim byłabym bez Alice, która zajmowała się wystrojem sali?

Kim byłabym bez Bety, która była stylistą i wciąż na nowo doradzała mi co obecnie nosi się na ślubach, co jest wygodne i stylowe. Ja ze swoim wyrobionym w jednym kierunku gustem, nie byłabym najlepszym doradcą.

Kim byłabym bez Jenny? Zaprzyjaźnionej kobiety pracującej w Urzędzie Stanu Cywilnego?

Aż w końcu kim byłabym bez Arona i El? Moich przyjaciół, który byli moimi cichymi aniołami? Pomagali mi zawsze kiedy tego potrzebowałam, kiedy nie dawałam rady unieść wszystkiego sama.

Zamknęłam oczy, stając na czerwonym świetle, tak strasznie chce mi się spać. Ziewnęłam, przetarłam oczy i skupiłam się na drodze. Kiedy tylko zauważyłam, że sygnalizacja zmienia kolor na zielony wcisnęłam pedał gazu i przez zmęczenie nie patrząc czy coś jedzie, mój samochód wyrwał do przodu. Następnym co słyszałam było tylko.

Uderzenie.

Trzask.

Czyjś krzyk.

Moje odrętwienie.

I potworny ból głowy.

Nie straciłam przytomności, na szczęście obce auto tylko nieco mnie drasnęło. Więcej najadłam się strachu. Czułam jak cała się trzęsę. Oddychałam głęboko, ale za nic nie mogłam złapać powietrza w płuca. Próbowałam przetrzeć czoło, a na moich palcach znalazła się krew. Poczułam się bardzo słabo. Odetchnęłam jeszcze głębiej. Nagle zobaczyłam jak coraz więcej ludzi zbiera się wokół mojego samochodu.

Ktoś otworzył drzwi, ktoś jeszcze inny wyciągnął mnie z niego i będąc na świeżym powietrzu dopiero dotarło do mnie to, co się właśnie stało. Teraz jakby zaczęłam trzeźwieć.

- Nic się pani nie stało? - Zapytał mnie ktoś chrapliwym głosem. Zacisnęłam oczy, by pozbyć się bólu głowy i wyostrzyć wzrok i kiedy tylko ponownie uchyliłam powieki zauważyłam właściciela owego głosu, a właściwie jego oczy. Były one w odcieniu głębokiej zieleni i gdybym nie była tylko tak bardzo otumaniona jestem pewna że zarumieniłabym się pod wpływem jego spojrzenia. Jego badawczego, troskliwego wzroku.

- Wszystko w porządku. Tak myślę. - Odszepnęłam spoglądając w dół na siebie, wszystko wyglądało normalnie.

- Nie wydaje mi się. - W momencie jego palce dotknęły mojego czoła, zesztywniałam. Nigdy przenigdy nie wierzyłam w żaden prąd przetaczający się przez ciała w momencie dotyku, nie wydawało mi się, aby to było możliwe. Możliwe i takie przyjemne. Natychmiast odskoczyłam.

- J-Ja.. Czuje się dobrze. - Chrząknęłam oczyszczając gardło, czując że mój głos może załamać się od nadmiaru emocji. Mężczyzna złapał mnie za ramię.

- Pozwól mi zabrać Cię do szpitala.

- Nic mi nie jest. - Powtórzyłam dobitniej, ale widząc jego spojrzenie złagodniałam. - Dziękuję za troskę, ale czuję się całkowicie dobrze. Jeśli będzie się działo coś niepokojącego, zgłoszę się sama. - Odwróciłam się by oszacować szkody przy moim samochodzie.

- Masz szczęście, że skręciłem w porę. - Stanął bliżej mnie, zauważyłam, że ludzie zaczęli się już powoli rozchodzić.

- Zdaje sobie sprawę, że to moja wina. Kolejny mężczyzna uważający, że kobiety za kierownicą to zło najgorsze? - Zapytałam zirytowana. Położył rękę na moim ramieniu. Zastanawiałam się czy on również czuł się inaczej, kiedy jego skóra dotykała mojej. Tak.. orzeźwiająco.

- Spokojnie, nic takiego nie insynuuje. - Mówi uspakajająco. Pocieram czoło dłonią, jestem taka skołowana.

- Czy pozwolisz zabrać mi się na kawę w ramach zadośćuczynienia, kiedy tylko odholują nasze samochody? - Pyta, a ja patrzę w przestrzeń. Chcąc nie chcąc robie sobie nadzieję. Nie potrzebną.

- Oczywiście. Tak w zasadzie mam na imię Francesca. - Uśmiecham się, wyciągając dłoń.

- Oryginalne imię. - Odpowiada uśmiechem. - Jestem Harry. - Ściska moją dłoń wciąż patrząc mi w oczy. 

I zdałem sobie sprawę, w bardzo wyraźny i bardzo rozdzierający sposób, że niewiele razy w moim życiu doznałem podobnego uczucia idealnej bliskości.

***

Piątek 13-ego. Ktoś złapał jakiś przypał? :) Serdecznie dziękuję za tak miłe przyjęcie Marry me? :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top