Rozdział 15
Gdybym powiedziała, iż nie byłam niezmiernie ciekawa co czeka mnie na spotkaniu z Harrym - skłamałabym. W moim ciele jednocześnie mieszały się podekscytowanie i strach. Dwa różne uczucia brały w posiadanie moją psychikę chcąc za wszelką cenę przekabacić mnie na swoją stronę.
Jedno podpowiadało mi, abym jak najszybciej pokonała drogę dzielącą mnie i mojego klienta, by móc chociażby przez chwilę poczuć to porywające uczucie jego bliskości. Chciałam nawet z daleka złączyć nasze spojrzenia, delikatnie się do niego uśmiechnąć i udać obojętną. Wierzyłam, że to działa. Nęci i zachęca. Nie miałam zamiaru niszczyć jego związku. To była tylko jednostronna gra. Robiłam to, by chociaż naiwnie przekonywać siebie, że coś zrobiłam. Umiałam wziąć sprawy w swoje ręce i nie czekałam na ochłapy. Wydawało mi się, że upadłam.
Z drugiej strony zaś był strach. Lęk przed tym do czego jestem zdolna jako kobieta. Co jeśli naprawdę się zaangażuję? Co jeśli przez pracę z nim najpiękniejsze uczucie - spełnienia, odejdzie? Co jeśli wykonując powierzoną mi pracę, przygotowując jego ślub nie będę się czuła na odpowiednim miejscu? Nie chcę robić czegoś z poczucia obowiązku, bo tak trzeba. Mój zawód powinien łączyć się z pasją. Organizator ślubów powinien być to ktoś, kto naprawdę kocha miłość. Rozumie ludzi zakochanych, nawet jeśli jest tak tylko dzięki empatii, ponieważ sam nigdy nie zaznał tego uczucia.
Nie chcę wrócić na tarczy. W każdym aspekcie mojego życia daję sobie przestrzeń. Dopuszczam do siebie myśl, że zrobię coś źle. Ale nie przy pracy. W to wkładam zawsze całą siebie i tak powinno zostać. Inaczej nie pozostanie mi nic poza zamknięciem mojego zakładu. Albo dam z siebie wszystko, albo nic nie będzie miało już sensu.
Bez pasji nic w moim życiu nie ma znaczenia.
Oglądałam moje paznokcie, kręciłam pierścionkiem na palcu, poprawiałam kołnierzyk koszuli, obciągałam spódnice, stukałam obcasem, ale to wszystko było na nic. Czas nie zaczął płynąć szybciej, nie wydostałam się magicznym sposobem z korowodu, nie pozbyłam się uczucia napięcia w podbrzuszu.
Był on jednocześnie związany z podnieceniem i zniecierpliwieniem tego co mnie czeka oraz rosnącym w głębi mnie przerażeniem. A co jeśli ktoś zauważył, że się dziwnie zachowuję?
Wiem, że nie jestem może najnormalniejszą z kobiet. Nie pasowałam to kanonu piękna, które uderzało we mnie z każdej strony. Może moje zachowanie również wydawało się nieco odstawać od przyjętych ram poprawnego postępowania. Skoro nie umiałam być piękna na zewnątrz to skąd pewność, że moje wnętrze może zachwycać? Może tam też jestem tak samo nijaka i nudna jak na pierwszy rzut oka? W istocie tak nie było. Byłam niczym tulipan. Potrzebowałam tylko odrobiny promieni, troszeczkę światła aby móc się uzewnętrznić. Nie znalazł się jednak nikt, to chciałby oświetlić mi drogę. Wciąż musiałam podróżować wśród mroku. Sama i zamknięta.
- Panienko? - Głos starszego taksówkarza ocucił mnie. Spojrzałam na niego i zamrugałam.
- Tak? - Odchrząknęłam.
- Jesteśmy na miejscu. - Uśmiechnął się z pobłażaniem.
- Oh. - Sapnęłam i wyjrzałam przez okno. Istotnie, stałam pod pamiętną kawiarenką. - Ile się należy?
- 20 funtów. - Wyjęłam z portfela banknoty i podając je mężczyźnie uśmiechnęłam się.
- Do widzenia.
- Panienko. - Skinął.
Zatrząsnęłam drzwi i wzięłam głęboki oddech. Francesco musisz teraz być po prostu profesjonalna. Teraz trzeba tylko ukryć emocje, podnieść głowę i iść przed siebie. Stukanie obcasów moich czarnych szpilek dodawało mi pewności siebie przy każdym postawionym kroku. Weszłam do środka kawiarenki i aż złapałam głębszy wdech. Nie wiem czy byłam na to gotowa.
Na to spojrzenie pełne miłości, na tą przyciągającą aurę. Gęsia skórka wstąpiła na moje ciało, a serce zaczęło wybijać szybszy rytm.
Byli tam oboje.
Patrzymy głęboko w swoje oczy, trzymali złączone dłonie.
A ich twarz zbliżały się do pocałunku.
Odgarnęłam włosy z twarzy i wypościłam powietrze z płuc. Przecież są razem, nie żyją osobno, kochają się, biorą ślub. Czemu tylko wyobrażenie ich wspólnego życia napawało mnie jakąś niezidentyfikowaną nostalgią?
Stojąc przy ich stoliku odchrząknęłam. Czy mogłam czuć się jeszcze bardziej niezręcznie?
- Nie chciałabym przeszkadzać. - Uśmiechnęłam się. - Ale nie mam zbyt wiele czasu.
- Przepraszam. - Pisnęła Evelyn. - Strasznie mi głupio. - Harry przygarnął ją do siebie ramieniem.
- Nie ma powodu, to normalne. - Powiedziałam i usiadłam. - O czym chcieliście ze mną rozmawiać?
- Muszę wyjechać na miesiąc. Nie będzie mnie w kraju i nie będę w stanie wybierać z tobą większości materiałów na nasze wesele. - Powiedziała Evelyn bawiąc się palcami Harrego.
- Mam rozumieć, że chcesz odwołać lub przesunąć zamówienie?
- Nie, nie! - Mówi natychmiast. - Jestem pewna, że Harry świetnie sobie poradzi. - Spojrzała na niego. - Zna mnie jak nikt inny. Wie co lubię, a co jest dla mnie absolutnie niedopuszczalne. Nie boję się pozostawienia wszystkiego na jego głowie. Ufam mu. Możesz dogadywać ze mną wątpliwe kwestie telefonicznie lub mailowo. Jestem pewna, że jakoś sobie poradzimy. No i z pewnością jesteś na tyle profesjonalna, że nie zrobi ci to większej różnicy. - Uśmiecha się, pewna swoich słów.
Zamieram. Mam pracować sama z Harrym? Przecież to jak test wytrzymałości.
Dla kogo okaże się on trudniejszy?
I dlaczego wiem, że to znów ja będę cierpiała?
Kaleczą się i dręczą milczeniem i słowami, jakby mieli przed sobą jeszcze jedno życie.
***
właśnie uświadomiłam sobie, że jestem w Polsce jeszcze tylko 3 tygodnie, a my nie jesteśmy nawet w połowie.. chyba powinnam powiedzieć sorce od matematyki, że ta 3 to nad wyraz. no nic, najwyżej opowiadanie dokończę już z Anglii.
co słychać kotenieńki moje? :D x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top