Rozdział 12
Patrząc na nich czułam się jakbym miała stracić zmysły. Nie miało dla mnie znaczenia już kim był ten człowiek. Chodziło mi jedynie o uczucie, które mogłam poczuć nawet teraz, siedząc po drugiej stronie stołu. Widziałam każde spojrzenie, które kierował w jej stronę. Ten niezwykły, czuły dotyk jego dłoni. Ten uśmiech, który prawdopodobnie rozświetlał jej świat.
Nie chciałam Harrego. Może to zabrzmi dziwnie i nieprawdziwie, bo całkiem niedawno wydawało mi się, że świat skończy się, kiedy ten chłopak się ożeni. Taka była prawda. Dla mnie Harry miał być jedynie kartką przetargową i zrozumiałam to dopiero teraz. Nie chodziło o właściciela zielonych oczu, które zamieszały mi w głowie.
Chodziło jedynie o szczęście, które mógł podarować mi swoją obecnością. To on jako pierwszy być w stosunku do mnie taki zabawny, opiekuńczy i troskliwy. To on był tym mężczyzną, który zaopiekował się mną w stanie całkowitego upojenia alkoholowego. Mógł to być ktokolwiek, a ja byłabym na każde skinięcie.
Byłam tak okropnie i niezaprzeczalnie żałosna. Nie chciałam taka być. Zostać tak dogłębnie i egoistycznie samotną kobietą, by pragnąć jedynie okruszka szczęścia. Nie mogłam pozwolić sobie na bycie substytutem dla kogoś, kto byłby dla mnie życiem, światłem.
W dzisiejszym świecie szczęście jest pojęciem względnym. Jesteśmy w stanie podać moment, w którym czuliśmy się szczęśliwi. Ale gdyby zapytać nas czy właśnie w tym momencie, w tej chwili na ziemi jesteśmy tak po prostu, beztrosko szczęśliwi, każdy z nas stanowiłby się po stokroć nad rzeczami, które psują harmonię dnia codziennego. Choroby, brak pieniędzy, ciężkie warunki bytowe, zagrożona ciąża, kłopoty z dzieckiem, problemy w nauce.
Nie potrafimy docenić tego co mamy, że żyjemy.
To jest twój błąd, Francesco. Przestań szukać czegoś, czego nigdy nie odnajdziesz żyjąc tylko wyimaginowaną wersją tego pojęcia. Ciesz się małymi chwilkami, bo właśnie one budują każdą większa. Ciesz się każdym spojrzeniem, którym obdarowuje cie chłopak, którym jesteś zauroczona. Tak naprawdę sama nie wiesz co się stanie. Nie wiesz, czy nie będzie to ostatnie spojrzenie, jakie wymienicie.
- Wszystko w porządku? - Czuje delikatny dotyk dłoni na ramieniu. Lekko drgam na ten kontakt, ale kiwam głową i wracam również duchowo do tego spotkania.
- Przepraszam was najmocniej. Chyba tak już reaguję na zakochanych.. - Uśmiecham się. - Odpływam myślami, szukając inspiracji. - Kłamię. Gdybym wyznała prawdę uznaliby mnie za wariatkę, każdy by to zrobił.
- Jesteś w stanie nam coś zaproponować? - Pyta Evelyn opierając głowę o ramię Harrego.
- Zwykle przeprowadzam spotkania w określony sposób. - Prostuję się i układam ręce przed sobą. - Słucham obojgu z przyszłych małżonków, po to aby w końcowym werdykcie znaleźć idealny konsensus na dwa bardzo często rozbieżne pomysły. Z pustego nawet Salomon nie naleje. - Śmieję się. - Musicie moi drodzy opowiedzieć mi wasze oczekiwania co do najpiękniejszego dnia waszego życia, a ja postaram się pomóc wam w wybraniu najlepszego rozwiązania. Może panie przodem. Słucham Evelyn, co ci się marzy?
- Chciałabym wystawne wesele. Od dziecka marzyłam o takim, to moje ukryte pragnienie. Chciałabym, aby było tak wiele elementów. Może nawet trzy rodzaje kwiatów. Dużo falban, wstążek i materiałów. Może białych, albo pudrowego różu. Chcę bogatego, wystawnego przyjęcia z różnorakimi kuchniami. - Otwieram szeroko oczy, kiedy kontynuuje. To zupełna odwrotność mojego stylu. Ja preferuję minimalizm i ciężko mi pomyśleć o tym jak ciężkie będzie to przyjęcie. Nie chcę, żeby to wszystko było nad wyraz. Ciężkie, nieprzyjemne, lejące. - Myślę o poduszkach na krzesła i może gołębiach, stadzie gołębi. - Przenoszę wzrok na Harrego. Jego oczy są skupione jednak na stole. Jestem ciekawa czy on również zgadza się ze swoją narzeczoną. Evelyn nie wygląda na kobietę z brakiem gustu. Być może chęć pokazania wszystkiego, sprawa że jej zdrowy rozsądek się zamazuje. - Rozumiesz o co mi chodzi? - Walczę ze sobą, aby się nie skrzywić. Oh rozumiem, doskonale.
- Tak, tak. Mam już to przed oczami. - Uśmiecham się.
- Oh! Cudownie. - Klaszcze w dłonie. - Kiedy możemy zacząć to przygotowywać? - Jest taka podekscytowana.
- Chciałabym jeszcze wysłuchać opinii Harrego, jeśli pozwolisz. - Mówię. Ten podnosi na mnie wzrok.
- Harry nie za bardzo chciał się pchać w te sprawy, głównie zostawił wszystko na mojej głowie. - Ev Przeczesuje jego loki.
- Właściwie to chciałabym usłyszeć również jego wyobrażenie. - Mówię mając nadzieję, na delikatne uratowanie sytuacji. - To również jego ślub, chciałabym aby obojgu wam się podobało. Harry?
- Chciałbym skromny ślub. Niewiele kwiatów, tylko jeden rozdaj. Chyba białe. - Drapie się po karku. - Chyba nie jestem w tym najlepszy.
- Proszę, kontynuuj. - Przekonuje. Wygląda na zagubionego.
- I bez gołębi, chyba że symbolicznie. Jeden, może dwa. Złote obrączki i klasyczne jedzenie. I barek, koniecznie. Moja rodzina lubi się dobrze bawić przy alkoholu. - Kontynuuje. Jego gust jest bliski mojemu. Może nie aż tak bardzo stawiałabym na minimalizm Harrego. Ale zrobię wszystko by przekonać ich do wyśrodkowania. Są tak skrajnymi różni.
- Jesteście zupełnymi przeciwieństwami. - Wybucham. - To aż idealnie nieidealnie, że planujecie ślub. - Kontynuuje.
- Ja i Harry w zasadzie mieliśmy małą-dużą kłótnie na temat wesela i oboje postanowiliśmy oddać sprawy w ręce kogoś innego. - Całuje jego policzek. On odwraca głowę i patrzy na nią z uwielbieniem. Tak naprawdę, ponad wszystkim, są piękni.
- Damy rade to zrobić. Obiecuje, że przygotuje wam najpiękniejszy ślub, jaki mogliście sobie wyobrazić. - Dodaje.
Czuje na sobie wzrok Evelyn, kiedy ja swój zatrzymuje na jej narzeczonym. Niestety, albo stety on nadal wpatruje się w kobietę, którą zamierza poślubć.
Znalazłam się w trójkącie, który miał zmienić moje życie na zawsze.
Jestem na to gotowa?
Nasze uczucia były niemądre, kruche i przyjemne.
***
cześć, witam, ahoj! tak się rozleniwiłam przez te wakacje, że nie macie pojęcia. mój tata się martwi, że wpadnę w śpiączkę kiedy padam na 18 godzin :D serio, jestem kozakiem :D
bardzo mi miło, że jest was ze mną ponad 1.6 tysiąca! :D wy wiecie ile to jest ludu? w domu bym was nawet nie pomieściła :D :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top