Rozdział 8

- Amy odebrałam twoją pocztę. - powiedziała Katie, gdy wchodziłam do budynku.

- O, dzięki. Idziemy na lunch?

- Z chęcią.

Weszłam do swojego gabinetu i otworzyłam list.

"Witamy Amy,

Od razu przejdźmy do rzeczy... Chcielibyśmy się spotkać i porozmawiać, a przede wszystkim zobaczyć się z naszą jedyną wnuczką. Co powiesz na czwartek o siedemnastej u nas w domu?

Rodzice Roberta. "

To jakiś żart. - pomyślałam.

Nie mogłam się na niczym skupić... Ten list wzbudził we mnie jeszcze większą nienawiść wobec nich. Przez tyle lat nie chcieli spotykać się z Ellie, a teraz co? To wszystko było mega podejrzane.

- Amy, słuchasz mnie?

- Tak.

- Nie widać. Przez tego faceta, który ostatnio wyciągnął cię na lunch?

- Nie, kontynuuj.

- Nie ma mowy! Najpierw powiedz mi co się dzieje... Skoro to nie przez niego to... Ellie?

- Nie.

- To nie wiem. Masz mnie dość?

- Ciebie? Przestań.

- To co się dzieje?

- O ten list, który dałaś mi rano.

- Co z nim nie tak?

- Jest od rodziców Roberta.

- O cholerka... Czekaj... Ale czego oni właściwie od ciebie chcą? Mówiłyście mi z Gwen, że nie chcieli widzieć się z Ellie, a teraz... Chyba czegoś nie rozumiem.

- Nie ty jedna... Chcą spotkać się z Ellie.

- A może oni chcą ci odebrać prawa...?

- Nie mogą mi tego zrobić.

- Ale po co mieliby to robić?

- Oni nigdy nie akceptowali Gwen... Może teraz po jej... Śmierci chcą zemścić się na mnie.

- To by było całkiem prawdopodobne. Oni zawsze byli szurnięci.

- I tego się obawiam.

Zadzwonił Nick.

- Przepraszam cię, ale muszę odebrać.

ROZMOWA:

- Hej, Amy.

- Hej.

- Dawno się nie odzywałem, ale miałem sporo pracy.

- Nic się nie stało, o co chodzi?

- Dzwonię, bo chciałbym przełożyć nasze spotkanie. Byliśmy umówieni na jutro...

- Ach, tak. Jasne nie ma sprawy.

- Wyjeżdżam, a Jenn też nie będzie.

- Jenn?

- Jennifer.

- Jasne, pa.

- Pa.

- Czyżbym wyczuła zazdrość? On ci się podoba!

- Przestań pleść bzdury. Chodź, zbieramy się, pakuj się i wyjeżdżamy na weekend na szkolenie.

- Co?

- Masz szkolenie. Będziesz musiała zostawić swojego ukochanego na weekend... Chyba nic mu się nie stanie. Nie umrze z głodu ani z tęsknoty.

- Z głodu raczej nie w końcu jest szefem kuchni w "Wizzy".

- Cholera, to mi się nie udało... - zaśmiałam się.

- Ano nie.

Do domu wróciłam późno. Wzięłam prysznic, ubrałam piżamę i zabrałam wino do swojej sypialni. To wszystko było bardzo dziwne i straszne. Czułam w sobie taką pustkę, cholerną pustkę... Chciałam w tamtym momencie wybrać numer do mojej siostry, by móc z nią porozmawiać jak za dawnych czasów... Niestety było to niemożliwe. Ona umarła, a ja musiałam żyć ze świadomością, że nigdy więcej jej nie zobaczę. Nigdy. Ellie już nigdy nie zobaczy swoich rodziców. To był cios dla nas obu.
Nie mogłam powstrzymać łez spływających po moich policzkach. Nie mogłam zapanować nad swoimi emocjami. Nieustannie płakałam.

- Ciociu, coś się stało?

- Nie, a ty jeszcze nie śpisz? - otarłam łzy i sięgnęłam po lampkę wina.

- Nie, nie mogłam zasnąć. Co się stało?

- Nic, skarbie, nic.

- Na pewno?

- Tak.

- Nie wiem czy to właściwy moment, ale znalazłam to zdjęcie ukryte w moich książkach.

Fotografia przedstawiała mnie i Gwen. Ona miała około dziewiętnastu lat, a ja o dziesięć lat młodsza stałam u jej boku. Obie szczęśliwe i ciekawe życia. Nikt nie spodziewał się, że zginie w tak młodym wieku. Tęskniłam za nią strasznie. Chciałam ją przytulić i powiedzieć miłe słowo. Niestety, było za późno. Ellie przytuliła mnie i ona też zaczęła płakać.

- Ellie muszę ci o czymś powiedzieć... Twoi dziadkowie... Rodzice Roberta... Napisali do mnie list, że chcą się z tobą zobaczyć.

- Słucham?! Nie było ich całe życie... A teraz co? Chcą tak po prostu znowu w nie wejść? Pozwolisz im na to?

- Nie jestem do tego przekonana.

- Napisałaś im, że nie chcemy ich widzieć, prawda?

- Nie...

- Ciociu, na co czekasz?! Ja nie chcę ich tu! Rodzice zawsze mówili mi, że mnie kochają, ale to nie była prawda... Nigdy nie chcieli mnie ani mamy w swoim życiu! Byłyśmy dla nich zbędne! Tylko dzięki tacie... Tylko on sprawił, że nasza rodzina stała się kochająca nawet bez nich! Nienawidzę ich! - wybiegła z pomieszczenia.

***
To się narobiło. Jak sądzicie jak postąpi Amy? I po co właściwie pojawili się rodzice Roberta? Jakie mają zamiary? Miłego czytania...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top