Rozdział 30

Erin przyjechała po małego dzień później.

Usiadłam w fotelu i złożyłam zamówienie. Napisałam również maila do Cary odnośnie pokazu, zostało nam tylko dwa tygodnie. Od pamiętnej nocy, w której ponownie zrzuciłam na siebie winę z powodu śmierci mojej siostry minęło trochę czasu, lecz ja nadal czułam się odpowiedzialna za to wszystko. Postanowiłam bardziej poświęcić się pracy. Od tych dwóch tygodni wychodziłam do pracy bardzo wcześnie i kończyłam późno. Wtedy Ellie albo już spała albo jeszcze coś robiła. Prawie w ogóle nie rozmawiałyśmy. Z jednej strony to było straszne, ale z drugiej było mi to na rękę, ponieważ wiem, że ją skrzywdziłam tym, że nie powiedziałam jej o rozmowie z jej matką tuż przed śmiercią. Każdego zbywałam. Wolałam być sama. Wiedziałam, że jeszcze kilka dni i wszystko wróci do normy.

Mijały dni...

Godziny...

Minuty...

Sekundy...

***

- Hej, Amy. Dlaczego się nie odzywasz? Coś się stało? - zapytała Katie.

- Nie.

- Na pewno?

- Tak, muszę iść.

- Może lunch razem?

- Mam dużo pracy, przepraszam.

- Jasne.

Usiadłam na swoim miejscu w fotelu i dogłębnie zastanowiłam się nad tym jak bardzo ranię nie tylko siebie, ale także wszystkich wokół. Gdy włączałam swoją prywatną komórkę pierwszy raz od prawie dwóch tygodni spostrzegam że nam ponad dwieście nieodebranych połączeń i dużo wiadomości. Wszystkie są od Nicka. Postanawiam odpowiedzieć, by móc jeszcze trochę w spokoju pomyśleć.

DO: Nick ☺

Wszystko okay ☺

OD: Nick ☺

Na pewno? Martwiłem się strasznie... Zrobiłem coś nie tak?

DO: Nick ☺

Nie... Mam dużo pracy.

OD: Nick ☺

Aha, mnie też teraz porwał wir pracy 😂 nie ma mnie w LA, ale co powiesz na sobotni wieczór razem, hm?

DO: Nick ☺

Nie mogę. Muszę kończyć, mam spotkanie, pa.

OD: Nick ☺

Jasne, pa.

Czułam się źle, że go okłamywałam, ale... Co ja mogłam zrobić. Wolałam sama przetrwać w tej swojej "depresji". Wiedziałam, że prędzej czy później ją przezwyciężę.

***

Znów wyszłam późno. Po drodze do wyjścia napotkałam na jedną z pań sprzątających. Uśmiechnęła się do mnie serdecznie.

- A pani znów późno wychodzi. Nie powinna pani tyle pracować.

- E tam.

- Oj tak. Jest pani młoda, powinna korzystać z życia. Ja mam teraz pięćdziesiąt cztery lata i szczerze mówiąc robiłam wiele szalonych rzeczy w swoim życiu. Niektórych można się powstydzić, ale żyłam pełnią życia. Pani też powinna. Praca nie zając, nie ucieknie. A życie wymyka się spod kontroli.

- Dziękuję za cenne rady, dobranoc.

- Dobranoc.

Wsiadłam do auta i zastanowiłam się nad sensem słów tej kobiety. Mówiła prawdę, gdy byłam nastolatką trochę nazbyt używałam życia, ale niczego nie żałowałam. Chciałam, by te czasy wróciły. Niestety nikt nie cofnie czasu...

Następnego dnia punkt szósta byłam w swoim gabinecie. Zajęłam się zamawianiem kolejnych potrzebnych rzeczy.

OD: Nick ☺

Hej, przeszkadzam?

DO: Nick ☺

Nie, mam chwilę.

OD: Nick ☺

O to fajnie. Wróciłem do LA przed czasem. Może wyskoczymy na kolację, hm? Osiemnasta?

DO: Nick ☺

Niestety będę jeszcze w pracy.

Kolejna wiadomość nie nadeszła.

***
Przed dziewiętnastą wyszłam z firmy.

- Hej. - powiedział Nick.

- Co ty tu robisz?!

- Przyjechałem się z tobą zobaczyć. Zabieram cię do siebie na kolację.

- Nick, muszę pracować!

- Nie dziś... Twój samochód jest już u ciebie. - otworzył drzwi od swojego samochodu. - Poza tym musimy porozmawiać przy winie.

Zadzwonił mój telefon. Katie.

ROZMOWA:

- Tak?

- Amy... Możemy się spotkać? - powiedziała słabym głosem.

- Katie co się stało?

- Możesz do mnie przyjechać?

- Jasne, za niedługo będę.

- Przepraszam, muszę jechać do Katie, coś się stało.

- Zawiozę cię.

Całą drogę jechaliśmy w ciszy. Nie miałam ochoty rozmawiać. Wpatrywałam się za okno i przyglądałam się ludziom idącym chodnikiem. Gdy podjechaliśmy pod dom przyjaciółki Nicolas spojrzał na mnie i oznajmił:

- Przyjadę po ciebie za dwie godziny, dobrze?

- Yhym. - mruknęłam tylko i wysiadłam.

Podeszłam do ogromnych drzwi frontowych i zadzwoniłam dzwonkiem. Czekałam jeszcze kilka sekund i pojawiła się Katie. Była wystraszona i... tylko to wyrażała jej twarz. Jej oczy.

- Amy, jestem w ciąży. - powiedziała cichutko.

- To świetna wiadomość.

- Wiem, ale ja się boję.

Spoważniałam. Przypomniała mi się Gwen, która weszła do mojego pokoju, usiadła obok mnie na łóżku i powiedziała, że spodziewa się dziecka. Przytuliłam ją bardzo się ciesząc, a wtedy ona przytoczyła te same słowa co Katie.

- Katie, wszystko będzie dobrze. Będziesz wspaniałą matką. Uwielbiasz dzieci. Zobaczysz wszystko się jakoś ułoży.

- Tak myślisz?

- Oczywiście! Mówiłaś swojemu mężowi?

- Jeszcze nie.

- Na pewno będzie zachwycony tą wiadomością. Który to tydzień?

- Siódmy. Jest takie malutkie...

Po półtorej godziny wyszłam od przyjaciółki, by mogła na spokojnie przygotować się do ważnej rozmowy ze swoim ukochanym. Cieszyłam się, że zostanę ciocią. Bardzo!

Słońce zaszło kiedy weszłam do domu i od razu poszłam wziąć gorącą kąpiel. Przed tym jeszcze nalałam sobie wina i weszłam do wanny.

- Ciociu, kupowałaś płatki kukurydziane? - zawołała El.

- Tak, kochanie! Są w dolnej lewej szafce od zlewu.

- Sprawdzałam, nie ma ich tam.

Owinęłam się w ręcznik i wyszłam z łazienki podchodząc do wspomnianej wcześniej szafki. Wyjęłam płatki i położyłam na blat. Zabrałam butelkę wina i poszłam na górę. Założyłam białą bieliznę i szarą koszulę nocną. Leżałam na kanapie powoli sącząc wino i oglądając jakiś stary film, gdy dobiegły mnie krzyki:

- Jest w domu?!

- Nie krzycz. Jest w salonie.

Usiadłam na kanapie i zmarszczyłam brwi. W drzwiach pojawił się Nick. Był zdenerwowany. Dłonie miał zaciśnięte w pięść.

- Dzwoniłem do ciebie! Miałaś tam na mnie czekać! Mogłaś chociaż napisać, że wracasz do domu! Bałem się o ciebie!

- Padł mi telefon. Nic mi nie jest. - uśmiechnęłam się blado. On tylko odwrócił się na pięcie i wyszedł trzaskając drzwiami.

Było dawno po północ, a ja siedząc na łóżku próbowałam dodzwonić się do przyjaciela. Bezskutecznie. Nagle coś usłyszałam. Kolejny kamyczek uderzył w moje okno wydając cichy dźwięk. Podeszłam więc do okna i zobaczyłam stojącego na dole Nicka. Otworzyłam drzwi i wyszłam na balkon.

- Przepraszam. - powiedział. - Przegiąłem.

- Ja też, chodź otworzę ci drzwi.

- Nieee. - zaczął wspinać się po drabince ogrodowej dla kwiatów. Wręczył mi różę. - Martwiłem się o ciebie.

- Wiem. - szepnęłam i uśmiechnęłam się delikatnie.- Nie powinnam...

Zbliżył się i dotknął mojego policzka.

- Skarbie, powiedz mi co się dzieje. - delikatnie zagryzłam wargę, by się nie rozpłakać.

- Nic. - uśmiechnęłam się choć szeroko to zbyt nieszczerze.

- Powiedz mi, proszę. - powiedział, wręcz błagalnie. Widziałam w jego oczach pełno troski. - Chodzi o to co powiedziała Ellie? - opuściłam wzrok i kiwnęłam głową.

- Bo w pewnym sensie miała racje. - dotknął mój podbródek i kazał na siebie spojrzeć.

- Nie, nie miała racji. Nie chciała tego powiedzieć. Nie mogłaś nic zrobić. Nic. Jesteś wspaniałą kobietą i Gwen o tym wiedziała to dlatego do ciebie zadzwoniła. Mogła to zrobić do jakiejkolwiek przyjaciółki, ale to ciebie wybrała. Wiesz dlaczego? Bo wiedziała, że dasz sobie radę. I dajesz. Jesteś cudowna. - przytuliłam się do niego.

***

Następnego dnia założyłam na siebie białą obcisłą sukienkę, czarne szpilki. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i mknęłam przez miasto z uśmiechem na twarzy podśpiewując ulubioną piosenkę.

Zapaliło się czerwone światło, więc zatrzymałam samochód. Obok mnie zatrzymał się facet koło trzydziestki w czarnym porsche. Uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłam gest. Gdy zmieniło się na zielone czym prędzej podjechałam pod firmę. Zabrałam z samochodu torebkę oraz torbę z laptopem i potrzebnymi papierami. Szłam wyprostowana, gdy weszłam do środka zdjęłam okulary.

- Dzień dobry. - powiedziałam, wchodząc do bufetu. - Na razie tylko wodę i jabłko. Potem wpadnę na lunch.

- Oj, zapraszam.

- Amy! Cara będzie tu za godzinę! - krzyknęła Katie biegnąc w moją stronę.

- Powoli. Powinnaś na siebie uważać.

- Amy, Cara tu będzie!

- To teraz nie ważne. Jak zareagował Jason.

- Miałaś racje, ucieszył się. Znów się uśmiechasz. Komu mam podziękować za powrót przyjaciółki.

- Daj spokój. Lecę zacząć pracę, pa! - pobiegłam w stronę windy. - Oszczędzaj się.

- Pa.

Czekałam za zwrotnego maila, a w między czasie nieświadomie zaczęłam rysować. Wyszła mi niezła suknia.

- Cześć. - powiedziała Cara wchodząc do mojego gabinetu.

- Hej. Napijesz się czegoś?

- Nie, jak tam przygotowania?

- Ze wszystkim się wyrobimy.

- My też. Trzy dni wcześniej dostaniesz gotowe ubrania.

- Jasne, dzięki. Wszystkie dodatki powinny przyjść za dwa, trzy dni. 

- Fajnie, czyli wszystko prawie dopięte na ostatni guzik. 

- Dokładnie. 

- Cudownie się z tobą pracuje, Amy. 

- Z tobą również Caro. 

***
Małymi kroczkami zbliżamy się do wielkiego finału. Przewiduję jeszcze jakieś 6-8 rozdziałów i koniec... Pierwszej części oczywiście 😁😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top