Rozdział 19
- Maggie, wszystko jest gotowe, zresztą wiesz co robić pod moją nieobecność.
- Tak, wiem. Miłego urlopu.
- Dzięki. Jak coś dzwoń.
- Jasne.
Po powrocie z pracy pojechałam po El do szkoły. Czekałam już na nią dobre dwadzieścia minut, gdy nagle wyszła z budynku, lecz nie była sama. Obok niej szedł chłopak. Obejmował ją. Nie wiem dlaczego, ale się zdenerwowałam. Wysiadłam z auta i zawołałam ją.
- Co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona.
- Do samochodu! - rzuciłam.
- O co chodzi, ciociu?
- Nie zadawaj zbędnych pytań.
Z piskiem opon ruszyłam spod szkoły. Nie odzywałyśmy się przez całą drogę. Byłam na nią wściekła, chociaż nie bardzo wiedziałam co dokładnie było tego powodem. Może widok z tym chłopakiem tak doprowadził mnie do szału, ale w końcu była nastolatką i miała do tego pełne prawo. Z drugiej strony jednak nie mogłam znieść myśli, że jakiś chłopak będzie ją przytulał czy całował. Dla mnie będzie małą dziewczynką... Na zawsze. Na każdym kroku się omijałyśmy. Ani ja, ani ona nie chciałyśmy ze sobą rozmawiać. Jednak wieczorem postanowiłam przełamać lody i poszłam do jej pokoju.
- El, chciałabym, żebyś posprzątała tutaj trochę, bo zaczynamy remont i nie chcę, żeby wszystko walało się po domu. Jutro pojedziemy po farby... Dobranoc.
- Dobranoc. - odburknęła i odwróciła się ode mnie.
Weszłam zła do swojej sypialni. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i sądząc, że szybko zasnę zamknęłam oczy. Sen jednak nie nadszedł tak szybko jak mi się zdawało. Wierciłam się, kręciłam. W końcu jednak zasnęłam. Nie trwał on długo, ponieważ po trzech, czterech godzinach się obudziłam. Wstałam z łóżka, założyłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół. Nalałam do szklanki wody i wypiłam ją haustem. W domu było duszno, otworzyłam okno i chwilę wpatrywałam się za nie. Na zewnątrz nikogo nie było. Miałam ochotę wyjść na taras, otulić się kocem i tam właśnie spać, ale było dość chłodno, choć małymi kroczkami nadchodził czerwiec. Zrobiłam sobie herbaty i weszłam do salonu, gdzie jutro miała tu przejść może nie diametralna, ale mała zmiana.
Usiadłam na kanapie i rozglądałam się wokoło. Jeszcze nie dawno był to dom mojej siostry. W pierwszych dniach po ich śmierci musiałam zabrać stąd El. Była zdruzgotana. Zresztą obie czułyśmy to samo. Dopiero miesiąc po tragedii postanowiłyśmy wrócić, jednak nie zmieniłyśmy tu nic. Nadal przed sofą wisiało zdjęcie Gwen, Roberta i dwumiesięcznej Ellie. Wszędzie były ich zdjęcia. Nie chciałam, żeby moja siostrzenica o nich zapomniała, ale... Zostałyśmy tylko we dwie. Tylko my.
Ubrałam na siebie dresy. Pobiegłam na strych w poszukiwaniu pudeł. Zniosłam kilka i zaczęłam pakować książki, albumy, dokumenty, stare czasopisma i zdjęcia. Kiedy wszystko zapakowałam, a trochę tego było, wyniosłam na strych. Zaniosłam tam też nieduży stolik, kilka doniczek z kwiatami i parę innych rzeczy. Pozamiatałam i powoli oraz cichutko przesunęłam sofę na środek, to samo zrobiłam z komodą i regałem na książki. Wszystko zakryłam folią, by nie pobrudzić farbą.
Koło szóstej kiedy usiadłam na kanapie w promieniach słońca na tarasie rozkoszując się miłym porankiem. Zasnęłam.
- Ciociu... - szepnęła nastolatka.
- Tak?
- Co ty tu robisz? Dlaczego śpisz, tutaj?
- Nie ważne, która godzina?
- Kilka minut po ósmej.
- Ubieraj się i jedziemy.
- Okay. Kiedy przesunęłaś meble i sprzątnęłaś w salonie?
- Rano, nie mogłam spać.
Wzięłam szybki prysznic i ubrałam na siebie dżinsy, koszulkę oraz lekką kurtkę. Włosy zaś związałam w warkocza. Droga do najbliższego marketu zajęła nam jakieś piętnaście minut. Wybrałyśmy kolory farb i wróciłyśmy do domu. Po przebraniu się zaczęłam malować ściany. Przy pomocy Ellie skończyłam wcześniej niż sądziłam.
***
Całą niedzielę spędziłam na sprawdzaniu maili. Zajęłam się potem zamówieniem kwiatów na ślub Katie, który miał odbyć się już niebawem.
***
- Hej, wpadłam tylko na chwilkę.
- Hej, wejdź.
- Nie, wejdę jak wszystko będzie gotowe.
- Taka była umowa. - zaśmiałam się. - Czego się napijesz?
- Niczego, dziękuję. - powiedziała Katie i usiadła w fotelu. - Jak wam idzie z tą metamorfozą domu?
- Chyba dobrze... Wszystko idzie dość sprawnie. Już mamy gotowy salon, przedpokój i łazienkę.
- No no, szybko. A jak z Bruno? - uśmiechnęła się szeroko.
- Nie spotykamy się.
- Jak to?
- Chciał spróbować, ale ja nie. Poza tym to naprawdę fajny facet, ale nie dla mnie.
- Szkoda, tak się starałam. - zaśmiała się.
- Nom...
- Cześć, o czym tak plotkujecie? - zapytała Ellie i pocałowała Katie w policzek.
- Wiesz, że ta zołza nie spotyka się z Bruno?
- Serio?
- No. Trzeba szukać jej kogoś dalej. - dodała i zachichotały.
- Dajcie mi spokój.
- Oczywiście, ciociu kupowałaś wodę?
- El, coś mam z samochodem i niby jak miałam pojechać na zakupy? Poza tym cały dzień maluję.
- Jak chcecie to możemy jechać, a potem mogę podesłać ci Jason, żeby sprawdził co jest nie tak.
- Byłoby świetnie. Tylko się przebiorę.
- Jadę z wami.
- Załatwię ci wolne w pracy na dziś!
- Byłoby cudownie. - zaśmiała się.
Przez cała drogę dziewczyny namawiały się kto by pasował na kolejnego kandydata dla mnie. Z miłą chęcią wysiadła z auta i nie czekając na nie weszła do środka. One poszły zerknąć co innego i ja poszłam w inną stronę.
- Witam panią. - oznajmił Nick.
- Hej. - zaśmiałam się.
- Malujesz?
- Co? Skąd wiesz?
- Masz trochę farby na włosach.
- Nie powiedziały mi.
- Kto? Nie jesteś sama?
- Nie, coś stało mi się z samochodem i jestem z Katie i El. - odwrócił się i zaczął przeglądać książki.
- Może... - głos przyjaciółki mu przerwał.
- Amy nie możesz przyjść sama na mój ślub. O, hej Nick.
- Hej.
- Cześć. - zagadnęła Ellie.
- Dajcie mi już święty spokój! - zadzwonił mój telefon.
ROZMOWA:
- Amy Rose, słucham.
- Amy, to ja Maggie... Przyszyła jakaś kobieta i chce porozmawiać z tobą i z Katie.
- Teraz? - wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotkę, bo chodziłam w kółko.
- Tak. Jest w twoim gabinecie dobre piętnaście minut i chyba już się niecierpliwi.
- Dobra, będziemy za chwilę. Spróbuj ją zagadać.
- OK. - rozłączyłam się.
- Cholera! Musimy jechać, bo jakaś kobieta chce z nami rozmawiać. Obawiam się kto to może być.
- Do nas? Do ciebie i mnie? Dziwne.
- Ellie, przyjedziemy po ciebie za góra czterdzieści minut.
- Ja ją odwiozę. - zaproponował Nick.
- Ale...
- Żadnego ale.
- No dobra, masz listę zakupów i pieniądze. Widzimy się w domu.
***
Jak sądzicie kim jest ta kobieta? Czyżby dziewczyny coś przeskrobały? A może chodzi o coś zupełnie innego...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top