Rozdział 18
Razem z Nickiem zjechaliśmy na dół windą. Katie już na nas czekała, lekko oburzona tym, że byliśmy spóźnieni. Uspokoiła się widząc nas, ale po chwili znów ogarnął ją niepokój z powodu nieobecności Jennifer.
- A gdzie panna młoda? – zapytała nerwowo.
- Jennifer nie da rady przyjechać, więc musimy sobie poradzić bez niej. Masz pięć modelek i akurat pięć modeli sukienek.
- Problem w tym, że Charlotte dziś nie ma.
- No to mamy problem.
- Dobra, czekajcie zaraz coś wymyślę. – weszła do środka pomieszczenia i zgarnęła projekty, następnie przeszliśmy do magazynu, gdzie znajdowały się gotowe suknie. – Pomożecie mi? Karen, zawołaj dziewczyny... - modelki poszły się przebrać, a Katie zaczęła dzwonić w poszukiwaniu modelki. Jednak żadna nie mogła. – Nie, nie ma nikogo wolnego. Została mi ta... - spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. – Skarbie, zmykaj się przebrać.
- Zwariowałaś?
- Nie, chcesz, żeby nasi klienci byli zadowoleni? Chcesz. Więc bez gadania.
Odebrałam sukienkę od przyjaciółki i poszłam ją założyć. Była cudowna. Dopasowana i delikatnie rozszerzająca się od talii i w dół. Była skromna, prosta, ale wytworna. Wielkie wycięcie na plecach dodawało elegancji i estetyki, a dekolt w kształcie serca idealnie współgrał. Wpięłam w moje elegancko spięte włosy niedługi welon i ruszyłam w stronę podestu.
- Pięknie w niej wyglądasz. – szepnęła Karen i po chwili zniknęła, by zaprezentować suknię. Kiedy wróciła następna wyszła i tak po kolei. Gdy przyszedł czas na mnie wzięłam głęboki wdech. Stanęłam przed nimi pełna wdzięku i gracji. Niespodziewanie Nick wyjął aparat i zrobił kilka zdjęć. Potem zaprezentowałyśmy się wszystkie razem.
- Nicolas, która suknia podoba ci się najbardziej? – zapytała Katie i uśmiechnęła się do mnie.
- Suknia, w której jest Amy. Wygląda... cudownie. – rozmarzył się, cały czas skupiając wzrok na mnie. – Ale obawiam się, że Jenn, by marudziła, że jest dla niej zbyt skromna.
- Też tak sądzę. – dopowiedziała moja przyjaciółka i wskazała na drugą modelkę od prawej. – Myślisz, że ta jest dla niej wystarczająca. – usłyszałam w jej głosie nutkę ironii.
- Tak, myślę, że ta będzie idealna. Wysłałem jej zdjęcia, więc zaraz powinna oddzwonić.
- Aha, dobrze.
- Och, to ona.
ROZMOWA:
- Hej, zdecydowałaś?... Ale jak to?... No dobra zapytam, ale nie wiem czy to możliwe... Jasne, pa.
- I?
- Stwierdziła, że żadna nie jest w jej typie i poprosiła o górę sukienki Amy, dół tamtej modelki, welon do ziemi najlepiej gdyby miał chyba ze dwa metry. A i więcej koronki.
- To jest ślub, a nie... Przepraszam. Spróbuję coś takiego uszyć, jeśli nie to skontaktuję się z projektantką mody ślubnej. Dobra to teraz twój garnitur.
Przebrałam się i wróciłam do moich przyjaciół oczekujący na modeli. Gdy już weszli, Nick nie mógł się zdecydować.
- Jeśli mogę się wtrącić to ja na twoim miejscu wybrałabym ciemny granat... ten wpadający w czerń, będzie dobrze wyglądał... z sukienką Jennifer.
- Tak, zdecydowanie Amy ma rację i dodatkowo ten subtelny materiał doda wam obojgu wytworności.
- No dobra.
- A i jeszcze jedno. Chciałabym, aby przyszli wasi najbliżsi na dobór strojów.
- Aha, nie ma sprawy, okay.
- To wszystko, jesteście wolni.
- Och, dziękuję Katie. – zaśmiałam się.
***
- Dzień dobry, Amy Rose. – podałam rękę mamie Jennifer.
- Kristin Shelton.
- Wiliam Shelton.
- Cześć. – powiedziałam do Nicka i Jennifer. - Dobrze, w takim razie może zejdziemy na dół do pań krawcowych, które wypytają o strój. – weszliśmy do windy i zjechaliśmy na drugie piętro. Poszliśmy do wielkiego pomieszczenia i usiedliśmy na dużych czarnych kanapach. – Cześć, kochana. – ucałowałam moją przyjaciółkę w policzek.
- Dzień dobry, ja nazywam się Katie James. Proszę mi powiedzieć czy państwo myśleli nad tym co chcieliby założyć w tak ważnym dniu?
- Oczywiście, że tak. Ja chcę błękitną sukienkę, mój mąż musi mieć marynarkę w takim samym kolorze. Garnitur musi być z jedwabiu, a moja sukienka z atłasu. Ma być prosta z lekkimi, lecz widocznymi ozdobami u dołu. Spodnie garnituru czarne, biała koszula i błękitny krawat.
- Coś jeszcze? – zapytała Katie, lekko unosząc brew do góry.
- Nie.
- W takim razie zapraszam przymierzyć kilka propozycji, wybierzemy kształty sukienki i pobierzemy wymiary. Proszę tutaj. Zakwestionuję państwu pewien pomysł, dobrze? Moim zdaniem ładnie, by państwo wyglądali w... na przykład w pomarańczowym, brzoskwiniowym albo beżowym.
- Pani sobie chyba ze mnie żartuje! – burknęła jej matka. – Ja mam wyglądać na weselu jedynej córki cudownie! Mam pięknie wyglądać, a nie wtapiać się w tło!
- No dobrze, jak pani chce. – powiedziała Katie i podeszła do mnie. – Co to w ogóle za ludzie? To jakaś masakra.
- Tragedia, nie? Wyobraź sobie, że ich córka jest taka sama.
- Jak ty z nią wytrzymujesz?
- Ona ciągle wyjeżdża, bo jest modelką tak więc mam spokój.
- Aha, czyli cały czas pracujesz z tym przystojniakiem? Szczęściara.
- Chcemy coś takiego! – rzuciła matka Jennifer.
- Czyli zostajemy przy błękicie?- zapytała ostatecznie Katie.
- Tak, niech pani zaproponuje coś neutralnego tym staruchom.
- Przepraszam, komu?
- Dziadkom Nicolasa.
- Pani chyba trochę się zapomina. – oznajmił Nick. – Na pewno nie będą wybrzydzać i wymyślać nie wiadomo czego jak pani.
- Nicolasie!
- Mam gdzieś pani zdanie. Pani jest zawsze mało. – odrzekł.
- Nick, jak ty się odzywasz do mojej mamusi! Uspokój się, przeproś ją! Natychmiast!
- Chyba kpisz! Mam dość twojej rodzinki! Mam dość ciągłego chwalenia się kasą, jak oni! – rzucił w stronę rodziców Jennifer.
- Uważaj sobie na słowa!
- Ja mam uważać?! – Nick wyszedł z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami. Jennifer głaskała matkę po plecach, jej ojciec gapił się nie widomo gdzie, więc postanowiłam za nim pobiec.
- Nick! Nick! Zaczekaj! – stanęłam naprzeciw niego. – Chodźmy do mojego gabinetu, twoi dziadkowie na pewno zaraz się zjawią.
- Jak słyszałaś zapewne ślub zostanie odwołany.
- Przestań, jesteś zdenerwowany. Chodźmy. – złapałam go pod rękę i zaprowadziłam na górę, do mojego gabinetu. Nalałam mu wody usiadłam naprzeciw niego na biurku. – Wszystko będzie dobrze.
- Nie, Amy. Jak ona w ogóle mogła powiedzieć tak o moich dziadkach? Myśli, że jak ma dużo kasy to może wszystkimi zarządzać?! Zastanawiam się czy ten ślub to dobre rozwiązanie.
- Nie ma się nad czym zastanawiać... Zobaczysz, że Jennifer zmieni się po ślubie. Wszystko będzie dobrze. – pogłaskałam go po ramieniu, co lekko poprawiło mu humor. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, więc otworzyłam je. – Dzień dobry, państwo są dziadkami Nicka, tak?
- Tak.
- Nazywam się Amy Rose i pomagam Nicolasowi i Jennifer przygotować ślub.
- Lydia i Henry Clarke.
- Miło państwa poznać. Napiją się państwo czegoś?
- Nie, dziękujemy. – uśmiechnęła się do mnie życzliwie starsza kobieta.
- W takim razie zejdźmy na dół, pokażę państwu moją firmę i zajmiemy się doborem strojów, dobrze?
- Oczywiście.
Nick przywitał się z nimi, widać było na pierwszy rzut oka, że są zżyci.
Zjechaliśmy windą na sam dół. To jak państwo zdążyli zauważyć jest hol. Po lewej stronie znajduje się bufet, tam gotuję obiady, przygotowuje śniadania, lunche nasza wspaniała kucharka pani Elizabeth. Gotuję wręcz cudownie. Zaś po prawej sofy i fotele, regały z książkami gdzie można zaczekać w spokoju na swoją kolej. Wejdźmy teraz po schodach.
- Piękny żyrandol. – zauważył Henry. – Czy to prawdziwe diamenty?
- Dziękuję, nie to prowizoryczne diamenty. – zaśmiali się. - Tam po prawej i po lewej stronie znajdują się sale konferencyjne. Zebrania zwołujemy raczej rzadko, bo tylko wtedy gdy rozdzielamy klientów. Na drugim piętrze znajdują się między innymi pracownie krawieckie, do której zaraz wrócimy. – weszliśmy na trzecie piętro. – Tutaj zajmują się zaproszeniami, zaznaczę, że sami je ręcznie dekorują. Obok znajdują się gabinety innych wedding plannerów. No i na ostatnim... Czwartym już piętrze znajduje się mój gabinet oraz moja niezastąpiona asystentka. To Maggie.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- W taki razie wracamy do pracowni mojej przyjaciółki, która jest najlepszą krawcową pod słońcem. To znowu my. – zaśmiałam się.
- Dzień dobry, nazywam się Katie.
- Henry i Lydia. – przyjaciółka pokazała im swoje stanowisko, a ja dotknęłam ramienia Nicka, wiedząc jak musi się czuć.
- Uśmiechnij się.
- Skąd w tobie tyle optymizmu?
- Szefowo! – krzyknęła Maggie. – Jakiś mężczyzna przyszedł i chce tobą rozmawiać.
- Przepraszam, ale muszę iść.
- Dlaczego tobie zawsze trafiają się tacy przystojni klienci?
- Nie zaczynaj, wiem do czego zmierzasz.
- Oj, Amy.
- Maggie. – zaśmiała się.
Wpadłam do swojego gabinetu i ujrzałam znajomego mężczyznę. Bruno spoglądał za okno. Porozmawialiśmy chwilę i ustaliliśmy, że spotkamy się wieczorem po czym opuścił budynek, a ja wróciłam do państwa Clarke. Nicolas siedział znużony pijąc kawę. Postanowiłam pozwolić mu na myślenie o całej sprawie.
- Witam panią. – powiedziałam obejmując lekko jedną ręką panią Clarke.
- Och, witaj.
- Wybrała pani już kolor?
- Nie jeszcze nie. Mogłabyś mi pomóc?
- Oczywiście. Wolałaby pani coś bardziej stonowanego czy wręcz odwrotnie?
- Skarbie, nie nadaję się już na szaleństwo z kolorem ubrań. Za stara jestem.
- E tam... Jaki jest pani ulubiony kolor?
- Kremowy lub beżowy.
- W takim razie może spróbowałybyśmy połączyć kremowy i czernią, hm?
- Już mi się podoba.
- Wybrałyście coś? – zapytał Nick.
- Tak, panna Rose to niezwykle uczynna kobieta.
- Proszę mi mówić Amy.
- Amy masz może narzeczonego albo chłopaka?
- Nie.
- To może chcesz wyjść za mojego Nicka, bo ta sknera go zniszczy, a on jest takim dobrym mężczyzną. – otuliła jego twarz swoimi dłońmi.
- Babciu...
- No co? Chcę dla mojego wnuka jak najlepiej, a Amy to naprawdę cudowna kobieta.
- Babciu znasz Amy dopiero od ponad czterdziestu minut.
- No i co z tego, mój drogi potrafię odróżnić dobrego człowieka od złego. Obawiam się, że Jennifer nie jest dla ciebie odpowiednią kandydatką na żonę.
- Wiem babciu, że jej nie lubisz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top