Rozdział 14

Wróciłam do domu rozkojarzona, obawiałam się, że posunęliśmy się za daleko. W salonie siedziały Alex i El. Gdy moja siostrzenica mnie zobaczyła uśmiechnęła się znacząco. Po chwili opuściły dom.  Zdążyłam wypić herbatę i do mojego domu wpadła Katie.  Wyglądała na bardzo podekscytowaną.

- Co to się dzisiaj wydarzyło?

- Co?

- U ciebie w gabinecie. 

- Jestem. - krzyknęła El. - Hej, Katie. Chyba nie powiedziałaś, że ci powiedziałam, prawda?

- Właśnie...

- Więc było gorąco? - ekscytowała się moja przyjaciółka.

- Nie wiesz jak bardzo. - dodała Ellie.

- Nie, nie było gorąco. Po prostu coś wpadło mu do oka i...

- Jasne, Amy, oczywiście.

***

- Dzień dobry. - powiedział Christopher.

- Dzień dobry. Ach, zapomniałam przelać pieniędzy na konto... Proszę dać mi chwilę, już się za to biorę. Może napije się pan czegoś?

- Nie, dziękuję.

- Dziękuję za wczoraj. Wszystko wygląda cudownie.

- Bardzo się cieszę. Mogłaby pani dać mi swój numer?

- Hej. - rzucił Nick, wchodząc do gabinetu.

- Hej. Ma go pan. - uśmiechnęłam się. Oczywiście miał mój numer służbowy.

-Aha. - posłał mi serdeczny uśmiech.

- Gotowe. Pieniądze są na końcie. Dziękuję jeszcze raz i do wiedzenia.

- Do zobaczenia. - ostatni raz się uśmiechnął i zniknął.

- Ten facet ewidentnie cię podrywał. - oznajmił i usiadł naprzeciw mnie.

- E tam.

- Amy, to ja już idę. - powiedziała Maggie.

- Jasne, pa.

- Pa.

- Idziemy? - zapytał mój przyjaciel.

- Yhym. - objął mnie w talii i weszliśmy do windy. Wsiedliśmy do samochodu Nicka i zadzwonił mój telefon.

ROZMOWA:
- Hej ciocia, gdzie jesteś?

- Wiesz co odjeżdżamy spod firmy z Nickiem, a co?

- Zrobiłam obiad, więc zaproś go do nas.

- Okay... Jeśli się zgodzi.

- W takim razie czekam. - rozłączyłam się i zapytałam przyjaciela czy zostanie u nas na obiedzie.

Było fajnie, śmialiśmy się i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Piliśmy powoli wino, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

- Zaraz wracam. - uśmiechnięta otworzyłam je i zobaczyłam dziadków El.

- Witamy ponownie. - oznajmiła jej babcia.

- Ostatnim razem chyba wyraziłam się jasno.

- Amy... Dzień dobry. - szepnął Nick stając u mego boku.

- Kim pan jest?

- To chyba nie jest wasza sprawa. Nie rozumiem po co tu przyszliście. Zaczekaj na mnie w salonie, dobrze? - posłuchał mnie i odszedł.

- Zapewne jest nasza wnuczka, więc chcielibyśmy się z nią zobaczyć.

- To niemożliwe. 

- Słucham? Amy chyba nie chcesz, żebyśmy ciągali się po sądach... Każdy z nas chce załatwić tę sprawę polubownie.

- Tę sprawę?! - zamknęłam drzwi i wyszłam na taras. - Śmierć mojej siostry i Roberta... Ellie i ich nazywacie sprawą?! Macie czelność jeszcze tu przychodzić?! Od zawsze mieliście Ellie gdzieś! Teraz wielce po śmierci jej rodziców jesteście przykładnymi dziadkami?!

- Skoro tego chcesz, proszę bardzo... Odbierzemy ci prawa do niej.

- Nie zrobicie tego! Nie możecie...

- Zrobimy. I dobrze wiesz kto ma większe szanse...

Jej mąż był prawnikiem... Wprawie emerytowanym, ale miał znajomości, więc w tej kwestii byłam na przegranej pozycji.

- Żegnam. - powiedziałam lekko przerażona tym co nadejdzie.

***
Przez następne kilka dni nie myślałam o niczym innym. Przeszukiwałam internet w poszukiwaniu najlepszych prawników w Los Angeles, ale byli tak drodzy, że nie mogłam sobie na ich pozwolić, inaczej musiałabym wziąć kredyt i zrezygnować z remontu domu.

Spotkanie z Nicolasem i Jennifer miałam mieć dopiero za dobrą godzinę, więc poszłam na spacer. W mojej głowie miałam wyraz twarzy Ellie kiedy powiedziałam jej kto stał za drzwiami. Postanowiłam zrobić wszystko, by ci niedopuścić do tego, aby moja siostrzenica cierpiała.

- Przepraszam was bardzo, ale miałam jedną sprawę do załatwienia i myślałam, że zdążę. Proszę, wejdźcie. Napijecie się czegoś?

- Wody.

- Ja dziękuję.

- Maggie, przynieś dwie szklanki wody.

- Jasne, szefowo. - zagadnęła wesoło.

Odmówili kolejne szczegóły. Na koniec ustaliłam następny termin spotkania i pożegnaliśmy się. Jednak Nick po chwili wrócił pod pretekstem, że zapomniał telefonu.

- Oni są jak... Jak wrzut na tyłku!

- Mogę jakoś poradzić?

- Raczej nie. Szukam jakiegoś bardzo dobrego prawnika, ale ceny są takie, że... -usiadłam w fotelu i zatopiłam palce we włosach.

- Aha, dobra uciekam, bo Jennifer czeka. Wpadnę któregoś dnia. - powiedział i przytulił mnie do siebie, całując w policzek. - Pa.

- Pa.

***
OD: Nick

Lunch w tej knajpie za rogiem. 

DO: Nick

OK.

Weszłam lekko podenerwowana całą sytuacją. Wypatrzyłam go, lecz nie był sam. 

- Hej, Amy. Mówiłaś, że nie możesz znaleźć dobrego prawnika... A oto i on, James Bailey. Najlepszy jakiego znam. Mówię tak tylko po to, bo jest moim kumplem. Żartuję. 

- Amy.

- James.   

- W takim razie ja was zostawiam i mam nadzieję, że rozwiążecie tę sprawę. 

Opowiedziałam mu o wszystkim, nie ukrywając żadnych szczegółów. Doradził mi kilka rzeczy. 

- A ile to wszystko będzie kosztować? - zapytałam, spodziewając się niemałych kosztów.

- Nic. 

- Nie...

- Wiszę Nickowi przysługę. 

- Dziękuję. - powiedziałam. 

- Jeszcze nie ma za co. 

- Jest, bo dzięki tobie widzę jakieś światełko w tunelu.

- Wiesz co robić gdyby przyszli.

- Jasne. 

Wróciłam do firmy w znacznie lepszym humorze. Gdy tylko rozsiadłam się w swoim wielkim fotelu, wzięłam telefon i napisałam do Nicka:

DO: Nick 

Dziękuję :*

OD: Nick

Nie ma za co.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top